Pokaż listęUkryj listę

Opoowi *** Trening W – 3 – 6 - Paznokterror

Postać→ Miłośnik Samochodów

Miejsce→Wrzosowisko

Zdarzenie→Złamany Paznokieć

77777777777777777777777777

 

Wrzosowisko o rannej porze jest ciche i spokojne. Gęsta mgła płynie nad powierzchnią, niczym zimna i śmierdząca broda, spleśniałego w swym rozkładzie trupa. Można by rzec: no cóż, mgła jak mgła. Nie pierwsza i nie ostatnia. Nic bardziej mylnego. Gdyby wejść do jej czeluści, dostrzec by można: czarne grudki w kształcie: złamanego paznokcia. Niektóre nie są czarne, tylko brudno-żółtawe. Jak stara skóra zgniłej pomarańczy lub nałogowego palacza wszystkiego co popadnie. Rosną tu kwiatki o kształcie: malutkich czaszek. Tycie listki, czyli: małe piszczelki i miedniczki, dźwięczą w porywach leniwego wiatru, który najchętniej by stąd zwiał, ale nie ma tyle sił, by pokonać lepką mgłę. Niektóre roślinki, są o dziwo kolorowe. Jednak większość ma barwę popiołu, co zostaje po spaleniu zwłok. Co chwila ścieka z nich czerwona maź. Nieustanne odgłosy kapania na zrogowaciałą, tu i ówdzie powierzchnię, słaba widoczność oraz ciche pobrzękiwania, tworzą niepowtarzalny klimat, aczkolwiek z lekka przygnębiający. Wrzosowisko zajmuje całą okolicę. Im dalej od tego miejsca, jest bardziej suche i stabilne. Wybudowano tam małe Miasteczko. Główną jego atrakcją jest wypożyczalnia dziwacznych samochodów. Zawiaduje tym wszystkim, wielki ich miłośnik, szalony trochę, lecz nad wyraz skromny: Kałboy. Przydomek ma swoje korzenie w spostrzeżeniu, że te jego jeżdżące atrakcje mają wygląd zgoła odmienny, niż by można wnioskować z pseudonimu. Dba o wszystkie jak o własną kieszeń. Aczkolwiek nazw, ma Jego Osoba więcej.

 

Mieszkańcy od wieków nie odwiedzają Środkowych Wrzosów. Legenda głosi, że stoi tam dziwna budowla o dziwnym kształcie, niewidoczna z daleka, z jeszcze dziwniejszym mieszkańcem. Tubylcy nie żywią nadziei, że jest to istota o gołębim sercu. I słusznie.

 

W Miasteczku wielkie poruszenie. Późną nocką obudził wszystkich przeraźliwy wrzask. Od razu pomyślano, że nie chodzi tu o żadne: koty w rui. Odgłos był bardziej ludzki z przekleństwem na końcu. Powtórzony dwa razy, a zatem niektórzy byli już rozbudzeni i usłyszeli dopiero jako powtórkę.

 

– A łaj! Kuźwa! – tego typu dźwięki wyrwały tubylców ze snu.

 

To Pan Aucio walnął młotkiem we własny palec, łamiąc przy okazji paznokieć, bo w czasie lotu narzędzia, spojrzał na obrazek, który wisi na ścianie. Przedstawia fragment wrzosowisk z których coś wystaje. Jakaś budowla. Malowidło wisi w jego gabinecie od wielu lat, ale on dopiero teraz, dostrzegł pewien szczegół i to go trochę zmroziło. Gdzieś tak w połowie konstrukcji zauważył znajomy: herb. Dwa skrzyżowane palce z długimi paznokciami. Toż to jego rodzinny! Z dziada pradziada. Pomyślał o znanej legendzie. Skojarzył. Pokombinował umysłem i doszedł do wniosku, że tam daleko mieszka jego dziadek lub pradziadek lub jakiś inny krewny. Ale z tego co słyszał, nie można go zaliczyć do istot miłujących bliźnich swoich. Od tego momentu wstyd go nawiedzał za krewnego.

 

Przed wypożyczalnią samochodów stoi tłum mieszkańców. Pan Aucio jest bardzo lubianą postacią. Chociaż raczej małomówną. Wszyscy w jego kierunku wykrzykują wyrazy współczucia, z powodu bólu jakiego doznał, łamiąc i trzaskając paznokieć oraz z uwagi na wiadome pokrewieństwo z tym paskudem, który chyba naprawdę istnieje.

Pan Kałboy póki co, stoi i słucha pokrzepiających słów:

 

– Ty facet… do dupy z krewnym. Jeżeli do tego czasu nie dał znać o sobie, to na pewno trup.

– Żeby ino – zwątpił Pan Aucio.

– Lepiej zgubić paznokieć niż więcej zgubić. Dobrze mówię, co?

– Musimy załatwić twojego krewnego. No chyba, że nie żyje.

– Chyba żyje, bo ostatnio od strony Środkowych Wrzosów, strasznie czuć.

– To raczej nie żyje.

– Albo żyje i śmierdzi złem. Czarne moce są po jego stronie. Szkoda, że nie po naszej.

– Hej ty! Stul twarz. Głupiś do samego końca.

– Do końca czego?

– Może nas?

– Ale śmieszne.

 

Miłośnik Samochodów zaczyna odczuwać niepokój. Coś mu mówi, że puknął w paznokieć nie przypadkowo. Jakby jakaś ciemna siła go do tego zmusiła. Przypomniał sobie, co powiedziała jego babcia, gdy był jeszcze dzieckiem. Teraz wie, że zapamiętał jedno zdanie: „Jak kiedyś walniesz palec młotkiem... a dokładniej w paznokieć, to może mój stary odzyska wiarę we własne siły. Dostanie zapału do różnych działań. Bo póki co jest strasznie leniwy”

 

I oby leniwym i bez wiary pozostał. Co ja najlepszego zrobiłem? – pomyślał MiSa.

 

Gdyby spojrzeć na Środek Wrzosowisk z lotu ptaka, widać gołym okiem: żółtawo-różowe kółko. Spojrzenie z pozycji ziemi, daje zgoła inny obraz do oglądania. Ogromny palec wskazujący, ze szpiczastym czarnym paznokciem na wierzchołku, jest do pozazdroszczenia Zamkiem, jeżeli chodzi o metry kwadratowe do biegania. Ale nikt w nim nie biega. Tylko siedzi samotnie jak ten palec, na Paznokciowym Tronie. Śpi.

 

Nagle słychać przeraźliwy trzask na szczycie zamku. Właśnie w tej chwili Pan MS, uderza wspomnianym młotkiem. W tym samym momencie, pęka Wielki Paznokieć stanowiący nieprzemakalny dach. Telepie swoją połówkę po uskokach dachu, by zakończyć wędrówkę we mgle. To budzi Ciemnego Paznokterrora. Myśli chwilę, oddaje mocz i pragnie zemsty. Chociaż nie wie: za co. Odnalazł sens życia. Wstaje z fotela, planując w międzyczasie najazd na Miasteczko. Jego wojsko też już nie śpi. Właśnie zaczyna wystawać z ziemi jak rosnące szparagi. Takie ranne ptaszki.

 

Na ulicach kolejne zamieszanie. Wszystkim naraz łamią się i odpadają paznokcie. Co chwila słychać ciche stukanie o bruk. Nawet nikogo nie boli za bardzo, ale jest to pewien znak, że nadchodzi: coś, od strony Środka Wrzosowisk. Od jakiegoś czasu, tubylcy są przekonani, że Krewny Miłośnika, faktycznie istnieje. Poszli nawet do Rady Starszych. Tylko jedna Babcia została z całego zgromadzenia. Zapytali, co będzie. Usłyszeli słowa;

 

– A co ma być? Wojna będzie. Wroga bić. Gdziekolwiek będzie dostępny.

 

Wtedy Pan Aucio rezolutnie zapytał:

 

– A czym?

– Konikami chociażby i światło… tego tam.

– Aaa… wiem… o co chodzi… nie pomyślał bym.

– Nie obraź się, ale ty rzadko myślisz normalnie. A strategicznie, to już zupełnie wcale. Słusznie mówię – rzekła Rada Starszych.

 

Ogromna brama zamku jest otwarta. Wychodzi przez nią jedyny władca przygnębiających włości: Wielki Paznokterror. Ma inny wygląd niż w uśpieniu. Stanowi ogromny, kilkunastometrowy żółtawy palec, zgięty wpół, z wysuniętym do przodu ostrym paznokciem, o długości bodajże dwóch metrów. Jakiś czas nie był przycinany, gdyż w komnatach nie ma nożyczek. Podwładni Wielkiego Palucha, wyglądają tak samo jak ich pan, tylko że trochę mniejsi. Ale za to bardziej zaciekli. Po chwili całe setki zgiętych do przodu Paluchów, podąża w kierunku Miasteczka. Słychać głośny szelest wzajemnych pocierań paznokciowych. Tego co idzie z przodu, powtórnie przedstawiać nie trzeba. Nie wiadomo w jaki sposób są napędzane, gdyż nie mają nóg.

 

W Miasteczku pierwsze objawy paniki. Lecz Pan Kałboy, otwiera maski wycackanych samochodów. Wewnątrz biegają stada metalowych koników mechanicznych. Może będą przydatne do walki. Właśnie jednego z nich uspokaja głaskaniem, gdy nagle słyszy krzyk swojego sąsiada:

 

– Paluchy nadchodzą. Nawet wiemy, kto nimi dowodzi. Twój pieprzony krewny. Jest największym z nich. Mają cholerne dzioby. Nie wiem co to jest, ale ostatnio coś takiego sobie obcinałem. Im też trzeba. Bić wroga! Byłem na wieży strażackiej i widziałem. A teraz biegnę z powrotem, bo zapomniałem włączyć syreny.

 

Kolejne zamieszanie w Miasteczku. Tym razem połączone z popłochem. Ale jeszcze z czymś. Z jasnym poczuciem, że należy walczyć za Ojczyznę. Nawet jeżeli wrogami, dowodzi jeszcze większy wróg i chociaż należy do rodziny faceta, którego lubimy.

 

Nawet Rada Starszych krzyczy wojownicze słowa, wymachując lokówką.

 

Wielki Paluch sunie w kierunku przeznaczenia. Aż mu się paznokieć ślini, gdy myśli o nadziewaniu ciał. Za nim setki Mniejszych Paluchów. Zgięte wpół z wystającym, zrogowaciałym ostrzem. Wysoka trawa opływa ich porowate ciała. Wyglądają jak stada długich szyi, pokracznych łabędzi. Są coraz bliżej miasteczka. Otaczają całą rozległą osadę. Nie ma żadnych murów. Dotarli do celu. Zemstę czas zacząć.

 

Pan Aucio stoi na dachu samochodu. Tym razem piękno jest nie ważne, tylko wzajemna walka z barbarzyńcą. Dostrzega sunącego wroga. Zmutowanego członka rodziny. Cholerny Dziadek. Co z niego wyrosło. Ciekawe, czym go Babcia karmiła. A może on sam, wtranżalał co popadnie. Nie ma oczu, ale idzie, jakby miał. Nie tylko on. Ale czym się przed takimi bronić. Paluchy wpadają na ulicę. Wielu nadziewają na paznokcie. Nawet niektórych ciekawskich, z okien wydłubują. Inne pomagają im czyścić narzędzia, zesuwając zwłoki. Spadają z mokrym plaśnięciem. Krew sika na wszystkie strony. Lecą szczątki, jak parodia krwistych naskórków i flaków z majerankiem. Brudzą samochody. A to już Pana Aucia, bardzo zdenerwowało.

 

Podbiega do niego ten sam rezolutny sąsiad. Drze się jak podarte gacie:

 

– Wykorzystajmy Światłoplujki Miłości!! Przecież mamy je w posiadaniu.

 

Rzeczywiście. Zapomniano o tej dziwnej broni. Żywi tubylcy biegną na wszystkie strony. Chociaż niektórzy zostają nadziani. Widać podłużne cienie od wysokich wrogów. Zaangażowani lecą co sił w nogach do magazynu. Po chwili taszczą zapomnianą broń. Tylko trzeba ją naładować. Tubylki i tubylcy śmigają do swoich domków. Ulice niebezpieczne. Nie można się skupić. Ładują broń potrzebną energią. Wylatują zdyszani, lecz mimo wszystko, pełni sił do walki. Kobiety też.

Dzieci są zamknięte w domach. Oglądają bajkę: „Tajemnica Wrzosowisk i co z tego wyniknie.”

 

Pan Aucio słyszy słowa:

 

– Ale ja nie mogę. Dzisiaj nic z tego.

– Jak to nie możesz – strofuje MS. – To dla dobra ojczyzny. Postaraj się.

 

Wielki Paluch i pozostałe plują Czarnym Światłem. Karabiny atakowanych: białym. Gdy ktoś dostaje: czarnym, to atakuje swoich. Lecz Białe Światło przepala wrogie paznokcie. Odcina od macierzy. Spadają z łoskotem na ziemie. Paluchy i ludzie brodzą w nie wiadomo czym. Zdarza się, że białe i czarne światło, tworzy wypadkowe. Kto dostanie szarym, to nie wie, kogo kochać a kogo bić. Co jest dobre, a co złe. Siada na bruku i płacze. Jeden z tubylców kołysze się na wielkim wklęsłym paznokciu, leżącym na ziemi. Huśtawka jak na giełdzie. Trudno celnie strzelać. Z tyłu zostaje mu coś odcięte. Krew kapie z niego i z tych dziwnych dachów. Wielu robi fikołki, bo ślisko jak w rzeźni na posadce. Całością napastników kieruje: Wspomniany Już Tyle Razy. Trzeba go zniszczyć za wszelką cenę.

 

Miłośnik Samochodów płoszy: Metalowe Koniki. Są Pegazami. Fruną na Wielkiego ze wszystkich stron. Wtapiają swoje mechaniczne ciała w jego biologiczne. Wgryzają do środka. Tupią kopytkami po paznokciu, robiąc głęboki rowek. Na dodatek białe światło wypala mu dziurę na wylot. Widać przez nią fragment wojny. Ale już nie długo. Podły Krewny jest coraz słabszy i zrezygnowany. Gdyby miał oczy, to by płakał za pewne.Tym bardziej, że już nie ma dwumetrowego paznokcia. Krew mu spływa po skórze. W końcu upada do przodu, robiąc czubkiem wielką dziurę. Pozostałe czynią to samo. Jak jeden umysł, zastygając na ziemi z trójkątnym prześwitem.

 

W czasie wielkich porządków, jakoś wywieziono wszystkie Paluchy i głęboko zakopano w oddali. 

 

W miasteczku znowu zapanował spokój. Jest jak dawniej. Zginęło mniej niż by się mogło wydawać. Powędrowano na Środek Wrzosowisk, by zobaczyć Zamek. A tam pustka. Nawet mgły. A kwiatki normalne kolorowe. Teren podmokły, ale nie aż tak. Po dłuższym przemyśleniu, na miejscu w którym stał Zamek zbudowano przytulny Salon Kosmetyczny. Główna atrakcją, jest manicure: ala Paznokterror

 

77777777777777777777777777777

– Mamusiu, wiesz co?

– No nie wiem.

– To ci powiem. W naszej piaskownicy coś się pod spodem ruszało. Ale na wierzch nie wyszło, bo przykryłam wiaderkiem.

– Co ty nie powiesz, słoneczko ty moje.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • Witamy kolejny tekst :)
  • Aisak 17.10.2018
    TW i pychy pod tekstem?!
    Niedopuszczalne!
  • Aisak 17.10.2018
    Puchy.
    Pustki.
    Pusteczkowo.
  • Dekaos Dondi 17.10.2018
    ''Pusteczkowo" - urocza nazwa jako nazwa.
  • Canulas 17.10.2018
    "Tycie listki, czyli: małe piszczelki i miedniczki, dźwięczą w porywach leniwego wiatru, który najchętniej by stąd zwiał, ale nie ma tyle sił, by pokonać lepka mgłę" – lepką.

    "Nieustanne odgłosy kapania na zrogowaciałą, tu i ówdzie powierzchnie, " - powierzchnię

    Dialogi masz przednie.

    "– Albo żyje i śmierdzi złem. Czarne moce są po jego stronie. Szkoda, że nie po naszej. " - ten jest zajebisty.

    "Nie wiadomo w jaki sposób są napędzane, gdyż nie maja nóg. " - mają

    "Cholerny Dziadek. Co z niego wyrosło. Ciekawe, czym go Babcia karmiła. A może on sam, wtranżalał co popadnie. Nie ma oczu, ale idzie, jakby miał. " - przezajebisty zapis.

    "Dzieci są zamknięte w domach. Oglądają bajkę: „Tajemnica Wrzosowisk i co z tego wyniknie” - brak kropki.

    Końcówka z tym wiaderkiem – rewelacja.
    Bardzo fajnie i wesoło opisany chaos wojenny. Ja sam nie umiem. Opisuję najczęściej przygotowania, a potem już jak jest po. Uczę się, ale jest ciężko.
    Pozdro - 5
     
  • Dekaos Dondi 17.10.2018
    Wielkie Dzięki Canulasie. Za złapanie błędów - Też! . Napadło mnie jak zwykle: pierwsze zdanie, a zaś wymyślałem w trakcie. Cały czas staram się pamiętać o Twych uwagach, na temat: ciebie, moja, mnie, mi..itp. Żeby unikać, gdy niepotrzebne. Na tle:''się'' nadal mam chyba odchyłkę. Pozdrawiam.
  • fanthomas 17.10.2018
    dość dziwne, trochę fantasy, trochę dark, trochę bizarro.
  • Dekaos Dondi 04.11.2018
    Dzięki fanthomas Pozdrawiam
  • Witaj!
    Co sądzisz o:
    1. Wrzuceniu gatunków do zdarzeń? Np. "Napisz horror".
    2. Pisaniu TW w parach? Dla chętnych. Dwie opcje:
    - tworzenie jednego zestawu z dwóch otrzymanych i każdy pisze osobno
    - tworzenie jednego zestawu z dwóch otrzymanych i wspólnie pisanie jednego tekstu (publikacja: tekst zostaje podzielony na pół, aby każdy mógł go opublikować u siebie, musi mieć ten sam tytuł oraz informację z kim został pisany)
    3. Numer zdarzenia przestaje wpływać na kolejność. Obecni na niedzielnym obdarowywaniu wybieraliby zestawy w kolejności przybycia. Oczywiście, każdy otrzymałby zestaw. Nieważne, czy byłby obecny, czy też nie.
    4. Czy masz inne pomysły na zmiany w TW?

    Daj znać w tym wątku:
    http://www.opowi.pl/forum/zabawa-slowami-w273/

    Pozdrawiamy!
    PS: Jeśli jeszcze masz ochotę dorzucić coś swojego do pul (postacie, miejsca, zdarzenia) to śmiało wrzucaj do tego samego wątku, co odpowiedzi na pytania z ankiety :)
  • Agnieszka Gu 25.10.2018
    Witam,
    Fajne, luźne opowiadanko :) Wszystkiego po trosze - wojny, zawieruchy, fantasy, groteski nawet
    Koniec zaskakujący :)
    Pozdrowionka :))
  • Dekaos Dondi 25.10.2018
    Dzięki Agnieszko Gu. Tak miało być jak rzekłaś. Pozdrawiam <:~)
  • Pasja 25.10.2018
    Witam
    Bardzo typowy klimat Dekaosa i w ciekawy sposób ugryzłeś temat. Cały ten powiew wojenny był lekko podlany humorem. A koniec z piaskownicą i wiaderkiem jest zajefajny.
    Pozdrawiam serdecznie
  • Dekaos Dondi 04.11.2018
    Pasjo Dzięki Pozdrawiam
  • Elorence 04.11.2018
    Końcówka zwala z nóg.
    A całość, wow, Ty to masz wyobraźnię DD :) Byle tak dalej :)
    Super, że piszesz z nami.
    Pozdrawiam!
  • Dekaos Dondi 04.11.2018
    Dzięki Elorence Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania