TW 12 Za duszę Irenki

Wylosowany zestaw

Postać: nieśmiały lekarz

Zdarzenie: zatrucie pokarmowe

Gatunek: list

 

Środa wieczorem

Panie, bądź wola Twoja.

Tata buduje studnię. Od tygodnia pracuje popołudniami, żeby wykopać odpowiedni otwór. Mierzy, oblicza, kalkuluje. Dostarczono nam też betony, które włoży do środka. Kiedy pytam po co, bo przecież mamy wodę z kranu i jeszcze nigdy nie jej zabrakło – nie odpowiada. Każe się tylko modlić. Za Maćka, Stefana, za mamę i za niego. Za mnie modlą się inni. Kiedy robimy to sami, modlitwa jest nieskuteczna, choć ja i tak trochę oszukuję. Ale po kolei...

Mój pierwszy brat jest sukinsynem, to łatwa do udowodnienia teza, jak mówi tata. Wszedł na złą drogę i pracuje teraz jako chłopiec do zaspokajania bogatych mężczyzn. Tata mówi też, że trzeba się za niego modlić, mocno, gorliwie i często, ale ja tego nie robię. Pamiętam, jak kiedyś, w wieku sześciu, może siedmiu lat, dla własnej frajdy rozebrał mnie do naga i wystawił przed dom, a sam poleciał na balkon, machając ubraniami. Było zimno. Och, Boże, czułem jak kurczy mi się każdy centymetr ciała i nic już nie było ciepłego, nawet oddech. Stałem tam może dwadzieścia minut, czas płynął, samochody przejeżdżały, Maciek się śmiał i gdyby nie mama, która właśnie wracała ze sklepu, stałbym tam pewnie z gołym tyłkiem dalej. Możesz sobie wyobrazić, Boże, jaką miała wtedy minę. Oczywiście pomyślała, że sam wpadłem na taki głupawy pomysł. A Maciek rechotał nadal i jestem w stu procentach pewny, że nawet go ten widok podniecił. Dostałem lanie. Siedem, osiem klapsów za każdy rok życia. Tata uderzał tak, żeby sprzączka wbijała się w miejsce między kręgosłupem, a pośladkami. Tam bolało najbardziej. Dlatego teraz, kiedy każe się modlić za brata, udaję, a tak naprawdę przkelinam go w duchu.

Mój drugi brat, Stefan, trafił do zakonu. Nie odwiedzamy go, bo podobno nie można. Wiem tylko, że nie mają kablówki, komputerów, słodyczy, telefonów, coli. Nie mają nic, oprócz czystych sumień i różańców. Za niego też modlę się rzadko, bo przecież w tym klasztorze i tak ma dobrze. Obu widziałem już bardzo dawno temu.

I w końcu moi rodzice. Tata jest lekarzem, takim od zwierząt, opiekuje się kotem sąsiadki (głupi rudzielec), gołębiami, psami i wszystkim, co tylko mu przyniosą. Mama z kolei pracuje w bibliotece, ma wielkie, kanciaste okulary i zawsze związane włosy. Jest ładna, bo ani szczerbata, ani gruba, tylko zawsze taka zamyślona, jakby świat wokół niej nie istniał. Czasem zapomina o modlitwie. Pamiętam, jak kiedyś przed pójściem spać nie wzięła książeczki, nie odmówiła także różańca, nie pocałowała nawet świętej figurki. Tata się wkurzył. Wiem Boże, że to pamiętasz i też na pewno byłeś zły. Nie dostała lania, bo jest na to za duża, ale tata wciąż krzyczał, że jest diabelskim nasieniem i zawsze gdy zapomina o modlitwie, szatan zbliża się do niej o następny krok. Nie rozumiałem, co to jest diabelskie nasienie, ale gdy zobaczyłem, jak mama klęczy przy oknie następnego wieczoru, z ręką owiniętą różańcem, a tata chodzi wokół niej i odputuje z litanii, zrobiło mi się straszno. Pilnowałem później, żeby nigdy nie zapomnieć o modlitwie. Większość znam już na pamięć. Myślisz, że rodzice się jednak kochają? Opiekuj się nami wszystkimi, amen.

 

Piątek, popołudnie

Boże,

Otwór robi się coraz większy, czasem tam wskakuję i widać mi jedynie czubek głowy. Tata częściej śpiewa i nawet tak bardzo nie sprawdza nas z modlitwy. Noszę książeczkę ze sobą cały czas. Pomagam mu odrzucać ziemię i razem wywozimy ją aż pod las. Dzięki temu nabrałem więcej siły. W nagrodę za pomoc tata kupił mi colę i dwie paczki chipsów, od których psują się zęby. Jedną schowałem wysoko w szafie, żeby mieć na kiedyś, a drugą zjadłem od razu. Oczywiście poczęstowałem mamę, mówiąc, że tata chyba robi się bardziej łagodny, bo dziś nazwał mnie mężczyzną. Była cała blada, rozdygotana, patrzyła niepewnie na paczkę chrupków, a później przez okno. Pogłaskała mnie po głowie i pocałowała w czoło. Trzęsła się. Chyba jest chora. Nie lubię buziaków w czoło, to dziecinne. Dziękuje Ci Boże za to, że zmieniasz tatę. Opiekuj się nami nadal. Stefanem też. Maćkiem... Maciek da sobie radę.

 

Sobota wieczorem

Tak jak myślałem, mama jest chora. Rozmawiają szeptem, najpewniej o tym, jak ją szybko wyleczyć. Dziś modliłem się już cztery razy. Ciągle chodzi blada i ma trzęsące się ręce. Zanosiłem jej też marchewki, bo to robi dobrze na cerę. Pamiętam, jak kazała nam, mi i Maćkowi, jeść zupę ze zmielonej marchwii, żebyśmy nabrali koloru. Nie umiem jej ugotować, ale obrałem starannie dwie największe i zabrałem do pokoju. Popłakała się. Nie mogła wydusić z siebie słowa, a ja stałem tam i patrzyłem. Boże, czy to przez te marchewki? Czy zrobiłem źle?

Sąsiedzi obserwują nas zza płotu. Patrzą na studnie. Tata mówi, żeby nie zwracać uwagi, bo to ciekawskie lampfu... Nie pamiętam tego słowa, ale chodzi o to, żeby nie mówić sąsiadom zbyt wiele.

Czekam aż tata naleje wody do studni. Mama pakuje walizki. Wyjeżdżamy?

 

Poniedziałek rano

Panie, dziś nie poszedłem do szkoły. Tata mówi, że mama się czymś zatruła i muszę się nią trochę opiekować, bo on załatwia ważne sprawy. Studnia jest prawie gotowa. Piękna, pomalowana na niebiesko. Malowaliśmy razem, a mama patrzyła przez okno i machała mi, choć minę miała kwaśną. To chyba przez to zatrucie. Chciałbym, żeby już wyzdrowiała, bo nie ma nam kto gotować, musimy odgrzewać pierogi z serem, albo fasolkę. Tata czasem coś ugotuje, ale wiesz Boże, że to nie to samo. Nie mów mu, ale robi najgorszą jajecznicę na świecie. Rozlazłą, jak siuśki.

Pozwól mamie wyzdrowieć. Obiecuję, że zwiększę częstotliwość modlitw.

 

Środa popołudniu

Mama wyzdrowiała. Tata założył dziś najlepszy garnitur, ten z pogrzebu dziadka Stasia i zamówił jedzenie z drogiej restauracji. Wiem, że z drogiej, bo kiedy liczył pieniądze i oddawał dostawcy był cały czerwony. Później przyszła mama. Chyba schudła, bo sukienka, którą miała na święta trochę na niej wisiała. Ale to nic. Ważne, że nie miała już zatrucia, ani innej choroby. Tata zapalił świece, a mi kazał iść do pokoju i pamiętać o modlitwie. Słyszałem ich śmiechy. Prawdziwe, radosne. Muzykę i tańce! Czy kiedykolwiek tańczyli?

Boże. Dziękuje Ci za to. Teraz wiem, że się kochają. Nadal czekam na wodę ze studni. Jestem ciekaw, jak smakuje. Walizki nadal stoją koło drzwi.

 

Czwartek, północ

Panie,

chyba co jest nie tak.

Oni tak strasznie się kłócą.

 

Czwartek, przed świtem

Tata jest zły. Jeszcze wczoraj śpiewał i tańczył z mamą, później słyszałem ich odgłosy z sypialni, a dziś jego twarz wygląda tak, jakby uszły z niej wszystkie dobre emocje. W studni nie ma wody.

Słyszę, jak krzyczy na mamę, że zrobiła coś bez jego wiedzy, że dopuściła się strasznego grzechu. Mamo, co zrobiłaś? Padają straszne słowa. Niektórych jeszcze nie rozumiem, ale wiem, że nie są miłe. Mowi, że jest dziwką i to wszystko wina szatana, że na pewno poszła tam, a tamci jej wszystko pokazali. Tylko kto? I o czym mówią?

 

Piątek, nie wiem która godzina

Dowiedziałem się, że mama była u Maćka. W tym... w tym domu. Poszła bez wiedzy taty, bo podobno mój brat jest chory. Mamo, po co tam poszłaś? Czy to było wtedy, kiedy zniknęłaś na tak długo?

Tata przywiózł beczkę wody. Znów kazał mi się gorąco modlić.

Panie... opiekuj się nami.

 

Sobota, rano

Mama zniknęła. Jest cicho, tak jak jeszcze nigdy. Słyszę warkot samochodu i widzę, jak tata podpina beczkę z wodą. Wreszcie! Czy dużo jej się tam zmieści? Głupi kot sąsiadki znów do nas przyszedł. Wariuje wokół studni. Pewnie chce mu się pić. Mamo, co na obiad?

 

Sobota, dwie godziny później

Panie,

Mamy nadal nie ma. Tata chodzi poddenerwowany i dolewa wody do otworu. Pomagam mu, choć wiadra są takie ciężkie, ale wiem, że jeśli to zrobię, znów mnie pochwali. Może dostanę colę. Uśmiecha się. Myślę, że rodzice będą szczęśliwi, jeśli tylko będę się częściej modlił.

Pytam o Maćka i już chwilę potem wiem, że zrobiłem źle. Tata znów krzyczy, każe mi otworzyć książeczkę i zmówić litanię nad studnią. Kot piszczy, przeklęty rudy kot wciąż tu jest. Modlimy się razem. Tata kończy modlitwę mówiąc: za spokój jej duszy, za spokój mojej Irenki, a ja zamieram. Chwyta mnie za głowę i przechyla w stronę studni. Nie widzę nic oprócz wody, ale już wiem, co zrobił. Czuję, że lada moment zasikam spodnie. Moczę się zawsze wtedy, gdy jest naprawdę strasznie. Mamo, po co tam poszłaś? Maciek, nienawidzę cię. Tata klepie mnie po plecach, jak prawdziwego mężczyznę a ja zaczynam wymiotować, przypominając sobie, jak radośnie pomagałem mu kopać. Jak jadłem chipsy i colę.

Mamo... Przyjdę po ciebie. Obiecuję, że przyjdę. Tylko pływaj. Zdobędę dużo wiader i wszystko wyleję, a potem do ciebie zejdę. Panie, nikt nie nauczył mamy pływać. Spraw, żeby jeszcze żyła.

 

Niedziela

Tata wypompował wodę. Mówi, że jestem współwinny, bo też mu pomagałem. Musimy się trzymać razem. Odtąd tylko my.

Mama leży na samy dole, ma na sobie tylko koszulę i okulary. Jest blada, pomarszczona, tak jak moje palce, kiedy dłużej siedziałem w wannie. Panie, dlaczego nie nauczyłeś jej pływać?

Jest mi straszno. Tata mówi, że musimy wyłowić ciało. CIAŁO, już nie mamę. I nie ma co płakać, bo była zła, a przed śmiercią dał jej dużo dobrego. I kolację i tańce. Że tak to jest.

Obwiązuje się liną i powoli schodzi na dół. Ma na sobie dziwne buty. Drugi koniec przyczepiony jest do beczki. Boję się, trzesą mi się ręce. Nie chcę spoglądać w dół. Może uda się ją jeszcze uratować? Może tylko śpi? Znów przypominam sobie wspólne modlitwy. Pasy na ciele, sprzączkę, która bolała. Maćka, mamę. Jej spojrzenie przez okno. Wiedziała, wiedziała, że czeka ją coś złego! Dlatego nie cieszyła się, kiedy tata mnie pochwalił. Wszystko robi się szare. Muszę coś zrobić.

Sunę do szopy i wyciągam z niej metalową piłkę do drewna. Przytykam do sznura i zaczynam ciąć. Ręce od razu robią się czerwone. Wykonuję szybkie ruchy, ale lina jest zbyt mocna. Pocieram, uderzam piłką, słyszę dziwne odgłosy ze studni, ale tnę dalej. Panie, powiedz, że on nie wraca.

W końcu lina pęka. Nie zaglądam do otworu. Powtarzam pierwszą, lepszą modlitwę i napełniam wiadra wodą. Do połowy, więcej nie umiem unieść. Większość się wylewa, bo robię to bardzo szybko. Przy dwudziestym odpadam bez sił. Płaczę. Słyszę straszne drapanie paznokci, charkot i bulgoczącą wodę. Kota już nie widać.

Panie...

Spraw, by tata zapomniał, jak się pływa.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 10

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (28)

  • Cofftee 18.07.2019
    Cześć!

    Intrygujące zaczęcie. Czy to modlitwa? Jakaś ironia? Zobaczymy!

    " i nic już nie było ciepłego, nawet oddech." - bardzo fajne

    Och, to list do Boga... No tak. Dobre!

    "Nie mają nic, oprócz czystych sumień i różańców." - dobree!

    Bardzo płynnie mi się to czytało. Naprawdę fajnie poprowadzona narracja, trochę z przeszłości, trochę teraźniejszości. Dziecko(młody chłopiec)-narrator także naprawę mnie przekonuje. Naturalne wstawki wprost z młodocianego umysłu robią robotę, nie rażą, nie są na siłę. Widać, że autor wczuwał się w jego skórę.
    O interpunkcji nie wspominam nawet, bo nie ma się zupełnie do czego przyczepić.
    Świetnie zarysowana ta tajemnica, bardzo mnie intrygowała od samego początku, ale, niestety, moim zdaniem, zakończenie jest rozczarowujące. I tak jak naprawdę, tekst bardzo mnie wciągnął i chciałam dowiedzieć się, co dalej i czytałam jednym tchem, tak to rozwiązanie akcji mi po prostu nie siedzi jakoś. Generalnie widzę to tak:
    Rodzina, pseudo-religijna (wiadomo z jakiego powodu) z trójką dzieci, z czego dwoje starszych wyfruwa z domu jak najszybciej pewnie pod byle pretekstem by tylko wyrwać się z dziury (może ze wsi?) i kiepskich warunków a także spod dyktatury ojca, który jak wiemy, jest szalony.
    Matka jest zastraszona, martwi się o syna, płacze, rozchwiana emocjonalnie. To także kupuję. I to, że nie potrafi odejść od męża. To rzeczywistość, tak się naprawdę dzieje, choć w głowie czasem nie ma na te dziwy aż miejsca. Ale tak, wiem i rozumiem.
    Dziecko, jak dziecko. Stara się być dobre. Pomagać. Kocha, pisze do Boga, bo nikt (wszyscy zajęci własnymi teagediami i emocjami) nie poświęca mu uwagi. Trochę się modli, trochę nie, jak to mały szczyl. O tak, wieży po swojemu.
    Natomiast ten ojciec. Wariat z niego równy, bo pokazane jest to czarno na białym. Natomiast jakoś nie mogę tego kupić, bo od samego początku kładziony jest nacisk na budowę studni, wiadomo, że coś będzie z nią nie halo i to sugeruje, że ojciec od początku wie, co zrobi. I tutaj dla mnie wlaśnie ta blokada. Nie wierzę, że samozachowawczy odruch kobiety nie starałby się uratować dziecka. Rozumiem że godzili się co chwila i znów klócili, jak to w zepsutych małżeństwach, ale ten plan utopienia żony jakoś mi nie siedzi. Może się czepiam, ale po prostu tak to odebrałam jako postronny czytelnik.
    Niemniej naprawdę świetna lektura! Chętnie jeszcze coś od Ciebie przeczytam! No i to studium postaci, naturalne konsekwencje psychiczne, miodzio, naprawdę!
    Pozdrawiam,
    Kawa.
  • inkarnacja 18.07.2019
    Bardzo możliwe, że intryga jest źle skonstruowana. Dopiszę pewne kwestie, tak by matka podejmowała jakieś działania. Stawiałam, jednak na jej całkowite poddaństwo i raczej zastraszenie, choć możesz mieć rację. Pozdrawiam.
  • betti 18.07.2019
    inkarnacja Ty niczego nie dopisuj, bo wyjdzie tragikomedia dla ubogich. Tak jest git!
  • Witamy nowy tekst! :)
    Pamiętaj, proszę, wrzucić link tutaj http://www.opowi.pl/forum/trening-wyobrazni-linki-do-prac-w1016/
  • betti 18.07.2019
    Przeczytałam, pierwsza myśl związana z młodą dziewczyną z Pakistanu, która nie chciała przejść na islam i poślubić wyznawcę Mahometa - karą była śmierć tak, jak tutaj. Fanatyzm religijny doprowadza do wojen, zamachów itd. Podłożem jest podła natura, która nie znosi sprzeciwu, nikogo nie szanuje - religię traktuje jako narzędzie, dzięki któremu może spełniać swoje chore zachcianki, fantazje.
    Taka broń w rękach wariata, może kończyć się tylko, jak w tym opowiadaniu. Dlatego, kiedy się widzi chorego człowieka, trzeba reagować. Izolacja, to jedyne miejsce dla takich osobników.

    Ciekawy reportaż.
    Pozdrawiam.
  • inkarnacja 18.07.2019
    Również pozdrawiam.
  • jesień2018 18.07.2019
    Inkarnacja, bardzo się ucieszyłam, że wzięłaś udział w TW i czekałam na Twój tekst.
    Jest napisany tak dobrze, jak się spodziewałam:)

    Ale najpierw kilka drobiazgów:
    "Tata buduje studnie". - jedną, więc "ę".
    "widać mi jedynie czubek głowy" - skąd on to wie? To raczej kwestia dla obserwatora.
    "colę, od której psują się zęby. Jedną schowałem wysoko w szafie" - tu mi coś nie grało i po chwili się zorientowałam, że schował paczkę chipsów.
    "Tata ubrał dziś najlepszy garnitur" - założył garnitur albo ubrał się w garnitur.

    Podoba mi się aura tajemnicy, obecna od początku. Naiwny głos tego dziecka, taki przekonujący, prawdziwy. Podoba mi się, jak cytuje w myślach słowa ojca, myśląc, że to jego własne (np. fragment o coli i zębach). Ojciec jest psychopatą i dość szybko można się zorientować, że coś z nim nie tak. Matka, bardzo z boku, ale świetnie można wyrzuć jej strach i rozedrganie.

    Przeczytałam komentarz Kawki i muszę powiedzieć, że zgadzam się z nią, jeśli chodzi o intrygę. Coś tu nie gra. Bo z tekstu wynika, że ojciec zaplanował zabić matkę, jak tylko zaczął kopać tę studnię, a "nieposłuszeństwo" okazała przecież później.

    Mimo to - bardzo dobry tekst! Czytałam z przejęciem, z zaangażowaniem.
    I muszę Ci powiedzieć, że nadal mam nadzieję na kolejną część "Logiki raka".
    Pozdrawiam serdecznie!
  • inkarnacja 18.07.2019
    Ojciec zaplanował intrygę wcześniej, wiedział o nieposłuszeństwie, ale bohater (dziecko) nie. Dowiedział się dopiero w dzień po "ostatnim wieczorze", z kłótni. Pozdrawiam.
  • jesień2018 18.07.2019
    inkarnacja rzeczywiście, o tym nie pomyślałam. Teraz wszystko pasuje:)
  • Świat widziany oczami dziecka - bardzo dobrze przedstawiony. Czytałam i zahłystywałam się, co też będzie dalej... Bardzo fajne opko.
    Pozdtawiam
  • inkarnacja 18.10.2019
    Dziękuję.
  • pkropka 21.07.2019
    Podobało mi się. Takie niedopowiedzenia, zajrzenie w świat dorosłych oczami dziecka.
    Ładnie poprowadzona fabuła, można się trochę spodziewać czemu kopie, ale mam wrażenie że jest to tylko środek do ukazania bohaterów. Ważne są czyny syna, a nie ojca.
  • inkarnacja 18.10.2019
    Dziękuję.
  • Anonim 21.07.2019
    A dlaczego to takie smutne jest? Ja protestuję, postuluję zmiany i będę apelował! A tak poważnie, to mam kilka drobnostek:


    Po pierwsze odznaczenie upływu czasu. Środa, świątek, piątek, wydaję mi się, że to niepotrzebne, ponieważ sama narracja jest wystarczająca, by zachować chronologię. Masz też sporo zaimków i przyimków, słowem, tekst nie odparował do końca, więc przydałoby się trochę czyszczenia. Kolejnym minusem jest lekka przewidywalność fabuły, już po kilku akapitach znałem zakończenie, być może jest to spowodowane zbytnim naświetleniem niektórych elementów, albo utrzymaniem tego samego tonu narratora, w którym dominuje jedna emocja? Nie wiem, wydaję mi się, że powinnaś wpleść w tekst więcej sugestii, żeby odciągnąć czytelnika od meritum. Oczywiście bez gubienia wątku.
    Natomiast nie zgadzam się z komentatorami mówiącymi, że działanie matki powinno być lepiej naświetlone. Według mnie matka spełnia tylko funkcje tła, które co prawda doprowadza do zawiązania akcji, ale niekoniecznie potrzebuje więcej uwagi. Może to kwestia gustu, aczkolwiek dla mnie gra i brzęczy.


    Mam jeden zarzut, który nie jest drobnostką. Masz błąd logiczny, który wypacza zamiary ojca. Cała sytuacja nagle robi się niezrozumiała i przy takim planie, ojciec ze stuprocentową pewnością pójdzie siedzieć. Widzisz, studnie wykopuje się poniżej wód gruntowych, dzięki którym mamy dostęp do niemal niewyczerpanego źródła wody. Studnia to nie zbiornik na wodę, który napełnia się wiadrami, taką funkcję pełni bezodpływowe szambo. Budowa studni, która nie spełnia podstawowej funkcji, obnaża zamiary, czyniąc z bohatera zwykłego głupka.


    Teraz plusy. Przede wszystkim narracja. Stylizowana na wypowiedź dziecka, konsekwentnie prowadzona przez niemal cały tekst (bliżej końca widać kilka niezręczności jakbyś się śpieszyła, ale to kwestia kosmetyki), podobało mi się wplatanie słów z języka potocznego, które uwiarygadniały narratora. Podobało mi się szczegóły z uwiarygodnieniem słów, których dziecko jeszcze znać nie może. Słowem: Dobra robota!
    Podobał mi się pomysł na wykorzystanie zestawu, podobało mi się kilka zdań, a to o czystych sumieniach zapamiętam na długo. Obiecuję, że jak napiszesz coś optymistycznego, to z chęcią zajrzę do Ciebie ponownie, ponieważ lubię czytać teksty, w których autor wie co robi.


    Pozdrawiam.
    M.
  • inkarnacja 18.10.2019
    Słabo pamiętam już ten tekst, ale uwagi zapewne na miejscu. Pozdrawiam.
  • Canulas 22.07.2019
    "Mamo... Przyjdę po ciebie. Obiecuję, że przyjdę. Tylko pływaj. Zdobędę dużo wiader i wszystko wyleję, a potem do ciebie zejdę." - ja pierdzielę.
    W ogóle co to za kosmiczna edycja?
    Już mi w kuluarach mówiono, że dopierdzieliłaś niesamowicie. No i baaa. Nic mi tu nie brakuje. Emocje roznoszą tekst. Wszystko idealnie wyważone.
    Bajka.
    Oczywiście pierwsze skojarzenie to 1922 S. Kinga.
    Boski tekst.
  • inkarnacja 18.10.2019
    Dziękuję. Cieszy mnie takie porównanie.
  • Ritha 22.07.2019
    Witam, najpierw duperelki:
    „a tata chodzi wokół niej i odputuje z litanii” – odpytuje*
    „Dziękuje Ci Boże za to, że zmieniasz tatę” – Dziękuję*
    „Boże. Dziękuje Ci za to. Teraz wiem, że się kochają” – to samo, Dziękuję*
    „Panie,
    chyba co jest nie tak” – coś*
    „Mowi, że jest dziwką i to wszystko wina szatana” – Mówi*

    „Mamo... Przyjdę po ciebie. Obiecuję, że przyjdę. Tylko pływaj” – uff, w tym momencie mnie złapało za serducho
    Czytam, czytam i podoba mi się bardzo.

    Ok, po lekturze. Świetna narracja, płynna, wciągająca. Sama historia tez na plus – wiarygodna, wciągająca, surowa, a zarazem emocjonalna.
    Bardzo dobre opowiadanie.
    Pozdrawiam
  • inkarnacja 18.10.2019
    Przy odrobinie czasu poprawię. Dziękuję.
  • Puk, puk.... bardzo prosimy o kontakt mailowy :)
    treningwyobrazni@gmail.com
  • Adelajda 04.08.2019
    Okrutnie dobry i rozszarpujący emocjonalnie tekst. Podobało mi się wszystko, a emocje rosły zdanie po zdaniu. Ciekawe jest to, że to trzeci utwór, w którym główną rolę odgrywa dziecko, ale wszystkie trzy są wyjątkowe i niesamowite.
    Poszatkowałaś mi pięknie duszę.
    Pozdrawiam :)
  • inkarnacja 18.10.2019
    Dziękuję.
  • ania_marzycielka 05.08.2019
    Bardzo emocjonujący i wciągający tekst, najbardziej chwyciły mnie za serce te fragmenty :
    „Mamo... Przyjdę po ciebie. Obiecuję, że przyjdę. Tylko pływaj”
    "Spraw, by tata zapomniał, jak się pływa"
    Pozdrawiam, 5 :)
  • inkarnacja 18.10.2019
    Taki był zamiar. Dziękuję.
  • Aisak 17.08.2019
    Fenomenalny tekst!

    Nie wiem, czy przez tę studnię, czy przez zachowanie kobiety, opowiadanie skojarzyło mi się z Azją. Tam kobiety są całkowicie poddane mężom i robią wszystko, co ten każe.

    Największe wrażenie robi narracja dziecka i cgęć uratowania Mamy, a także zemsta na Ojcu.

    Wstrząsające.
    Doskonałe.
    Ogromne brawa.
  • inkarnacja 18.10.2019
    W Polsce też nietrudno o takie przypadki. Niezmiernie mi miło. Dziękuję.
  • Tjeri 18.10.2019
    Świetny tekst. Od początku coś wisi w powietrzu. Czeka się na to coś w napięciu. Narracja prowadzona z perspektywy dziecka, jest jak za nisko trzymana kamera - aż się chce podskoczyć, żeby zobaczyć co za nią jest.
    Niepokojąca proza, bardzo dobrze się czytało, pla pomysł ograniczenia obrazu percepcją dziecka świetnie się sprawdził!
  • inkarnacja 19.10.2019
    Dziękuję.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania