Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
[Hejterska pętla czasu] — Bóg, który zabłądził
Wielka Łuna
Miejsce o charakterze argentyńskim
Bóg, który zabłądził
Hejterska pętla czasu — Bóg, który zabłądził
Data: 1986 rok
Zbudziło ją silne drżenie ziemi. Strażniczka podbiegła do wylotu jaskini i, wychyliwszy się nieznacznie, z niepokojem obserwowała okolicę. Ze szczytu wznosił się snop dymu a po stoku staczały głazy, kamienie oraz drobniejszy gruz. Wulkan ponownie ożył, leniwym ruchem wypychając lepką lawę kanałem lawowym ku gardzieli, i dalej do komina. Magma, ożywiona energią płynącą z wnętrza Ziemi, wolno rozlewała się po stromym stoku, by po krótkiej wędrówce, ulec szybkiemu zestaleniu. Również i tym razem ominęła, znajdujący się dużo poniżej wierzchołka góry, otwór wejściowy jaskini.
Kiedy umieszczono ją tu przed wiekami, przykazując strzec wejścia do tunelu, wiedziała, iż czeka ją ciężkie i niebezpieczne zadanie. Energia buzująca w komorze magmowej, wystarczyła do uruchomienia Przejścia, jednak sama aktywność wulkaniczna mogła je zniszczyć i pogrzebać na wieki. Otwór jaskini, okolony ostrymi krawędziami stratowulkanicznego podłoża, był zupełnie niewidoczny dla niewprawnego oka. Szczególnie teraz, gdy podłużne cienie zachodzącej gwiazdy rozpełzały się po stromym stoku, niknął na tle szarości zastygłej lawy. Powoli i w skupieniu omiatała wzrokiem zbocze, odgarniając co jakiś czas niesforne kosmki ciemnych włosów, rozwiewanych przez lekki, wieczorny wiatr. Najgorsze minęło. Wulkan ponownie zasypiał a ziemia przestała drżeć. Przejście było bezpieczne. Dla Wielkiej Łuny również nadchodziła pora spoczynku.
***
Data: Lipiec 1994 roku
Vega parł niestrudzenie w górę, a to znów skręcał w bok, co jakiś czas tylko pozwalając sobie na marnotrawienie cennego tlenu, gdy to wyrzucał w powietrze soczyste „kurwa mać!” oraz „ja pierdole!” Pozostali członkowie wyprawy byli bardziej oszczędni w słowach. Nie, żeby nie mieli nic do powiedzenia, ale raczej dlatego, że hasła wykrzykiwane przez kolegę w zupełności oddawały ich własne przemyślenia co do sytuacji, w jakiej się znaleźli.
Kiedy po raz pierwszy pokazał im, jako dowód swej podróży w czasie, oczipowaną plakietkę z okołomarsjańskiej stacji orbitalnej, parsknęli takim śmiechem, że tęczowy „kogut” na czubku głowy Vegi zjeżył się jak nigdy wcześniej. Ten jednak nie dał za wygraną i ślęcząc godzinami w bibliotekach, poszukiwał i analizował wszelkie informacje mogące wnieść cokolwiek na temat swych niedawnych przeżyć, od Dänikena* po najbardziej zawiłe równania z fizyki strun, tuneli czasoprzestrzennych i Bóg jeden wie, czego jeszcze. Nie wpłynęło to bynajmniej na sposób postrzegania jego osoby, gdyż od dawna uchodził w swym otoczeniu za upartego jak muł, dziwaka.
Kto i kiedy naszkicował tę Mapę, trudno powiedzieć. Dość, że gdy podekscytowany Vega rozłożył jej kopię przed kumplami, ci sześć miesięcy później, wraz ze stosownym ekwipunkiem i z wywieszonymi z podekscytowania jęzorami, stawili się w Porcie Lotniczym Warszawa–Okęcie w szyku zwartym, gotowi do wyprawy. Sam przelot samolotem międzynarodowych linii lotniczych do stolicy Argentyny, a później lokalnym transportem do miejscowości Tupungato** nie był zbyt ekscytujący, choć obfitował w bogate wrażenia widokowe. Wytrzęsieni wielogodzinną jazdą, z obolałymi tyłkami i treścią żołądkową w przełyku, z doliny u podnóża wulkanu, dalej w górę, powlekli się pieszo. Trzyosobowa ekipa nieźle poradziła sobie z pokonaniem początkowych, niezbyt stromych podejść. Po jakichś dwóch godzinach, czegoś, co od biedy można by nazwać marszem, szczęśliwi i jednocześnie padający na pysk, rozbili pierwszy obóz, wśród potoków zastygłej lawy i okruchów bomb wulkanicznych. Postawienie namiotu nie sprawiło wiele kłopotu, ale wieczorem zerwał się tak silny wiatr, że trudno było im zasnąć. Siedząc posępnie wokół migotliwej lampki, opatuleni po uszy śpiworami, popijali yerba mate i do późnej nocy, snuli smętne dysputy.
— Trza zleść ze szlaku i iść na przełaj. Jaskinia będzie tam na lewo.
— Pierona! Jakie lewo? Na zachodniej stronie się mówi.
— Nie mądrzyj się! Byłeś na Etnie, to myślisz, żeś wszystkie rozumy pozjadoł!
— A jak ta ichniejsza mapa źle godo? A jak zabłądzimy?
— Nie zrzędź. Tera się zastanawiosz? Jak żeś tu już przyloz?
— Tupungato, w języku plemienia Huarpe znaczy „miejsce, z którego ogląda się gwiazdy”. Znalazłem to nie tylko na mapie. W niektórych przewodnikach też tak piszą. W tej jaskini będzie przejście do innego wymiaru. Zobaczycie — monotonny i jednocześnie przepełniony głęboką wiarą głos Vegi nieco przystopował rozgadanych towarzyszy. Niesiony drganiami powietrza z trudem przedzierał się przez szum silnych porywów wiatru, które od dłuższego już czasu niepokojąco szalały na zewnątrz.
***
Wybudzona niewielkim drżeniem ziemi, przysiadła czujnie na brzegu jaskini. Wsłuchana w ciche pomruki śpiącego wulkanu, dostrzegła trzech wlekących się turystów, którzy niezdarnie kluczyli wśród głazów. Wyglądali, jakby czegoś szukali. Nie szli w górę, ale posuwali się zboczem, wykonując ostre zakosy. Drżenie gruntu ustało, jednak miast ponownie zapaść w czujny sen, Wielka Łuna postanowiła obserwować ich zmagania. Czwartej nocy, zaciekawiona, podeszła pod ich namiot. Strzępy rozmów, niesione przez szumiący wiatr, zaniepokoiły ją.
— Vega, dziwny człowiek… — wymruczała w końcu pod nosem, po czym, z lekkością pomykając wśród porozrzucanych wszędzie wulkanicznych skał, wróciła do jaskini.
***
Mijał drugi tydzień, odkąd przybyli do Argentyny i szósty dzień błąkania się po zboczach Tupungato. Pobyt na wysokości w okolicach trzech i więcej tysięcy metrów, dawał im się we znaki. Silne porywy wiatru, niska temperatura, deficyt tlenowy wywołujący ból głowy, to tylko nieliczne z niedogodności, które im doskwierały. Kiedy w siódmym dniu, w zasięgu ich wzroku zaczęły krążyć padlinożerne kondory, miny podróżników nieco zrzedły. Kiełkujące z wolna uczucie konsternacji, zostało jednak szybko zdławione, ustępując miejsca determinacji i woli walki. To wtedy, mniej więcej, nastąpił przełom w ich poszukiwaniach. Vega, wpatrzony w szybujące ptaki, dostrzegł wejście do jaskini. Mógłby przysiąc, że przechodzili obok tego miejsca wcześniej, przynajmniej dziesięć razy.
— Grunt, żeś teroz na gały przejrzoł. — Poklepany po ramieniu przez towarzysza, nie zawracał sobie więcej tym faktem głowy. Niespieszne, zamontowawszy czołówki na głowach, weszli do środka. Po pokonaniu kilkunastu metrów, nagły rozbłysk powalił ich na kolana. Ostatnią świadomą myślą Vegi było: „I znów bede musioł glancować koguta”.
***
Data: Luty 1994
— Słuchajta! Znalazłem pewną Mapę! — Vega, w oćwiekowanej skórzanej kurce oraz kozackich glanach, wbiegł do piwnicy, miejsca ich cowieczornych spotkań.
— Tu jest narysowane, że na tym wulkanie, Tupungato, jest jaskinia, w a niej Przejście do innego czasu! Musimy polecieć do Argentyny i ją odszukać!...
***
Data: koniec czerwca 1994
Vega przygotowywał się do tego wyjazdu wiele długich tygodni. Miał wszystko tak dokładnie opracowane i myślał o tym z taką intensywnością, iż często śnił, jak to będzie chodził po zboczu wulkanu, o kondorach, jak napotka wejście do jaskini. Śnił też o kobiecie, z długimi czarnym włosami. Dziwne to były sny, jednak Vega zrzucał to wszystko na karb nerwów związanych z wyjazdem. Pakował w skupieniu rozmaite niezbędne gadżety, starając się nie pominąć żadnego detalu, w tym plakietki z okołomarsjańskiej stacji. „Tak na wszelki wypadek, gdyby jakimś cudem ponownie rzuciło mnie w czasie” — rozmyślał, przekopując jednocześnie szafę w poszukiwaniu turystycznej, górskiej kurtki. Wytrzepując jej zawartość – tysiące papierków, zużytych gum do żucia i innego badziewia – jego uwagę przykuł pęk zszytych, zmiętych kartek…
Bilet Lotniczy: Warszawa — Buenos Aires / przez… data: 26.07.1994… Nikłe wspomnienie, niczym deja vu przebiegło mu przez głowę lotem błyskawicy.
— Nosz kurwa, znowu mnie wykiwała!
***
Data: Lipiec 1994 roku
— Wiem, że tam jesteś! Nie chowaj się, ty Wielka Łuno, ty! — Vega darł się tak, że o mało nie stracił głosu. Nie był w tym zresztą odosobniony. Towarzyszący mu dwaj współuczestnicy niedoli darli się równie głośno. Błądzili po zboczu Tupungato już od kilku dni, święcie wierząc, iż tym razem nie dadzą się ponownie wykiwać żadnej cwaniarze od tuneli czasoprzestrzennych.
* Erich von Däniken – (ur. 14 kwietnia 1935r) szwajcarski pisarz i publicysta, propagator tzw. paleoastronautyki. Autor ponad 30 pozycji książkowych i wielu innych publikacji.
** Tupungato — miejscowość u podnóża stratowulkanu, o tej samej nazwie. Wulkan w Andach, na granicy argentyńsko–chilijskiej. Wysokość 5264 m n.p.m. Powstał w plejstocenie.
Komentarze (47)
"Kiedy umieszczono ją tu przed wiekami, przykazując strzec wejścia do tunelu, wiedziała, iż czeka ja ciężkie i niebezpieczne zadanie" - ją
"Vega parł nieprzerwanie w górę, a to znów skręcał w bok, co jakiś czas tylko pozwalając sobie na marnotrawienie cennego tlenu, gdy to wyrzucał z siebie soczyste „kurwa mać!” oraz „ja pierdole!”" - zastanowiłbym się nad przebudową, bo "siebie" i "sobie" tak kapkę, jakby, ten...
"Pozostali członkowie wyprawy byli bardziej oszczędni w słowach. Nie, żeby nie mieli nic do powiedzenia, ale raczej dlatego, że hasła wykrzykiwane przez kolegę w zupełności oddawały ich własne przemyślenia co do sytuacji, w jakiej się znaleźli." - zajebiste podsumowanie.
"Po jakichś dwóch godzinach, czegoś, co od biedy można by nazwać, marszem," - wiesz, ja do przecinków się nie przypierdzielam, bo się słabo znam, ale czy nie za dużo? Ten przed "marszem" np?
Lubię takie spiralnie utkane teksty. Ogólnie pojęcie czasu jest opór intrygujące. Zawsze uwielbiałem oglądać coś związanego z podróżami w czasie i paradoksami.
Humor jest. Parodii mniej. ALe skoro to seria, głupotą by było zmieniać jej wydźwięk w myśl jednego, do tego opcjonalnego człona głosu.
Bardzo spoko tekst. Czekam na dalsze części.
Aha, extra wybrnęłaś z WIelkiej Uny.
Obacz jak se (chyba fantomas) poradził w pierwszej edycji.
Też spoko.
Pozdrox
Pozdr
Obadaj→→→''oczipowaną plakietkę''.....''Trza zleźć ze szlaku'' ......''a w niej Przejście do innego''......''Gdy wytrzepywał jej zawartość......jego uwagę przykuł'' lub ''Wytrzepując jej zawartość.....zauważył pęk zszytych''
Pozdrowienia!
Nie wiem jak inni, ale ją kiedy czytam dostaję zastrzyk energii.
Ukłony dla Autorki
"przejżoł" - wiem, że gwara, ale zastanawiam się czy nie "przejrzoł" (od "przejrzał'przejrzeć" ale nie wiem)
Podoba mi się Twój styl. Piszesz z głową. Czuć przemyślenie. Zawirowania w czasie - odnaleziony pomięty bilet na końcu - miodzio. Wykorzystanie motywów - miodzio. Ok, nie pastisz, ale i tak miodzio. Pięć gwiazd i cóż... czekam na dalsze podróże Vegi :) Pozdro :)
Przejżoł - też mnie trochę razi.... w sumie, to nie wiem, jak to się piszę, wiec skoro razi już nas dwie - to zmienię ;)
Pozdrawiam :))
Vega wpisuje się w ten motywy idealnie. :)
Widać, że trochę "researchu" chyba było? ;)
Komora magmowa, kłopoty z tlenem powyżej trzech tysięcy metrów npm, okołomarsjańska stacja orbitalna, Tupungato.
Dałem pięć za wisienkę na torcie :) Za Dänikena :) Od trzydziestu lat wierzę w jego teorie, bo chłop ma mocne argumenty :)
Dzięki za komentarz :) Dänikena przeczytałam chyba wszystkie pozycje, podobnie jak teraz Zalewskiego zresztą, włącznie z jego doktoratem. Ten ostatni autor - bardziej od strony naukowej leci z wnioskami, Däniken bardziej intuicyjnie się w tym grzebał. Tak w moim odczuciu bynajmniej to wygląda. Pozdrawiam :)
No dobra, przekonałaś mnie do Zalewskiego. Przejrzę w wolnej chwili jego dorobek :)
Świetny tekst! :)
Pozdrawiam :)
Sorry za spam A.Gu.
Wybacz, Agnieszko :)
Ponieważ jestem początkujący i zielony i nie mam takiej wiedzy ani umiejętności jak pozostali tutaj obecni, bardzo proszę wybacz kilka poniższych uwag, być może w części, a być może w całości niesłusznych. Zawsze możesz je zignorować. Nie poświęciłbym czasu na kilkukrotne, uważne przeczytanie, gdyby tekst mnie nie zauroczył.
Jeżeli choć jedna uwaga stanie się przyczyną jeszcze lepszej jakości i tak bardzo dobrej rzeczy, będę szczęśliwy.
Uwagi:
1) „Strażniczka podbiegła do wylotu jaskini i wychyliwszy się nieznacznie, z niepokojem obserwowała okolicę.”
Powinno być jako wtrącenie (nie należy bać się przecinków po i):
Strażniczka podbiegła do wylotu jaskini i, wychyliwszy się nieznacznie, z niepokojem obserwowała okolicę.
2) „Wulkan ponownie ożył, powoli wypychając ze swych czeluści gęstą i wolno rozlewającą się lawę. Kiedy umieszczono ją tu przed wiekami, przykazując strzec wejścia do tunelu, wiedziała, iż czeka ją ciężkie i niebezpieczne zadanie.”
Z logiki zdań wynika, że umieszczono tutaj lawę, aby strzegła wejścia.
3) „…jednak sama aktywność wulkaniczna, mogła je zniszczyć i pogrzebać na wieki.”
Zbędny przecinek:
…jednak sama aktywność wulkaniczna mogła je zniszczyć i pogrzebać na wieki.
4) „Vega parł nieprzerwanie w górę, a to znów skręcał w bok”
Logika – jeżeli parł nieprzerwanie w górę, to nie skręcał na boki, bo skręt w bok jest przerwą w podróży do góry (podróż wertykalna i horyzontalna)
5) „z wywieszonymi z podekscytowania jęzorami”
Dziwnie (niekonwencjonalnie, ale chyba bezsasadnie) użyty związek frazeologiczny. Wywieszony jęzor dotyczy raczej uczucia zmęczenia nie ekscytacji.
6) „Sam przelot do stolicy Argentyny, a później lokalnym transportem, do miejscowości Tupungato**…”
Logika – część zdania „…a później lokalnym transportem” wymaga wcześniejszej informacji jakiego rodzaju był poprzedni środek transportu, np.:
„Podróż do stolicy Argentyny, najpierw samolotem międzynarodowych linii lotniczych, a później lokalnym transportem…”
7) „Sam przelot do stolicy Argentyny, a później lokalnym transportem, do miejscowości Tupungato**, obfitował w bogate wrażenia widokowe, choć sam w sobie, nie był zbyt ekscytujący”
jakie inne ekscytacje mogą pojawić się w czasie lotu poza "wrażeniami widokowymi?"
8) „Trzyosobowa ekipa nieźle poradziła sobie z pokonaniem początkowych, niezbyt stromych podejść. Po jakichś dwóch godzinach, czegoś, co od biedy można by nazwać marszem, szczęśliwi i jednocześnie padający na pysk”
Logika: skoro poradzili sobie nieźle i podejścia nie były strome, to dlaczego marsz był od biedy i dlaczego padali na pysk?
Trzy tysiące metrów to nie jest zabójcza wysokość (mówię, bo wiem).
9) „…monotonny i jednocześnie, przepełniony głęboką wiarą głos Vegi, z trudem przedzierał się przez szum szalejących na zewnątrz, silnych porywów wiatru.”
Interpunkcja:
monotonny i jednocześnie przepełniony głęboką wiarą głos Vegi….
10) „...miny podróżników nieco zrzedły. Nie na tyle jednak, aby się tak zaraz poddać”
Samo „zrzędnięcie” miny nie powoduje aktu poddania się, mimika nie wyznacza takiej granicy.
11) „Mógłby przysiąc, że przechodzili obok tego miejsca wcześniej, z dziesięć razy”
Estetyka literacka: „z dziesięć”, może lepiej byłoby „przynajmniej dziesięć razy”
12) „Nieśpieszne, zamontowawszy czołówki na głowach, weszli do środka.”
(Niespiesznie)
13) „Vega przygotowywał się do tego wyjazdu od wielu długich tygodni”
Można zastosować zasadę Brzytwy Ockhama i pozbyć się „od”:
Vega przygotowywał się do tego wyjazdu wiele długich tygodni
Tekst jest bardzo ładny i jest o energii, a nie z energią. I już tłumaczę, dlaczego to nie jest zarzut. To tak, jakby się chodziło po dziwnym terenie: tu coś syknie, tam coś zawyje, gdzie indziej pojawi się dym, w innym miejscu błyśnie. I wiadomo, że wcześniej czy później coś eksploduje. Pięknym wierszem, cudną opowieścią, a może jakimś działaniem w zwykłym życiu. Brawo. 5.
Brakuje tu takich, Nachszon. Dobrze, że tu trafiłeś.
Dziękuję za odwiedziny i stertę bardzo pomocnych uwag. Takich merytorycznych spostrzeżeń bardzo mi potrzeba :) Odwaliłeś kawał dobrej i ciężkiej roboty, "rozkminiając" ten tekst niemalże na części pierwsze. Zaraz poprawiam co trzeba. Dzięki ogromniaste i pozdrawiam :)
Więc tak:
Ad 5) „z wywieszonymi z podekscytowania jęzorami” - jęzory zostają, ponieważ Vega i kumple to "proste chłopaki", reagujący w sposób "ludzki", żeby nie napisać "deko prostacki". Zgadzam się, iż to może przywoływać na myśl "zmęczenie", ale w tym wypadku zwizualizowałam to sobie, i... ja ich tak właśnie widzę :) Napalonych na wyjazd, z tymi jęzorami ;)
Ad 7) jakie inne ekscytacje mogą pojawić się w czasie lotu poza "wrażeniami widokowymi?"
Ano przychodzi mi kilka w porywach do kilkunastu, a jak się nieco wysilę to nawet i więcej możliwych przyczyn "ekscytacji", poza "wrażeniami widokowymi"
Np. turbulencje, nieznośny/hałaśliwy pasażer plus inne wariacje na ten temat, super laska w seksownej mini i mega dekoltem siedząca obok Vegi ;)) ...
Ad 8) "Trzy tysiące metrów to nie jest zabójcza wysokość (mówię, bo wiem)." - to jest zabójcza wysokość (wiem co mówię ;). Łaziłam po "niziutkich i płaskich" Beskidach wypluwając płuca ;))
Poza tym nie zapominajmy, że Vega i kumple, to w gruncie rzeczy "miastowe chłopaki" tzn. ruch - jedynie na koncertach i to nie za dużo. Wyjątek może stanowić Vega - bo to strażak, a ci raczej mają niezłą kondycję.
Co do reszty - nie mam uwag i nie polemizuję, bo uważam je za zasadne. Naniosłam je już zresztą w tekście. Pozdrowionka i jeszcze raz dzięki :)
Vega - Wyczułeś "kolesia" ;) To istotnie, taka trochę "cicha woda"... ;))
Pozdrawiam
bo mam takie pytanie.
co z końcem świata?
czy nasze dobre stare rakotwórcze Słońce zastąpi coś nowego (podobno tak)
kiedy zamieszkamy na Księżycu?
czy będzie można kupić rakietę na OLXsie?
czy istnieje UFO?
jeśli tak, to w jaki sposób porozumiewają się z nami?
jeśli nie, to dlaczego słyszę głosy w mojej głowie?
czy czarna dziura kiedyś wypluje, to co pożarła?
co z równoległą rzeczywistością?
czy poznamy kiedyś nasze inne osobliwe osobowości?
co z czarną materią? czy jak czarna dziura wessie czarną materię, to przestanie istnieć?
ile jest czarnych dziur?
ile jest światów?
czy my w ogóle ustniejemy?
...
uprzejmie proszę o odpowiedzi na ww pytania. Dziękuję :)
ps. Jesteś z branży, więc pytam. Może to niewłaściwe miejsce, ale co miałam pocztą wysłać?
Przecież wiemy, że na poczcie kradną.
:)
1. Gówno
2. Nie
3. Jutro w grudniu popołudniu
4. Nie
5. Tak i nie, ja UFO widziałem
6. W żaden, mają nas w dupie
7. Bo masz schizofrenię
8. Wypluwa non stop pod postacią Białej Dziury
9. a co ma być? Po prostu sobie jest, tak jak nasza
10. Nie
11. O Czarnej Materii na razie gówno wiemy
12. W chuj i ciut ciut, więcej niż Galaktyk, których jest w chuj i ciut ciut
13. Jak wyżej
14. Na dwoje babka wróżyła
Nie wiem, co to musiałaby być za "branża", w której można by uzyskać odpowiedzi na powyższe pytania.
A poważnie, na kilka z nich sama chciałbym znać odpowiedzi.
Pozdrawiam
PS. Nie trza pocztą wysyłać - prościej na forum wrzucić, niekoniecznie tu, pod tekstem. Tam może znajdzie się więcej "znawców"... ;)
pozdychajcie.
"„I znów bede musioł glancować koguta”. ;))) Miodzio.
Pozdrawiak ;))
Dzięki i pozdrawiam ;))
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania