TW 3 - Skleroza

Postać: Wujek dobra rada

Zdarzenie: Udana transakcja

Gatunek: punk/western

 

 

Nie pali się ciał dla satysfakcji. Te czasy minęły bezpowrotnie. Nie układa się bezwładnych ofiar na równych stosach w idealnych odstępach od siebie. Zniknęła geometria, proporcje, standardy. Świat oszalał. Staczał się wiekami z każdym kolejnym pokoleniem, tonąc w smrodzie, nędzy, nieszczęściu — największych wynalazkach człowieka. Teraz one panują nad światem. Stwórca zsunął się z tronu w jękach potwornego żalu. Wszystko gniło.

Zniekształcony cień przemknął przez ulicę, kryjąc się pomiędzy dwiema kamienicami. Bystre oczy obserwowały lokomobilę toczącą się w stronę fabryki na wzgórzu. Cztery osmolone kominy górowały nad nią i nad całym miastem urzekając monumentalnym majestatem mimo wydobywającego się z nich smrodu. Spokojnym krokiem podążył za nią. Błękitna marynarka lśniła w słońcu, choć na tle przechodniów prezentowała się dość zwyczajnie, nawet lekko mizernie. Zdrapał z czoła zaschniętą krew szybkim ruchem, po czym wyjął z kieszeni kawałek kartki. Wizytówka jegomościa, który raczył ją wręczyć mu podczas bankietu w Różanym Ogrodzie, precyzyjnie do niej przyklejona nie ujawniała wiele. Właściwie to nawet zastanawiał się, czy do czegoś się przyda. Jak na wizytówkę zaskakiwała skromnością informacji. Ograniczenie ich jedynie do nazwy firmy nie było raczej dobrym posunięciem. Przeklęty strach panoszył się wszędzie.

Ludzie z jednej stroni zgniłe, nieufne cienie wtłaczali do swoich żył ilości lęku niespotykane. Śmiertelne dawki tej trucizny powoli zżerały ciała od środka, by na końcu pochłonąć resztki zgniłej duszy. On nie należał do wyjątków. I nawet posiwiałe włosy jak u dobrotliwego dziadziusia nie przeważały szali na dobrą stronę. Piekło pękało w szwach, ludzie zapomnieli już dawno o niebie.

Lokomobila z trudem wjechała na strome wzgórze gdzie następnie stała przez godzinę. Sześćdziesiąt minut żmudnego czekania. Plan w istocie nie zakładał, że będzie musiał wystawić swoją cierpliwość na próbę. Oczekiwanie dłużyło się w nieskończoność. Z nudów zadeptał znalezionego z wysokiej trawie przy chodniku królika. Zwierzę jęczało z bólu i silnie krwawiło. Nie żałował upapranych butów i spodni. Widok rozdeptanego zwierzaka poprawił mu nastrój. Ludzie umierali za często. Widok trupa leżącego na ulicy, zjedzonego w połowie przez szczury nie dziwił nikogo tak jak epidemie chorób wybuchające co chwilę. I nawet nie zastanawiał się, czemu jeszcze żyje.

Słońce zbladło. Chmury pociemniały nagle w nienaturalny sposób. Tak było wcześniej. Przed wybuchem epidemii. Jakby ktoś na górze nadal był. Jeszcze miał nadzieję, że ktoś zrozumie te ostrzeżenia.

— Wybacz mi, to się nie powtórzy więcej. Głupio wyszło — dławiąc się, odrzekł skatowany.

— Nie tak to miało się skończyć. Przecież dostałem telegraf. Wszystko było w porządku.

—... Co ja mogę? Kilak godzin przed...

Uderzył mocno, zdecydowanie za mocno. Widząc, co zrobił, nie przestał. Słusznie. Dokończył dzieła, dopieścił je najlepiej jak umie. Po wszystkim wrzucił zwłoki do lokomobili. Godzina zmarnowanego życia. Nie miał już żadnych dobry rad ani dla siebie, ani dla tych, którzy szli w jego stronę. Trzy sylwetki od strony fabryki podążały w jego kierunku jednym tempem. Wyjął rewolwer. Pozłacany prezent od kumpla z burżuazji wyglądał równie zjawiskowo co niebezpiecznie. Przykro upaprać go w krwi.

— Wujek? - usłyszał.

— We własnej osobie. Znamy się? Nie przypominam sobie udanej transakcji z wami. Czerwone winogrona o tej porze roku smakują jak trucizna.

— Poeta. Szkoda, że za zimny na sukces.

Trzy strzały. Dosięgły go dwa. Przeszyły pierś i prawe ramię. Upadł twardo obok lokomobili, jęcząc z bólu. Biała koszula przybrała kolor soczystej czerwieni. Nienaturalnie wręcz efektownej. Wszyscy trzej podeszli do niego. Czarne fraki wyglądały znajomo.

— My... się chyba... jednak znamy — wykrztusił Wujek.

— Pewnie, że się znamy. Wtedy było zimno i teraz też będzie zimno. Bierzcie go, transakcja udana.

Półprzytomny rozmyślał, dlaczego to tak się kończy. Zabił człowieka, dzięki któremu miał być milionerem, a teraz wykrwawia się w potwornej niewiedzy. Wtedy myśli wkroczyły na właściwe tory. Rychło wczas. Przecież dzisiaj był trzydziesty lipca. A on nie miał przy sobie żadnych pieniędzy. Przepowiednia wypełniała się na jego oczach, całkiem o niej zapomniał. Zaśmiał się przekornie. To naprawdę był trzydziesty lipca roku tysiąc osiemset siedemdziesiątego siódmego p.n.e.*

 

*p.n.e. - po naszej erze.

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (18)

  • Witamy nowy tekst! :)
    Marok, nie zapomnij wrzucić link do wątku z linkami :)
  • Canulas 17.03.2019
    "—... Co ja mogę? Kilak godzin przed..." ?

    "Dokończył dzieła, dopieścił je najlepiej jak umie." - może: "jak umiał?"

    "Nie miał już żadnych dobry rad ani dla siebie, ani dla tych, którzy szli w jego stronę." - ch

    "— Wujek? - usłyszał. - długość kresek

    "Rychło wczas." - w czas

    Z przecinkami też średnio, ale nie mam mocy.

    Ogólnie - poprawne, ale ja od Ciebie już wymagam dużo więcej. Choć imponujące jest to, że nie poddałeś się i napisałeś. Za to propsy.
  • marok 17.03.2019
    Waliłem na szybko żeby napisać. Zresztą nie potrafiłem czego krótkiego napisać z takim czymś. To musiałoby być coś dłuższego
  • Canulas 17.03.2019
    marok, mam ten sam ból. Jestem kompresyjny debil i wszystko sie rozrasta.
  • marok 17.03.2019
    Pisze, pisze i zamiast odpowiedzi więcej pytań się pojawia i tak w kółko. I wychodzi kurde kilka części. No to musiałem jakoś to przełamać i na żywioł pisałem
  • Canulas 17.03.2019
    Ale to dobrze, znaczy, że Twój koci łeb już majstruje podług serii
  • marok 17.03.2019
    Do tego jeszcze się zejdzie. Nie czuję się jeszcze na siłach
  • pkropka 17.03.2019
    "tonąc w smrodzie, nędzy, nieszczęściu — największych wynalazkach człowieka" - ładnie napisane.
    Powtórzę za Canulasem, ale gubisz przecinki. Najpierw chciałam cośtam sugerować, ale za dużo tego.
    "Ludzie z jednej stroni zgniłe, nieufne cienie wtłaczali do swoich żył ilości lęku niespotykane. "- coś mi nie gra z tym zdaniem. Chyba "z jednej strony", bo nie ma drugiej. I napisałabym "wtłaczali do swoich żył niespotykane ilości lęku". Ale to tylko sugestia, rób jak uważasz ;)

    Poza tym tekst bardzo mi się podobał. Ciekawie napisany i nieźle poradziłeś sobie z tematami. Jestem na tak :)
  • marok 18.03.2019
    No jakoś tam przebrnąłem, ale jakoś zadowolony specjalnie nie jestem. Tyle tylko że udało mi się napisać mimo wszystko. Dzięki
  • Ritha 18.03.2019
    Punk/western? Zaraz zaraz... Nadrobiłeś poprzednie!
    Wow.
  • Ritha 18.03.2019
    Ok, przeczytane. Pierwszy akapit - super, reszta równiez zacna, lubie Marokowy klimat, opisy masz przednie, aczkolwiek calosc to bardziej kadr, moze brakuje deczko akcji. Taki sposob pisania - pokazanie zgnilo-mrocznych kadrow, kojarzy mi sie z Szu.
    Krwiopijców nie przebiło, ale nie jest źle.
    No i brawo za walkę :)
    Pozdro
  • marok 18.03.2019
    Ritha, no powalczyłem ,ale efekt co najmniej średni jest. Zdaje sobie sprawę. Trzeba się zrehabilitować szybko :)
  • Dzień dobry :)
    Przypominamy, że czas na pisanie TW #04 mija 24 marca (niedziela) godz. 19.00.
    Trzymamy kciuki!
  • marok 18.03.2019
    Noo, przyda się :)
  • Agnieszka Gu 23.03.2019
    Kurcze, marok, noooo powiem Ci, klimacik jaki stworzyles, dobór słów, bardzo mi tu pasuje. Jest dobrze, choć znając twe możliwości... :))
    Drobiazg:
    "Dokończył dzieła, dopieścił je najlepiej jak umie." - umiał
    Pozdrawiam :)
  • Dzień dobry!
    Przypominamy o obdarowywaniu zestawami – dzisiaj o godz. 20.00.
    Pozdrawiamy :)
  • Marok, oto Twój zestaw:
    Postać: Ten z lustra
    Zdarzenie: Rozmowa między kalafiorem a kałamarnicą

    Gatunek (do wyboru): Punk (wszystkie odmiany) lub Opowiadanie przygodowe/drogi
    Czas na pisanie: 7 kwietnia (niedziela) godz. 19.00

    Powodzenia :)
  • marok 24.03.2019
    Powiedzmy, że tak.

    Bardzo dziękuję :))

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania