TW 03 Przyjaciel z dzieciństwa

Było ciężko, nie powiedziałabym, że jestem zadowolona z tego tekstu, strasznie ciężko układało mi się spójną historię, także biorę na klatę każdą krytykę oraz pozdrawiam!

 

*Kanalarz z przyszłości

*Na drugim brzegu kałuży

*Przyjaźń z opiekunem kanalizacji

 

PRZYJACIEL Z DZIECIŃSTWA

 

Mieszkałem we wsi całe życie. Polskiej malowniczej wsi, takiej jak z reklamy mleka łaciate. Takiej, że krowy chodziły tam uśmiechnięte, sąsiedzi zawsze wyciągnęli pomocną dłoń, płotki wiejskich zagród przybierały pięknie pomarańczową barwę gdy nad pastwiskami zachodziła wielka kula słońca zapowiadając kolejną spokoją noc przepełnioną dźwiękiem cyklad. Był las, głównie iglasty przepełniony świerkowym aromatem i tylko na bosaka trochę nie było jak biegać bo kiedy szyszka między paluchy właziła to nie było przebacz tylko ból, że o panie losie! To jedna z pierwszych rzeczy jakiej nauczyłem się o naszej wsi jeszcze za młodu. Nie żebym teraz stary był, liczę sobie ledwo dwadzieścia wiosen jestem początkującym dorosłym, świeżym jak te pierwiosnki co na polu starej Łazikowej zawsze po zimie pierwsze spod śniegu wychylały główki. Taki właśnie jestem, też wychylam nieśmiało główkę w stronę tego co szumnie ludzie nazywają Dorosłym Życiem. Zawsze gdy ktoś mówi do mnie o Dorosłym Życiu mam wrażenie, że wymawia te słowa w taki sposób, że warto zapisać je dużą literą. Chata mojej rodziny stała sobie od prawie dwóch wieków dość blisko wsiowego jeziorka, właściwie jeziorko to za dużo powiedziane bo było nawet jeszcze mniejsze więc wszyscy nazywali je kałużą. A cała moja rodzina to byli Jaśkowscy co nad brzegiem kałuży mieszkali.

 

Życie w pobliżu wody mogłoby wyjaśniać mą niesamowitą fascynację tym żywiołem, od młokosa gdy tylko mogłem chlapałem się jak nie w wannie to w miednicy na podwórku, co usłyszałem gdzieś znajomy wodny chlupot to musiałem tam pobiec, jeden raz kosztowało mnie to nieprzyjemną kąpiel w podwórkowym szambie, skąd jako dzieciak miałem wiedzieć że nie wszędzie gdzie chlupnie powinno się włazić? A gdy tylko nadarzała się okazaja to zapuszczałem się przez wysokie bazie nad same jeziorko. Piękne to ono było, że klękajcie narody. W lato trochę zalatywało stęchlizną, nad porastającą je roślinnością nikt za bardzo nie sprawował pieczy i często ryby pływały do góry brzuszkami, ale co ja tam wiedziałem o innych wodach. Byłem mały Jasiek Jaśkowski co myślał, że na wannie, szambie i Kałuży świat się kończy, a wielka była ona dla mnie niczym morza i oceany w jednym.

 

Siedzę teraz nad tym samym jeziorkiem i piszę to wszystko bo nie chciałbym za dwadzieścia lat zapomnieć mojej niesamowitej historii. Do tej pory jest całkiem zwyczajna, ot taki sobie Jasiu co na wsi mieszkoł i mu słoma z butów będzie wyłazić całe życie. Wszystko się zmieniło kiedy mając 6 lat poznałem nad brzegiem Kałuży mojego najlepszego przyjaciela, Pana Kanalarza, miał miłą rumianą twarz, siwą brodę i kapelusz jak włóczykij z muminków, w ustach zawsze trzymał drewnianą fajkę z, której jak mówił pykał jakąś zdrowotną roślinkę zmieszaną z tytoniem. I tak dobra wiem, że trochę kiepsko to brzmi: przyjaźń jakiegoś starucha z sześciolatkiem w krzakach nad jeziorem, ale nie było tak jakby można sobie pomyśleć. Dobry był z niego starszy człek, taki dziadzio,jedyny jakiego miałem bo takiego z rodziny nie pamiętałem, umarł jak miałem rok.

 

Któregoś razu gdy siedziałem i jak zaczarowany patrzyłem na taflę wody zaszeleściła trzcina i wyłonila się z niej malutka łódeczka (trochę podobna do tych, którymi pływają turyści w Wenecji, widziałem to kiedyś na jakimś obrazku szkolnej książki) a na niej odpychając się kijkiem stał malutki Pan Kanalarz. To był fajny etap mojego życia, oboje byliśmy samotni i znaleźliśmy w sobie przyjaciół, całe wakacje do późnej godziny szóstej wieczorem przesiadywałem z nim na brzegu Kałuży i słuchałem magicznych historii o krainie Drugiego Brzegu Kałuży do, której wstęp mają jedynie starsi samotni ludzie. Kanalarz opowiadał, że to postępowa kraina przyszłości i sam był taki trochę bardziej do przodu niż do tyłu, wiedział mnóstwo rzeczy na każdy temat. Co dzień o szóstej głos mamy wołającej mnie do domu niósł się po wodzie, a Pan Kanalarz odpływał. Zawsze za nim wyglądałem lecz co patrzyłem miałem wrażenie, że jego postać zamiast dobić drugiego brzegu jeziora zanika i pozostawia jedynie ostatnie iskierki zachodzącego słońca bawiące się na kałużowych falach.

 

Tak było i ta sielanka trwała wiele lat, aż w końcu kiedy któregoś razu mające szesnaście wiosen przyszedłem nad Kałużę on się nie pojawił. Na próżno czekałem tam co dzień, a w roku szkolnym co wieczór. Na próżno puszczałem kaczki na wodzie, na próżno wołałem. Teraz mam lat dwadzieścia i jestem bardzo niecierpliwy starości i samotności, która mnie czeka, mam nadzieję, że uda mi się wtedy dotrzeć na Drugi Brzeg Kałuży i, że takowy naprawdę istnieje, a nie jest jedynie wytworem mózgu wiecznie spalonego Pana Kanalarza.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Canulas 04.09.2018
    Tak wyżej masz 6 cyfrą, a lepiej słownie.

    "Dobry był z niego starszy człek, taki dziadzio,jedyny jakiego miałem bo takiego z rodziny nie pamiętałem, umarł jak miałem rok." - odstęp

    Ale ogólnie bardzo miłe i takie sielankowe. Ot prosta historia ze szczyptą magii.
  • nigdy 04.09.2018
    dzięki za przeczytanie :)
  • Aisak 04.09.2018
    Bardzo trudno napisac prosta historie, zeby wyszla niebanalnie.

    Jest kilka momentow, przy ktorych usmiechneło mi sie :)
    Cos tam sie dzieje z intetpunkcja.
    Ale to juz fachowcy niech się wypowiedzą.

    In plus.
  • nigdy 04.09.2018
    dzięki dzięki :)
  • Brawo! Witamy kolejny tekst! :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania