TW 5.0 Bigos Nuncjusza i Fanthomasa
Kto-starsza pani z wąsem
co-polowanie na lumpach
Pewnego pięknego dnia znad horyzontu wyłoniło się nieosłonione łono i wciągnęło w czarną dziurę wszystkie najtęższe umysły z całego świata, zostawiając ciała nienaruszone. Nastąpił odgłos pierdnięcia kwantowego i ze statku pizdosmicznego wysiadł generał Cutasus wraz z armią pomidoroidów. Najeźdźcy planowali wyłapać wszystkich Ziemian i wszczepić im w dupy wszczepy, które zamienią ich w bezwolne lalki Barbie.
A wiadomo że zboczone alieny myślały tylko o zabawach erotycznych z cyborgami i innymi pseudoczłowieczymi istotami, które niby wyglądały jak sobowtóry ludzi, ale były sztucznymi tworami, co tylko jeszcze bardziej podkręcało rozpustę przybyszów z gwiazd. Nie przewidzieli oni jednak tylko jednego. Otóż tlen spowodował kosmiczne reakcje i fluktuacje w ciałach najeźdźców, co doprowadziło ich do przedzierzgnięcia i drgań Mishohito, a w konsekwencji rozpadu na kwarki i skwarki.
Wszystkie skwarki dokładnie przeżuło i wypluło stado żuli, które w wyniku wymieszania genomów stało się towarzystwem z wysokim IQ i planami na przyszłość.
******
W międzyczasie, pomiędzy kosmosami, pewna zażywna dama z wąsem (który sypnął jej się gęstym ścierniskiem od nadmiaru hormonów, znajdujących się w spożywanych przez tę jejmość kurczakach) mieszała łychą w garze. Wąs już miała sumiasty i z marsową miną, wyławiała z gara kwarki i skwarki z wytapianej właśnie słoniny. Postanowiła je spożyć w ramach diety beztłuszczowej i nisko cholesterolowej, ponieważ kurczakowa dieta nie tylko zasiliła jej oblicze wąsem, ale i przydała basów mowie, co niezbyt jej się podobało.
Podjadłszy, wybrała się na zakupy, by dokupić dodatkowe dobra do już i tak pękającej w szwach lodówki. Wstała z mozołem, sapiąc miechem ustnym i zawezwała swego, siodłatego lumpa.
Ten podbiegł do niej żwawo, stukając kopytkami na obcasach. Żwawo i rączo mimo posunięcia w latach i siwej, nastroszonej czupryny. Jednakowoż kochał swoją panią psią wiernością, mimo że zastępował jej konia. Konia, to może zbyt mocne słowo, bardziej przypominał wałacha, ale tak czy owak, kłusował ze słodkim ciężarem z miną szczęśliwą i pogodną mimo ciurkiem płynącego potu i wytrzeszczu z wysiłku. Nie muszę chyba wspominać, że ozór mu zwisał po pas. Nie pociągnąłby zbyt długo, ale jego służba była tygodniowa i po tym czasie zastępował go inny siodłaty lump dyżurny.
Niestety, akurat dzisiaj lump był mocno niedysponowany i jak tylko matrona siadła okrakiem na jego siodlasty grzbiet, ten się znarowił i poniósł damę z chichotem w nieznane.
Lump, bywszy na ostrym dopingu, cwałował coraz szybciej, aż osiągnął czwartą prędkość kosmiczną i obrał kurs na Pas Asteroid. Niestety, pomylił nieco kierunki, w końcu był na bani, więc zboczył i skoczył wprost do Wielkiej Czerwonej Plamy spasionego Jupitera.
Trzeba było trafu, że akurat tam odbywał się Zlot Wrażych Cyklistów. Wszyscy mieli założone cyklistówki na bakier i zajadali się dżemem jowiszowym, nabierając chochlami czerwoną maź z Czerwonej Plamy. Cykliści nie posiadali rowerów tylko skołowanych lumpów. Rowery, bicykle i inne takie, dawno już wyszły z użytku, jako mało ekologiczne konstrukcje. Używano tylko i wyłącznie lumpów napędzanych czystym, lub co bardziej oszczędni, skażonym spirytusem.
Gdy tylko nasz lump z wąsatą na grzbiecie pojawił się w okolicy, wszyscy zebrani zakrzyknęli gromko, odłożyli z pluśnięciem truskawkowo umajone chochle i udali się na łowy. Polowali na okoliczne mendki i szczupłacze, z których następnie robiono kamizelki kuloodporne.
Chichot, chichot, sfilcowany kot, z babą poprztykał się chłop.
Komentarze (21)
Wklejcie link w wolnej chwili ;)
Mam tylko jeden zarzut - brakuje mi powiązania początku z końcem. Co z tymi lumpami, którzy mieli plany na przyszłość? Można by to jakoś spiąć w całość i byłoby miodzio.
Poza tym jestem na tak. Faktycznie na poprawę humoru po depresyjnej rundzie TW.
Wiecie co, czasem (raz na ruski rok) czytałam tutaj jakieś (dla przykładu) fantasy z magami i czarownikami, na którym grawitacja wokół mnie podbijała razy pięć i łeb mi leciał do podłogi z wynudzenia. Opowiadania tamte miały bardzo przychylne komentarze gawiedzi. Otóż nie, były nudne jak flaki z olejem. Co kto lubi, oczywiście. Do czego zmierzam - do tego, że u Was przynajmniej można się pouśmiechać i pozastanawiać, rodzą się przeróżne pytania (np. co oni, kurwa, biorą? ;p) i jest to wszystko formą rozrywki. I ja to kupuję, taki odmóżdżacz.
ps. Link do wuntka!
Pozdrawiam :)
Poza tym weseliłem się przez cały tekst i tylko ostatniego zdania na końcu, nie zrozumiałem.
No, takie... hm... wasze :)
Pozdrawiam
Pozdrawiaki!
Postać: Zaginiony syn Chucka Norrisa
Zdarzenie: Drugi Wielki Wybuch
Gatunek (do wyboru): Kryminał lub Bajka/baśń/legenda/przypowieść lub Horror i pochodne
Czas na pisanie: 12 maja (niedziela) godz. 19.00
Powodzenia :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania