TW któreś tam

Miałem już nic nie wrzucać, ale zobowiązałem się do napisania tegoż, a ja raczej staram się dotrzymywać słowa. Napisałem to już tydzień temu, długo się wahałem, co z tym począć, ostatecznie, dzielę sie z Wami, ale to ostatnie TW, które spłodziłem

 

Postać: Braffiterka

Miejce: Krater na Plutonie

Zdarzenie: Osioł, który kradł na skrzypce

Emocje: Zagubienie/Rozczarowanie

 

Podróżując przez kosmiczne pustki, zrobiłem mały popas w Pasie Kuipera przed dalszą mą odyseją poza Układ Słoneczny. Zmierzałem bowiem, parsekami mieląc, fotonowym ostrzem tnąc próżnię, do sąsiadki naszej Andromedy. Tak, to poważne wyzwanie, dlatego musiałem tchu zaczerpnąć i siadłem okrakiem na małym kraterze, na plutoidzie-karłoidzie, czyli na Plutonie. Wylazłem z mego międzygalaktycznego korabia i na dnie wzmiankowanego krateru, zauważyłem przycupniętą pod skarpą kurną chatkę. Trochę zdziwiony tym sielskim widokiem w tak obcej scenerii, lecz jako pielgrzym kosmonautyczny, strudzony już nieco, chętnie rozwarłem skrzypiące drzwi i wlazłem nie proszon do wnętrza ubogiego. Ujrzałem stół, a na nim leżała księga stara, pajęczyną i prochem mikrometeorytowym pokryta. Przy stole zaś, chwiejny zydel drewniany na trzech nogach wsparty o poszmelcowaną podłogę.

Siadłem zatem otwarłem księgę, otarłszy kurze wiekowe i począłem czytać tekst drobnym maczkiem poczyniony przez byłego lokatora tej pustelni.

 

Zostałem zesłany na banicje, na to pustkowie, do tej chatynki lichej, bym tu właśnie dokonał mego nędznego żywota. Tak, kajam się teraz za grzechy próżnej młodości, gdy to swawoliłem, nie mając ku temu ni środków, ni rozumu. Chciałem łatwego życia, pełnego zabaw i uciech, nie pracując ciężko na kawałek chleba, jeno trudniąc się oszustwem marnym i podłym.

Piszę te słowa, przyciśnięty brzemieniem grzechów, jakich się dopuściłem, a były one srogie.

Otóż chcąc zdobyć grosz lekkim sposobem, przedzierzgałem się w postacie, niemające z mą prawdziwą tożsamością nic wspólnego. Mamiłem niewinnych, będąc wilkiem w owczej skórze.

Pierwsza z nich to żeby się zakraść w łaski niewieście, nie tylko czerpać zeń korzyści majątkowe, ale i zaznać uciech cielesnych. Swego czasu zatem przebrałem się byłem za matronę nobliwą, w peruce kopulastej, wzniosłej, lokowanej, niebotycznych wręcz rozmiarów; na nosie zasię, krogulczym, wielkim, doprawionym pieprzem vel brodawką, siniejącym, krwiakami zaszłym, umieszczonym pomiędzy okiem złym i wrednym a drugim — figlarnym. Usta zaś miałem usposobione nad wyraz namiętnie, czerwone karminem, opuchłe, odęte, skrywały ząb próchniczy i szkapi, żółtawy, odsłaniany w rechotliwym śmiechu, gdy dobierając kombinacje moim klientkom, miętosiłem ich wydatne biusty. W tym czasie bowiem przybrałem szatę braffiterki, niech piekło mnie pochłonie, dla lubieżnych zachowań i knowań.

Miętosiłem cyce różnych rozmiarów i maści, różnych panien i kobiet w różnym wieku, lecz dopiero gdy razu pewnego przyszła do mego lokalu kobieta w średnim wieku, wlokąc za sobą opierającą się nastolatkę, czerwoną jak piwonia, przelała się czara mego grzechu.

Z początku chciałem uciec, spanikowałem nieco, bo jakże to, macać cycuszki jakiejś nastki? To już by nie przeszło, naruszyłbym porządek kosmiczny, świat stałby się niemożliwy i musiałby sczeznąć, zniknąć jak bańka mydlana, pyk i po wszech światach. Jednak tylko poprawiłem napudrowaną perukę, wydąłem wargi i wziąłem w obroty krnąbrną małolatę — dopasowałem jej taki staniczek, że do tej pory mam erekcję na samo wspomnienie. Po niej były kolejne, moja sława zataczała kręgi, miałem opinię wzorowej braffiterki. Zasmakowałem w tych biustach i biuścikach, cyckach i cycuszkach, świat trwał nieporuszony, a ja cwałowałem na tym koniku, miętosząc cycków bez liku.

Jednak wszystko ma swój koniec, tak i moje swawole się skończyły — zdradziła mnie nazbyt mocna erekcja i w towarzystwie jazgotu matron, musiałem zbiec jak niepyszny.

 

Postanowiłem zmienić skórę i to dosłownie: przebrałem się bowiem za osła i wstąpiłem do wędrownego cyrku, prowadzonego przez cygańską trupę. Wszelkie ślady zatarłem za sobą i odtąd występowałem jako osioł grający na skrzypcach. Robiłem tym numerem niezłą furorę — widownia składająca się głównie z dziatwy i zbieraniny okolicznej szumowiny, zaśmiewała się na moich pokazach do rozpuku, ale pieniądze z tego były marne, nie pozwalały mi wieść wygodnego i dostatniego życia. Zerwałem zatem z Cyganami i pocwałowałem swoją drogą.

 

Bieżyłem tak polnymi drogami, leśnymi duktami, aż w końcu znalazłem się na krańcach świata, gdzie przebywał bardzo bogaty człowiek. Postanowiłem uszczknąć trochę z jego zasobów, grając mu na nerwach moimi gęślami, a zaprawdę powiadam wam, wirtuoz ze mnie znamienity. Potrafiłem wydobyć z instrumentarium tak hipnotyzujące dźwięki, że bogacz, chcąc niechcąc, musiał potrząsnąć kiesą. Zmanipulowałem go do tego stopnia, że wprowadził mnie, będąc cały czas przekonany, że ma do czynienia z niezwykłym osłem, na salony.

Tak, nie będę oszukiwał dłużej — bardzo bogaty człowiek, tak naprawdę był bardzo bogatą kobietą, która niestety, nie poleciała na moje skrzypce, a na coś zgoła innego.

To była bardzo zboczona osóbka, zapewne nadmiar wszelkich dóbr pomieszał jej w głowie, do tego stopnia, że z nadmiaru wszystkiego, pragnęła tylko to, co niezwykłe i niedozwolone obyczajem. Postanowiła sobie pofolgować z osłem. Sam nie miałem nic przeciwko temu, nie o mnie to źle świadczyło, lecz raczej o niej, tak czy owak, w wyniku jej wyuzdanych zachowań, nagle odkryła prawdziwą mą naturę. Wpadła w szał, że tak niecnie ją podszedłem i żeby uciszyć mnie na wieki, wysłała gwiezdnym korabiem na zapluty Pluton.

 

Zamknąłem księgę wieczystą i zadumałem się nad dziwnymi losami człowieczymi.

W kącie chatynki znalazłem oślą skórę, którą wziąłem wraz z księgą na pamiątkę tego zdarzenia, a trzeba wam wiedzieć, że jeszcze niejedna mnie spotkała, o czym zapewne niebawem napiszę.

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Karawan 25.05.2018
    Początek lemowski reszta Nuncjuszowska " o czym zapewne niebawem napiszę." I tego siem czymajmy w maju!
  • fanthomas 25.05.2018
    dobrze że wrzuciłeś, ale coś tam jeszcze spłódź kiedyś przy okazji
  • refluks 25.05.2018
    Żeś nasrał przecinkami nie tak, gdzie trzeba.
    Ale poza tym: spotkało się twe opowiadanie z moim zadowoleniem.
    I spowodowało już ente sięgnięcie po Stanisława Lema.
    Ależ jego bohaterowie po Kosmosie Smigali, a jakie przygody mieli!

    P.S A ty żebys się z tym fochem czasem nie zesrał.
  • Ritha 20.08.2018
    Ref :D
  • Agnieszka Gu 06.06.2018
    Witam, Cóż za tematyka :D
    Zrobiłeś sobie niezłą bekę z tematyki ;) Świetny język :)
    Więc, kiedy ten ciąg dalszy? ;)
    Pozdrawiam
    PS. "Miałem już nic nie wrzucać," — ale że o co chodzi? Nie rozumiem? I gdzie ja teraz będę się "nurzać" ? ;))
  • Nuncjusz 06.06.2018
    Nie wiem :)
  • Ritha 20.08.2018
    „dzielę sie z Wami, ale to ostatnie TW, które spłodziłem” – cieszę się, że jednak nie :P

    „Usta zaś miałem usposobione nad wyraz namiętnie, czerwone karminem, opuchłe, odęte, skrywały ząb próchniczy i szkapi, żółtawy, odsłaniany w rechotliwym śmiechu” heh, gites opis

    „Miętosiłem cyce różnych rozmiarów i maści, różnych panien i kobiet w różnym wieku” – no nie do końca na tym polega zawód braffiterki :P Ale pomarzyć zawsze można xd

    „wlokąc za sobą opierającą się nastolatkę, czerwoną jak piwonia, przelała się czara mego grzechu” – ładne

    „Postanowiłem zmienić skórę i to dosłownie: przebrałem się bowiem za osła i wstąpiłem do wędrownego cyrku, prowadzonego przez cygańską trupę” – to jest właśnie żonglerka zestawem

    Ok, wybrnąłeś, choć teksty lepsze popełniać Ci się zdarzało, ale z takiego zestawa wybrnąć, to je sztuka.
  • Nuncjusz 20.08.2018
    Brak weny :) na siłę to było maszczone
    Co do nadużyć cycornych, to kto fałszywej braffterce zabroni?
  • Ritha 20.08.2018
    Nikt jej nie zabroni!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania