TW3.0# "Wycieczka" (cz. 1)
Kierowca autobusu
Sklep z używanymi pończochami
Wykolejony rollercoaster
- To chyba tu - powiedziałem, zatrzymując autobus pod zbiorem małych domków znajdujących się nie daleko lasu. Było już późno i cała wycieczka nie mogła się doczekać noclegu, a szczególnie ja. Oczy mi się bardzo zamykały. Sześć godzin jazdy nigdy nie należało do rzeczy najprzyjemniejszych, szczególnie z wycieczką zmęczonych gimnazjalistów, ale co się poradzi, jak jakoś chce się zarobić na chleb?
Część osób osób gotowych na wyjście już wstała, innych budziła młoda, całkiem ładna i miła nauczycielka. Wszyscy opuścili autokar przy akompaniamencie cichych pomróków i ziewanaia, po czym skierowali się w stronę zbioru małych domków z ogródkiem. "Dziwne sobie miejsce na nocleg wybrali - pomyślałem - no, ale tak to jest, jak się tnie koszty..." Obok siebie, na wielkim, kwadratowym kawałku ziemi, stało kilka takich samych budynków. Każdy z nich miał żółte ściany i duże okna z białą firanką, a szczególną uwagę zwracały ręcznie malowane drzwi. Cały wystrój przywodził na myśl wspomnienia z dzieciństwa, kiedy wakacje spędzało się w domu u babci. Jednak najdziwniejszy i najbardziej przerażający był fakt, że w najbliższej okolicy nie było żadnego innego budynku - tylko las. W drodze słyszałem już wiele historii podekscytowanej młodzież, opowiadającej o tym, że czeka nas noc z duchami, ale nie robiło to na mnie żadnego wrażenia, ponieważ nie wierzyłem w zjawiska paranormalne i starałem sie twardo stąpać po ziemi.
Gdy już wszyscy wyszli, przeszedłem się po autobusie, aby sprawdzić czy wszystko zostało w należytym porządku. Jak zwykle znalazłem nie wyrzucone papierki po cukierkach, okruszki na siedzeniach, ale w prównaniu do innych wycieczek, które kiedyś woziłem, zostawili nie mal idealny porządek. Wbrew pozorom, zdecydowanie lubiłem wozić młodzież szkolną - zawsze mieli coś ciekawego do powiedzenia oraz zabawne pomysły, w przeciwieństwie do wielu dorosłych, którzy najczęściej spali, czytali książki - ewentualnie śpiewali pieśni religijne i odmawiali różaniec, jak się trafiła jakaś pielgrzymka.
Jako ostatni przekroczyłem próg schroniska. Przywitała mnie drobna staruszka z drutami w ręku. Uśmiechnęła się do mnie, ale bez słowa wróciła do swojej robótki. Na dużej ladzie leżała sterta przeróżnych pońoczoch i skarpet. Przyjrzałem się jej przez chwila. Można było w niej znaleźć wszystko - od zwykłych kapci do seksownych pończoszek, ktre kiedyś zakładała moja żona. Starsza Pani od razu porzuciła druty i stanęła przed ladą z uśmiechem przmiłej sprzedawczyni.
- Co podać, kochanieńki?
- Em... - Nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć. Była przerażająca, jak ta czarownica, którą sptkali Jaś i Małgosia.
- Ja szukam...
- To dla ciebie, to dla żony - Nie czekała na moją odpowiedź i wcisnęła mi w rece stos rajstop - to dla dzieci, a to dla... kochanki! - dodała po chwili, wciskając mi na koniec koronkową bieliznę. - Należy się 150zł!
- Ale ja tego nie potrzebuję! Szukam tylko swojego pokoju!
- W sklepie z używanymi pończochami? - Popatrzyła na mnie, jak na wariata.
Komentarze (3)
nie wyrzucone - nie z przymiotnikami razem
nie mal - niemal
chwila - chwilę
ktre - które
przmiłej - przemiłej
sptkali - spotkali
rece - ręce
Strasznie dużo drobnych błędów. Albo tekst pisany w pośpiechu, albo bez sprawdzania błędów - nie wnikam. Samo opowiadanie jest tak średnio interesujące. Póki co dość suche i lekko nudnawe. Nie wiem, może przeczytam kolejną część. Liczę na więcej.
Pozdrawiam!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania