Pokaż listęUkryj listę

Opoowi *** Trening W – 4 – 2 – Kraina GIZa

Postać→Głodny i Zły

Miejsce→Klub Nocny

Zdarzenie→Zagubiona Rękawiczka

Gatunek→?:)

 

~~~//~~~

W Nocnym Klubie jak co dnia tętni życie. Zachodzi rzecz jasna możliwość, że właśnie w tej chwili niektórym przestaje tętnić krew w żyłach, ale na stałych bywalcach nie robi to większego wrażenia. I słusznie. Po co się martwić na zapas, że jakiś ''czynnik zewnętrzny'', może nam uprzykrzać i tarmosić los do sądnego dnia, jeżeli takowy w ogóle nastąpi. Zresztą nie czas po temu na tego typu rozważania. Tu, między pajęczynami, utkwiły rzeczy ważniejsze. Głodny i Zły, wyprawia swoje ''któreś tam'' urodziny. Nie pamięta, kiedy zawitał na ten wesoły padół, a że czuje się jeszcze na fleku, to nie marudzi za bardzo, że inni nie pamiętają. No chyba, że jest głodny. To wtedy może zjeść wszystko. Na wszelki wypadek bywalcy o apetycznym wyglądzie, unikają bliskich kontaktów. Co prawda nigdy nie zaistniała sytuacja, żeby kogoś skonsumował, ale zawsze można być tym pierwszym daniem. Lecz tak ogólnie, to gość jak bandaż: do rany przyłóż.

 

Hulanki i swawole trwają właśnie w najlepsze, lecz wielu gotuje się do skoku. To taka tradycyjno-zwyczajowa zabawa o nazwie: ''Czy nie zlecisz do końca z dachu?'' Chętnych jest zawsze wielu, ale paradoksalnie im jest więcej... tym jest mniej. Właśnie na górnych połaciach Klubu, na samej krawędzi przepaści, między łanami sztucznych zbóż, pod zwłokami wiszącego na antenie skowronka, stoi pierwszy niecierpliwy uczestnik – wspomniany wyżej – Głodny i Zły, zwany GIZem. Najedzony na szczęście! Kiwa radośnie wszystkimi członkami, do wiwatującego tłumu w dolinie. Wielu kochanych gęb, na próżno wypatruje, ale cóż... samo życie.

 

Nagle nastaje cisza, jakby ktoś makiem posypał tętniące muzyką głośniki. Za chwilę lot. Czy do końca? Czy przegra i przeżyje, czy też wygra i położą mu złoty medal na grobie? Takim ozdobnym, w kształcie podium, gdzie dolna część jest zasypana, a wystaje tylko pierwsze miejsce, bo drugiego i trzeciego być nie może. Za moment będzie wszystko jasne. Liny mają podobną wytrzymałość, ale wybierane losowo. Spogląda jeszcze rzewnie, na zgromadzoną w dolinie publiczność. Widzi cud dziewczynę, o schowanych powabnych kształtach w gęstym tłumie. Kiwa mu dłonią w cudownej koronkowej bieli... ale nic z tego. Tu obowiązują inne zasady. Zresztą on nie chce... lub chce... albo co mi tam... masz ci los... pogięło mnie czy co... no nie... chce wygrać... lecz jeśli... a ona... o kuźwa! No właśnie. Teraz już sam nie wie, czego pragnie bardziej, a czego mniej. Tak czy siak, honor nie pozwala, by nos klauna przyprawić. I to jeszcze, przed swoimi. Żeby obgadali. Co to, to nie. Nie ma zmiłuj!!!

 

Obok uczestnika, na wspomnianym dachu, przytwierdzona jest około dwumetrowa szubienica, z wystającym dźwigarem poza krawędź. Jak na igrzyska w pigułce przystało, drewniane kształty ozdobiono girlandami z kolorowych kwiatów. Na jej szczycie widnieje napis: ''Zawiśnij, to zwyciężysz" Wielu z dołu patrzy z nieokiełzaną sentymentalną zazdrością. Tyle razy już próbowali... i nic. Teraz GIZ otrzymał swoją szansę. Jeżeli zwycięży, trzeba będzie wybrać nowego przywódcę narodu, śpiewając uprzednio pieśni pochwalne przy jego grobie. Dziewczyna też spogląda, bo taki przystojny. Często widziała go z bliska, to wie jak wygląda. Ale wtedy głupi palant, nawet na nią nie spojrzał. Teraz ona powtórnie go zobaczy. Bliżej... albo jeszcze bliżej. Nagle podmuchy wiatru dają znać o sobie. Jeżeli owiną go symboliczne liście bobkowe, stanowiące symbol zwycięstwa, to fajnie będzie dyndać na sznurku. Jak wahadło czasu, który minął w chwale!

 

Spektakl rusza pełną parą. Aczkolwiek bez przesady. Są też inne rozważania. Spadnie czy nie spadnie, na przykład? Uczestnik podchodzi do pętli, bierze ją do rąk i podnosi wysoko nad głowę. Po ogólnej ciszy, następują wiwaty i rzucanie czymkolwiek w górę. Nawet czapkami lub małymi dziećmi. Ale przeważnie rodzice nie odchodzą po rzuceniu, to dziecko ląduje z powrotem w ich ramionach.

 

Pętla założona na szyję. Znowu cisza. Zefirek wypełniony sztuczną grozą, porusza kwiatkami na zwyczajowej konstrukcji. Lecący ptaszek robi kupę na głowę uczestnika. To nie było przewidziane. Zakłóciło powagę chwili. Ktoś strzela z procy. Trafia ptaszka. Spada. Przegrał. Dobrze mu tak!

 

Tyle czekania... i co. Rach ciach i po sprawie. Przegrywa nieborak. Lina nie wytrzymała. To prawda, że tylko nielicznym szczęśliwcom udało się wygrać. Spada z pętelką na szyi i nie wie gdzie ma oczy ze wstydu podziać. A co dopiero spojrzeć na zgromadzonych wokół. Nikt mu nie gratuluje zwycięstwa. Wszyscy uciekają do swoich domów. Tylko najbliższe grono, zostaje z nim, by pocieszyć strapioną duszę. Lecz pomału dochodzi do siebie. Nie ma złego co by na dobre nie wyszło. To prawda że uciekli, ale tak nakazuje zwyczaj.

 

W Nocnym Klubie nocą jest pusto. Nazwę taką nadano dla zmyłki. Czynniki kontrolujące - co wypada a co nie - przychodzą tylko po północy. Dziwią się, ale cóż.

Nie myślą za daleko. Są w końcu maszynami. Nie mają co robić, gdyż główny salon bawialno-pitny jest całkiem pusty.

Zazwyczaj. Lecz nie tej nocy.

 

– Nie przejmuj się szefie. Pierwsze pętelki robaczywe. Będziesz miał jeszcze szansę.

– Cholera jasna, co za wstyd.

– Nie twoja wina. Powróz nie dał ci szansy..

– O właśnie – dodaje inny współczujący. – Trzeba coś zrobić z tymi linami. Za często się statystycznie zrywają.

– Albo dietę trza zmienić – dorzuca piękna płeć. – Bo teraz przeważnie jest tak, że chudzi wygrywają a tłuściochy przegrywają.

– No właśnie. Do dupy z taką grą!

– Lina powinna być dostosowana - plus minus - do ciężaru ciała. I tylko w takich podobnych zespołach, trzeba by losować.

– Nie gadajcie mi, że za dużo jem. Wiecie jaki jestem, kiedy za długo poszczę. Zad mam ciężki, ale bez przesady. Dlaczego więc przegrałem? Kto mi to wytłumaczy?

– Może los tak chciał, żebyś cierpiał.

– Żeby chociaż coś z tego wynikło.

– A pamiętasz szefie, jak obgryzałeś drzewa w lesie. Nawet bobra zjadłeś.

– No i co z tego. Przynajmniej byłem potem łagodny.

– Jak połowa spoconego wilka.

– Co?

– Nic, nic.

 

Do Nocnego Klubu wchodzi właśnie sprzątaczka. Jest grubo po północy. Dzisiaj pracy niewiele. Nawet myć podłogi z czerwonego świństwa nie musi. Jest żywą osobą. Starszą panią, w młodym wieku. Tak się czuję wewnętrznie. Wchodzi do głównej sali. Tu też ją gnębi bezrobotność. Idzie po omacku do pstrykacza, by zaświecić lampę, lecz na coś nadeptuję. Maszeruje nadal, dusi gdzie trzeba i nastaje światło. Na środku podłogi dostrzega coś białego. Podchodzi bliżej, lecz dziwy nie nękają jej duszy. Nie takie fragmenty widziała. To tylko biała, koronkowa rękawiczka.

 

– GIZ! Słuchasz ty mnie! Pamiętasz tą piękną dziewczynę?

– Ano.

– To dobrze. Skoro żyjesz i musisz czekać na następną szansę... to znaczy losowanie... to sobie przypomnij, co nam nawijałeś po spadnięciu.

– Łzy miałem w oczach.

– To wiem. Bo przegrałeś. Ale później rzekłeś: ''Wiecie! Zakochałem się"♡

– Na prawdę. I nic o tym nie wiem?

– Dostałeś amnezji w tym temacie z racji porażki.

– Aha.

– Coś taki nierozmowny?

– Bo jem. Ale niewiele. Pragnę zwycięstwa następnym razem.

– Dobra, dobra. O.k! Ale nie odczuwasz psychiczno-romantycznej chuci?

– O cholera! Chuć! Odzyskałem pamięć. Muszę ją odnaleźć. Zwołaj Szczaw Dochodzeniowy.

– Dochodzić, to ty będziesz później. Jest problem... szczaw?

– Jaki problem? No mówże, bo serce mi krwawi z tęsknoty.

☞ Znaleziono białą rękawiczkę. Tą samą, którą tobie wiewała. Pamiętasz już?

– No ba! Aż mi stanął... ten widok przed oczami, gdy leciałem w dół.

– Szkopuł w tym, że rękawiczka nie jest pusta. To nic takiego, ale...

– To dobrze. Przynajmniej zachowa kształt. Powtarzam! Szukajmy dziewczyny. Zakochany jestem po samą chuć pętli. Odwiedzajcie opłotki i domostwa, jakie się da, które nie mają... przepraszam... lewej czy prawej?

– Prawej, szefie... a jak rodziny... nie pozwolą? Może lepiej zaangażować: Psychiczną Gwardię składającą się z Cząstek Myślowych, wyposażonych w Synapsowe Maczugi?

– No coś ty! Tu pełna cywilizacja. Nie jakiś... durszlak, by mordy tłuc.

– Pierwsze słyszę... nie zgnije do tego czasu?

– Głupiś baranie! Jest przecież... nowa! Czyżbyś zapomniał, że części naszych ciał zachowują świeżość przez tydzień... nawet bez macierzy. A zrastają się dzięki Urządzeniu... pod warunkiem, że jedno do drugiego pasuje. Żadne inne ciało nie wchodzi w grę. Wtedy zrośnięcie nie nastąpi.

– Akurat, szefie – dodaje inny uczestnik posiedzenia. – To dlaczego mam dłoń przyrośniętą do głowy? Obcą dłoń!

– Bo aparat był po gwarancji... jełopie jeden. A w ogóle jak to zrobiłeś? Co wąchałeś?

– Ino siebie.

– Przestańcie jazgać – zagrzmiał GIZ. – Sprzątaczka rzekła, że jest wilgotna.

– Że co?

– Jeszcze nie wyschnięta, durniu! Długo mam czekać?! Szukajcie gdziekolwiek. Tylko grzecznie. Powtarzam: będziemy przymierzać aż do skutku.

– A może to ręka Wicka. Też podobno zgubił?

– Wicek wygrał ostatnio! Chyba jarzysz? Gnije razem z nim w chwale!

–Aha... ale tak na marginesie egzystencji... mam obawę, szefie.

– Co znowu?

– Wiele panien leci na ciebie. Byle sobie wszystkie jak jeden mąż... aparaty mogą nie wytrzymać takiego przerobu.

– Po co dumać o przyszłości.

– Oj Szefie... wciąż myślisz o wygranej. Daj se luz. Rozprostuj fałdy w mózgu. Choć na chwilę.

 

*

Po wielu perypetiach związanych z poszukiwaniem ukochanej GIZa, oraz wszelakich przymiarkach, wreszcie ją znaleziono. Nigdy nie powiedziała, czy w istotnym celu zmniejszyła wagę, czy przypadek sprawił, że zgubiła część siebie... owiniętą w rękawiczkę... oraz czy bywała w kątach naumyślnie, by się uroczo droczyć, ceniąc swoją wartość.

 

*

 

– Powiedz miła, tęskniłaś trochę za mną?

– Może... lecz jeno troszeczkę.

– Jak tylko ciebie ujrzałem stojąc na dachu, to pomyślałem sobie, że do takiego anioła... warto wygrać.

– Ale nie wygrałeś!!!

– Przepraszam. Urządzenie już czeka. Ale najpierw poproszę cię o rękę...

– Dłoń, głupolu!

– Aaa... no dobra... dłoń. To takie metaforyczne naleciałości, z tego wspaniałego portalu literackiego, co to się osiadł w sąsiedniej krainie. Nazywa się...

– Ty mi tutaj krypto reklamy nie uprawiaj!

– No coś ty. Swój rozum mam. Uprawiać by trzeba odpowiedni len, taki rzeczywiście... na dwoje babka wróżyła. Ta nasza gra schodzi na psy. Powrozy mało... losowate.

– Cicho kochanie. Teraz przyłóż mi dłoń i włącz urządzenie.

– Dziwna ta twoja rękawiczka. Jakby z giętkiego szkła. Powiesimy ją nad wejściem do naszego klubu.

– Jak sobie chcesz. Mając ją na ręce, czułam... jak to ująłeś... dziwność.

 

Po chwili nastąpił zwyczajowy banał. Dłoń przyrosła się jak trzeba... gdzie trzeba.

 

Lecz w czasie skromnego - rzecz jasna - przyjęcia weselnego, doszło do pewnego incydentu. Ktoś nagle krzykną, że chciałby opowidzieć krótką bajkę przed obiadem. Zdzierał gardło kilka razy, aż w końcu go usłyszano, przez niemilknące tabuny tętniącego hałasu. I stało się. Wszyscy zamarli z oczekiwaniem w uszach. A bajarz zaczął swoje:

 

– Na ślicznej zielonej łące pośród kwiatów i maków, śwignięto rozłożystą, słusznych rozmiarów białą płachtę. Na niej, w punkcie centralnym, umieszczono delikatnie ubranego delikwenta. Wroga. Po obu stronach bieli, ustawiono urocze koniki z girlandami w grzywach. Wspomnianemu ludziowi, o którym wyżej, przywiązano do wierzgających nóżek wytrzymałe linki, a te z kolei do konikowych zadków. Z tyci głośników, dyndających na kłosach zbóż, popłynęła rzewna muzyka. Po jakimś czasie została zakłócona odgłosami... i po chwili wykręcono z płachty do naczynia, by zrobić smaczną zupę. Wszyscy goście weselni, najeść się nie mogli. Tak im smakowała. Niektórzy jeno, trochę wypluwać musieli, gdyż różne odłamki i szczątki pływały. Aż nagle na weselu, zabrakło czynnika do dalszej zupy. Zatem pospieszono do lochów. Na dodatek na rzeczonej łące, na ozdobnym ruszcie...

 

– Doprawdy. Świetna bajka. Dobra na apetyt. Ty za kelnera lepiej się nie ucz.

 

Gdy minęła biesiada weselna, świeżo Upieczeni Młodzi, zaczęli żyć długo i szczęśliwie

 

(Po pewnym czasie)

 

Kolejne losowanie. Wygrywa szanowny mąż i ojciec kilku dzieci, znany jako GIZ Senior. Po założeniu rodziny, przestaje być kim był. Ktoś inny przejmuje jego obowiązki.

Właśnie stoi na dachu. Żona w tłumie z dziećmi. Patrzą ciekawie. Dziecko pyta:

– Mamusiu. Tatuś wygra?

– Nie wiem synku.

 

Pętla już na szyi. Po chwili GIZ leci w dół... i nagle zdarza się coś, co jeszcze nigdy nie miało miejsca. Ciało wstrzymuje lot w połowie drogi, między szubienicą a ziemią. Jednocześnie ludzi, oraz wszystko wokół, ogarnia to samo. Absolutny bezruch wszechrzeczy. Stojący są świadomi, ale nic poza tym uczynić nie mogą.

Nagle nie wiadomo skąd przybywają ci, którzy zawiśli i wygrali. Chodzą normalnie, między ''zamrożonymi''.

 

Nagle świat zaczyna być przezroczysty. Proces jest spowolniony, lecz widoczny. Zgromadzeni mają wrażenie... spadania ''całości'', lecz niezupełnie, gdyż nie ma punktów odniesienia. Wszystko ''spada''. Jedni i drudzy tak naprawdę nie wiedzą, o co w tym zjawisku chodzi. Macki przezroczystości zwiększają swoją siłę. Niektórzy przestają widzieć siebie. Zarówno ci w bezruchu, jak i pozostali, co ruszać się mogą. W końcu świat przestaje istnieć... chociaż istnieje. Dziwnie dostrzegać: nic, lecz odczuwać, że coś jest... czego wcale może nie być.

 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 

Wystawa obrazów na Szkle Malowanych.

☐☐☐

– Tatusiu! Spójrz! Obrazek spadł na podłogę!

– Widzę synku. Ale się nie rozbił.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • Ritha 19.11.2018
    „Lecz tak ogólnie, to gość jak bandaż: do rany przyłóż” :)

    „To taka tradycyjno-zwyczajowa zabawa o nazwie: ''Czy nie zlecisz do końca z dachu?” :)

    „Zresztą on nie chce... lub chce... albo co mi tam... masz ci los... pogięło mnie czy co... no nie... chce wygrać... lecz jeśli... a ona... o kuźwa!” – tutaj mamy wysyp wielokropków, normalnie bym się czepiła, że za dużo, ale jest to taka rwana myśl, więc zasadne jak najbardziej
    „klauna przyprawić I to jeszcze, przed swoimi” – tutaj albo I* z małej, albo kropka przed nim
    „podmuchy wiatru dają znać o sobie Jeżeli owiną” – tutaj taka sama sytuacja z brakiem kropki

    „Po ogólnej ciszy, następują wiwaty i rzucanie czymkolwiek w górę. Nawet czapkami lub małymi dziećmi” – heh, elementy groteski są

    „W Nocnym Klubie w nocy jest pusto” – tutaj 2 x „w” mi się gryzie, może:
    „W Nocnym Klubie nocą jest pusto”

    „Powróz nie dał ci szansy..” – trzy kropeczki albo jedna (masz dwie)

    To jest za trudne emocjonalnie na moje możliwości odbioru. Przegrał, więc żyje, ale, ze przegrał to smutno. Jakby wygrał, to obrósłby chwałą, ale by był martwy. Taa…

    ''Wiecie! Zakochałem się"♡
    ☞ Znaleziono białą rękawiczkę - czy te wszystkie znaki wokół w Twoich tekstach są serio potrzebne? Lubisz, to widać, ale hm…. Chyba nie są.

    Dialog troszeczkę przegadany jak dla mnie.

    Nagle nie wiadomo skąd przybywają ci, którzy zawiśli i wygrali. Chodzą normalnie, między ''zamrożonymi'' – to ciekawe

    Końcowe akapity świetne i świetnie zaklamrowany w nich pomysł, choć jeśli chodzi o cały tekst, to na pewno trochę bym skondensowała, gdzieniegdzie jest zamotane.
    Czwóreczkę łap, Dekaos.
    Pozdrawiam :)
  • Dekaos Dondi 19.11.2018
    Dzięki Ritha za obszerny komentarz i wyłapanie błędów. Poprawiłem. Z tymi dziwnościami, to tak u mnie jest:) Czwóreczka właśnie doleciała. Złapałem ale trochę pogniotłem biedną:) Pozdrawiam.
  • Justyska 19.11.2018
    To chyba jeden z tekstów gdzie wyobraźnia szalała a Dekaos pisał:) Jakoś się nie odnalazłam w tym tekście, choć jestem Twoją fanką:)
    Wybacz chyba zbytnio zakręcone jak na moją zmęczoną głowę dzisiaj. Chociaż końcówka jest super, gdzieś pomiędzy światami. Podoba mi się. Dziś zostawiam 4+:)
    Pozdrówka ślę i uciekam
  • Dekaos Dondi 19.11.2018
    Dzięki Justyska. Sam się trochę pogubiłem w temacie, choć niby wiem, co chciałem przekazać.
    Dzięki za: 4. I tak jesteś wyrozumiałą:)
  • kalaallisut 19.11.2018
    Dobrze, że dziewczyny wpadły, bo tekst by mi uciekł - spadł w wygranej;) jest pokręcony, ale powiedzmy odnajduję się wiem co chciałeś ukazać. Bardzo fajne zakończenie.
  • Dekaos Dondi 19.11.2018
    Dzięki Kalilka. No fakt. Pokręcony. Jakbym ja to pisał:) Pozdrawiam
  • Canulas 20.11.2018
    Absurdalnie dziwne, ale tresciwe. Trzeba mieć na to nastrój. Dziś miałem.
    Ciekawa końcówka.
  • Dekaos Dondi 20.11.2018
    Dzięki Canulasie. Aż mi smutno, bo żadnych sugestii, co do poprawek:( Ale pozdrawiam:))
  • Witamy nowy tekst! :)
  • Elorence 29.11.2018
    Bardzo zakręcone i momentami, moja wyobraźnia nie nadążała :( Wiem, że masz ogromne zapasy najróżniejszych pomysłów, ale czasami trzeba niektóre odrzucić, a resztę uporządkować :)
    Zestaw na pewno wykorzystałeś :)
    Stąd moja 5, bo jednak zwariowanie to część Twojego stylu :)
    Pozdrawiam!
  • Dekaos Dondi 29.11.2018
    Dzięki Elorence. Czasami mnie za bardzo ponosi wyobraźnia.Pozdrawiam:~)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania