Poprzednie częściTwoja na zawsze.

Twoja na zawsze. 29 - uzupełnienie

Siedzieliśmy na ławce w parku, pogrążeni w ciszy. Monika nie odzywała się nawet słowem, a ja czułem, że coś wisi w powietrzu. Wyglądała na przygnębioną i pogrążoną we własnych myślach.

- Czy chciałabyś ze mną o czymś porozmawiać? - pomachałem dłonią przed jej oczami — od wyjścia z mieszkania, jesteś dziwnie milcząca.

Kilka razy zamrugała szybko i delikatnie uniosła kąciki ust w górę.

- Myślę o tym, co straciłam — westchnęła — zastanawiam się, kim by było; dziewczynką, czy może chłopcem? Czyje miałoby oczy, nos i usta? Jaki kolor włosów? Wiem, że nigdy już nie poznam odpowiedzi na te pytania, ale one prześladują mnie, od kiedy Patryk powiedział mi o ciąży Jagody. To właśnie wtedy zaczęłam rozumieć i żałować, że ja swojego pozbyłam się z taką łatwością, jakby nic nie znaczyło.

Ostrożnie położyłem dłoń na zgrabnym udzie.

- Wiem, co czujesz — mruknąłem — ale nie możesz się zadręczać. Sama kilka dni temu prawiłaś mi kazania, a teraz sama robisz to samo.

Gdy odwróciła w moją stronę głowę, w oczach dostrzegłem łzy. Balansowała na krawędzi.

- Moją największą pokutą są koszmary senne i świadomość, że do końca życia będę sama. Nigdy nie miałam domu z prawdziwego zdarzenia ani tym bardziej rodziny i kiedy pojawiła się okazja, żeby ją mieć, wolałam…- głos jej się załamał — nawet nie wiesz, jak bardzo zazdrościłam Jagodzie ciąży i tego, że będzie mamą. Ja nawet nie mam pewności, czy jeszcze kiedykolwiek będę mogła nią być. Przysięgam, jeśli miałabym możliwość cofnięcia się w czasie, to zrobiłabym to bez wahania. Nie weszłabym do tego cholernego gabinetu i nie usiadła na tym przeklętym fotelu.

Patrzyłem na nią otępiały, nie wiedząc co powiedzieć. Cierpiała bardziej niż ja, chociaż tego do tej pory nie pokazywała. Stanowczy gestem, przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem. Lubiłem mieć ją w swoich ramionach; czuć ją.

- Nie jesteś sama, słyszysz? - szepnąłem — nigdy nie będziesz. Masz mnie. Każdy popełnia błędy, jednak najważniejsze to wyciągać z nich wnioski. Ty w ostatnich dniach, chyba każdemu udowodniłaś, że potrafisz. Nawet mojej matce.

- Są błędy, za które płacimy do końca życia — wstała z ławki — ja nigdy nie będę w stanie spłacić ich w pełni. Znasz grzechy główne?

Niepewnie skinąłem głową. Co one do licha miały z tym wspólnego?

- Popełniłam ich aż pięć. Sądzisz, że będzie łatwo się z nich rozliczyć?

Również wstałem z ławki. Chwyciłem jej twarz w swoje dłonie i złożyłem na drżących wargach delikatny pocałunek.

- Ja ci wybaczyłem — wymruczałem — a reszta sama się ułoży. Chciałbym zamknąć przeszłość i skupić się na przyszłości.

Niepewnie odsunęła się ode mnie i wsadziła dłonie do kieszeni. To chyba znaczyło „nie”. Przełknąłem ślinę, starając się ukryć rozczarowanie. Jakaś pieprzona bariera wyrosła pomiędzy nami. Taka sama jak między mną a Jagodą.

- A co z twoim dzieckiem? Jest jej częścią. O niej też chcesz zapomnieć?

Wolałbym nie poruszać tego tematu. To nie był odpowiedni czas ani miejsce. W końcu i tak będę musiał coś postanowić, ale na razie wolałem myśleć, że jej nie ma. Tak było łatwiej, prościej, bez zbędnych komplikacji.

- Zostawmy ją w spokoju — powiedziałem powoli — jest w szpitalu cała i bezpieczna.

Monika złapała się rękoma za głowę.

- Jak możesz? - niedowierzanie w jej głosie rozbawiło mnie — przed chwilą powiedziałam ci, co czuję, a ty nadal pozostajesz obojętny.

To nie do końca było tak, po prostu nie chciałem rozmawiać o Róży z kimkolwiek. Czułem się zbyt słaby, żeby móc zmierzyć się z prawdą. Starałem się uciec przed nią.

 

Blondynka spała wtulona w moje ramiona, a ja zmagałem się z bezsennością. Dzisiaj po raz pierwszy wpuściła mnie do swojej sypialni i chyba czuła potrzebę bliskości, bo od razu przylgnęła swoim drobnym ciałem do mojego — twardego, silnego i umięśnionego. Miałem niejasne przeczucie, że wszystko, co dzisiaj powiedziałem, zakotwiczyło się w niej głęboko i upłynie sporo czasu, zanim przestanie to analizować. Sprawy z każdą chwilą komplikowały się coraz bardziej, a ja nie próbowałem odzyskiwać nad nimi już kontroli. To było bezsensowne i bezcelowe.

- Fabian? - usłyszałem znienacka — zamierzasz zerwać noc?

Czyli ona też nie spała, tylko udawała. Cwaniara. Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czubek głowy.

- A ty? - pogładziłem ją po półnagich plecach — chcesz dotrzymać mi towarzystwa?

Podniosła się do pozycji siedzącej i odwróciła głowę w moją stronę. Nagle zabrakło mi powietrza.

- Wiesz? - westchnęła -Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś będę dzieliła z tobą łóżko. Już zapomniałam, że zajmujesz większą część.

- Ej! - zaprotestowałem i połaskotałem ją — mogę zaraz pokazać, co jest duże, jeśli chcesz.

Pragnąłem jej i nie byłem w stanie tego ukryć. Chciałem znaleźć się w niej tak głęboko, jak nie byłem nigdy dotąd i pokazać, jak bardzo jest dla mnie ważna i mi zależy.

- Boję się — wymruczała, podsuwając się wyżej — nie chcę być tylko zabawką w twoich rękach, ale to już pewnie wiesz. Pragnę być dla ciebie kimś więcej…

Była, ale tego akurat nie mogłem powiedzieć; dlatego zamknąłem jej usta pocałunkiem. Dość szybko znalazłem się nad nią i wodziłem dłońmi po całym ciele, delektując się dotykiem aksamitnej skóry. Jeśli myślała o wycofaniu, to był to niewątpliwie ostatni moment.

- Pamiętaj, że możesz jeszcze zaprotestować — upomniałem ją, zanim pożądanie weźmie nade mną górę, a ja nie będę w stanie już racjonalnie myśleć — to jest ten czas.

- Nie czuję takiej potrzeby — wymruczała, oplatając moją szyję swoimi ramionami — nie chcę już z tym walczyć.

Właśnie na taką odpowiedź cały czas liczyłem. Dostałem zielone światło i tyle wystarczyło mi, by zacząć działać.

 

Ta noc była magiczna i przez chwile znów to poczułem; wszechogarniające i obezwładniające uczucie szczęścia. Trzymałem w ramionach prawdopodobnie jedyną osobę, przy której potrafiłem zapomnieć o całym świecie i było mi z tym cholernie dobrze.

Nie potrzebowałem wielkich słów, poważnych deklaracji, ani patrzenia w oczy; wystarczyło mi, że po prostu była. Nie umiałem nazwać swoich uczuć, ale też nie starałem się tego robić. Taki niezobowiązujący układ, był odpowiedzią na moje obecne potrzeby.

Delikatnie, żeby przypadkiem nie zbudzić blondynki; wyswobodziłem się z jej uścisku i wyszedłem z sypialni, żeby zapalić. Ostatnio coraz częściej sięgałem po papierosy, chociaż starałem się, rzuć to cholerstwo. Wizja raka lub innej choroby wywołanej tym świństwem stawała mi przed oczami przy każdym zaciągnięciu.

 

 

-----------------------

Takie maleńkie uzupełnienie poprzedniego rozdziału. Jeśli ktoś nie czytał, to zapraszam do początku. :)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • TrzeciaRano 24.10.2018
    Raz krótkie kreski raz długie
  • Elorence 02.12.2018
    Nie, ja nie mogę tego czytać.
    Nie, nie, nie, nie, nie!
    Przekreślić matkę swojego dziecka... Matkę, którą zabił. Tak, ma jej krew na rękach. Japierdolę. A dziecko? Gówno dla niego znaczy.
    Są siebie warci. I ona, i on.
    Niech się wykastrują, żeby już nigdy więcej nikogo nie skrzywdzili...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania