Twoja na zawsze. 30
Rozdział trzydziesty
Nie bardzo wiedząc, co mam robić dalej ze swoim życiem i tym całym emocjonalnym bałaganem, postanowiłem udać się do jedynej osoby, która była w stanie mi pomóc. Wiedziałem, że zawaliłem sprawę, ale teraz bardziej niż nagany, potrzebowałem poklepania po plecach i upewnieniu mnie w tym, że to, co chcę zrobić, jest dobre.
Siedziałem w samochodzie i podróżowałem w kierunku domu mojej matki, jednocześnie starając się dodzwonić do Moniki, która od kilku dni udawała obrażoną księżniczkę. Jak ostatni idiota, miałem nadzieję, że będzie trwała przy moim boku i wspierała w każdej nawet tej najtrudniejszej decyzji, a ona? Po prostu wstała i wyszła z mojego mieszkania, nie dając mi czasu na to, bym mógł zareagować i jakoś ją zatrzymać.
- To już piąta wiadomość, którą ci nagrywam — warknąłem, do automatycznej sekretarki — mogłabyś z łaski swojej, powiedzieć do cholery, o co ci właściwie chodzi? Zamiast ze mną normalnie porozmawiać, wolałaś zapaść się pod ziemię. Nie uważasz, że to jest nie fair?
Wściekły, rzuciłem telefon na siedzenie pasażera i mocniej nacisnąłem pedał gazu.
Regina patrzyła na mnie w milczeniu, od czasu do czasu kręcąc tylko głową. Po grymasie malującym się na jej twarzy czułem, że nie usłyszę niczego dobrego. Z nerwów, wyłamywałem sobie palce.
-Jak ty to sobie wyobrażasz? - wydusiła z siebie, po dłuższej chwili przerywając nieznośną ciszę — mam się zajmować chorym mężem i twoim dzieckiem, bo ty wolisz zrzucić odpowiedzialność na innych i umyć ręce?
- To nie tak — warknąłem — przecież nie chcę, byś zajmowała się nią już zawsze, to tylko na jakiś czas.
- Jakiś czas?! - moja matka, wyrzuciła obie ręce w górę — czy ty w ogóle wiesz, co mówisz? Dziecko to nie jest zabawka! To żywa istota, która czuje, myśli i kocha. Rozumiesz?
Niechętnie skinąłem głową, tym samym przyznając rację.
- Mamo, proszę — jęknąłem — to dla mnie ważne.
Regina zmierzyła mnie chłodnym spojrzeniem i wzruszyła ramionami.
- A wiesz, co jest ważne dla mnie?
-Nie zaczynaj — jęknąłem — jeżeli chcesz zacząć prawić umoralniające gadki, to może będzie lepiej, jeśli po prostu stąd wyjdę, a ty udasz, że nigdy nie było tej rozmowy.
- I co dalej? - założyła ramiona na piersi — znowu zaczniesz pić? Najwyższy czas dorosnąć i zacząć podejmować odpowiedzialne decyzje.
A czy moja prośba, nie była jedną z bardziej odpowiedzialnych decyzji; jakie udało mi się podjąć? Przecież robiłem to dla dobra Róży, a nie swojego. Dlaczego nikt nie chciał tego zrozumieć?
- Porozmawiam z rodzicami Jagody — westchnąłem — oni mi nie odmówią.
- Skoro o nich już wspomniałeś, to…- na moment zawiesiła głos — po śmierci Jagody, zgodnie stwierdzili, że Róża za bardzo przypomina im o zmarłej córce i nie chcą utrzymywać z nią żadnych kontaktów. To dziecko ma tylko ciebie Fabianie.
Nagle ścierpła mi skóra. Więc to tak? Czemu nie chcieli powiedzieć mi tego prosto w twarz? Przecież znali mój adres i wiedzieli, gdzie mieszkam.
- Jasne — warknąłem — zostawcie mnie wszyscy z tym problemem! Monika, ty a teraz jeszcze oni.
Czułem, że zaczynam tracić panowanie nad sobą, a pozorny spokój gdzieś ucieka. Informacja o rodzicach mojej zmarłej dziewczyny przelała fale goryczy i była moim zapalnikiem.
Dalsza rozmowa, nie miała sensu. Postanowiłem, jak najszybciej wrócić do siebie i poszukać innego rozwiązania. Regina na odchodnym wspomniała coś o popełnianych błędach, ale nie zamierzałem jej słuchać. Dla mnie liczyły się fakty, a one były takie, że nie chciała mi pomóc.
Jechałem przez las, w radiu leciała jakaś infantylna piosenka o poszukiwaniu miłości, a droga jakby zaczęła mi się wydłużać. Przejeżdżając obok miejsca, w którym samochód mojego ojca został rozbity, mimowolnie zahamowałem i spojrzałem na pień, po ściętym drzewie.
- Tato — mruknąłem — a ty na moim miejscu, co byś zrobił?
Doskonale znałem odpowiedź, ale nie przyjmowałem jej do świadomości. Może był łajdakiem, ale nie tchórzem i nawet gdyby zabrakło Reginy, on nigdy by nas nie zostawił.
- Przepraszam — szepnąłem — nie jestem taki, jak ty i prawdopodobnie nigdy nie będę. Wybacz mi, bo sam sobie nie potrafię przebaczyć. Może gdybyś żył, wszystko wyglądałoby inaczej? Brakuje mi ciebie.
Mógłbym pójść na cmentarz, usiąść na ławce i wpatrywać się w pomnik, jak robiłem to setki razy, ale przekroczenie dobrze znanej bramy, mogłoby się okazać sporym wyzwaniem. Wolałem się go nie podejmować.
Komentarze (4)
A, kurwa, pieprzyć to się chciało, tak? Taki jesteś chojrak? Nie wiem czym seks się może skończyć? Do szkoły nie chodziłeś?
Nie no, wyjdę z siebie.
Ktoś mu musi spuścić łomot. I to natychmiast, albo ja to zrobię.
Aż błędy robię przez tą złość.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania