Poprzednie częściTylko on, ona i motocykl - Prolog
Pokaż listęUkryj listę

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Tylko on, ona i motocykl - Rozdział 15 – Grom z jasnego nieba… (cz.2)

Kiedy Ridersi zorientowali się, że ktoś za nimi jedzie, przerwali już i tak długo trwający ostrzał budynku i skierowali ostatnią salwę nabojów na Snake’a i Ryana, ale ponieważ zaczęli się oddalać od miejsca zdarzenia, nie trafili w nich ani razu i zniknęli za rogiem mocno przyspieszając.

— WRACAJCIE TU, GNOJE I WALCZCIE JAK MĘŻCZYŹNI!!! – wołał za nimi Ryan, ale zanim zdołał ruszyć za nimi, Evelyn go szturchnęła.

— Skarbie, masz rację! Trzeba im dowalić! Ale teraz nie ma na to czasu! Musimy sprawdzić czy wszystko jest ok w siedzibie! – powiedziała. Motocyklista popatrzył na nią i niechętnie kiwnął twierdząco głową. Zatrzymał się obok Snake’a przed budynkiem i cała trójka weszła do niego. Wszyscy leżeli, chociaż na pierwszy rzut oka nikt nie był martwy.

— Wszyscy cali?! – spytał Coyote i podnosił się z ziemi razem ze swoją żoną. Motocykliści po kolei wstawali, chociaż ofiar śmiertelnych nie brakowało: kilku enforcerów nie ruszało się, a krew tryskała z ich ciał.

— Cholera, nie wszyscy… – jęknął Screwball. — Też dostałem w ramię… Spokojnie, zaraz to opatrzę… – dodał i udał się z Judith na zaplecze.

— Coyote! To byli Ridersi! Widzieliśmy jak strzelają! Chcieliśmy ich gonić, ale strzelali też do nas i wytrącili nas ze skupienia! – tłumaczył prezesowi Ryan.

— Wiedziałem… po prostu wiedziałem! Dość tego! Tym razem im nie daruję! – powiedział wściekły Bobby, gdy nagle jego uwagę przykuł zduszony okrzyk Jolene. Wszyscy odwrócili się w jej stronę. Klęczała przed Saintem, który nie leżał nieruchomo. Miał na sobie kilka ran postrzałowych, w tym jedną… w głowie.

— Saint? Saint… Saint… SAAAAAAAAAAAAAAAAAAINT!!! – wołała go zrozpaczona dziewczyna i wybuchła intensywnym płaczem.

— Posuń się! – odepchnął ją Warlord i zaczął go reanimować. — Dalej, Tommy… oddychaj! Wiem, że żyjesz! Nie takie rzeczy przeżyłeś, przyjacielu!

— Warlord… on nie żyje… – powiedział do niego ponuro Big Hog.

— NIE MÓW TAK! ON WCIĄŻ ŻYJE! – krzyknął Warlord ze łzami w oczach i próbował dalej reanimować Sainta, jednak bezskutecznie. W końcu wyprostował się i schował twarz, żeby ukryć płacz. — Ridersi muszą za to zginąć… – powiedział diabelskim głosem, gdy wstał z kolan i spojrzał na resztę zebranych.

— I zginą… Ja już tego nie obiecuję, ale uroczyście przysięgam nie tylko tobie, Warlord, ale każdemu tutaj! Kadeci! Zróbcie porządek z ciałami! Motocykliści Fallen Angels zasługują na przyzwoity pogrzeb. Ryan! Idź stać na czatach czy znów się nie pojawią te sukinsyny! Reszta niech się uzbroi po zęby. To już koniec Cursed Riders! – oznajmił równie złowrogo Coyote, po czym wszyscy rozeszli się wykonać wskazane zadania. Evelyn dołączyła do Ryana na zewnątrz, czując że będzie potrzebował jej wsparcia.

— Nie mogę w to uwierzyć… po prostu nie mogę… – powiedziała cicho dziewczyna. — Tyle trupów… w tym Saint!

— Proszę cię, nie mów nic do mnie… – powiedział przez zęby motocyklista. Evie spojrzała na niego. Widać było, że mężczyzna z trudem próbuje powstrzymać płacz. Nie było to jednak nic dziwnego, w końcu Ryan nazywał resztę Angelsów „braćmi” nie na pokaz. Chciała go przytulić… powiedzieć mu, że wszystko będzie dobrze, że jest przy nim i zawsze będzie, ale uznała, że teraz tylko wywołałaby kłótnię. Po prostu stała ponuro i obserwowała ulicę.

— Przepraszam, kociaku… – powiedział nagle Ryan. — Po prostu… po prostu… znowu ktoś z naszych zginął i po raz kolejny czuję się temu winny…

Evelyn już chciała mu powiedzieć jak bardzo jest jej przykro i że może na nią liczyć, gdy nagle oboje zauważyli jak w ich stronę biegnie znajoma dziewczyna…

— Ma… Mandy?! – powiedziała na głos zszokowana Evelyn. Tak, dobrze widziała. Mandy Powell biegła w jej stronę na złamanie karku i ku jej zdziwieniu, była wyraźnie przerażona i spanikowana. — Many, co ty tu robisz?! Uciekaj stąd, to nie miejsce dla ciebie, zwłaszcza teraz! – powiedziała oburzona.

— Teraz?! O, nie… nie zdążyłam! Nie zdążyłam cię ostrzec! Ale chwilkę… nie jesteś ranna! – odpowiedziała dziewczyna ciężko oddychając i patrząc na siedzibę klubu. — Toż to jakiś cud, że nic się wam nie stało!

— O czym ty gadasz, laska?! Czekaj… ty coś wiesz?! – spytał Ryan przesłuchującym głosem. — Mów! JUŻ!

— Żebyś wiedział, że wiem! Chodzi o Żanetę… ona… ona pracuje z policją przeciwko wam! – wyjawiła Mandy. Ryan i Evelyn poczuli jakby do ich żołądków spadły bomby atomowe. Spodziewali się każdej informacji… ale nie tej. Motocyklista nagle przypomniał sobie rozmowę z Polką, która opowiadała mu jak siostra Helen odwiedziła ją i przesłuchiwała w sprawie Fallen Angels. Żaneta jednak wyraźnie tłumaczyła, że odmówiła współpracy.

— Jak to współpracuje z glinami przeciwko nam?! Przecież rozmawiałem z nią i nie powiedziała o nas ani słowa! – stwierdził. — Okłamała mnie?!

— Najwidoczniej… wróciłam dzisiaj z zakupów i usłyszałam, że Żaneta ma gościa. To była jakaś starsza kobieta… elegancko ubrana, blond włosy… mówiła do niej „pani prokurator” i rozmawiała o was. Wspominała coś o spaleniu przykrywki i niemożności dalszego śledzenia działalności waszego klubu motocyklowego. Więcej nie udało mi się usłyszeć, bo zauważyły moją obecność i po kilku minutach ta kobieta wyszła…

Motocyklista i jego dziewczyna nie mogli uwierzyć własnym uszom w to, co przed chwilą usłyszeli.

— Żaneta jest kretem?! O, cholera… przecież ona tyle wie o nas przez mój związek z nią w przeszłości! – powiedział spanikowany Ryan. — Ale dlaczego współpracuje z glinami przeciwko nam?! Musi mieć w tym jakiś swój cel… Chwila! Gliniarze mają ją w kartotece za kilka drobnych spraw! Myślicie, że oni ją… szantażują?

— Nie wiem… naprawdę nie wiem. Jakbym wiedziała więcej, powiedziałabym… – westchnęła Mandy. — I zanim spytasz, Evelyn… pomagam wam, bo chociaż tyle mogę zrobić za wybaczenie mi, choć nie miałaś podstaw, żeby to zrobić… – dodała zwracając się do czarnowłosej dziewczyny.

— Powell, dzięki, że nam o tym mówisz, doceniamy to… ale musisz stąd uciekać! Za chwilę cała armia motocyklistów ruszy do Manhattanu! No już! Zmiataj stąd! – odpowiedziała Evie, patrząc dawnemu wrogowi w oczy.

— Jeszcze coś… ta prokurator wspominała coś o jakichś innych informatorach… jakiejś dziewczynie i motocykliście… – oznajmiła Mandy i odeszła. Ryan i Evelyn nie wiedzieli co o tym wszystkim myśleć.

— Jak myślisz, kociaku, o kim ona mówiła? – spytał motocyklista drapiąc się po podbródku.

— Nie mam pojęcia… Nie potrafię sobie wyobrazić kto to mógł być. Nie uważam jednak, że tym „motocyklistą” jest ktoś od nas. Myślisz, że Ridersi… – zastanawiała się na głos dziewczyna. Jej mężczyźnie nie dane było odpowiedzieć, gdy nagle wyszła cała armia Fallen Angels z Coyote’em na czele. Wszyscy podążali za nim uzbrojeni po zęby.

— Ryan! Evelyn! Bierzcie broń i ładujcie się na motory! Najwyższy czas, żeby Cursed Riders odpowiedzieli za to, co zrobili! – oznajmił bojowo prezes Angelsów i podał obu broń. Evie dostała pistolet maszynowy UZI, a Ryan karabin M4. Uzbrojeni wsiedli na motocykl, zdeterminowani, żeby pomścić swoje krzywdy. — Za Ratface’a! Za Sainta! Za siostrę Evelyn! JEDZIEMY!!! – krzyknął i wszyscy ruszyli za nim, łącznie z furgonetką kierowaną przez dwóch kadetów. Jechali przez miasto i przykuwali oczy wszystkich przechodniów. Wyglądali jak konwój wojskowy jadący na linię frontu, a ostra muzyka budująca morale motocyklistów tylko potwierdzała ich powagę. Każdy z nich był gotowy oddać życie za klub motocyklowy. Wyjątek stanowił Snake, który przez cały czas wyglądał jakby czegoś się obawiał. Ryan to zauważył i podjechał bliżej wiceprezesa.

— Snake, wszystko w porządku?! Nie wyglądasz najlepiej! – zwrócił mu uwagę. Evie również nabierała podejrzeń do Raya.

— Jedziemy rozwalić wroga, który prawdopodobnie jest równie dobrze uzbrojony! Naprawdę tak cię zadziwia mój lęk?! – spytał zestresowany Snake.

— Spokojnie, wszystko będzie dobrze! Przecież masz doświadczenie wojskowe! – zaśmiał się Ryan.

— Jakoś mi to nie ułatwia sprawy… – westchnął wiceprezes Angelsów, podczas gdy gang wjeżdżał na most łączący Jersey City z Manhattanem.

 

Tymczasem, 1 Police Plaza

— Melduję, panie komisarzu, że Ridersi zlikwidowali Panthersów! Właśnie zabierają im uzbrojenie! – powiedział przez krótkofalówkę policjant.

— Bardzo dobrze! Udaj się pod ich siedzibę i informuj mnie nie bieżąco! Fallen Angels mogą tam dojechać i zaatakować w każdej chwili! – odpowiedział Stevenson przez swoje przenośne radio, rozsiadł się na fotelu i rozejrzał się po swoim biurze. Victoria Morgan siedziała naprzeciwko niego i słuchała tych słów z zachwytem. — Wygląda na to, że wszystko idzie zgodnie z planem! Zarówno Ridersi jak i Angelsi pozostawią po sobie ślady brutalnych przestępstw, co da nam powód aresztowania ich lub zabicia, jeśli… będą stawiać opór… – powiedział do Vickie z diabelskim uśmiechem.

— Jeśli będą… proszę o dostąpienie zaszczytu likwidacji Bobby’ego Bakera… – powiedziała z powagą prokurator.

— Ależ oczywiście! – odparł z uśmiechem komisarz. — Pojedzie pani razem ze mną i oddziałem SWAT. Proszę się nie martwić, będą milczeć odnośnie naszej małej umowy. W końcu podwyżka piechotą nie chodzi! Oczywiście haczyk w tym wszystkim polega na tym, że to Angelsi wyjdą zwycięsko z tej konfrontacji…

— Mam taką nadzieję… a kiedy już się z nim rozprawię, opowiem mojej siostrze prawdę o tym potworze… Tą samą prawdę, którą powiedziałam Żanecie Lesnik i Madison Reed, tym samym zyskując ich wsparcie i pełną kooperację… Nigdy nie zapomnę miny tej Polki, gdy dowiedziała się z jak okrutnymi ludźmi zadaje się jej były chłopak, którego skrycie nadal kocha… – powiedziała Vickie śmiejąc się okrutnie i wspominając swoją wizytę u Żanety.

 

3 lata temu, wizyta Vickie w domu Żanety…

— Dobry wieczór… kim Pani jest? – spytała niepewnie Polka.

— Witam… Nazywam się Victoria Morgan i jestem prokuratorem okręgowym Nowego Jorku. Czy mogę wejść? Mam kilka pytań.

— Odnośnie?

— Odnośnie pana Ryana Evansa i klubu motocyklowego Fallen Angels.

Żaneta wiedziała, że ta wizyta będzie oznaczać kłopoty, ale mimo wszystko… wpuściła kobietę do środka.

— Oczywiście, przecież nie będę stawiała oporu prawu… – powiedziała nieśmiało Żaneta. — Czy będę miała ma kłopoty?

— Nie przejmuj się… zamierzam Ci tylko pomóc… – odparła wciąż uśmiechnięta Vickie.

— W to nie wątpię, proszę pani. Ale ja naprawdę nie wiem co mam pani powiedzieć o Ryanie Evansie i Fallen Angels. Tak, przyznaję, trzymałam się z nimi troszkę, ale to już przeszłość.

— Czy aby na pewno? Podobno byłaś bardzo bliska Ryanowi. Wiem też o tym, że pobił woźnego ze szkoły, do której chodziłaś. Został sparaliżowany do końca życia…

— On był pedofilem! – zaprotestowała Żaneta. — I zostało to udowodnione w sądzie!

— Ale spokojnie! Ja nie zamierzam cię aresztować! Chcę tylko, żebyś mi opowiedziała o Ryanie i jego klubie motocyklowym. To wszystko! – uspokoiła ją Vickie.

— Proszę pani, ja naprawdę nie wiem… boję się, że mogę mieć przez to wszystko kłopoty. No i nie chcę, żeby Ryan poszedł siedzieć… – powiedziała zakłopotana Polka.

— Obiecuję ci, że jeśli mi pomożesz w tej sprawie, zrobię wszystko, żeby Ryan Evans został potraktowany… łagodnie. A jeśli mam cię przekonać, że jego towarzystwo składa się z ludzi złych do szpiku kości, pozwól, że opowiem ci o niektórych z jego przyjaciół w Fallen Angels, dobrze? Może po tym zrozumiesz, że współpraca ze mną nie tylko ci się opłaci, ale także pomoże Ryanowi…

Żaneta chwilę zastanawiała się nad słowami pani prokurator. Choć próbowała pozbyć się tego uczucia, wciąż była zakochana do szaleństwa w motocykliście i widok jego z nową dziewczyną sprawiał, że zieleniała z zazdrości. Poza tym, była ciekawa kim są pozostali członkowie Angelsów. Ryan jej nic nie opowiadał…

— Dobrze… proszę mi powiedzieć o nich co nieco… – rzekła w końcu Żaneta. Vickie uśmiechnęła się i odchrząknęła. Polka czuła, że czeka ją długa i mroczna opowieść.

 

„Jeśli usłyszy ode mnie to, co ja usłyszałam od komisarza Stevensona, na pewno ją złamię!”

 

— Otóż, widzisz, moja droga… wielu… Prezes i wiceprezes klubu Fallen Angels to są bardzo źli ludzie. Wyobraź sobie, że podczas wojny w Wietnamie bezprawnie zniszczyli wioskę zamieszkałą przez cywili. Spalili ją, a mieszkańców rozstrzelali. Kompletnie niewinnych mieszkańców, niezwiązanych z żadną ze stron konfliktu! I wiesz dlaczego to zrobili? W ramach zemsty za śmierć swojego towarzysza broni! Cała wioska pełna niewinnych mężczyzn, kobiet, dzieci i starców… wybita i zrównana z ziemią za śmierć jednego człowieka! Tak postępują porządni ludzie? Albo żołnierze? Nie sądzę… Oprócz tego, ci dwaj prawdopodobnie dopuścili strasznej zbrodni na tle rasowym w 1976 roku, kiedy to porwali, zlinczowali i zamordowali ze szczególnym okrucieństwem czwórkę czarnoskórych obywateli: trzech mężczyzn i jedną kobietę. Ta ostatnia nie tylko miała na sobie oznaki gwałtu, ale także uciętą głowę… głowę, której nigdy nie odnaleziono.

Żaneta słuchała tego wszystkiego i zszokowana złapała się za głowę. Nie mogła uwierzyć, że obiekt jej westchnień zadaje się z takimi potworami. Ryan nigdy jej nie mówił o tym czym zajmuje się gang, więc jej wiedza na ten temat była nieduża. Wcześniej myślała, że ci ludzi tylko ochraniają bary i koncerty rockowe… Wciąż miała w pamięci słynny pościg, po którym zerwała z motocyklistą raz na zawsze, ale to była jedyna taka akcja. W życiu nie pomyślałaby, że Angelsi mogą robić takie rzeczy.

— Ja… nie wiem co powiedzieć… nie wiedziałam… – wyjąkała w końcu, wciąż będąc w szoku.

— A to jeszcze nie koniec. Ten… Bobby Baker… skrzywdził także mnie, jeśli możesz w to uwierzyć. Kojarzysz na pewno jego żonę… wiesz, że to moja siostra? Nie jesteśmy jednak kochającymi się siostrami. A właściwie… ona mnie nie kocha… bo ten drań zrobił jej pranie mózgu! Nastawił ją przeciwko mnie oraz naszej matce! To pod jego wpływem zrobiła się zbuntowana i popadła w konflikt z nami. Aż w końcu, w dzień osiemnastych urodzin wyrzekła się nas do końca i odeszła od nas do tego… potwora, który ją zepsuł! A teraz… stała się okrutną kobietą…

— Wiem jak bardzo okrutną… – przerwała jej Polka. — Gdy… zerwałam z Ryanem, zagroziłam mu, że doniosę na niego policji. Powiedziałam tak, żeby dał mi spokój raz na zawsze, nie chciałam tego robić tak naprawdę. Ale wtedy pojawiła się Helen i… pobiła mnie. Zagroziła, żebym trzymała się z daleka od Angelsów. Boję się jej…

— Rozumiem cię doskonale, moja droga. Przykro mi, że przez to przeszłaś, ale przynajmniej już wiesz jak okrutni są ci ludzie. Ale wiem, że kochasz Ryana i jeśli pomożesz mi sprowadzić Fallen Angels na dno, zobaczę co da się zrobić, żeby dostał jak najkrótszy wyrok.

— Naprawdę?! Może to pani zrobić?! – spytała uradowana Żaneta.

— Oczywiście, że mogę! Także zakładam, że się zgadzasz? – spytała Vickie.

— Tak! I pomogę pani jak najbardziej! Powiem wszystko, co wiem o gangu Ryana!

— Wyśmienicie! Ale zanim zaczniesz mi o nich opowiadać, posłuchaj mnie jeszcze chwilę. Powiem ci co masz robić, żeby ten plan wypalił…

 

1 Police Plaza, Nowy Jork, rok 2002

— I tym oto aż za prostym sposobem namówiłam tą żałośnie tępą gówniarę do współpracy! Słowo daję, znam zwierzęta o większym IQ niż ta cała Żaneta! Swoją drogą, dziękuję za udostępnienie mi tych akt o Bakerze i Allenie! To bardzo pomogło mi w przekonaniu Madison Reed i naszego… trzeciego informatora… – powiedziała Vickie.

— Wszystko przebiega tak jak lubię – zgodnie z planem! – zaśmiał się komisarz Stevenson, gdy nagle usłyszał przez krótkofalówkę znajomy głos.

— Komisarzu! Melduję, że gang motocyklowy Fallen Angels znajduje się pod siedzibą Cursed Riders! Czekamy na dalsze rozkazy! – oznajmił policjant.

— Bardzo dobrze, chłopcze! Monitoruj sytuację dalej, zaraz przybędę z oddziałem SWAT! Bez odbioru! – odparł podekscytowany Edward i po rozłączeniu się wstał z fotela, a Victoria za nim. — Już czas, pani Morgan!

 

Południowy Manhattan, Nowy Jork

Cały batalion motocyklistów Fallen Angels jechał w stronę siedziby Ridersów. Każdy z nich był uzbrojony po zęby i zdeterminowany, żeby pomścić śmierć Sainta i pozostałych, którzy zginęli w ostrzale budynku przez ich zaprzysiężonych wrogów. W oczach każdego znajdował się ogień, który miał spaść na Cesara i całą resztę jego przydupasów. Zemsta musiała w końcu nadejść.

— Załatwimy tych sukinkotów raz na zawsze! – powiedział Warlord przerywając ciszę.

— Żadnych jeńców lub rannych! Tylko ofiary śmiertelne! – dodał Big Hog, gdy motocykliści już zaparkowali kilka metrów przed celem swojego ataku. Budynek był dobrze oświetlony i słychać było z jego wnętrza ostrą heavymetalową muzykę. Angelsi powoli zsiedli ze swoich jednośladów i zaczęli odbezpieczać broń. Ryan i Evelyn podeszli do furgonetki, ponieważ nie zdążyli wziąć ciężkiego sprzętu. Mężczyzna dostał karabin M4A1, a dziewczyna pistolet maszynowy MP5. Oboje sprawdzili broń i podobnie jak pozostali, wycelowali ją w budynek. Po chwili Coyote stanął na ich czele jak lider, uzbrojony w wyrzutnię granatów oraz swój nieodłączny od czasów Wietnamu karabin M16. Jego wzrok był skupiony na otwartym oknie na piętrze siedziby i już wiedział co trzeba zrobić.

— Posmakujcie mojego granatnika, bydlaki! – krzyknął i oddał strzał ze swojej wyrzutni granatów. Pocisk poleciał prosto do otwartego okna i po trzech sekundach nastąpiła ogromna eksplozja wewnątrz budynku, a tuż po niej wybuchł pożar. Reszta motocyklistów tylko czekała na sygnał. Ze środka słychać było agonalne wrzaski i inne odgłosy cierpienia. Evelyn patrzyła na to wszystko wśród nich z… satysfakcją.

 

„Powinnam czuć obrzydzenie… powinnam być przerażona skalą tej brutalności… ale nie jestem. Wręcz przeciwnie, ja autentycznie cieszę się, że cierpią! Cieszę się, że teraz smażą się jak stek na grillu! To idealna kara za zabicie Rachel!”

 

Jej myśli przerwali jednak motocykliści Ridersów, którzy wyważyli drzwi wejściowe miotając się z lewej na prawą próbując ugasić wszechogarniające ich płomienie. Angelsi tylko wycelowali w nich.

— I pamiętajcie… żadnych pozostałych przy życiu… – powiedział mrocznym głosem i nagle wszyscy otworzyli ogień w próbujących wydostać się z budynku motocyklistów Cursed Riders jak i sam budynek. Martwe ciała padały na przed Angelsami jak muchy, łącznie z tymi, którzy próbowali uciekać oknami. Kule dziurawiły wszystko i wszystkich na swojej drodze. Z daleka to wszystko wyglądało jak egzekucja przez rozstrzelanie. Ryan i Evie również brali udział w tej masakrze. Nie obchodziło ich, że niektórzy z tych palących się i wyjących z cierpienia Ridersów może mieć rodziny lub przyjaciół. Dla dziewczyny byli to okrutni ludzie współwinni śmierci jej najmłodszej siostry. Jej mężczyzna również nie krył ogromnej satysfakcji, patrząc na pogrom przed nim.

Po chwili jednak wśród opuszczających budynek w agonii Ridersów, Coyote rozpoznał znajomą twarz… nie był to jednak Cesar i nie był podpalony. Miał jednak widoczne poparzenia.

— To Tirpitz! – powiedział na głos i rozkazał przerwać ogień. Ryan jednak podbiegł do niskiego motocyklisty, rzucił się na niego i zaczął go okładać pięściami po głowie. Tłukł go bez opamiętania. Głowa Ridersa powoli zamieniała się w czerwoną bezkształtną masę. W końcu Ryan przestał i podniósł go, trzymając za jego ubranie.

— To naszego kadeta i Sainta, ty sukinsynu! – warknął enforcer Angelsów.

— Uhh…aaa… – jęczał Tirpitz. — S-Saint? Ja… ja nic nie wiem o jego śmierci… nie zabiłem go…

— Widzieliśmy jak dwóch waszych sukinsynów pojechało dziś i ostrzelało naszą siedzibę! Zginęło wielu naszych braci, w tym Saint! Gdzie jest Cesar?! Nadal w środku?! Spłonął razem z resztą?! – wtrącił się Warlord.

— Cesar… Pretty Boy… X… i Greaser… nie wiem gdzie oni są… nie wiem gdzie pojechali. Meathook pewnie gdzieś tu leży… był jednym z pierwszych… których dosięgnął… pożar… ale oni też… nie wiedzą o tym ostrzale waszego klubu… to… pewne… – wymamrotał motocyklista Ridersów zanim wziął ostatni wdech i odszedł z tego świata z powodu ran, które odniósł. Ryan puścił go nie okazując mu żadnego współczucia i już miał coś powiedzieć, gdy nagle zza zakrętu wyjechały zguby: Cesar, Pretty Boy oraz cała wataha innych motocyklistów Cursed Riders. Największym jednak zmartwieniem był fakt, że byli uzbrojeni równie ostro co Angelsi.

— Bracia! Do ataku! – krzyknął Cesar, po czym jego ludzie podjechali do Angelsów, zsiedli ze swoich maszyn i otworzyli ogień do swoich przeciwników. Na szczęście Coyote i reszta zdołali się ukryć, chociaż Ryan był oddzielony od swojej dziewczyny, która była po drugiej stronie ulicy. Schował się, żeby przeładować broń, gdy nagle zauważył, że obok niego jest Snake. Ry dopiero teraz zauważył, że wiceprezes Angelsów nie oddał żadnego strzału podczas akcji i trzymał się na uboczu. Jakby miał jakieś… wątpliwości. Nie mógł jednak tego tolerować. Nieważne, że Snake był wyższy „rangą”, trzeba to było wyjaśnić.

— Snake! Bracie, co ty wyprawiasz?! Dlaczego nie walczysz?! – spytał oburzony Ryan.

— Nie mogę… nie mogę walczyć… to nie jest w porządku… ja za to odpowiadam, ja powinienem ponieść konsekwencje! – odparł przybity wiceprezes Angelsów.

— A co z Evelyn? Jej siostrą? Te bydlaki ją zabiły, a ty zachowujesz się jakbyś miał to gdzieś! I nawet nie zamierzam zacząć tematu Ratface’a! – ciągnął dalej enforcer.

— Siostra… Evelyn… – wyjąkał Ray.

— No dalej! Walcz ramię w ramię ze swoimi braćmi! Wszyscy musimy zemścić się za śmierć siostry mojej dziewczyny…

— Nie, nie mogę…

— DLACZEGO?! – wykrzyczał pytanie Ryan.

— BO TO JA ZABIŁEM SIOSTRĘ EVELYN!!! – odpowiedział wrzaskiem Snake, choć jego głos został częściowo przygłuszony eksplozją. Ryan nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Jego oczy były otwarte szeroko, podobnie jak usta i nie mógł z siebie wydobyć żadnego dźwięku. W jego umyśle zapanowała cisza i nawet strzały i wybuchy nie zmusiły go do jej przerwania. Patrzył tylko z niedowierzaniem na wiceprezesa Fallen Angels, nie wiedząc co powiedzieć ani jak się zachować. Ta informacja spadła na niego jak grom z jasnego nieba.

— Ale… jak? Dlaczego? – spytał w końcu przerażony tym wyznaniem.

— To się stało, gdy jechałem do Filadelfii do swojego brata na święta… Jechałem przez Newark i zobaczyłem te dwie dziewczyny na ulicy. A ponieważ nabrała mnie „chcica”, zaproponowałem im małą... randkę. Odmówiły mi, więc zacząłem nalegać. I wtedy się zaczęło. Jedna z nich… starsza… uderzyła mnie w twarz i kazała zostawić ją i jej… siostrę w spokoju. To mnie zdenerwowało. Rzuciłem się za nimi w pogoń. Próbowały uciekać, ale człowiek nie ma szans z motocyklem. Starszej udało się uciec, jednak młodsza wpadła w moje ręce. Znokautowałem ją i zawiozłem nad jezioro… to samo, gdzie zaatakowaliśmy tego dupka, który skrzywdził twoją Evelyn. Swoją drogą, kiedy ją… krzywdziłem… on też tam był. A ja, będąc wściekłym, zgodziłem się, aby… aby się do mnie przyłączył. Na końcu ją zabiliśmy. Spytasz „skąd wiem, że to ona”… Ratface mi powiedział jakoś w zeszłym roku. Kiedy opisał mi swoją rozmowę z tą… Alice, tak chyba miała na imię… nie mogłem w to uwierzyć. Od tamtego dnia, za każdym razem kiedy widzę twoją dziewczynę, przed oczami mam tą przerażoną małolatę patrzącą na mnie z przerażeniem! – opowiedział Snake, a jego oczy zaczęły się szklić. Ryan był w takim szoku, że nawet nie mrugał oczami.

— Ray… – powiedział cicho, gdy nagle Snake wstał z ziemi.

— Powiedz jej, Ryan… powiedz, że ja to zrobiłem i bardzo przepraszam! – powiedział Snake i wyjął z kieszeni granat, który odbezpieczył i zaczął biec w stronę Ridersów. Ryan rozpoznał jego zamiary w sekundę i rzucił się za nim w pogoń.

— Ray, nie rób tego! RAY! RAAAAY!!! – krzyczał Ryan, ale było za późno. Snake wysadził się na oczach pozostałych Angelsów, co wywołało u każdego szok. Patrzyli tylko jak na eksplozję i nie mogli wierzyć własnym oczom. Wiceprezes Angelsów wysadził się na ich oczach. Nienawiść u Evelyn trochę popuściła i zamiast tego… była przerażona.

— Ale… dlaczego on…– wyjąkała.

— Snake… ty samolubny draniu… – powiedział cicho Coyote.

— Kociaku… muszę ci coś powiedzieć… – podszedł do Evie Ryan, jednak nie dane mu było wytłumaczyć, gdyż spod dymu i ognia wyczołgał się Cesar. Eksplozja urwała mu obie nogi i lewą rękę, a płomienie spaliły każdy włos na głowie i poparzyły skórę. Przeczołgał się kawałek do przodu, po czym położył się na plecach i patrzył w niebo. Coyote podszedł do swojego dawnego przyjaciela i zmierzył go wzrokiem pełnym gniewu, ale też satysfakcji.

— To koniec, przyjacielu… to koniec… – powiedział nie spuszczając z niego spojrzenia.

— Wiedziałem, że zaatakujesz prędzej czy później… ale nigdy bym nie pomyślał, że odważysz się… na taki atak… Cholera, nawet wycięcie tych czarnuchów z gangu Panthers i zabranie im broni nam nie pomogło… – wycharczał Clint.

— To ty i twoi chłopcy rzuciliście pierwszy kamień… To wy ostrzelaliście naszą siedzibę pierwsi, zabijając Sainta i wielu innych motocyklistów… naszych braci. – odparł prezes Angelsów i przeładował swój karabin.

— Tak! I zabiliście moją siostrę, wy podłe skurwysyny! – wtrąciła się Evie i podeszła do Cesara.

— Bobby… ja… nie kazałem nikomu ostrzelać waszej siedziby… a jeśli o chodzi o ciebie, mała… nawet nie wiem, że masz siostrę… – jęknął Cesar i zaczął kaszleć. — To wy zabiliście moją córkę, robiąc z niej prostytutkę i podżegając do samobójstwa.

— Jak śmiesz! Ray nigdy nie zrobił czegoś takiego! Kochał twoją córkę, bydlaku! Ona zabiła się przez ciebie i to jak ją traktowałeś! Zabiła się przez tą cholerną wojnę! Zabiła się… bo kochała Raya! Ale oczywiście ty tego nie rozumiesz! – wykrzyczała mu Evelyn. Ku jej zdziwieniu, Cesar tylko zachichotał, a przynajmniej próbował, gdyż kaszel mu skutecznie przeszkadzał.

— To i tak… nie ma znaczenia… Emma nie żyje… Ray nie żyje… i ja też zaraz umrę. – powiedział prezes Cursed Riders, po czym zamknął oczy i przechylił głowę na bok. Nie było wątpliwości, że odszedł z tego świata.

— Kociaku… jak mówiłem wcześniej, muszę ci coś powiedzieć…

— Ry, później… – odparła Evie, ciągle patrząc na ciało Cesara.

— Nie rozumiesz, że to jest ważne? Tu chodzi o Rachel. Ona… – próbował wyjaśnić, gdy nagle dziewczyna usłyszała dzwonek swojego telefonu. Odebrała szybko.

— Halo? – spytała niepewnie, ponieważ numer był nieznany.

— Evelyn, tu Mandy! Jeśli to ty i ci Angelsi odpowiadacie za ten burdel na południu Manhattanu, uciekajcie natychmiast! Widziałam jak w waszą stronę jedzie cała armia nowojorskiej policji, w tym furgonetka SWAT! Szybko, uciekajcie! – krzyczała do telefonu i się rozłączyła. Evie nie musiała nic przekazywać reszcie, gdyż Coyote odwrócił się do swoich braci z żelaznym spojrzeniem.

— Bracia! To był zaszczyt być waszym prezesem i nie zamieniłbym naszych wspólnych wspomnień na każde inne! Nie zapomnę żadnego z was! Jesteście najlepszym, co mnie w życiu spotkało A teraz uciekajcie stąd i… wybierzcie nowego prezesa! – oznajmił bojowo. Ryan patrzył zszokowany i stanął naprzeciwko niego.

— Coyote, oszalałeś?! Nie zostawimy cię! Nigdy! – odpowiedział przestraszony faktem co może się zaraz stać.

— To był rozkaz, Evans! To mój ostatni rozkaz! Proszę… wykonaj go… Uciekaj stąd! Ratuj siebie i swoją dziewczynę. Opiekuj się Helen i przekaż… że ją kochałem aż do końca. – odparł Bobby. Enforcer czuł, że jest bliski płaczu. Nie chciał dać odejść swojemu liderowi, ale nie miał wyboru.

— Proszę… Coyote… Bobby… musi być inny sposób… – wyjąkał ze łzami w oczach. Kiedy jednak usłyszał syreny policyjne, zrozumiał, że NIE MA innego sposobu. Popatrzył na swojego lidera po raz ostatni, po czym wsiadł na swój jednoślad i odjechał za prowadzącym wszystkich Big Hog’iem. Evelyn spojrzała tylko na niego, a potem na koniec ulicy, gdzie pojawiły się radiowozy i wspomniana furgonetka. Nie było w niej wątpliwości: Coyote nie wyjdzie żywy z tego starcia. Zastanawiało ją jednak podejście Mandy. Skąd u niej taka metamorfoza. Owszem, obiecała się zmienić, ale żeby tak szybko? No i co Ryan chciał jej przekazać?

W tym samym czasie, Coyote po prostu stał uzbrojony w swój karabin i patrzył jak armia nowojorskiej policji zatrzymuje się przed nim, odcinając mu drogę ucieczki kompletnie. Policjanci powoli wysiadali z radiowozów i celowali do niego z pistoletów i strzelb. To samo robili funkcjonariusze SWAT, których uzbrojenie było znacznie ostrzejsze: pistolety maszynowe MP5 oraz karabiny M4A1, prawdopodobnie z ostrą amunicją. W końcu Coyote na tle spalonej siedziby Cursed Riders wyglądał jak terrorysta. Uwagę prezesa Angelsów przykuł jednak nieoznakowany samochód, który wjechał w szpaler radiowozów. Po zatrzymaniu się, z miejsc dla pasażerów wysiadły dwie osoby: Edward Stevenson i Victoria Morgan. Komisarz podszedł do motocyklisty z wyraźną satysfakcją na twarzy.

— A więc w końcu to zrobiłeś, Baker… w końcu zrobiłeś coś, za co mogę cię zamknąć! – powiedział triumfalnie.

— Ciebie też miło widzieć, Stevenson… – burknął Bobby. — Więc to wszystko było… pułapką? Rozpuszczenie fałszywych informacji wśród nas i Ridersów, napuszczenie nas na siebie nawzajem, używanie informatorów bliskich nam i aresztowanie zwycięzcy naszej małej… wojny? – spytał.

— Brzmi prosto… a i tak się udało! Słowo daję, chyba hałas tych waszych motocykli źle wpływa na waszą inteligencję. Ale krótko mówiąc, tak, to był mój plan. – odpowiedział komisarz, po czym zbliżył się do Bobby’ego. — I moja zemsta za zabicie mojej ukochanej w Wietnamie…

Ostatnie zdanie sprawiło, że Bobby przypomniał sobie powód, dla którego Stevenson mógł się na nim mścić. Oczami wyobraźni przypomniał sobie najokrutniejszą rzecz, jaką zrobił dla swojego kraju podczas tej wojny i która stała się podstawą do zemsty na nim.

 

Wietnam Południowy, rok 1968, dwa tygodnie przed ostrzałem wioski z cywilami…

Bobby, Cesar i Ray znajdowali się w jakiejś chatce na południu Wietnamu. Nie było to miejsce, w jakim teraz chcieli być, jednak dostali specjalne zadanie i głęboko zakorzeniony patriotyzm kazał im je wypełnić: wywiad doniósł, że jeden z mieszkańców wioski, do której ich wysłano jest szpiegiem Viet Congu, więc ich skład dostał zadanie przesłuchania go. Problem polegał na tym, że nie chciał ujawnić żadnych informacji. Był jednak sposób, aby zmusić go do gadania: miał starszą siostrę. Cała trójka wpadła na pomysł, żeby ją torturować na jego oczach. Nie byli zadowoleni z tego pomysłu, ale był to jedyny sposób, żeby zmusić go do kooperacji. Bobby i Ray trzymali chłopaka, podczas gdy Clint łamał jej palce u rąk. Dziewczyna krzyczała z bólu.

— Zostawić ją! Błagać! – wrzeszczał płaczący Wietnamczyk, patrząc na cierpienie swojej siostry.

— To wszystko może się skończyć, jeśli powiesz nam to, co chcemy wiedzieć! Gdzie są pozostałe krety?! Ilu was jest?! – warknął Bobby.

— Nie… prosić… ja nie móc powiedzieć… – jęczał chłopak.

— Czyżby?! Cesar… – powiedział Ray do swojego towarzysza broni, na co ten nadepnął dziewczynie na prawą nogę, łamiąc ją w piszczeli z ogromnym hukiem. Dziewczyna zawyła z bólu. Cesar zaś zrobił to samo z jej drugą nogą.

— NIEEE!!! – ryknął szpieg. — Dobrze! Ja powiedzieć wszystko! Tylko zostawić moja siostra, Amerykanie! – błagał zapłakany. — My mieć dwadzieścia pięć ludzie w Wietnam Południowy! Dostarczać informacje… chodzić tunelami na granica z Północą! To wszystko co ja wiedzieć! Błagać! Zostawić moja siostra!

W odpowiedzi Bobby chwycił za pistolet i znokautował chłopaka, a dziewczynę zastrzelił.

— Zdrajcy… komuchy przeklęte… chodźmy stąd. Zadanie wykonane. Zabieramy tą kupę gnoju na dalsze przesłuchanie! – rozkazał, po czym wszyscy opuścili chatkę.

 

Tydzień później…

Stevenson z uśmiechem kierował się w stronę tej samej chatki z dziwnym kwiatem, który znalazł podczas patrolu.

— Nie mogę się doczekać, żeby dać go jej! Jak tylko wygramy tą wojnę, wrócę do Stanów i zapewnię jej stały pobyt w naszym kraju… i obok mnie! – powiedział do siebie.

 

Południowy Manhattan, Nowy Jork, rok 2002

— Więc to była twoja ukochana… – powiedział Bobby, kręcąc głową. — Powinienem był się domyślić, że jesteś zdrajcą.

— Ona nie była w Viet Congu. – odpowiedział komisarz. — Ba, chciała nawet przekonać brata, żeby skończył z tym i przeszedł na naszą stronę… a wy ją zabiliście. I teraz ja poślę cie do niej, żebyś mógł ją przeprosić… – dodał cicho, ale zanim zdołał cokolwiek zrobić, Coyote uderzył go z brzuch kolbą swojego M16 i gdy Edward upadł na ziemię, motocyklista w niego wycelował na oczach policjantów.

— Jeśli któryś z was choć drgnie, rozwalę go! – zagroził. Ku jego zaskoczeniu, komisarz zaśmiał się tylko.

— To nie… są wszyscy… – odpowiedział, trzymając się za brzuch i szybkim ruchem oddalił się od niego. Bobby próbował go zastrzelić, ale wtedy jeden z ukrytych snajperów policyjnych oddał strzał, trafiając prezesa Angelsów w ramię, przez co upuścił karabin. Po chwili każdy policjant otworzył w niego ogień. Naboje do pistoletów zwykłych, maszynowych, strzelb i karabinów szturmowych trafiały Coyote’a raz za razem, dziurawiąc go, nierzadko na wylot. On wyginał się od siły strzałów z jednej strony na drugą i krzyczał z bólu. Czuł się jak Alex Murphy z filmu „RoboCop”. Był rozstrzeliwany przez pociski różnego kalibru. W końcu strzał ustał, a Bobby stał przed nimi podziurawiony i czerwony na całym ciele. Ciężko oddychał i zaczął kaszleć krwią. Zmierzył wzrokiem swoich zabójców, po czym upadł na kolana, a potem na ziemię, leżąc plecami. Po chwili zauważył, że stanęła nad nim Vickie… i trzymała pistolet. Pistolet, który wycelowała w jego głowę. Bobby tylko się uśmiechnął i zamknął oczy.

— Sukinsyn do samego końca. To za zrujnowanie naszej rodziny, skurwielu! – warknęła i oddała strzał. Kula trafiła go w czaszkę i przeszła na wylot, zabijając go na miejscu. Prokurator tylko splunęła na jego ciało i zaczęła się śmiać.

— Udało się… udało mi się! Pomściłam zniszczenie naszej rodziny! Wreszcie Helen jest wolna od tego diabła! – powiedziała zadowolona z siebie, gdy podszedł do niej komisarz Stevenson.

— Gratulacje, pani Morgan. Razem postawiliśmy jeden, ale OGROMNY krok na drodze do likwidacji problemu gangów w całym Nowym Jorku… ale opuśćmy to miejsce, zanim… zjawią się niewygodni świadkowie… – powiedział do niej z uśmiechem, po czym zarówno oni jak i policja usunęli się z miejsca zdarzenia, zabierając martwe ciała do jednej z furgonetek. Nie wiedzieli jednak, że Madison widziała i słyszała całe zdarzenie, ukrywając się na dachu jednego z pobliskich budynków. Złapała się za głowę i zaczęła się trząść z przerażenia, gdy straż pożarna przybyła ugasić siedzibę klubu Cursed Riders... a raczej to, co z niej zostało.

 

„O nie… co ja narobiłam… chciałam pomóc Evelyn uwolnić się od Ryana… a wpakowałam ją i jego w jeszcze większe bagno!”

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Pasja 26.07.2020
    Wojna i na początek są już ofiary śmiertelne. Łzy w oczach Angelsów szokują. Myślałam, że chłopaki i to jeszcze jakie nie płaczą. No i jeszcze doniesienie Mandy o Żanecie i parze motocyklistów zastanawia. Plan komisarza zaczyna działać.
    Viktoria w straszliwy sposób podeszła Żanetę opowiadając o Wietnamie i strasznej zbrodni dokonanej na ludności. Tylko ile w tym prawdy? W końcu Stevenson też tam był. Czy jego opowieść też nie jest przyczynkiem do planu? Czyli Żaneta już trzy lata jest w kons piracji z policją.Wykorzystując miłość tej dziewczyny niezbyt elokwentnej. Siostra Victorii miała nosa. Do tego Madison Reed i trzeci informator?
    Masakra. Strasznie poszatkowałeś tą część i wiele spraw się wyjaśniło. Wyjaśniło się animozje i przeszłości, wyjaśnił się Wietnam. Śmierć dziewczyny... Snake dokonał niesamowitej odwagi. Zakończył ten łańcuch nienawiści. Jedynym zwyciężonym jest czas. Zemsta okazała się zbyt bolesna.
    ale opuśćmy to miejsce, zanim… zjawią się niewygodni świadkowie… Madison pewnie przejmie rolę dokonania ostatniej misji.

    Jako czytelniczka nie ma wyrobionej obiektywnej oceny w całej sprawie. Zabiłeś ćwieka. Wszyscy mają za uszami i wszyscy szukali wyjścia z przeszłości. Jednak ona jest jak bumerang, zawsze powraca.
    Co dalej? Myślę, że nie zakończysz w tej chwili.
    Pozdrawiam serdecznie
  • TheRebelliousOne 26.07.2020
    Mężczyźni nie płaczą, tylko szlochają! :D A tak serio to jednak zginął prezes Angelsów - ktoś, kogo Ryan uważał za drugiego ojca, więc jakby się nad tym zastanowić to to nie jest takie dziwne, że oczy mogły mu się zeszklić... Jeśli chodzi o tą zbrodnię, Victoria opowiada o tym ostrzelaniu wioski pełnej cywilów z helikoptera, o której było wspomniane we wcześniejszych rozdziałach, więc to JEST prawda. Stevenson jest cwaniakiem, ale w tym wypadku wyjawił pani prokurator szczerą prawdę. Rola Madison w tym wszystkim będzie wyjaśniona. Tak samo jak i motyw, więc... spokojnie. I oczywiście, że nie zakończę opowiadania w tej chwili! W końcu jest rok 2002, a w prologu był 2019, więc jeszcze trochę przygód czeka naszych milusińskich motocyklistów.

    Pozdrawiam ciepło :)
  • Clariosis 26.07.2020
    Gdy czytałam ten rozdział to modliłam się, aby szybko mi nie minął. Do tej pory to najlepszy z całej serii. Informacja, że to Snake zabił siostrę Evelyn i to jeszcze tak naprawdę z bzdurnego powodu mną silnie wstrząsnęła... No ale cóż, gang motocyklowy to raczej nie wesołe ludki co czynią zło, tylko gangsterka na dwóch kółkach. Pytanie, co teraz zrobi Evelyn i Ryan. Już tak naprawdę nie mają gdzie wrócić. Albo może tylko mi się tak wydaję? Na pewno jeszcze mnie czymś wielkim zaskoczysz. Po prostu... wow. Serio. Zostałam rozłożona na łopaty tym rozdziałem. Chociaż uważam, że opisy dynamicznych scen o wiele lepiej wychodzą Ci w "Krainie Zniewolonych...", to nie zepsuło to w ogóle mojego odbioru. Szczególnie śmierć Bobbiego. No, czas aby Victoria się przekonała, że jednak Helen nie została "ocalona", a winną "prania mózgu" była właśnie jej matka, a nie mąż. Smutne, jak słodka naiwność i przekonanie we własny pogląd na daną sytuację może doprowadzić do tak wielkiej tragedii, jaka tutaj miała miejsce. I nie dotyczy to tylko Vickie i Helen, ale także sprawy z Emmą. W końcu nikt nigdy ze sobą na ten temat nie porozmawiał. Nikt prócz naprawdę w to zamieszanych nie wiedział, jaka była prawda. Ale nikt nawet nie próbował do tego dojść, goniąc za własną nienawiścią. Naprawdę wstrząsające.
    Pięć
  • TheRebelliousOne 26.07.2020
    Witam :)
    No tak, powód może i nie był najlepszy, ale pamiętaj, że motocykliści to gangsterzy, którzy biorą co chcą, nie pytają o pozwolenie i źle znoszą wszelką odmowę. Zwłaszcza u kobiet. Co zrobią Ryan, Evelyn i pozostali członkowie Fallen Angels? O tym czytelnicy przekonają się już wkrótce, choć jak widać, różowo nie jest :) Opisy, powiadasz? Faktycznie, będę nad nimi pracował, żeby wychodziły mi jak najlepiej. Śmierć Coyote'a i siostra Helen? Oj, tak, mini-kopia mamusi popełniła duży błąd i nie przejdzie to bez echa. Temat Emmy? Motocykliści chcieli zamknąć ten rozdział raz na zawsze, ale Cesar chciał pomścić swoją córkę za wszelką cenę. Skutki tego sama widzisz.

    Dziękuję za cudowny komentarz, sprawiedliwą ocenę. Przez tydzień mnie nie będzie, bo jadę na małe wakacje, ale jak wrócę, od razu wracam do pisania swoich opowiadań.

    Pozdrawiam ciepło :)
  • Clariosis 26.07.2020
    TheRebelliousOne
    No właśnie o tym mówiłam. Miało być jednak: "Gang motocyklowy to raczej nie wesołe ludki co czynią DOBRO, tylko gansterka na dwóch kółkach" - a mi się "zło" wklepało tam, jeju ;_;

    Proszę bardzo, w pełni na ocenę i komentarz zasłużyłeś i oby tak dalej. :) Dobrej zabawy na wyjeździe!
  • Pasja 27.07.2020
    Zapraszamy do wzięcia udziału w zabawie. Do 31 lipca można napisać opowiadanie prozą, prozą poetycka i wrzucić na główną. ( w razie czego przedlużymy termin)
    Odpowiednio zatytułować i dodać link na Forum do wątku:
    https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-linki-do-w934/
    I wygrać.
    Tematy to:
    Temat pierwszy - „Ptak w przestworzach”
    Temat drugi - „Anioły”
    Można. na jeden, można na drugi, można połączyć.
    Czekamy i liczymy na ciebie
  • To my! Wyżej prowadząca Bitwy
  • Pontàrú 03.09.2020
    Łoł, istna masakra. Krwawy rozdział… z pewnością otwierający oczy. Sprawa siostry Evelin tak trochę głupio się kończy bo w sumie wychodzi że zginęła przez przypadek. Tak czy inaczej dobrze napisane. Ode mnie 5
  • TheRebelliousOne 03.09.2020
    Każda zabójstwo musi być z premedytacją lub przygotowane? :P Snake po prostu nie zapanował nad emocjami (jak to niektórzy motocykliści mają, zwłaszcza ci w gangach) no i tego... Tak czy inaczej, cieszę się, że rozdział Ci się spodobał.

    Pozdrawiam ciepło :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania