Tymczasem na Śląsku
Rozmowa pod piekarnią. Dwóch starszych mężczyzn: jeden siwy, gładko ogolony, w kaszkiecie; drugi taki w stylu świńskich oczek, niestrzyżonej brody i czapki z daszkiem z nausznikami. Stoją, zajmują całe schody, rozprawiają.
-... I jo jemu pedzioł, kaj po śniygu bydziesz lotoł po nocy, wódka pić...
- Ja - odpowiedział ten grubszy, kiwając daszkiem i trzema podbródkami.
- Ale on "ni!", pado, "jo ida, wos pierdola" i cześć. I poszoł. - tłumaczy dalej dziadek. Chwila ciszy, obaj kiwają głowami.
- No, ja... - odzywa się nagle ten grubszy.
- Dyć - potwierdza dziadek.
I stoją, kiwają głowami, jakby się zacięli. Moment później ten grubszy pyta:
- I kaj on tyroz je, Erich, kaj je?
A dziadek taką minę zrobił dziwną, i mówi:
- On ta dziołcha z tymi bajtlami tu zostawioł, wyjechoł do rajchu, ja, szoł na ta wódka co ci godołech, i wpod pod ciynżarówka.
Gruby wciągnął z sykiem powietrze, dziadek rozłożył ręce.
- A jo tam byłech, bo my mieli do Dortmundu po te auto jechać, ja, no i my kupili, yno już po pogrzebie.
- No jaa... - pokiwał głową zakłopotany gruby.
Dziadek złapał grubego za rękaw, pociągnął delikatnie. Gruby zrobił niezgrabny krok w kierunku dziadka.
- Póódź, bo tyn jedzie. - rzekł dziadek.
I poszli. A ja pojechałem. Pojechołech, bezmałaś.
Komentarze (22)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania