Tyrelliot, cz. 1
Hej, parę dni temu zaczęłam pisać opowiadanie z uniwersum Mr. Robot, a mianowicie o dwóch bohaterach, między którymi czuć i widać wyraźne napięcie. Dlatego skupiłam się na ich relacji i zdecydowałam, że poświęcę im trochę czasu, ponieważ warto, i są cudowni. Zapraszam zainteresowanych : ] Jestem otwarta na wszelką krytykę - nie każdemu musi się podobać. Ciekawi mnie reakcja osób, które są obeznane w temacie i mogłyby mi powiedzieć, co robię dobrze, a co źle. Pozdrawiam i życzę miłej lektury : ]
- Jesteś pewien?
Nie chciałem odpowiadać, nie widziałem w tym sensu. Czułem, że nie odpuści, ale nie zamierzałem dać mu się sprowokować.
- Elliot.
Spojrzałem na niego. Najpierw na twarz, która zdawała się emanować spokojem. Jednak gdy przeniosłem wzrok na oczy… dostrzegłem, że walczy ze sobą, i to zaciekle. Sam do końca nie wiedział, czego chciał. Ja tym bardziej.
- Nie powiesz mi chyba, że…
- Nie.
Cholera, jednak się odezwałem. Czemu? Co mnie podkusiło? Dałem mu znak, nie powinienem. Nigdy nie powinienem był pokazywać, że coś…
- Dobrze.
Podszedł do mnie powoli, ostrożnie, stawiając kroki, jak gdyby stąpał po chmurach. Wyczułem dziwne napięcie między nami, ale nie zamierzałem dać się zwariować.
- Czyli też to widzisz, to bardzo dobrze.
Dopiero teraz wsłuchałem się uważniej w jego głos i wyczułem lekkie drżenie. Czego jednak było wynikiem? Podniecenia, nerwów czy…
- Elliot.
Zaczęło mnie to irytować. Nienawidziłem, jak ktoś wypowiadał moje imię, bym tylko zwrócił na niego uwagę. Zaszczycił go spojrzeniem swoich dwóch czarnych dziur, ziejących pustką, niczym więcej.
- Spójrz na mnie.
Po co? Czemu znów miałbym odwrócić swoją twarz w twoją stronę? Czego ode mnie chcesz?
- Zdradzić ci sekret?
- Nie.
Zaśmiał się, ale nie tak, jak mogłem się spodziewać. Nie był rozbawiony, nie w taki sposób. Był odrobinę zirytowany, ale zawzięty. Wiedziałem, że nie odpuści łatwo. Musiałem jednak próbować. Przede wszystkim wygonić go ze swojego skromnego mieszkania, w którym naprawdę nie miałem się czym chwalić.
- Uwielbiam, jak zaszczycasz mnie spojrzeniem swoich tajemniczych oczu.
Prawidłowo wyczułem w tym zdaniu drżenie? Czy to tylko mój chory umysł płata mi figle? Ciężko stwierdzić, ale nie zamierzam się w to zagłębiać. Im dalej od analizy tego wszystkiego, tym lepiej dla mnie. I dla niego, mam taką nadzieję.
- Gówno mnie to obchodzi – odparłem, siląc się na suchy ton, swój ulubiony. Do niego jednak zbytnio nie przemówił, ponieważ znów się roześmiał. Cholera, niech w końcu zostawi mnie w spokoju. – Wyjdź.
- Nie chcę.
Świetnie, nie dbam o to. Moje mieszkanie, moje zasady. Jak się nie dostosuje, będę musiał na niego spojrzeć i walczyć. Mam tylko nadzieję, że przestrzeń, która nas dzieli, nie zmniejszy się. Dwa metry to i tak cholernie mało. Nienawidzę, jak ludzie wpieprzają się w moją przestrzeń osobistą. Szczególnie tacy jak on, którzy szukają czegoś, czego na pewno nie znajdą u osoby takiej jak ja. Za kogo on się uważa? I przede wszystkim: kim ja jestem dla niego?
- Ranisz mnie.
Prychnąłem, ponieważ nie mogłem już dłużej tłumić w sobie tej reakcji. To było mocniejsze ode mnie, musiałem to zrobić. Nie chciałem, by zobaczył, że tylko na tyle mnie stać, więc w końcu spojrzałem mu głęboko w oczy, lekko mrużąc swoje.
- Cieszy mnie to, wiesz?
Ujrzałem zmianę na jego twarzy, która jednak po sekundzie znikła. Jak gdyby ktoś uderzył go pięścią w brzuch, a potem czas się cofnął i cała ta sytuacja nie miała naprawdę miejsca.
- Nie udawaj, nie przy mnie. Nie musisz.
Zrobił krok w moją stronę, a ja poczułem, jak tężeję. Nienawidziłem, gdy moje ciało reagowało wcześniej niż umysł. Zamiast przemyśleć ruch i skupić się na konsekwencjach…
- Nie zamierzam, nie robię tego. Wyjdź.
Znowu użyłem suchego tonu, ale i tym razem nie podziałało.
- Nie chcesz tego, kłamiesz.
Mocniej zmrużyłem oczy, nadal wpatrując się w niego, by dać mu do zrozumienia, że mam dość tych chorych gierek. Wiedziałem, że ludzie łatwo owijają mnie sobie wokół palca, ale nienawidziłem momentu, gdy zaczynałem to odczuwać niemalże fizycznie.
- Opuść moje pieprzone mieszkanie, natychmiast – wycedziłem przez zęby, przyjmując groźny wyraz twarzy poprzez zaciśnięcie szczęki. Miałem wrażenie, że wszystkie zęby zaraz się pokruszą, ale nie dbałem o to. W końcu chodziło o wywarcie odpowiedniego wrażenia, nie mogłem nie dać z siebie wszystkiego, a nawet więcej.
- Oj, Elliot.
Znowu zrobił krok w moją stronę, a po nim kolejny. Kurwa, niech podejdzie bliżej, to się na niego rzucę, obiecuję. Niech tylko spróbuje wykonać jakiś ruch, a pozbawię go… czegokolwiek. By móc patrzeć, jak cierpi, po prostu.
- Wrócę jutro, w porządku?
Nie, nie pojawiaj się już nigdy. Opuść to pomieszczenie i wymaż moją postać z pamięci. Tak, jak ja próbuję to zrobić od paru dobrych chwil, niestety bezskutecznie. Cholera by to, czemu musi na mnie patrzeć takim wzrokiem? Nie wiem, czy dobrze go rozumiem, ale widzę w nim coś na kształt pożądania i… to mnie paraliżuje.
- Do zobaczenia, Elliot.
Położył nacisk na ostatnie słowo, specjalnie, jestem tego pewien. Posłał mi ostatnie mocne spojrzenie, otworzył drzwi i wyszedł, nie oglądając się za siebie po raz kolejny. Nie wiedzieć czemu, poczułem dziwny ciężar spadający mi z serca, ale jednocześnie przenoszący się na ramiona, ciągnący na kanapę. Poddałem się mu i opadłem na nią bezwiednie, jak lalka, której sznurkami pociąga ktoś o wiele silniejszy ode mnie – zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Nie umiałem z nim walczyć, nie byłem nawet pewny, czy chciałem. W tym momencie było mi to więcej niż obojętne, więc pozwoliłem niewidomej zasłonie spaść na moje oczy i odpłynąłem…
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania