Uagrhhhh!!! czyli moja historia troglodyty #1

1.

Moja opowieść zaczyna się, kiedy Salah, czyli u nas takim mianem określany najważniejszy wódź, a przy okazji mój ojciec, wrócił nieprzytomny i ledwo żywy z polowania na dziki. Przywlekło go dwóch towarzyszy. Byli to jego najbardziej zaufani doradcy i powiernicy. Wychował tych dwóch identycznych do siebie chłopaków od kołyski, byli mu bliscy prawie jak własne dzieci.

Moja przerażona matka błyskawicznie sprowadziła naszego szamana. Jedynego z nas, który wiedział cokolwiek więcej poza polowaniem i wychowywaniem dzieci. Zajmował się on chemicznością, jak sam to nazywał. Salah bardzo chętnie już dawno wyrzuciłby go z naszej osady, jednak nikt tak dobrze jak on nie znał się na budowie ludzkiego ciała.

Mimo tego ogólnego dziwactwa, był wielce przez nas szanowany. Widać to było chociażby po tym jak tłum wokół mojego ojca momentalnie się rozstąpił, gdy szaman tylko przybył na miejsce. Szanowaliśmy go za jego wiedzę i chęć służenia pomocą. I za to, że nigdy nie chciał być lepszym od Salah – wolał zostać w cieniu.

Szaman przyklęknął przy Salah i od razu spojrzał na obszerną ranę u dołu brzucha. Podniósł szeroko brwi.

- Salah ma kawałek kości w zranionej skórze. – zaczął grzebać w swojej torbie wykonanej z jeleniej skóry. Po chwili wyjął mały przedmiot.

Od razu wiedziałem co to jest za rzecz. Szaman się z nim nie rozstawał. Nazywał to laserem. Mały czerwony kamień, który mienił się od słońca. Nawet od lekkiego promienia. Kazał się wszystkim rozstąpić. Pochylił się by być bliżej okaleczenia i za pomocą swojego lasera zaczął gmerać w ciele mojego ojca. Po niespełna pięciu minutach tryumfalnie wyciągnął białą, ostro zakończoną kość. Schował ją do swojej torby.

- Trzy dni i będzie zdrów. – wstał z ziemi i powoli odszedł, a tłum rozchodził się przed nim na boki.

Przechodząc obok mojej matki bardzo dyskretnie podał jej kawałek wysuszonej skóry, na której napisał coś węglem. Ona spojrzała na nią po czym szybko schowała do sakwy noszonej przy pasie. Wydawała się być speszona, ale tylko ja zauważyłem to na jej twarzy. I tylko ja zauważyłem tę scenę. Bo wszystkie inne oczy były zwrócone w kierunku Salah, którego nieśli jego dwaj niezastąpieni doradcy.

Kilka godzin później przyuważyłem jak matka w odosobnieniu wyciąga kawałek skóry i znowu się na niego patrzy. Nie wiedziała, że podglądam. Ale ja, dzięki dobremu wzrokowi, zobaczyłem co było na tej kartce – symbol. Czarny znak. Przypominał niemowlę, a może raczej jakiś kwiat. Sam nie wiem co dokładnie przedstawiał. Jednak czułem, że ta kartka była dla matki bardzo ważna. Wkrótce miałem się dowiedzieć dlaczego.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Karawan 24.07.2017
    Czytelnik (czyli ja!) czeka na CD!! Intrygujące wejście. ;)
  • Pan Buczybór 24.07.2017
    Wstęp intrygujący, a historia nietuzinkowa. Jedno zastrzeżenie - czy imię Salah nie powinno się odmieniać? No nic, czekam na ciąg dalszy. 5
  • Szubienica 24.07.2017
    To jest lud prymitywny, więc akurat w tym przypadku jest wszystko poprawnie i po mojej myśli :)
  • fanthomas 25.07.2017
    Zapowiada się ciekawie. 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania