Uagrhhhh!!! czyli moja historia troglodyty #2

2.

Wydawało mi się, że to zranienie ojca nie będzie miało ze mną nic wspólnego. Ot, mała rana przy potyczce z dzikiem. A co mi do tego? Ja się do tego nie wtrącałem, nie interesowało mnie to. Ojciec normalnie dochodził do swojego zwykłego stanu. Z każdym dniem stawał się silniejszy. Wszystko wydawało się mieć dobre zakończenie. Jednak ta sytuacja wszystko pozmieniała.

Tego dnia Salah chciał wezwać wszystkich swoich mędrców do miejsca głównego ich spotkań. Miał zamiar ogłosić im wszystkim, że wspaniale doszedł do pełni zdrowia po ataku dzika. Ale zaraz po porannym posiłku bardzo źle się poczuł. Wymiotował, dręczyły go zawroty głowy. Konieczne było ponowne wezwanie szamana.

Wezwany usiadł przy ojcu, chwilę go poobserwował i stwierdził:

- To silne zatrucie. Jednym wyjściem dla Salah jest wypoczywać. – po tych słowach wyszedł, by na osobności zamienić słowo z moją matką. Niestety nie mogłem się temu przysłuchiwać.

Mimo zawodu spowodowanego niemożnością podsłuchania, po rozmowie z matką szaman wziął mnie na stronę.

- Twój ojciec umiera. – powiedział wprost, ale nim to do mnie dotarło kontynuował. – Pewne jest, że został zatruty. Umrze w ciągu paru najbliższych dni. Jednak ja mam dla ciebie ważne zadanie.

Z niedowierzaniem słuchałem jego słów, sam nie mogąc nic wypowiedzieć.

- Daję ci to. – podał mi szklany kwadratowy kawałek. – Kiedy zaświeci musisz koniecznie przynieść mi ciało swojego ojca.

Będziesz musiał być szybki. Nie możesz dopuścić, aby spłonęło na żałobnym stosie. To bardzo ważne. Ale pamiętaj: dopiero kiedy zaświeci! Wszystko jasne?

Byłem tak oszołomiony tą ogromną ilością informacji, że zdołałem tylko kiwnąć głową na potwierdzenie. Na ustach szamana zatańczył ledwo zauważalny uśmiech zadowolenia. Odwrócił się szybko i zniknął za zakrętem. A ja nadal stałem w miejscu ściskając w ręku szklany kawałek. A jeszcze wczoraj zupełnie nic takiego nawet sobie nie wyobrażałem.

Ku mojemu przerażeniu szaman miał rację. Ojciec czuł się coraz gorzej. Jego duch słabł z dnia na dzień. I w końcu stało się to czego się wszyscy najbardziej obawiali. Duch Salah odszedł. Cała osada pogrążyła się w smutku i żałobie. Kilka godzin po czuwaniu przy ciele zmarłego zaczęto przygotowywać je do pochówku. Minęła godzina. Ciało było już obsmarowane kolorowymi olejkami wonnymi, a żałobny pieśniarz zaczął grać na swojej starej kobzie. Jednak szklany kawałek ani razu nie zaświecił.

Po kilku godzinach przygotowań, ciało mojego ojca zaczęto składać na nosze, a przy jego boku miała spocząć należąca do niego broń. W tym przypadku miał to być wykonany przez niego własnoręcznie łuk. Jednak pojawił się problem – nigdzie nie można było tej broni znaleźć. Moja matka, która przez ten cały czas czuwała wiernie przy ciele ukochanego, bardzo się zmartwiła. W tamtym momencie po raz pierwszy opuściła zmarłego by znaleźć jego broń. Ciało pozostało same leżące cały czas na noszach. I wtedy kamień zaświecił.

Działałem instynktownie. Zerwałem dwie grube liany. Były one bardzo wytrzymałe, dzięki mutacji genetycznej, która zaszła wieki temu – tak mówił szaman. Bardzo dokładnie i szczelnie przywiązałem ciało ojca do noszy. Następnie sięgnąłem i złapałem je z jednej strony. Zacząłem ciągnąć za sobą nosze razem z ciałem Salah i skierowałem się w kierunku drogi do domu szamana.

Na szczęście nikt mnie nie zobaczył. Bardzo szybko mocno schodzona ziemna trasa zamieniła w prawie nieuczęszczaną zarośniętą trawą dróżkę. Nic dziwnego – prawie nikt nie chodził w tym kierunku. To zawsze szaman przybywał do osady osobiście. Na szczęście byłem tam kiedyś, więc znałem trasę.

Chatka szamana stała na brzegu jeziora. Kiedy przybyłem na miejsce, on akurat pielił swoje ukochane roślinki – adocyfy. Tylko nimi się karmił. Twierdził, że są bardzo zdrowe i pożywne. Dał mi raz jednego do spróbowania – miał tak kwaśny smak, że od razu po rozgryzieniu go wyplułem. Jednak jemu bardzo smakowały.

Na mój widok szaman uśmiechnął się szeroko.

- W końcu się pojawiłeś! - zatarł dłonie z zadowoleniem. - Zabieramy się do pracy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Karawan 25.07.2017
    I wtedy kamień zaświecił. - zdecyduj; szkło czy kamień.
    mocno schodzona ziemna trasa - dziwaczne sformułowanie, albo często używana, albo nagminnie uczęszczana, ale "schodzona"? To nie buty ani kapcie.
    Czekam na CD. 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania