Poprzednie częściUciekinierka ( Prolog )

Uciekinierka ( Prolog )

Spoglądała przez ono na stary termometr. W oddali w słaby świetle było widać, skąpane w szarym deszczu wysokie wieżowce wznoszące się ku niebu. Najwyższa z nich - siedziba władz SCiPU , mroczna niczym wzięte z horroru. W dole , w szybie wentylacyjnym rozciągała się lina na której wisiało świeże pranie przypominające szmaty wyjęte prosto z gardła psa. Szczury i suche uliczne koty buszowały w śmietnikach. Spoglądnęła na swoja rodzinę która oglądała telewizor. Na ekranie widoczna była twarz starczego uśmiechniętego spikera zapowiadającego kolejną GRĘ. W każdym amerykańskim domu znajdował się telewizor (taki był nakaz prawny). Dodatek pieniężny z 3000 roku nie uzyskał wymagającej ¾ głosów poparcia, zabrakło stu głosów. Odkąd w telewizji pojawiały się informacje o poszukiwaniu pracowników do pracy zaczęli ją oglądać, nie robiliby tego, ale kiedy Christina ( matka Gwendolyn) zachorowała cała rodzina szukała sposobu na zarobienie pieniędzy. W tle komentarza telewizyjnego spikera było słychać, stłumiony szloch najmłodszego dziecka pani Quinzzel – Cathy, dobiegający z osobnego pokoju.

Gwendolyn postanowiła do niej pójść. Wstała z krzesła i ruszyła do sypialni matki. Przy łóżku w którym leżała ciężko-chora matka ( jej oddech przypominał warczenie rozwścieczonej bestii aniżeli oddech zdrowej osoby) siedziała Cathy.

- Cat chodź do nas do kuchni, pooglądamy telewizor!- dziewczynka otarła łzy spływające po jej małej wychudzonej twarzyczce. Jej smutne niebieskie oczy przypominały błękitną lagunę podczas sztormu. Powoli wstając z krzesła wysmarkała się rękaw starej za dużej dla niej bluzki. Przed wyjściem z sypialni dziewczynka przytuliła się do starszej siostry opierając czoło o jej brzuch.

Wchodząc do kuchni starsza siostra spojrzała na rodzeństwo tkwiące przed telewizorem. Patrząc na ich twarze: skupione, skoncentrowane i spięte; odpadające program telewizyjny na darmowym kanale, zauważyła strach i desperacje. Z zamyślenia wyrwał ją głos Cathy .

- Mama nie umrze, prawda Gwen?

- Nie…

-Nie kłam Gwendolyn!- przerwał jej głos starszego brata

- Nie kłamie! Mama potrzebuje tylko opieki lekarza.

- Nas nie stać na opiekę lekarską Gwendolyn…

-Mikel! – krzyknęła

-Przecież to prawda! Jesteśmy biedni Rose! Po co dziecku mydlić oczy!

-Mike ty dupku! Ona jest dzieckiem, do jasnej cholery…- Gwen nie wytrzymała i wzięła na ręce płaczącą sześciolatkę, przytuliła ją i wyszeptała do ucha:

- Przyrzekam, mama nie umrze.- usiadła na krześle twarzą do telewizora. Cat mocniej wtuliła się w starszą siostrę. Nie zwracając uwagi na kłócące się rodzeństwo ponownie zaczęła oglądać program. Znowu nadawano transmisję kolejnej z gry. Nie była to zwykła gra. Jej uczestnicy zazwyczaj po zakończeniu programu nie wracali do domu cali o ile w ogóle wracali. Gra ta nazywana była: Dolarowa Karuzelą. Przyjmowano do niej wyłącznie ludzi chorych na serce, wątrobowców gruźliwcom, a niekiedy dla zabawy pozwalano wziąć w niej udział kaleką. Uczestnik otrzymywał 10$ za każdą jedną minutę, jaka wytrzymał, stojąc na obracającym się kole fortuny i gawędząc sobie z prowadzącym. Prowadzący co dwie minuty zadawał pytanie premiowe- różne w zależności od dziedziny w jakiej dany uczestnik brał udział. Obecny gracz sercowiec, z jakiegoś małego miasteczka, dostał pytanie z historii Stanów Zjednoczonych. Otrzymał za mnie dodatkowe 50$. Jeśli uczestnik skołowany, zdyszany z sercem prawie wyskakującym mu z jego klatki piersiowej nie dosłyszał pytania, otrącano mu z wygranej 100$ , a samo koło na którym stał przyspieszało.

-Poradzimy sobie!- powiedziała Gwendolyn po dziesięcio minutowej przerwie- Ja…

- Co ty!?- spojrzał na nią z wściekłością – Wrócisz, do pracowania dla tego skórwysyna!? O nie Gwen! Już raz wpadłaś. Wiesz ile musiałem zapłacić aby cię wyciągnąć z pierdla!? A nawet jeśli to co? Pieniądze które zarobisz nie wystarczą…- odwracając twarz w stronę starszego brata, nie wytrzymała. Uderzyła pięścią w stół. Metalowy półmisek podskoczył i z trzaskiem opadł.

-Może i tak, może i nie. Jestem dorosła znajdę sposób…

-Jaki sposób? Pójdziesz na ulice? O nie! Nie pozwolę aby moja sios…

- Nie, nie pójdę na ulice! – nie dała mu dokończyć

-To co? Masz jakiś pomysł?- nosem pogładziła siostrę po włosach

- Tak… - popatrzyła na niego obojętnym wzrokiem

- Nie, nie pozwolę ci…Nie pójdziesz do…

- Dlaczego nie!? W najgorszym wypadku dostaniecie pieniądze z ubezpieczenia i od SCiPU w ramach rekompensaty.- Nie był taki stary, ale od kiedy dowiedział się od chorobie matki w kącikach oczu dwudziestopięciolatka pojawiły się zmarszczki. Z brązowych wiecznie śmiejących się oczu uciekło wszelakie szczęście. Przed chorobą matki to on był zawsze uśmiechnięty i zawsze miał nadzieje…

- Nie zgadam się na to. Gdyby przyszedł tu facet z telewizji nawet z całą walizka pieniędzy , to i tak odesłałbym go. Czy mam zgodzić się na takie poświęcenie z twojej strony? Czy mógłbym przyjąć nagrodę za twoją głowę?-Odwróciła twarz w stronę korytarza. Próbowała zebrać w sobie myśli, stłumić coś co drążyło ją od środka. Coś, niewidzialnego co powodowało że oglądała program darmowego kanału. Była zakłopotana. Dręczyła ją świadomość niebezpieczeństwa. Skinęła ponuro w stronę sypialni z której dobiegało charczenie matki.

- Czy pomyślałeś o niej, leżącej w grobie? Pomyślałeś co z nami będzie jak ona umrze? Myślałeś o tym?- Mikel nic nie odpowiedział. Ukrył twarz w dłoniach. Starsza siostra płacząc opuściła kuchnie.

-Gwen, oni tego właśnie chcą. Chcą się nas pozbyć. Załatwić mnie, ciebie… i takich jak my.-wyszlochał

- Mnie nie dorwą- wyszeptała wstając ze stołka. Popatrzyła na Cat. Mała spała. Delikatnie położyła ją na materacu obok ściany.- Ciś… mała Kiktty Cat zasnęła.- Przykryła kocem i pocałowała w czoło. Musiała coś zrobić nie mogła siedzieć w domu, musiała działać.

Postanowiła wyjść z domu…

- Gdzie idziesz?- zapytał ją czternastoletni brat kiedy ubierała starą przetartą w niektórych miejscach za dużą na nią kurtkę.

- Idę na spacer. – Odparła nie patrząc na niego. – Steven wiesz że was kocham?- powiedziała stojąc już w otwartych drzwiach. Patrząc z nad ramienia na brata

- Gwen…- powiedział niepewnym głosem, nigdy wcześniej żadne z nich oprócz matki nie wyrażało swoich uczuć poprzez słowa.

- Wrócę…- odparła. Jeszcze przez dłusza chwilę Stev patrzył za siostrą, dopóki nie zniknęła w strugach deszczu…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Śpioch 10.01.2017
    Co ty 3 razy to samo wrzuciłaś?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania