Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Ukochana rodzina (oneshot) odezw na wyzwanie Szalokapel

Walczymy już prawie rok. Jednak czy naszą walkę można nazwać walką ? Bo cóż to za walka i o co? Kto jest naszym wrogiem? Ludzie,nieumarli czy może,nasze własne sentymentalne zamiłowanie do dawnego świata? Nikt tego nie wie, przynajmniej ja rozumiem jak źli potrafią być ludzie. Tym bardziej rozumiem jak można się zdziwić gdy zdradzają cię najbliżsi. Był wtedy to rok 2015. Wtedy wszystko się skończyło, zaś wiele rzeczy odrodziło na nowo.

 

Kupiliśmy wraz z moją rodziną,normalne produkty codziennego użytku. Już podążaliśmy w stronę kasy fiskalnej i pięknej blondynki która ją obsługiwała, jednak to co się wtedy stało... Wprawiło nas wszystkich w osłupienie.

Padł strzał. Blond włosa kasjerka padła na ziemię i krztusiła się własną krwią. Najprawdopodobniej ,kula przebiła szyję i dziewczyna spotykała się ze swoimi bliskimi w niebiosach, niestety to nie był mój problem.

-Na ziemię i ani mi kurwa drgnąć!-Wykrzyczał mężczyzna,bardzo brodaty mężczyzna.

Domyśliłem się iż mamy do czynienia z jakimś szaleńcem z ISS. Opanował mnie co prawda strach,tak jak i moich ''bliskich'' którzy natychmiast wymknęli się z tego szamba po cichu. Zrobiłem wszystkie polecenia terrorysty. Ręce za tył głowy i takie tam ale jak się spodziewacie i tak chciał zabijać.

Zabił jednego z zakładników i nagle gdy przychodziła kolej na mnie... gdy już czułem się bliski swojej egzekucji,myślałem o tym czy pójdę do piekła,czy do nieba,zabawne jak na ateistę ale zapomniałbym. Kiedy to on przyłożył mi lufę do skroni powiedziałem mu szczerze pierdol się,w wyniku czego dostałem cios w twarz. To nie było zbyt miłe,prawda?

Aż tu nagle dzięki jakiemukolwiek bogu,na moje szczęście a na nieszczęście mojego brata złapano go i teraz to on był priorytetem,zabójczym priorytetem którego chciano zastrzelić ale tak się nie stało. Pomyślałem sobie jakie to ma szczęście że może z nimi pogadać,że może ich błagać o swój marny żywot. Pomyślałem że dzięki temu nas uratuje. W pewnym sensie tak było.

Okazało się że drań uratował siebie i kazał zabić mnie pierwszego. Wspaniale się wtedy poczułem! Od dawna czułem się czarną owcą w rodzinie ale to było istne mistrzostwo,cholera to za mało powiedziane. Cud że islamista miał krztę honoru. Wszak trudno mówić o czymś takim w ich sprawie,kiedy mordują bezbronnych niczym owce prowadzone na rzeź.

Kontynuując. Brodacz uderzył go po twarzy. Zdecydowanie mocniej niż mnie,byłem zadowolony ale sprawy dalej miały się kiepsko. Ale po sekundzie,może dwóch,nie pamiętam aż tak dobrze. Ku memu zdziwieniu, odezwał się w moim ojczystym języku:

-Twój głupi brat,powiedział mi,że ty zasługujesz na śmierć jako pierwszy... wy Europejczycy jesteście niemożliwi.

-No tak...od zawsze uznają mnie za czarną owce. Chyba rozumiesz dlaczego nie chciałem już egzystować w tym świecie?-Uśmiechnąłem się do niego i co najlepsze to zadziałało.

Ten idiota,dał mi broń do ręki bym pozabijał własną rodzinę. Chciałem to zrobić, uwierzcie mi. Natomiast ja jak na bohatera przystało wymierzyłem w niego i pociągnąłem za spust,to nie było takie straszne widząc jak upada na ziemię,straszniejsza była natomiast reakcja mojego brata,który wiedział,że jestem zwycięską stroną i w chwilę po tym zaczął twierdzić,iż taki był jego plan. Żałosne. Jak cała moja popieprzona rodzina.

To miał być koniec tego okropnego dnia,chciałem odłożyć broń ale usłyszałem strzały na tyłach supermarketu w którym się znajdowaliśmy. Strzały i krzyki w języku tych szaleńców. Odgłosy stawały się dla mnie coraz bardziej normalniejsze,tak samo jak błagania o darowanie życia, ponieważ po trzech minutach stania w bezruchu,wszyscy z ludzi którzy znajdowali się w środku budynku... Zauważyli jak zza drzwi które prowadziły na tyły,wybiega jeden z tych kozojebców którzy mi grozili i zaraz potem coś skacze na niego,wygryza mu kawałek twarzy,patrzy na nas,no i oczywiście rusza do ataku.

-Co to kurwa jest?-Spytał mój przestraszony,ukochany braciszek.

Nie miałem czasu mu odpowiadać na to głupie pytanie. Od miesięcy wiemy o jakimś wirusie,panoszącym się po europie. Od miesięcy,a nic nikt nie wie. nikt nic nie rozumie gdy opowiadam mu że widziałem ludzi zmienionych w takie coś,to ne byli juz ludzie ale coś znacznie gorszego,coś co ukazywało wewnętrzną naturę człowieka, naturę bestii.

Oddałem trzy,może cztery strzały a to dalej zmierzało w moją stronę. Nie zatrzymały go pociski,ale mój brat już obmyślił plan.

gnój wyrwał mi broń, z moich rąk,które go uratowały i postrzelił w kolano.

-Mamo,ojcze uciekamy- Wykrzyczał zaraz po bohaterskim poświęceniu swego brata, jakie to heroiczne.

Spodziewałem się już jedynego. nieuchronnej śmierci. Byłem bezbronny w tak krytycznej sytuacji,a bestia coraz to bardziej bliska,smakowitego kąska mojego ciała.

-Ty skurwysynu,jak cie złapie to zapierdole na miejscu!-Wykrzyczałem nie widząc innego sposobu na ogarnięcie emocji,a jednak go znalazłem

Koło mnie leżała maczeta. Chyba zostawił ją tutaj jeden z terrorystów, nie wnikałem w szczegóły i zwyczajnie chwytając ją bardzo,ale to bardzo mocno, gdy bestia podeszła bliżej ciąłem ją po nogach. Widząc jak noga odcięta od reszty ciała,upada koło mnie a z monstrum wylewała się czarna posoka starałem się wstać i iść wyrównać rachunki... Jak zwykle nie było po mojej myśli. Byłem kretynem myśląc,iż stwór leży sobie koło mnie i nie oddycha.

Potwór znów zaszarżował,znaczy przyczołgał do mnie i zaczynał dobierać się do smacznego obiadku,niestety to ja nim byłem. Przez przypadek przypomniałem sobie o horrorach o zombie i odciąłem mu głowę,ależ to było inteligentne. Byłem tak dumny pomimo krzyków na zewnątrz. Na pewno tam działo się to samo.

Usłyszałem wołania o pomoc,mojego tchórzliwego brata. Dlatego nie zamierzałem stać bezczynnie i czym prędzej udałem się w tamtą stronę. Ależ to był widok.

Matka leżała na ziemi cała we krwi a ojciec pożerał jej wnętrzności. Pierwsze dwa uczucia jakie odczułem to ... ohyda jakie to okropne nawet jej się to nie należało a potem po głębszym namyśle powiedziałem pod nosem :

- Należało ci się suko

Brat wykrzyczał coś w moja stronę,spostrzegając jak ojciec zmierza ku niemu. Był przerażony. Stanąłem przed nim i znajdywałem się dosłownie,pomiędzy straszliwie głodnym chujczymem a moim bratem który najprawdopodobniej obsrał całe swoje gacie ze strachu.

Uporałem się z ojcem raz dwa,wszak te stworzenia są zaiste wolne jak w książkach i filmach. Brat rzucił mi się na ramie,padł na kolana i przepraszał,nie mogłem mu nie wybaczyć...

- Wybaczam ci- Po powiedzeniu tego na chwilę szliśmy razem,on niestety upadł z przemęczenia i poprosił o pomoc a ja uwierzcie... Chciałem mu jej udzielić ale widząc zmierzające w naszym kierunku stado zombie i dostrzegając stan w jakim jestem przez brata, szybko znalazłem rozwiązanie.

Ciąłem go mocno po nodze i kuśtykałem w swoja stronę,słysząc tylko krzyki rozrywanego na strzępy brata.

Upadły (D.F)

PS: Nie wiem czy o takie coś chodziło ci Szalokapel :) Wiem że nie poprawiłem błędów w pisaniu,ale dałaś wyzwanie nie mogłem go pozostawić bez odpowiedzi

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Szalokapel 30.08.2016
    A więc ot i jestem Damianie. Cieszę się, że przyjales wyzwanie. Mam ochotę rozpisać sie, ale zapewne nie wyjdzie mi to. Nienawidzę pisać na telefonie. Tak, o to chodziło. Treść i przekaz jest niezły. Czarna owca w rodzinie, znajome, nie powiem, że nie. Takie fantasy (?) Z nutką grozy, ciekawe połączenie. Wykonanie jest niestety odrobinę słabsze. Brakuje mi gdzieniegdzie przecinków, a niektóre zdania są pozbawione sensu. W każdym razie trudno, tak to jest z tekstami. Ważne, że ma jakiś przekaz. A nawet wartościowy. W końcu chodzi tu o rodzinę. Rodzina w opresji i nieprzyjemności z tym związane. Zostawie piątkę, a co mi tam. W wolnej chwili zapraszam do mojego one shota. Pozdrawiam.
  • Grubas 31.08.2016
    Odezw? A nie odzew przypadkiem?
  • Upadły(D.F) 31.08.2016
    Mały błąd ale racje masz :) Poprawię wszystkie teksty w dużo wolniejszym dla mnie czasie :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania