Poprzednie częściUlica wisielców

Ulica zgniłego życia

Zakuty w kajdany szedłem w otoczeniu kilku mężczyzn z trzymającymi w ręku naładowanymi pistoletami. Na twarzy miałem liczne cięte rany i ślady cieknącej z nich krwi. Ulica, którą szliśmy była dosyć szeroka. Po obu stronach stare poniszczone w dużym stopniu domy, z których wychodzili równie zniszczeni życiem ludzie.

W brudnych ubraniach, niektórzy z oszpeconymi twarzami inni z obciętymi rękoma. Każdy, gdy mnie zobaczył przeszywał moje ciało bezwzględnym spojrzeniem.

- Szybciej gnido!! - krzyknął jeden z idących obok mnie mężczyzn.

Miałem głęboką ranę w nodze, z której już wprawdzie nie płynęła krew, ale ból sprawiał, że nawet wolny chód był męczarnią.

- Staram się jak mogę. Przez tę ranę nie mogę iść szybciej — odpowiedziałem.

Po chwili stanęliśmy. Mężczyźni rozejrzeli się wokoło. Wszystkiemu przyglądał się kilkuletni chłopiec w podartych spodniach, trzymający w ręku poszarpaną maskotkę. Był sam. Wyglądało na to, że jego dom rodzinny to sterta gruzu.

- Pomożecie mi? -spytał nieśmiało. - Moja mama jest cały czas w domu.

Jeden facetów na te słowa zbliżył się do malca.

- Twoja mama nie żyje, ale nie martw się była taka samą suką jak każde w tej dzielnicy.

- Ale pomoże pan?

- Pewnie. Zaraz spotkasz się ze swoją mamusią — uśmiechnął się, po czym z zimną krwią kopnął chłopca, a następnie oddał w jego stronę kilka strzałów. Był jakby w transie. Zaczął śmiać się niczym psychopata, by potem zwrócić się w moją stronę.

- Twoja kolej gnido.

Pociągnął za spust, ale moje życie przedłużył pusty magazynek. Wtedy trzej pozostali chwycili mnie i bezlitośnie zaczęli katować. Momentalnie zalałem się krwią i upadłem.

- Zobaczymy czy masz mocne kości — zawołał jeden z nich i zaczął strzelać w moje nogi.

Strzał za strzałem.

Dołączyli do niego pozostali a wszystkiemu przyglądali się mieszkańcy. Ich wyrazy twarzy mówiły same za siebie. Widzieli gorsze rzeczy. Po kilku strzałach straciłem przytomność i stałem się tylko biernym obserwatorem z góry. Widziałem moje martwe ciało a właściwie jego rozbełtane przez ołów resztki. Po chwili jednak zamknąłem oczy.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • betti 22.11.2017
    Od razu tekst skojarzył mi się z Aleppo... wstrząsnęło mną to. Napisane w formie reportażu, co jest dodatkową zaletą. Dobry tekst.

    Jedyne, co przeszkadza to interpunkcja i literówki. Warto poprawić.

    Pozdrawiam.
  • marok 22.11.2017
    Tak, ta moja nieustanna walka z tą interpunkcją :)
  • marok 22.11.2017
    Miło że się spodobało ;)
  • betti 22.11.2017
    marok stworzyłeś obraz realny, rzeczywisty... jakbym tam była i patrzyła. To uderzyło... siedzieć sobie wygodnie w fotelu, popijać herbatkę i nagle obraz z innej części świata, pełen przemocy, bestialstwa i świadomość, że takie rzeczy dzieją się istotnie.
    Nas boli krytyka, umieramy kiedy ktoś napisze, co myśli... i świat, w którym naprawdę giną ludzie. Jakże mali wydajemy się w obliczu takich tragedii...
  • Gryzek 22.11.2017
    No, jakby tak dopieścić tekst to byłoby miodzio. Co prawda wydarzenia tutaj opisane są wstrząsające, ale zarazem dziwnie pociągające. Chętnie bym przeczytał jakieś dłuższe opowiadanie w tym klimacie.
  • Różowa pantera 24.11.2017
    Prawdziwy Janusz pisarz ci się załączył
  • marok 25.11.2017
    Co ty masz z tym Januszem to twoje imię?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania