Uliczny zwierzyniec.

Spoglądam na lwy dumnie prezentujące swoje grzywy. Zwykle przy ich boku stąpały lwice z mordem w oczach do innych samic. Czasami pantera skryta w ich cieniu szła obok nich. Na pierwszy rzut oka nikt jej nie dostrzegał, ale to było zgubne. Zwierz ten, bowiem lśnił nawet w ciemności, rzucając się na swoją ofiarę, gdy ta tego nie zauważa. Można powiedzieć, że korzysta z blasku pobratymców, którzy ją ukrywają.

Podpełza do mnie wąż. Gra mi kołysankę swoją grzechotką, aby w ostatnim momencie zadać śmiertelny cios. Gdy się wycofują, próbuje za mną podążać, ale zmienia zdanie, gdy jakaś młoda papuga zafascynowana jego innością podlatuje jak najbliżej. Odwracam wzrok od dalszej sceny. Wiem, że to koniec dla ptaka.

Skręcam w pierwszy zakręt po prawo, a tam siedzi tylko niewinna szara myszka. Chuda, brudna, pozbawiona czegokolwiek. Gdy przyglądam się jej bliżej widzę, że z jej małego pyszczka cieknie piana, a czerwone oczy skaczącą niczym opętane po wszystkim wokół. Oddalam się od niej jak najszybciej.

Powoli zachodzi słońce, a rozglądam się wokół szukając schronienia. Małpy ukryte na drzewach podnoszą alarm, gdy przechodzę zbyt blisko. Kilka z nich rzuca we mnie żołędziami. Udają radosną rodzinę, jednak dobrze wiem, że najsilniejszy samiec pozabija młode swojej partnerki, które nie należy do niego, tylko po to, aby nie przyćmiły ich w przyszłości jego własnych.

Ruszam biegiem w stronę klifu. Gdy stoją już na jego krańcu słyszę skowyt wilków. Patrzę za siebie widząc wygłodniałe bestie. Delikatnie rżę i staję dęba starając się je jakoś odgonić. Nic to jednak nie daje. Moi prześladowcy podchodzą do mnie coraz bliżej i bliżej, aż wreszcie któryś łapie mnie za nogę. Uderzam go kopytem, ale po chwili czuję jak zębiska innej z bestii wbijają się w moją przednią nogę. Skaczę we wszystkie strony zarzucając króciutką grzywą. Wiatr zaczyna się wspomagać, a błyskawica uderzająca tuż obok nas, ratuje mi życie. Wataha wycofuję się, a ja próbuję biec przed siebie. Ból nogi jednak nie pozwala mi uciec zbyt daleko. Upadam na ziemię. Moja tylna noga dziwnie strzeliła. Próbuję wstać, jednak nie mogę. Staram się ruszyć kończyną, jednak odmawia mi ona posłuszeństwa. Strasznie boli. Cicho rżę, jednak nikt nie przychodzi. Niemożliwe, że mnie usłyszą. Oddaliłam się od nich zbyt daleko. Głupi źrebak, chcący poznać świat. Jedyne co tu doznałam to okrutność innych. Ludzie są niczym wygłodniałe bestie.

-Mamusiu...-płaczę.

W pewnym momencie jakiś zbłąkany pies ze smutnymi oczyma podchodzi niedaleko mnie.

-Nie płacz malutka. Zaraz znajdziemy twoją, mamę.

Jego głos wydaje mi się taki ciepły. Wyciągam do niego małe rączki, a on podnosi mnie na ręce. Wtulam się w jego szyję. Noga dalej boli, więc łzy same ciekną. Wracamy w stronę lasu.

-Proszę pana...Mamusia była w drugą stronę.-szepczę.

Mężczyzna nie odpowiada, a jego dłonie zaciskają się mocniej na mojej tali. Zaczynam lekko drżeć ze strachu.

-Wybacz mi proszę skarbie. Tak długo byłem sam...Zostań ze mną.-mówi błagalnym tonem.

Zaczynam się szarpać, jednak to nie robi mu różnicy. Wierny pies, nigdy nie opuści swego pana, nawet jeśli on tego chce.

-Będziemy razem już na zawsze. Nie pozwolę Cię skrzywdzić.-szepcze.

Przestaję walczyć, a moje ciało pozwala się swobodnie nieść. Nic nie mówię, a z oczu dalej kapią łzy. Ostatnie słowo, które jest dane mi wypowiedzieć nim zniknę w ciemności krwiożerczego lasu:

-Mamusiu...

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Rasia 04.12.2015
    "Zwierz ten, bowiem lśnił nawet w ciemności" - bez przecinka. Word zawsze każe go wstawiać, ale w tym wypadku nie należy go słuchać ;)
    Pomieszałaś nieco czas przeszły z teraźniejszym w pierwszym i drugim akapicie, zerknij sobie ;)
    "Gdy się wycofują" - wycofuję*
    "Gdy przyglądam się jej bliżej widzę" - przecinek po "bliżej"
    "czerwone oczy skaczącą" - skaczą*
    "Powoli zachodzi słońce, a rozglądam się" - bez "a"
    "aby nie przyćmiły ich w przyszłości jego własnych." - bez "ich"
    "Gdy stoją już na jego krańcu słyszę" - przecinek po "krańcu"
    "Patrzę za siebie widząc" - po "siebie"
    "staję dęba starając się" - po "dęba"
    "po chwili czuję jak zębiska" - po "czuję"
    "Skaczę we wszystkie strony zarzucając" - po "strony"
    "Wiatr zaczyna się wspomagać" - wzmagać*
    "Wataha wycofuję się" - wycofuje*
    "ruszyć kończyną, jednak odmawia mi ona posłuszeństwa" - bez "ona", bo wiadomo o co chodzi ;)
    "Jedyne co tu doznałam" - czego*
    Spacje po i przed myślnikami
    "-płaczę." - Płaczę*
    "Wierny pies, nigdy nie opuści swego pana" - bez przecinka
    "sam...Zostań ze mną.-mówi" - spacja i bez kropki
    Ciekawe opowiadanie, jednak błędów się trochę nazbierało. Podobało mi się zakończenie. Tym razem 3,5 czyli 4 Shina, ale nie martw się. Dalej będę wiernie czytać i oceniać. Mam nadzieję, że za niedługo ponownie wpadnie piąteczka :) Pozdrawiam i miło mi, że do mnie zajrzałaś.
  • comboometga 15.12.2015
    Całkiem fajny pomysł i rozwinięcie, bardzo oryginalne :) Błędów jednak trochę było, więc 4 zostawiam, ale będę zaglądać do kolejnych prac :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania