Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Ułudne dobro

Idę przez ulicę, zatłoczonego miasta Poznań, skórzana kurtka chroni mnie przed deszczem, a właśnie należało by się przedstawić. Na imię mam Maks, mam 22 lata i jestem pół aniołem, pół diabłem. Wyglądam jak typowy dwudziestolatek dzisiejszego świata, trampki, jeansy, biała koszulka i ta kurtka o której już wspomniałem, brązowe włosy krótko ostrzyżone na żołnierza, tylko oczy mnie wyróżniają, znaczy w sumie to by mnie wyróżniały gdyby nie niebieskie soczewki które noszę bo normalnie mam czerwony oczy- jedyna rzecz która przypomina że nie jestem do końca ludzki. Pewnie myślicie że mam jakieś super moce, a jedyna moja zdolność to widzenie tych wszystkich aniołów stróżów i demonów. Czym się zajmuje ? Pracuje jako magazynier w Biedrze, no i co zaskoczony ? Jak dla mnie spoko, tylko oczywiście taki jak ja musi być wykorzystywany przez tego z góry, a może z dołu ? W sumie to nie wiem gdzie dokładnie jest niebo, dobrze wystarczy tego prezentowania wracajmy do tego jak dostałem zlecenie którego nigdy nie zapomnę. Kroczyłem do swojego mieszkania, starej kamienicy w dzielnicy która swą nazwę wzięła od pewnego zdrajcy z Bibli, cóż ironiczne jak na to że mój ojciec był jakimś diabłem. Po całym dniu tyrki myślałem o tym jak to sobie odpalę jakiś film i usnę na kanapie, ale oczywiście tak nie mogło być, bo chuj Michał archanioł co się skichał już siedział na mojej brudnej kanapie.

-Witaj Maksie, jak ci dzień boży minął ?

-Skończ pierdolić, mów o co chodzi-już przecierałem z twarzy całe zmęczenie, czemu te chuje nie domyślają że też się męczę. I znów widzę jego piękne oblicze anielskiego urażenia się przekleństwem, długie blond włosy niczym u Aniston-eee okrutne skojarzenie bo sobie przypominam że do niej się onanizowałem- no to jak u Curta tyle że dłuższe, pociągła twarz i błękitne oczy, oczywiście ciało jakby napierdalał na siłce 24 na dobę.

-Masz zabić szefa mafii zajmującej się narkotykami- wypowiedział aniołek z świeżym garniakiem

-Znowu jakiś pojebaniec z piekła bawi się w mafioza ? Kurwa to już 4 w tym roku, zajebiście, do tego szef.

-Musisz mniej przeklinać bo inaczej nie znajdziesz wybranki serca- tym zdaniem przypomniał mi że nie dość że jest aniołem, to jeszcze zachowuje się jak jakaś babcia czy mamuśka w stosunku do mnie.

-Ok, wielkie dzięki za troskę, ale powiedź mi gdzie ja tego zwyrodnialca mam szukać ? Bo raczej w czipsach nie znajdę.

-O Maryjo, nawet ja wyczułem taki suchar Maksie, staczasz się- no chuj mnie jeszcze hejtuje pomyślałem- Wiem tylko że w „Czarnej Owcy” jego człowiek rozdaje to świństwo, ja już się żegnam i życzę ci powodzenia z pomocą boską- i jak zawsze błysk i spierdala do tej swojego Pana.

A miał być taki piękny piątek, spoglądam w portfel, marna dyszka patrzy na mnie Mieszko, akurat tyle na jedno piwo. Idę pod prysznic, spłukuje brudy dzisiejszego dnia i już nastawiam się na ciężką noc, oglądam swoje ciało niby młode a poznaczone już tyloma bliznami, każda blizna przypomina każdego którego posłałem z powrotem do gorącego domu, Spoglądam na swoje chudo umięśnione ciało, nie chce patrzeć na twarz bo już wiem że ujrzę te oczy które przypomną te wszystkie martwe twarze, dlaczego mi to dokucza ? Przecież zabijam tych którzy chcą utrudnić i niszczyć ludzkie życie. Kończę te myśli i wychodzę i wycieram się, kładę się w samych bokserkach, zakładam słuchawki i odpływam w muzyce, zasypiam spokojnie jak zawsze mimo okrutnych czynów, dzięki Bogu ?

Budzę się tuż przed 22:00, zakładam najlepszą koszulę jaką mam, jeansy na tyłek, parę psiknięć perfumu i zakładam kurtkę. Przeglądam się w lustrze i je odsuwam, tam jak zawsze czeka na mnie berreta i mój kastet, biorę tylko to drugie, chowam do kieszeni kurtki, wydech i wychodzę.

Deszcz pada, ja znów kroczę miastem dawnych neunów, teraz większość jest wyblakła lub nie pełna, ulica Wrocławska jak co noc zaprasza zapachem kebabów i alkoholu zmieszanego fajkami, schodzę w boczną uliczkę i wchodzę do klubu, schodzę w dół schodami do techno piekła, już wiem że koleś jest na miejscu, rozszerzone źrenice dziewczyn mi to mówią oraz coraz bardziej pewne siebie nerdy je obmacujące, podchodzę do baru i proszę o piwo, przyglądam się tej zbieraninie, obserwuje kto może być potencjalnym dilerem i już go widzę, stoi z tym uśmieszkiem cwaniaka, sporo rozbudowany, mierzący z 180cm trochę mniej niż ja ale już wiem że jakby co to nie mam przewagi zasięgu rąk, podchodzę do niego i zagajam

-Hej słuchaj nie wiesz może kto tutaj ma jakiś towar bo bym mógł się rozluźnić ?

-Dobra chodź do kibla- wow myślę łatwo poszło, za łatwo, napinam mięśnie. Wchodzimy do kibla, koleś wyciąga paczkę z marychą.

-Ile chcesz ?

-Ej stary myślałem o czymś mocniejszym, koka, amfa, a ty mi wyskakujesz z marysią ?

-Nie handluje niczym mocniejszym, to świństwo musisz sobie poszukać u kogoś innego- odchodzi tak że nawet nie reaguje, trochę mnie muruje, jak to kurwa nic nie ma mocniejszego ? Pomyliłem ludzi ? Nie możliwe aby był ktoś tu jeszcze, właściciel by się nie zgodził, tylko marihuana ? Ten diabeł to jakiś, słaby śmieszek, jeden z panów piekła, diluje tylko zielem.Ogarniam się i wychodzę za typem, stoi teraz przy barze.

-Słuchaj jednak chcę- robię minę jakbym zaraz nie mógł wytrzymać bez chociaż jednego buszka

-Kurwa, co za z ciebie niezdecydowana pipka, dobra chodź- rusza w stronę ubikacji, w mojej głowie już aktywuje się plan jak go obezwładnić. Kastet już ląduje na dłoni, wchodzimy przepuszczam go i wyprowadzam soczysty cios cepem, słyszę jak wyłamują się jego zęby w szczęce, pada na ziemię plując krwią

-Cooo jeszzzt, kulwa- wyrzeka oszołomiony, poprawiam jego twarz kopniakiem tak że z jego nosa bucha krew na posadzkę.

- Dobra kurwa, teraz mi powiesz gdzie twój szef mieszka i zostawiam cię w spokoju bo potrzebuję prawdziwego towaru, słyszysz ?

-Ała, jebany, już kulwa mówię- widzę jak zbiera się do zadania nieczystego kopniaka w moje cenne klejnoty, ubiegam go szybkim ciosem wyprowadzonym prosto w przeponę, zaczyna świstać jakby by był parowozem

-Nieładne podejście, próbować uderzać w jajca, dobra gadaj- przygniatam jego głowę swoim świeżo wypucowanym trepem, aż mi żal że go brudzę jego krwią która rozlała się po całej twarzy.

-Hugona Kolotaja 32, blagam przestal

- Dobra dzięki, trzeba było tak od razu- wychodzę z toalety jakby nigdy nic, ukrywając zakrwawiony kastet i sumienie.

Z wszystkich dzielnic diabeł wybrał chyba najdalszą jaką się dało, Świerczewo dawniej pewnie jakaś wiocha albo po prostu las, autobusy jadą jakby chciały a nie mogły, parę sklepów i wszędzie domki. Upewniam się że schowana za paskiem berreta jest dobrze umocowana i kroczę do domu, jest już prawie północ, nie widzę żadnego światła, niedobrze to oznacza że się czai jak komar na twoje odkryte ciało, rozglądam się i przeskakuje ogrodzenie, dom jest jak każdy na tym krańcu Poznania, bliźniaki odróżniające się kolorem, dwa piętra, podchodzę do drzwi, lekko naciskam na klamkę, bez oporu otwierają się drzwi. Czuje dreszcz na plecach, wchodzę w jaskinię lwa, zaciskam prawą rękę na pistolecie, kroczę ciemnym korytarzem, zero zdjęć, żadnych szafek, nienormalnie pusto, zaglądam do kuchni, czarna nicość. Co on kurwa nie je ?- myślę spoglądam do salonu też pustka. Wchodzę na górę, otwarte drzwi naprzeciwko, wkraczam z lękiem, jebany lubi zabawę w chowanego, na stole leży kartka, podchodzę i czytam z zgrozą.„Brawo, debilu” i diabelski uśmieszek, oblewa mnie blady strach. Słyszę trzask drzwi, wszystko oblewa się czerwonym i wszystko zaczyna zniekształcać. Jestem kretynem to fakt właśnie trafiłem do Mefilimbo -diabelskiego odbicia rzeczywistości na własne życzenie.

Ściany zaczęły się przekrzywiać, podłoga rozłamał się na parę naście odłamków, wszędzie kłębiła się czerwona mgła stół daleko w przestrzeń, wszystko zmieniało swoje położenie. drzwi były daleko widoczne w krwawej przestrzeni. Stałem tak na jednym z odłamków i zastanawiałem jak mogłem nie zauważyć że któreś z drzwi musiały być portalem do jego wymiaru, normalnie jest to jebutny widoczny portal jak z Diablo lub innej gry RPG. No dobra czas z stąd się zbierać- skoczyłem, wystarczy tylko znaleźć właściwe drzwi, skakałem tak między kawałkami ścian i podłóg, pomazanymi pentagramami-widocznie diabełek lubi klasykę w swoim wystroju- kolejny skok przerywa mi skrzek i uderzenie w plecy, za mną z pełną gracją ląduję gargulec rozmiarów średniego owczarka.

-Witam w domu Barbenuliana- kłania się z gracją małej arystokratki.

-Ooo dziękuje, twój pan mi się nie przedstawił, a ty jak się wab... nazywasz ?

-Jam jest Mietek, demon przyboczny mojego pana, a jak ciebie zwą ? Dawno tutaj nikogo nie było.

-Maks, te drzwi to wyjście z domu tak ?

-Ależ oczywiście, pomóc panu się tam dostać ?

- O jejku, dziękuje Mietku- demon podrywa mnie i wznosimy w przestrzeń, to co bym przebył w jakieś pół godziny.

-Czemu mi pomagasz skoro nie wiesz kim jestem ?

-Ależ oczywiście że wiem, jesteś Nefilimem, pół aniołem, pół diabeł, paru już poznałem, niestety żaden już nie żyje, uznałem że skoro dostałeś się tutaj, to szef tego chciał, może jestem jego demonem ale już od lat nikogo nie byłem zmuszany opętywać, mój pan przestał się bawić w dużo zło, tak wyznawców trudno znaleźć, małe zło jest bardziej przyciąga wbrew pozorom, aaa te lekki narkotyki prawie nie szkodzą ludziom.

-Co ty zostałeś zresocjalizowany przez anioły, gdzie demoniczne zachowania, chęć zadawania bólu ludziom ?

-To przereklamowane i co teraz wyślesz mnie do piekła ? Pomogłem ci.

Odwracam i chwytam za klamkę, otwieram, szybkim ruchem obracam się i strzelam prosto między oczy, ciało odrzuca do tyłu i gargulec spada w otchłań. Stoję tak chwilę, po oczach zaczynają spływać łzy- zaczynam powtarzać w głowie jak mantrę, to był demon, to był demon, to był... miły Mietek. Wychodzę zalany łzami, na świeże powietrze nocy, na chodniku leży przywalona kamykiem kolejna kartka.

,,Skoro udało ci się wyjść to czekam w opuszczonej ceglarni na Szachtach to niedaleko, porozmawiamy, do zobaczenia”. Wyrzucam kartkę i ocieram łzy, kolejne zabójstwo, kolejna rysa na moim umyśle. Idę w stronę jeziorek, deszcze bije o chodnik a ja staram się pozbierać bo zaraz czeka mnie o wiele cięższe zabójstwo.

Wchodzę na teren starej ceglarni wielki budynek, cały pomalowany różnymi graffiti stoi i łypie na mnie ciemnymi otworami, widzę jedynie małe światełko przez okno, wyjmuję pistolet i powoli przeładowywuję, zaglądam do środka, stoi pośrodku, tam gdzie widziałem światełko, wielki prawie na dwa metry w czarnym garniturze i szarej koszuli i odzywa się do mnie

- Co tak stoisz, wejdź- uśmiecha, ale nie złym szyderczym uśmiechem tylko serdecznym. Wchodzę i od razu celuje w jego tors, lekko mrużę oczy aby lepiej skupić wzrok

-Zakończymy to szybko nie ma co tego przedłużać skoro się nie opierasz- mówię ochrypłym i nieswoim jakby głosem.

-Zabiłeś Mietka, ale z ciebie skurwiel, pewnie nawet ci pomógł, no ale mogłem się tego spodziewać te kutasy już totalnie wypaczyły ci umysł, szkoda bo chciałem pogadać o twoich rodzicach

-Nic kurwa nie wiesz o moich rodzicach, łżesz !

- Tak ? A tak się składa że znam twojego ojca, matkę coś tam kojarzę, wiem jak wygląda twój znak na plecach, skrzydła tyle że skierowane w dół.

Przeszywa mnie dreszcz o tym mogli wiedzieć tylko aniołowie, Bóg oraz moi rodzice, to był znak żebym pamiętał kim jestem, wykonany przez Boga na oczach moich rodziców, jedyne wspomnienie przed zejściem na ziemie. Opuszczam broń, czuję jak serce bije coraz mocniej, on faktycznie coś wie.

-Mów co wiesz ?

-Dobrze, pod warunkiem że oddasz broń.

-Nie od...- nie zdążyłem zareagować, wystrzelił prosto w moją opuszczoną berrete, spojrzałem na zdrętwiałą rękę, pistolet już leżał rozłamany na podłodze, odwróciłem głowę w jego stronę, zostało jakieś 5 metrów dystansu, instynktownie schyliłem się i rzuciłem się rękoma na jego nogi aby go powalić, to był błąd, kolano wystrzeliło w górę i uderzyło mnie z ogromnym impetem, odrzuciło mnie do tyłu, noga z eleganckim butem przygniotła moją klatkę piersiową

-Myślałeś że skoro zabiłeś mojego demona to coś ci kurwo powiem ? No to kurwa się myliłeś, trochę mi szkoda Verina taki chujowy syn zabijający po części swoich

Nie było czasu, szybkim ruchem uniosłem jego stopę a drugą podciąłem skręcając się, szybkim przetoczeniem wstałem, przygniotłem rękę z pistoletem i go odkopnąłem, diabeł szybko z sykiem wyszarpnął rękę.

-Zapraszam do tańca- ruszyłem wymierzając prosty cios na brzuch który został zblokowany, wyprowadził kontrę prawym sierpem, uchyliłem się, kolejny prosty na jego twarz, trafiam rozpoczynam serie ciosów które lądują na twarzy:sierp, podbródkowy i prawy kopniak, cofam się przed jego frontowym kopniakiem, rzuca się po moje nogi, upadam na twardą posadzkę, zaczyna mnie zasypywać ciosami obija tułów i twarz, staram się trzymać gardę ale i tak ciosy coraz bardziej niszczą moją twarz. Oplatam jego plecy nogami, wyczekuję ciosu przez gardę, widzę że jego prawa ręka się wznosi do ciosu, uchylam się w lewo skręcając się chwytam za rękę, szybkim ruchem przenoszę swoją prawą nogę na szyję i zaplatam lewą nogą o stopę prawej. Mafioza zaczyna się szarpać i młóci lewą ręką po moim ciele, coraz bardziej zaciskam trójkąt nogami*, dociskam jego głowę do mojego tułowia.Szamocze jeszcze przez minutę, mdleje, wyczerpany pluje krwią na posadzkę, skurwiel mi rozwalił pistolet, biorę jego glocka i chwytam go pod pachami i zaciągam go w stronę jeziora.

Ciągnięcie dwumetrowego mężczyzny nie należy do najłatwiejszych, szczególnie że musiałem to robić jak najdalej od ścieżek, przez knieje, przeładowałem pistolet i zastanawiałem się czy warto go zabijać czy jeszcze coś się dowiedzieć, mój ojciec miał na imię Verin, to już jakaś wiedzę mam, jakiś punkt zaczepienia, nie warto ryzykować przebudzenia- namyśliłem się końcu i strzeliłem prosto w łeb diabła, z tej odległości nikt nie powinien usłyszeć, czekało mnie kolejna wyzwanie płynięcie z trupem, przebyłem cały ubrany pół jeziora, trup dryfował na środku jeziora,no tak zapomniałem o wyporności, więc powróciłem obładowany kamieniami tak że ledwo dopłynąłem i wyładowałem jego garnitur, trup zaczął opadać na dno jeziora, wróciłem na brzeg, cały wycieńczony. Ruszyłem z powrotem do domu, widok człowieka przemoczonego i obitego nie dziwił w sobotę rano w autobusie, pewnie uchlał się i wpadł do jeziora- myśli większości ludzi z którymi jechałem, czyli z osiedlowym żulem oraz jakąś ,,Grażynką”. Wchodząc do mieszkania, zrzuciłem ubrania i od razu poszedłem pod prysznic. Co chciałem z siebie spłukać ? Brud? A może poczucie winny za Mietka? Czy może tatuaż który prześladuje w lustrze i przypomina kim jestem. Tego nie pamiętam bo jak zawsze po wszystkim uchlałem się pijąc do lustra.

 

*duszenie przeciwnika przy pomocy nóg czy rąk, które swoim ułożeniem przypomina trójkąt

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • oldakowski2013 24.04.2018
    No, nie!! Nie doczytałem do końca... szkoda słów.
  • Canulas 24.04.2018
    Starałem się i ja. Tekst ma dużo błędów wszelakiego typu. Klimat coś jakby "Kłamcy" - Ćwieka, ale... Noo, za dużo różnych kwiatków. Trza sporo poprawić.
    Pozdrówka

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania