Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Umarł Król...

Płomień stosu pogrzebowego rozświetlał gwieździstą noc równie mocno co księżyc, który miał osiągnąć pełnię już za kilka dni. Ceremonia odbywała się na przedzamczu z którego jeszcze niedawno zebrano pokos. Zebrały się tam tysiące ludzi chcących pożegnać, bądź po cichu przekląć starego króla Torwala. Pomimo takich tłumów wokół panowała cisza przerywana tylkoW pierwszym rzędzie stali książęta – dwaj synowie króla i jego dawno zmarłej żony. Pierwszy z nich – Goddert, miał 28 lat. Wysoki, dobrze zbudowany, krótkie włosy i kozia bródka sprawiały wrażenie że był on typem awanturnika. Nie przeczył temu też jego elegancki, choć prosty strój i długi miecz wiszący przy boku. Młodszy syn - Rodryk, młodszy o siedem lat, był o głowę niższy i nieco chudszy. Nie dorównywał bratu co prawda tężyzną, ale jego rysy twarzy mogłyby zawrócić w głowie nie jednej niewieście, gdyby jeszcze towarzyszył im uśmiech, po którym w tamtej chwili nie było ani śladu.

 

Gdy stos dopalił się większość uczestników rozeszła się. Większość pozostałych uczestników stanowiła grupa dworzan której obowiązkiem było posprzątanie pozostałości. Pośród nich stał Edgar – dawno osiwiały starzec, doradca który obejmował swój urząd jeszcze za panowania ojca niedawno zmarłego władcy. Rodryk skinął głową w stronę Edgara i ruszył w stronę zamku. Skierował się w stronę skrzydła mieszkalnego tak jak powinien. Nie poszedł jednak do swojej komnaty. Minął drzwi wejściowe skrzydła i ruszył w kierunku wejścia do kuchni wykorzystywanego przez służbę. Nikt kto nie miał pomyj we krwi nie zapuszczał się w to miejsce. O tej porze nie było tam nikogo. Odnalazł znajome drzwi. Wyjął z kieszeni żelazny klucz i przekręcił go w zamku. Wślizgnął się do składu przypraw. Kaskada zapachów uderzyła w jego nozdrza. Nie potrafił stwierdzić czy lubi ten zapach. Musiał się z nim jednak pogodzić, bo było to najdyskretniejsze miejsce w zamku. Młodzieniec usiadł na stołku i czekał.

 

Po kilku minutach zerwał się na równe nogi, kiedy drzwi powoli się uchyliły. Wślizgnęła się przez nie drobna dziewczyna. Miała mniej niż pięć i pół stopy wzrostu, szersze biodra, krągłe piersi i brązowe włosy sięgające połowy pleców które były teraz splecione w warkocz. Miała na sobie czarną żałobną sukienkę. Podeszła bliżej, tak że Rodryk mógł zobaczyć jej brązowe oczy i białe zęby ukazujące się w lekkim uśmiechu. Jej rysy twarzy były gładkie, bez żadnej zmarszczki. Miała w końcu tylko osiemnaście lat.

-Przepraszam. Nie powinnam się uśmiechać... Na prawdę mi przykro z powodu twojego ojca... – zaczęła dziewczyna. Nie była pewna jak się zachować.

 

Rodryk nie pozwolił jej się kłopotać. Położył dłoń na jej policzku i pocałował ją. Ta zamknęła oczy i odwzajemniła pocałunek obejmując go za szyję. Trwało to tak kilka chwil, dopók obojgu nie zaczęło brakować powietrza. Dziewczyna zdjęła ręcę z ramion mężczyzny i chwyciła jego dłoń.

-Nie myśl sobie proszę, że nie poruszyła mnię śmierć króla... to znaczy twojego ojca... – Dziewczyna czuła się niezręcznie spotykając się z kochankiem podczas żałoby, jednak wiedziała że oboje bardzo tego pragną.

-Rozumiem, nie przejmuj się Nili – powiedział Rodryk przytulając ją.

 

Jej pełnym imieniem było Nilliana. Nilliana Hattornel, córka wasala korony, który lata temu stracił swój zamek graniczny na rzecz sąsiednego królestwa. Torwal był zmuszony do podpisania paktu pokojowego zanim udało się odzyskać włości. By jednak w jakimś stopniu wynagrodzić straty swojego sojusznika, przyjął całą jego rodzinę do swojego zamku i obiecał podarować mu pierwszą warownię którą zajmą w najbliższej wojnie. Torwal nie był jednak typem wojownika. Od trzydziestu lat królestwo nie prowadziło żadnych wojen. Rodzina Hattornel zdążyła się przyzwyczaić do nowego domu, w szczególności Nilliana, która jako prawie najmłodsza córka urodziła i wychowała się na dworze. Od dziecka uwielbiała spędzać czas z młodszym księciem. W przeciwieństwie do Godderta, Rodryk zwracał na nią uwagę i traktował ją jak równą sobie. Nie okazywał też pogardy poddanym bez szlachetnego urodzenia. Byli więc najlepszymi przyjaciółmi, a kiedy Nilliana skończyła szesnaście lat pojawiło się między nimi uczucie. Taki związek nie był jednak akceptowalny przez rodziny obu stron. Śluby kobiet aranżowane były przez rodziców, natomiast według tradycji młodszy książe nie mógł się ożenić dopóki starszy brat nie stanie na ślubnym kobiercu. Spotykali się więc potajemnie, często w złych warunkach, ryzykując wykrycie, dopóki nie trafili na to miejsce. Składzik na przyprawy. Te drzwi otwierały się tylko podczas przygotowań do uczt.

 

-Wiesz Nili, teraz gdy ojciec odszedł, mój brat obejmie tron. Wiesz co to oznacza? – zapytał patrząc jej w oczy.

-Co takiego?

-Że będzie musiał wybrać sobie żonę. Koniec ze zwlekaniem.

Oczy dziewczyny rozszerzyły się w ekscytacji.

-A to oznacza że ty też będziesz mógł! – wykrzyczała, po czym skuliła się przestraszona. Mało prawdopodobne, żeby ktoś mógł ich usłyszeć, ale konsekwencje takiego wypadku byłyby przerażające.

-Tak, koniec z ukrywaniem się. – Uśmiechnął się. – Będziesz mogła spać w tym wielkim łożu z baldachimem które tak ci się podobało.

-I to nie sama. - Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i pocałowała mocno swojego kochanka.

 

 

Było już późno. Niedługo służba zacznie przygotowania do jutrzejszej uczty. Rodryk wyślizgnął się ze składziku i ruszył w kierunku wyjścia. Nilliana wyszła kwadrans wcześniej. Nikt nie mógł zobaczyć ich razem. Tak jak się spodziewał, o tej porze dziedziniec był pusty, nie licząc kilku strażników, którzy pili i grali w karty zamiast patrolować. Bez większego problemu dotarł do drzwi skrzydła mieszkalnego. Jednak gdy tylko przekroczył próg, ktoś złapał go za kołnierz i odwrócił w swoją stronę. Tylko jedna osoba odważyła by się na taki gest wobec księcia.

-A gdzie to się bywało po nocy? – Uśmiech Godderta nie był ani trochę szczery.

-Potrzebowałem trochę świeżego powietrza.

-Tak? Świeżego powietrza?

-Tak. Świeżego powietrza – odparł Rodryk beznamiętnie.

-I co potrzebowałeś małej Nilliany żeby wdmuchiwała ci to powietrze do płuc, co? – uśmiechnął się kpiąco.

Rodryk poczuł jak coś zaciska się na jego sercu. Chciał coś odpowiedzieć, ale był w stanie wydusić dźwięku.

-Daruj sobie, widziałem jak wychodziła z pomieszczeń służby kwadrans przed tobą. Była taka uśmiechnięta. No szkoda by było, gdyby ktoś się dowiedział. Ładnie to tak, łamać zwyczaje?

-Proszę... – Rodryk czuł jak jego nogi uginają się. – Nic między nami nie zaszło. Niedługo sam wybierzesz sobie żonę i wszystko się rozwiąże. Będziesz królem. Wszyscy będziemy szczęśliwi.

-Oczywiście. – Przyszły król zrobił wyniosłą minę i pogładził się po brodzie, po czym bez słowa odwrócił się i ruszył w stronę własnej komnaty.

Rodryk wypuścił oddech dopiero gdy zamknął za sobą drzwi własnego pokoju. Serce waliło mu jak młotem. Najchętniej pobiegłby do ukochanej powiedzieć o krótkiej, acz treściwej rozmowie. Dobrze wiedział, że nie może tego zrobić. Obmył się w balii i wsunął do łóżka.

-Jutro wszystko się skończy. Kiedy tylko Goddert odbierze koronę i kobietę, poproszę lorda Hattornela o rękę jego córki. Nie odmówi księciu.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania