Uniwersum Metro 2033: Czarne Diabły cz.12

Wojtek siedział przygnębiony naprzeciwko brodacza. Stracił kolejną bliską mu osobę w przeciągu kilku dni. Został najprawdopodobniej sam na tym świecie. Patrzył z wyraźną pustką w oczach. Trząsł się przez dłuższy czas. Miały godziny. W pomieszczeniu panowała cisza przerywana tylko ich oddechami. Przez puste oczodoły okien do pokoju zaczęły wpadać pierwsze promienie słońca, które ledwo przebijały się przez ołowiane chmury. Powoli wnętrze nabierało więcej szczegółów. Na podłodze zalegały zwały nadpalonego tynku. Gdzie nie gdzie walały się resztki metalowych mebli oraz szkielety. Farba na powierzchni ścian była pokryta sadzą jakby kiedyś w tym miejscu szalał ogromny pożar. Szczecin podczas Ataku oberwał kilkoma głowicami bojowymi. Najsilniejsza z nich spadła na centrum miasta, tworząc kilkukilometrową strefę skażenia. Zwaną przez lokalne frakcje Wielką Pustką. Grupy zamieszkujące powojenny Szczecin były bardzo zróżnicowane. Przedmieścia zamieszkiwały kiedyś mało liczne grupy kanibali. Ludzie, którzy przetrwali na Pomorzanach, Dąbiu i Turzynie utworzyli plemiona. Powróciły one do przed chrześcijańskich wierzeń słowiańskich. Kolejarze oraz podróżni będący tego dnia na stacji Szczecin Główny również przetrwali. Utworzyli oni grupę zwaną Dworcowymi. Wiele osób też przeżyło, ukrywając się w kanałach, poniemieckich bunkrach, kryptach i innych schronach tworząc pomniejsze frakcje.

- Młody nie przejmuj się - przerwał ciszę brodacz - Każdego dnia możesz tutaj spotkać śmierć. Jestem Bomberman.

- Co to za durna ksywa? - odburknął Wojtek.

- Byłem saperem. Po pewnym czasie przylgnęła do mnie.

- Kim?

- Takim gościem, co wysadza różne rzeczy w dużym uproszczeniu.

Wojtek nic nie odpowiedział.

- Spadamy stąd - spojrzał w tym momencie na chłopaka - Będziemy musieli współpracować młody, aby przeżyć. Chyba mogę Ci zaufać?

Ufanie komukolwiek w nowym świecie było jednym z najgorszych pomysłów. Obecnie ludźmi kierowały pierwotne instynkty, liczyło się tylko przeżycie. Nie było przyjaźni trwających latami, każdy dbał tylko o siebie. Wyjątkiem była ta pomiędzy Szramą oraz Spryciarzem.

- Dotrzemy do najbliższej osady Republiki i nasze drogi się rozejdą. Co Ty na to?

Wojtek zamyślił się. Zostanie tutaj, oznaczało śmierć bezwzględu na to czy Ci ludzi go znajdą. Nie miał lepszego wyjścia, musiał iść z tym facetem.

- Zgoda.

***

Biały i Chudy przynieśli dwie spore deski. Tropiciel ułożył je wzdłuż nogi Goryla po obu stronach. Potem wziął kawałki materiału, owinął nimi bardzo mocno kończynę na wysokości stawów.

- Przy dobrych wiatrach za tydzień Ci to zdejmę. Co teraz robimy?

- Kontynuujemy nasz plan, musimy przesłuchać jednego z nich.

- Goryl nie da rady skutecznie walczyć - powiedział Tropiciel.

- Hm. Rozdzielimy się. Lisie przedostań się z Gorylem, Białym i Chudym niedaleko dworca. Dokładniej przeprawy promowej po prawej stronie Świni. Tam się spotkamy.

- Czemu on nam rozkazuje szefie? - spytał się Biały.

- Zamknij pysk - skarcił go Lis - Słuchaj się lepiej Spryciarza, a pożyjesz długo. A wy co zrobicie?

- Wrócimy na Komandorską. Muszą chyba mieć tam jakiś posterunek, ewentualnie przechodzi tamtędy ich patrol.

***

- Super widoki - powiedział Szrama, uśmiechając się.

- Przymknij się.

Siedzieli na najwyższym piętrze bloku, w którym załatwili grupę tajemniczych ludzi. Tropiciel ubezpieczał ich. Stał na klatce schodowej, mierząc bronią w półpiętro. Dodatkowo zaraz za wejściem do budynku zamontował pułapkę. Tym razem użył granatu moździerzowego o mniejszej mocy. Naprzeciwko nich znajdował się budynek z napisem. Brakowało mu liter, które odpadły w dniu Ataku albo przez działanie czasu. Budynek był częścią szeregowca. Wielu z jego bliźniaków nie przetrwało pamiętnego dnia. Stały teraz pozbawione ścian lub całkowicie zawalone. W garażu tego siedziała dwójka ludzi. Przynieśli oni skądś dwie podniszczone kanapy, beczkę oraz zabarykadowali wejście z domu. Przed budynkiem kręcił się jeszcze jeden.

- Spójrz - Spryciarz podał Szramie lornetkę.

- Trzech. Równe szans. Jak to rozegramy?

- Tropiciel załatwi z kuszy tego przed budynkiem. My wparujemy do środka. Weźmiemy tych dwóch za zakładników.

- Mogą mieć radio. Jak nadadzą komunikat do swoich ziomków to po nas.

-Jeżeli będziemy działać szybko, nie damy im czasu na reakcje.

Spryciarz odszedł od okna i podszedł do Tropiciela.

- Zostaniesz tutaj. Na mój znak odstrzel z kuszy tego przed budynkiem. Podniosę do góry rękę i zacisnę dłoń. Jak pomacham do Ciebie, znaczy, że jest czysto.

***

Byli w odległości zaledwie paru kroków od bramy szeregowca, gdy Spryciarz dał znak. Świst przeszył powietrze. Strzała trafiła stojącego przy budynku człowieka prosto w szyję. Wbiegli do garażu. Wymierzyli broń.

- Gleba skurwysyny! - wrzasnął Szrama.

Żołnierze stali jak wryci. Gdy uzmysłowili sobie, co się dzieje, podnieśli ręce do góry. Potem uklęknęli i położyli się na podłodze.

- Zwiąż ich. Ubezpieczam.

Szrama podszedł do pierwszego z nich. Wyjął z plecaka linę. Obwiązał nią ręce zakładnika, po czym powtórzył to samo przy drugim. Usadził obydwóch na kanapie i związał im jeszcze nogi.

-Gotowe.

- Pilnuj ich, a ja dam znać Tropicielowi. Schowamy trupa przy okazji.

Wyszedł przed bramę. Pomachał ręką. Gdy tylko stalker do niego dołączył, Spryciarz powiedział:

- Musimy sprzątnąć ciało. Ja biorę za ręce, ty za nogi i wnosimy go do garażu.

***

Po wniesieniu zwłok oraz zamknięciu drzwi do garażu sprawdzili promieniowanie w tym miejscu. Zdjęli maski, gdyż nie przekraczało poziomu tego panującego w Podziemnym Mieście. Szrama wyjął z plecaka ogromny nóż taktyczny.

- Teraz się zabawimy...

***

Ciąg dalszy nastąpi

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania