Poprzednie częściNie obudź go 4

Nie obudź go 5

W pokoju lekarza dyżurnego rozległo się ciche, lecz energiczne pukanie. Lekarz dyżurny, łysiejący, szczupły mężczyzna po pięćdziesiątce, zgasił papierosa i odłożył gazetę na stół obok niedobitej kawy.

- Proszę.

Do zadymionego pomieszczenia weszła pielęgniarka. Lekarz zapytał, gdy była jeszcze na progu drzwi.

- Słucham panią? Czy coś się dzieje?

Wbił wzrok w pielęgniarkę. Był gotowy do natychmiastowej akcji.

- Myślę panie doktorze, że ten chłopiec, ten mały Wiśniewski, że on jest przytomny. Myślę, że on po prostu nie chce otworzyć oczu. Sądzę, że się po prostu boi.

- Mówi pani o tym chłopcu z intensywnej? Skąd takie przypuszczenie?

Pielęgniarka wzruszyła nieznacznie ramionami nim odpowiedziała.

- Reaguje na światło. A kiedy położyłam rękę na jego czole, zacisnął nerwowo oczy, jakby zaraz ktoś miał go uderzyć.

- Tak, tak rozumiem.

Lekarz wstał otworzył okno i odezwał się ponownie do pielęgniarki.

- Czyli, nie udało się pani nawiązać z chłopcem kontaktu?

Nie czekając na odpowiedź powiedział.

- Poczeka pani chwilkę zadzwonię do Kazia. To znaczy do doktora Łęckiego.

Doktor Kazimierz Łęcki był psychologiem, który zwykle pomagał ofiarom wypadków, lub ofiarom przemocy. Jako, że w państwie komunistycznym przemoc w rodzinie oficjalnie nie miała miejsca, lub bardziej dokładnie była starannie wyciszania, lekarze stosując się do tej zasady nie wszczynali alarmu, o kilka siniaków niegrzecznego dziecka. Niestety w tym wypadku nie chodziło o kilka siniaków. W całym szpitalu od kilku dni o tym huczało. Sytuacje zaognił fakt, kiedy lekarz przyjmujący nieprzytomnego chłopca stwierdził pobicie. Po telefonie, który otrzymał ordynator szpitala z biura kierownictwa partii, diagnoza została zmieniona. Po odpowiednio postawionych pytaniach, lekarz nie mógł w stu procentach wykluczyć wypadku. Tymczasowo dano wiarę ojcu dziecka, że chłopiec spadł z wysokiego drzewa i poobijał się o gałęzie. Lekarze mieli polecenie informować milicję o wszelkich zmianach stanu chorego.

Dyżurujący doktor wykręcił numer do kolegi, z którym wcześniej żywo dyskutowali o tym przypadku. Po chwili z drugiej strony odezwał się zaspany głos.

- Łęcki, halo? Która godzina?

Dzwoniący lekarz szybko zaczął rozmowę.

- Cześć Kaziu. Olszowski z tej strony, jest trzecia dwadzieścia. Przepraszam, że cię budzę, ale ten mały się obudził. Ten z piętnastki. Pobi... znaczy ten, co miał wypadek. Kojarzysz?

Łęcki szybko otrząsnął się ze snu.

- Tak oczywiście, że kojarzę ten wyyypadek!

Łęcki przeciągnął ostatnie słowo. Obaj lekarze, jak i cały personel mieli wyrobioną opinię na temat tego, co się chłopcu przytrafiło. I na pewno nie była to wersja narzucona przez wysoko postawionego towarzysza. Zapytał szybko.

- Co z chłopcem? Pomimo złamań i stłuczeń reaguje normalnie?

- W sumie to się właśnie do niego wybieram. Jednak siostra Maria twierdzi, że najprawdopodobniej jest przytomny. Z jakiegoś powodu jednak nie chce otworzyć oczu. Pójdę go obejrzeć, ale chciałbym znać twoją opinię w tej sprawie?

Po drugiej stronie nastąpiła chwila ciszy, po chwili Łęcki się odezwał.

- Jeśli jego stan fizyczny jest stabilny, zapewnij mu spokój. Nie zmuszaj do aktywności, jeśli nie będzie miał ochoty. Trzymaj jego ojca z daleka od niego! Matka najprawdopodobniej nie ma pojęcia, co on mu zrobił. Wyglądała, jakby naprawdę nie miała pojęcia co się stało, gdy z nią rozmawiałem. Przeglądałem kartę tego chłopca. W ciągu czterech ostatnich lat, miał tyle wypadków, co kompania wojska. Jestem praktycznie pewny, że to robota jego ojca! Trzymaj jego starego z daleka od tego dzieciaka!

Mimo, że ordynator wymógł, na lekarzu przyjmującym dziecko, zakwalifikowania urazów, jako skutków wypadku, Olszowski wiedział, że jego kolega jest jednym z tych, których ciężko jest utrzymać w ryzach poleceniami służbowymi. Przypadek małego Wiśniewskiego, ze względu na zmianę kwalifikacji, nie leżał już w gestii psychologa szpitalnego.

- Dobrze postaram się. A co z matką?

Olszowski prawie słyszał walkę wewnątrz głowy Łęckiego, kiedy mijały sekundy a tamten nie odpowiadał. Po chwili usłyszał w słuchawce pewny głos kolegi.

-Wiesz, miałem już podobne przypadki. Jestem pewny, że ona nie zdawała sobie sprawy, co się dzieje. Ludzie głupieją, kiedy widzą wszystkie oczywiste znaki, które wskazują na coś, czego za wszelką cenę nie chcą dopuścić do świadomości. Będę musiał z nią porozmawiać. Myślę, że obecność matki może chłopcu bardzo pomóc.

Olszowski westchnął głębiej nim powiedział.

- Dobrze wiec, zrobię jak radzisz. Zanim do niego pójdę jest jeszcze jedno. Jest notatka z milicji żeby do nich dzwonić jak stan chłopca się zmieni. Pewnie będą chcieli sprawdzić słowa jego ojca. Co sądzisz o tym żeby mały rozmawiał z milicją?

Olszowski usłyszał jak jego kolego po drugiej stronie szybko wypuszcza powietrze.

- W żadnym wypadku! Żadnej milicji! Jeśli chłopiec nie będzie chciał odpowiadać na twoje pytania, też daj mu spokój. Niech przywyknie do otoczenia, niech do niego dotrze, że jest bezpieczny i nic mu nie grozi. Jutro, znaczy dziś zaczynam dyżur o dziesiątej. Najlepiej gdyby jego matka przyszła jak ja już będę, powiedzmy po jedenastej.

- Dobrze wydam polecenie żeby zawiadomić matkę chłopaka. Przepraszam, że cię obudziłem Kaziu. Spróbuj się jeszcze zdrzemnąć.

Po drugiej stronie chwila zawahania. Olszowski wiedział, że Łęcki ciągle coś rozważa. W końcu usłyszał.

- Nie ma sprawy, w razie czego dzwoń. I tak już nie zasnę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Pasja 20.08.2017
    W końcu jakaś tajemnica lekarską obowiązuje. Pewne procedury nie zmieniły się. Czy nie przypominają nam dzisiejszych czasów? Zawsze coś się ukrywa. Przypadek ten sam , tylko trzeba znaleźć paragraf. Miłego wieczoru 5
  • Dzisiejsze czasy jak najbardziej to powielenie przeszłości. Znowu ktoś z partii, teraz jednak z innej, mówi co jest prawdą i często fakty naginane są do poleceń z góry. Fajnie Pasjo, że zajrzałeś :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania