Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość r.VII[2]

– Wobec faktu, że szumnie zapowiadana komisja konkursowa zjechała tylko w postaci jednej, niepozornej pani - sołtys przyszedł do pani Heni z propozycją, by do komisji dokooptować jej wnuczkę; ona tu nikogo nie zna, z całą pewnością będzie obiektywna..

Po obiedzie zliczyli punktację i wyszło, że trzy panie mają pierwsze miejsce. A mikser był tylko jeden . Nie było rady, sołtys wysłał syna do miasta i dokupił jeszcze dwa. Było też pięć książek dla wyróżnionych ogródków. Tu była trudność, bo absolutnie wszystkie zasługiwały na wyróżnienie!

Pod wieczór, w świetlicy wiejskiej przygotowano uroczystość, czyli podsumowanie konkursu. Gospodynie uwijały się zastawiając stoły smakołykami.. Mirka siedziała obok pani z powiatu trochę zażenowana względami, jakimi ją darzono.

– A kimże ja jestem? - myślała. Gdybym coś znaczyła i umiała przemawiać, powiedziałabym , jak bardzo podziwiam te wiejskie gospodynie. Każda ma na głowie rodzinę i gospodarstwo, a znalazły czas i na pielgrzymkę i wypielęgnowanie ogródków, uporządkowanie obejść. A teraz – jaką ucztę przygotowały!. I wszystko lekko, z werwą i uśmiechem

Próbowała powiedzieć to swojej sąsiadce, lecz tą bez reszty pochłaniał fakt, że kobiety wzięły jej torbę i skrzętnie ją napełniają, żeby miała z czym wracać do domu. Wieczorem do żon dołączyli panowie, ktoś przyniósł harmoszkę, zaczęły się śpiewy i tańce. Mirka niepostrzeżenie wymknęła się i poszła do domu.

.

I tak mijały dni; jedne pracowite, inne w błogim lenistwie; a lato było słoneczne, rozkosznie ciepłe. Aż przyszedł sierpień. W powietrzu zawisła melancholia i słodka tęsknota nie wiadomo za czym. Mirka zbierała się do powrotu, gdyż stęskniła się za rodziną i ciekawiło ją jeszcze coś... Ale myśli o tym odganiała.

– Babcia bardzo nalegała, by odłożyła wyjazd choć o tydzień, bo żniwa, bo potrzebny jest ktoś w domu, gdy wszyscy idą w pole.

Tymczasem Adam miotał się miedzy domem, Szczecinem a Pogórzem.

Czytali z ojcem teksty wykładów francuskich profesorów, później szukali w opasłych tomiskach tych treści, których nie znali i nie rozumieli.

Zgłębianie tych opisów chorób, objawów, sposobów leczenia, działania leków - z ojcem – wieloletnim praktykiem , rzucało na wszystko inne światło.

Wykładami interesował się też jeden z profesorów z kliniki, stąd częste wizyty w Szczecinie.

Mając tak wiele zajęć i to w czasie letnich upałów, mógłby dać sobie spokój z wizytami w Pogórzu.

Lecz, mimo, że wciąż całował klamkę, gnał tam pod byle pretekstem.

Kiedyś przywołał chłopców, przekupił słodyczami i podstępem zostawił wielką torbę z prezentami dla całej rodziny. Miał nadzieję, że to choć trochę skruszy lody.

Przy następnej wizycie ciocia oddała mu ową torbę ze słowami, że Łisowie nic od niego nie przyjmą. Wtedy chciało mu się płakać. Poprzysiągł sobie, że nie prędko znów tam zawita, lecz po tygodniu znów był w Pogórzu.

Kiedy patrzył z okien pałacu, wydawało mu się, że widzi całą rodzinę Lisów pracującą w ogródku. A jeśli Mirka jest w domu?. Może już wróciła, tylko się chowa. Pobiegł do domu swej ukochanej. Było otwarte, z sionki słyszał, że ktoś szyje na maszynie. Jeśli Lisowa jest w ogrodzie to... z bijącym sercem uchylił drzwi małego pokoju. Pani Lusia zrobiła wielkie oczy i po chwili złowrogiego milczenia wylała na niego całą swoją złość:

- Jak ty śmiesz tu przychodzić?[ do tej pory mówiła mu - pan, lecz teraz nie bawiła się już w żadne ceregiele] Czy ty nie masz honoru, jakiejś ambicji?! Nie wstydzisz się? Co ty jesteś wariat? Myślisz, ze ona wróci do ciebie, przecież związałeś się z inną! Po co tu przychodzisz, dajże nam już spokój do cholery!

Adaś stał blady z wyrazem bolesnego skurczu na twarzy. Nie śmiał podnieść oczu, nie mógł wykrztusić słowa. W innych okolicznościach trzasnąłby drzwiami i tyle by go widzieli; lecz to wszystko była prawda! Sam siebie nieraz łajał podobnymi słowami.

Dziwna rzecz – nie ten piękny, uśmiechnięty i pewny siebie Zalewski, lecz ten zbolały, pokorny Adam, pierwszy raz spodobał się pani Lusi.

– Nie ma jej. Przyjedzie pewno na sam koniec wakacji – rzekła, zajęła się szyciem i więcej na niego nie spojrzała. .

Skłonił się i prawie szeptem rzekł tylko: przepraszam i szybko wyszedł, Przykazał wujkowi, by torbę z prezentami jakoś jednak Lisom dostarczył i z odrobiną nadziei wyjechał.

Łukowski wpadł następnego dnia, posiedział, pogawędził, jakby nigdy nic – a torbę zostawił w sionce. Lisowie uznali , że ponowne odnoszenie będzie już prawdziwą dziecinadą.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania