Poprzednie częściUrodzona po to by zabijać. Prolog

Urodzona po to by zabijać. Część 1

Wyszłam z dużego czarngo budynku który był pokryty jasno czerwonym dachem. Zapięłam czarny płaszcz na ostatni guzik :

-Idzie zima - szepnęłam sama do siebie. Moje kolejne polecenie nie różniło się od innych zostałą podana osoba i miejsce gdzie może się znajdować. Jednak mam wrażenie, że zamordowanie tej dziewczyny przyniesie marne skutki. Ruszyłam w stronę czarnych machoniowych drzwi przez które miałam przejść by dostać się do Okenhampton. Nasz świat jest oddalony od świata rzeczywistego nie dlatego by pokazać, że jesteśmy potężni, ale po to by zapezpieczyć się przed ludźmi z tamtego świata. Po kilku minutach szybkiego spaceru stanęłam przed portalem, odetchnęłam głęboko i przeszłam przez mgłę znajdującą się za drzwiami.

Kilka sekund i stanęłam w zauku. Rozglądnełam się czy nikt mnie nie zauważył jednak nie słyszałam ani nie wyczułam obecności żadnej istoty. Wyszłam na chodnik. Padało. Założyłam kaptur by nie zamoczyć swoich długich białych włosów.

- Przepraszam panienkę , nie widziałaś może takiej niskiej , szczuplutkiej brunetki?-zapytał mężczyzna około sześdziesięciu lat.

- Przykro mi , ale nie. Jak się nazywa?

-Oliwia Sanders - powiedział cicho wymijając mnie - Gdybyś ją zauważyła powiedz, że czekam w kawiarni tam gdzie zawsze.

Popatrzyłam na mężczyznę z chytrym uśmieszkiem mówiąc:

- Oczywiście przekażę jej.

Siwiec uśmiechnął się do mnie i odszedł powoli w stronę kawiarni. Pokręciłam głową i ruszyłam w stronę miasta. Zimny wiatr przedzierał się przez rękawy płaszcza powodując ciarki na moim ciele, rzadko reaguję na temperatury ziemskie mimo wszystko włożyłam ręce do kieszeni by bardziej nie zmarznąć. Szłam chwilę chodnikiem gdy zobaczyłam Oliwie idącą w moim kierunku. Dziewczyna najwyraźniej się śpieszyła a jej jaśnutka twarz wskazywała na strach.

-Hej Oliwia - rzuciłam z uśmiechem

- Przepraszam znamy się?-zapytała lekko trzęsąc się.

-Nie raczej nie, ale miałam ci przekazać od pewnego mężczyzny, że czeka na ciebie w kawiarni.

-Dzikuję za informację. Przepraszam, ale się śpieszę.- powiedziała mijając mnie. Nie odezwałam się tylko ruszyłam za nią by móc wykonać polecenie. Przy uliczce skąd wyszłam zakryłam jej usta by nie krzyczała i siłą wprowadziłam w zauk. Brunetka wyrywała się próbując uciec, lecz jej wysiłek był na marne gdyż nikt nie ucieka spod mojego uścisku. Za dużym zardzewiałym kontenerem skręciłam jej kark. Dziewczyna padła martwa na ziemię. Jej skóra robiła się blada a usta sine. Ruszyłam do portalu wchodząc do niego zerknęłam ostatni raz na dziewczynę. Była niewinna, ale polecenie to polecenie.

W śiwcie w którym się urodziłam panowała jesień, lecz dużo wkazywało na to, że zima przybędzie niebawem do naszego królestwa. Miejsce w którym mieszkam zwie się Marmurowe Miasto nie wiem dlaczego bo nie ma ono nic powiązanego z marmurem jednak założyciel ubzdurał sobie by tak je nazwać. Przy wejściowych drzwiach stał Alex wysoki blondyn o niebieskich oczach. Ubrany w czarną koszulę, czarne jeansy i czarny płaszcz. Jako jedyni preferowaliśmy tylko taki kolor ubrań.

- Katherina? MIło Cię znów widzieć.

-Wzajemnie Alexie - rzuciłam z uśmiechem

-Wykonałaś zadanie?-zapytał otwierając mi drzwi.

-Oczywiście już nie długo przybędą nasi wrogowie. Bądź czujny bo śmierć Oliwi spowoduje chaos u Wściekłych.

- Rozumiem- szepnął. Weszłam na duży chol był bordowo złoty, lampy oświetlały wszystko do okoła powodując, że szklane rzeczy połyskiwały. Ruszyłam długim prostym korytarzem. Po lewej stronie pomieszczenia znajdywały się duże okna które ciągnęły się przez całą długość korytarza. Po prawej stronie czarną ścianę pokrywały obrazy jak i herby naszej armi. Duże koło z czarnym tłem i białymi skrzydłami oznaczały naszą armię jak i rodzinę. W końcu dotarłam na miejsce, w sali na fotelu siedział Adam. Popijał gorącą kawę z małej filiżanki.

-Witaj Katherino jak mniemam wykonałaś zadanie.

-Tak wykonałam. Więc co tu jeszcze robisz? - zapytałam patrząc na mężczyznę.

- Piję kawę i czekam na Wściekłych.

- Jeszcze nie dowiedzieli się o śmierci Oliwi

- Jesteś zbyt pewna siebie-powiedział mężczyzna wstając z granatowego fotela.

-Co z tego? Jestem pewna bo muszę.

-Nie. Jesteś pewna bo chcesz - rzucił. Popatrzyłam na niego spod łba i wyszłam z sali kierując się do pokoju.

-Czy on mi kiedyś da spokój?-zapytałam sama siebie. W szybkim tępie wziełam prysznic i w koszuli położyłam sie na łóżku. Mam dość na dziś więc powinnam odpocząć. Odwróciłam się na lewy bok zasinając głębokim snem.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania