Uśmiecham się do ciebie.
Uśmiecham się.
Napisałem dwukropek i nawias, żeby przykleić sobie uśmiech. Bo chciałbym się uśmiechać. Jestem jak klaun.
Maluję sobie uśmiech na twarzy tak mocno, aż wryję się w skórę, w mięśnie, w rysy twarzy.
Własne brwi zamalowuję na biało, jak resztę twarzy, a potem maluję szczere i zaskoczone, wesołe brwi na czole. Patrz, jak się uśmiecham tymi czerwonymi ustami. Jestem szczęśliwy, widzisz?
Dziś uśmiechałem się na myśl o końcu. O końcu dla siebie. Nikomu o tym nie powiem - nie mogę. Nie mogę powiedzieć, nie mogę skończyć, nie mogę nawet porozmawiać o tym, ani o niczym. Niby mogę, ale to zbyt skomplikowane. Nawet dla mnie.
Maluję na twarzy wesoły uśmiech. Chociaż niech oni się uśmiechają, niech im będzie lepiej. Życzę im. To pewnie nawet nie ich wina, to ja sobie nie radzę sam ze sobą.
Może jedna z nich wie, spodziewa się. Usiłuje spojrzeć przez makijaż, dotknie bruzd, zajrzy w oczy. I dostrzeże miłość, którą odgrodzę się od niej. To nie wystarczy, ale ona to uszanuje. Co ma zrobić?
Patrzę w lustro. Pod makijażem jest poorana bruzdami i bliznami twarz. Uśmiecha się. Ale to już nie ja.
To ja dla Ciebie.
Komentarze (32)
Cóż, ludzie bardzo często, może nawet za często, chowają się pod różnymi maskami, pozorami, bo to w sumie wygodniej - nikt nie widzi jak to jest naprawdę, o nic nie pyta, każdy sobie żyje po swojemu. Ale czasem, mimo wszystko, chcemy, żeby ktoś zauważył to nasze prawdziwe oblicze i je zaakceptował takim, jakie jest. Taka trochę naturalna życiowa ambiwalencja. 5 :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania