Poprzednie częściUśpieni: Prolog - Dziennik

Uśpieni: Rozdział 2 - Nowy początek

“Podobno dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Możliwe…”

 

"Jacy byliśmy naiwni. Myśleliśmy, że odmienimy nasz los. Jednak świat nie jest taki prosty. Nic nie przychodzi od razu. Nie potrafimy myśleć, jak Uczuciowcy. Dopiero się uczymy być ludźmi.

To że zniszczyliśmy jedyną fabrykę, w której produkowano lekarstwo, nic nie zmieniło. Ludzie nadal byli tym czym byli. Przecież receptura przetrwała, a wraz z nią zapasy poukrywane w różnych miejscach miasta. Jednak skąd mieliśmy to wiedzieć. M coś wspominał, że trzeba lepiej przygotować plan, ale nie chcieliśmy go słuchać. Pragnęliśmy dla innych tej wolności, którą sami zaznaliśmy. Choć i my nie mogliśmy się tak czuć, dopóki lekarstwo istniało. Wiele miesięcy zajęło nam szukanie ludzi, którzy znają recepturę. Okazało się, że nie było ich tak wielu. Jednak dotarcie do nich, było dużo trudniejsze. Planując jak ich unicestwić, marzyliśmy o dalekich krainach, które odkryjemy, gdy to wszystko się skończy. Dlaczego chcieliśmy ich zabić? Bo nikt z nas nie miał złudzeń, że przejdą na naszą stronę. Tym bardziej, gdy odkryliśmy, że oni są tacy jak my, nie śpią."

 

Niespodziewanie chłopak urwał zszokowany. Ponownie przeczytał ostatnie zdanie. Jak to, oni czuli?

- Czemu przerwałeś? - zapytała kobieta nie wiedząc, czemu on zamilkł.

- Nie rozumiesz?! - krzyknął na nią. - Oni czuli. Wśród uśpionych żyli ludzie, którzy odczuwali i wygląda na to, że im to pasowało.

- Jasne, że żyli. Przecież to logiczne - Moira odpowiedziała spokojnie, jakby było to jasne jak słońce. - Ludzie dla władzy zrobią wiele.

- A niby skąd ty możesz to wiedzieć. Jakąś nie widzę tutaj nikogo oprócz nas. - Wiedział, że ją to zaboli, ale był zły i musiał na kimś odreagować. Jak ona śmiała go pouczać.

- A ty co wiesz o mnie i moim życiu, że mnie osądzasz... - odparowała szybko. Chłopaka zamurowało. Tak - miała rację, nic o niej nie wiedział. Kim jest i dlaczego błąka się samotnie po tym zapomnianym przez wszystkich zakątku świata.

- Przepraszam - wyszeptał. Nigdy w życiu nikogo nie przepraszał, ale teraz czuł, że właśnie to powinien zrobić.

- Nic się nie stało. - Łagodny głos kobiety momentalnie uspokoił mężczyznę. - Czytaj dalej, bo muszę wiedzieć co zrobili z tą wiedzą.

 

"Tym bardziej, gdy odkryliśmy, że oni są tacy jak my, nie śpią. Ciężko nam było to pojąć, czemu pozwolili nam żyć w nieświadomości, wiedząc jakie życie potrafi być cudowne. Prawda była dla nas zarówno szokiem, jak i gorzką pigułką. Nieograniczona władza, oto odpowiedź. Gdy my żyliśmy codziennie wykonując te same czynności, gdzie indywidualizm był zbrodnią, oni pławili się w dobrobycie, otoczeni pięknymi przedmiotami. Delektowali się życiem, jednocześnie zabraniając nam choć małej jego namiastki. Jak teraz o tym pomyślę, jakie to było obłudne i okrutne. Jakim trzeba być potworem, by zrobić coś takiego.

 

Dobra koniec o tym, nie chcę już o nich myśleć, wolałabym zapomnieć. Niestety nie potrafię, to jest jedno z przekleństw przebudzenia, brak nieświadomości. Mo zawsze powtarzała nam, że czas zaciera cierpienie, choć nadal pamiętamy o jego źródle. Chce jej wierzyć, ale ciężko mi, tym bardziej, że nie ma jej wśród nas. Strasznie tęsknie za jej śmiechem, dobrymi radami, ale najbardziej za spokojem, który od niej emanował. Nieważne jak mocno był człowiek wściekły, wystarczyło, że tylko usłyszał jej głos lub poczuł dotyk, od razu się uspokajał. Tak bardzo mi jej brak. Biedny Peeta, jak on sobie z tym radzi. Gdybym to ja straciła swojego M, co bym zrobiła? Chyba nie potrafiłabym bez niego żyć. Dobrze że Katrin pomaga Peeta’owi. Oni nawzajem są sobie potrzebni.

Tyle istnień odeszło przez tę wojnę.

Bo właśnie tym jest nasza walka. My kontra oni, lecz nigdy nas nie pokonają.

My mamy coś co im brakuje, Ducha."

 

- Ducha?! - kobieta powiedziała to zbyt głośno niż zamierzała. Jak uświadomiła sobie, że mężczyzna przestał czytać, poczerwieniała. - Przepraszam.

- Nie masz za co. - Uśmiechnął się. Moira pomyślała, że nigdy nie widziała nic bardziej uroczego. - Pewnie chodziło jej o Ducha Walki i determinację. Tamtym tego zapewne brakowało, albo nie docenili ich.

Kobieta zamyśliła się. Miał rację, przecież ona bardzo dobrze o tym wiedziała, do czego jest człowiek zdolny, jeśli walczy o życie. Chłopak ponownie zatopił wzrok w stronicach dziennika.

 

"Oni nie przyjmowali do wiadomości, że nasz świat musi się zmienić. Że nigdy nie przekupiliby nas swoimi błyskotkami. Nie ważne ile wysłaliby przeciwko nam egzekutorów, my nadal byśmy trwali w swoim postanowieniu. I właśnie to ich zgubiło. Nie docenili naszej wiary w idee.

 

W końcu po wielu miesiącach udało nam się odnaleźć prawie wszystkie magazyny z lekarstwem. Bardzo nam pomógł jeden z pojmanych członków rady. Wprost wyśpiewał nam ich lokalizację i miejsca pobytu innych osób, które znają recepturę. Dziwne jak strach przed śmiercią działa na ludzi. Jedni zostają bohaterami, a inni tchórzami. Osiągnęliśmy to co chcieliśmy. Nie udało się im odbudować fabryki w porę. A szczupłe zapasy lekarstwa, jakie im zostały, nie wystarczyły na długo.

 

Wkrótce ludzie, pozbawieni codziennej dawki lekarstwa, zaczęli się budzić. Było to niesamowite, kiedy obserwowaliśmy ich w tych pierwszych chwilach. Człowiek nigdy nie wiedział, gdzie i kiedy to nastąpi. Pamiętam jak Kalvin opowiadał o swoim przebudzeniu. Popłakałam się ze śmiechu. Wówczas był w łazience, gdy ze strachu, który wtedy poczuł, wybiegł z kabiny nie podciągając spodni i stanął w całej okazałości przed nieświadomą niczego kobietą. Momentalnie otrzeźwiała i wybiegła z krzykiem. Niezłą miała pobudkę. Wkrótce udało nam się złapać wszystkich członków rady. Na szczęście nie musieliśmy ich zabijać. Już dawno odkryliśmy, że jak poda się lekarstwo w czystej postaci, ubocznym skutkiem jest całkowita utrata pamięci. Wraz z ich świadomością, odeszła ostatnia przeszkoda w drodze do ŻYCIA.

 

Tę bitwę w końcu wygraliśmy. Lecz to był dopiero nowy początek. Wkrótce przekonaliśmy się, jacy ludzie potrafią być różni, gdy zniknęła bariera, która ich hamowała. Niestety w najgorszym tego słowa znaczeniu. Kalvin, mój przyjaciel, choć czy był on nim naprawdę. Przecież nigdy nie poznaliśmy się w prawdziwym znaczeniu tego słowa. Został po prostu mi przydzielony, jako mój partner. Następna tajemnica leku. Czemu tłumiła nasze uczucia, a nie potrafiła zahamować niektórych popędów. Kto by przypuszczał…

 

No właśnie Kalvin, okazał się człowiekiem agresywnych i żądnym władzy. Nie znosił sprzeciwu i rozkazów. Wkrótce zaczęli gromadzić się wokół niego ludzie słabi i zagubieni. On i jego grupa jest jednym z powodów, przez który chcemy opuścić miasto. Zrobiło się ono dla nas za ciasne i niebezpieczne.

Straszne, że po tylu przeżyciach, nadal nie możemy zaznać pokoju. Za kilka dni wyruszamy na południe. M mówi, że tam żyją ludzie. Wierzę mu, bo zawsze wiedział więcej niż my."

 

Mannix zamknął książkę.

- Na dziś koniec. Każdy z nas jest zmęczony. Ja jestem na pewno. - Lecz kobieta widziała, że kłamie. Czuła to samo co on. Miała mętlik w głowie. Nie tego się spodziewali. Znali legendy, ale to zdecydowanie daleko odbiegało od nich. To było życie, a nie bajka którą opowiada się na dobranoc.

- Masz rację. Powinniśmy odpocząć. Jutro ci wszystko pokaże. - Wyciągnęła z szafy koc i podała mu. - Chodź ze mną.

Zniknęła za drzwiami, wkrótce i on poszedł za nią. Znaleźli się w krótkim korytarzu. Po obu stronach znajdowały się drzwi. Otworzyła pierwsze po lewej i weszli do środka. Znaleźli się w małym pomieszczeniu, w którym znajdowało się jedynie łóżko.

- To twoja sypialnia. Ja mam tuż obok. Po prawej stronie znajduje się łazienka i kuchnia. Chłopaka zdziwił się, taki luksus. Łazienka, tylko o niej słyszał. Ale nic nie powiedział, żeby nie wyjść na prostaka. I tak już zrobił na niej niezbyt pozytywne wrażenie.

- Dziękuje.

- Proszę. Dobranoc. - Zamknęła drzwi i chłopak został sam. Położył się do łóżka, ale jeszcze długo nie mógł zasnąć. Ale nie tylko on nie spał tej nocy.

 

Dawno, dawno temu… a może nie?

 

Trójka uciekinierów biegła przez zapomniane ulice wielkiej metropolii. Budynki już dawno zostały opanowane przez wszechobecną puszczę. Jednak owe szkielety dawnych budowli poprzecinane zielonymi żyłkami roślinności były dla nich jedyną nadzieją. Tamci się bali świata zewnętrznego i kryli się przed nim w szarych ścianach pozostawionych przez swoich przodków. Skąd to wiedzieli? Jeszcze niedawno byli jednymi z nich. Ludźmi którzy pamiętali, jaki świat był piękny przed Przebudzeniem. Więc co się stało? Dla władzy człowiek zrobi wiele. Zwłaszcza taki, który całe życie jej pożądał. I każdy kto stanie mu na drodze do niej zapłaci najwyższą cenę. Właśnie to przydarzyło się tej trójce. Mężczyzna, który jeszcze niedawno pławił się w blasku szacunku i uwielbienia, teraz kryj się w ciemnych zakamarkach zakazanego miasta. Zaszczuty przez tych, którzy byli mu towarzyszami w świecie pozbawionym dawnego blasku. Ścigany przez niedawnego przyjaciela, zaślepionego pragnieniem sterowania życiem innych. Nagle odgłosy szmaragdowego świata zostały zakłócone przez przerażający dźwięk syren. To pościg ich odnalazł. Wiedzieli, że są zgubieni. Białowłosa kobieta niespodziewanie potknęła się o wystający głaz i upadła na czarną ziemię. Mężczyzna podobny do niej, jak dwie krople wody, podbiegł pośpiesznie by pomóc jej wstać. Niestety nieszczęścia lubią chodzić parami.

- Zostaw mnie… - w jej głosie wyczuł błaganie. - Nie dam radę pobiec dalej. Jest złamana.

- To nie prawda. Wstawaj!!! - błagał ją, lecz w głębi serca już znał prawdę. - Nigdy Cię nie porzucę. Zawsze razem, aż po grób. - Zaszlochał gniewnie.

- Nie możesz. Ona ciebie potrzebuje. - Spojrzała na młodą dziewczynę, tak podobną do tej dwójki, jakby była ich klonem, a nie istotą zrodzoną z łona.

- Nie mogę, nie potrafię. Bez ciebie nie mam życia. - Przywarł do niej i żadna siła już nigdy ich nie rozdzieli. - Uciekaj do wieży, Błękitku!!!! - krzyknął do dziewczyny, która była jego promyczkiem na tym świecie. - Musisz przeżyć - dla nas. I pamiętaj o tym wszystkim.

Ponownie rozniósł się echem odgłos śmierci. Mężczyzna wzdrygnął i jeszcze mocniej przytulił swoją ukochaną.

- Uciekaj kochanie! Już... - mężczyzna krzyknął błagalnie. Dziewczynka spojrzała ostatni raz na twarze swoich rodziców. Byli tacy piękni, nawet teraz umorusani błotem ze śladami smagań bezlitosnych gałęzi. W jej oczach zaszkliły się łzy, odwróciła się i zaczęła biec do wieży, która miała stać się jej azylem.

- Powodzenia Błękitku. - Kobieta mocno wtuliła się w twardą klatę męża. Patrzyła pełna obaw na drobną postać córki, która wkrótce zniknęła wśród zieleni. Jak ona sobie poradzi bez nich, przecież ma zaledwie 15 lat i nie zna świata...

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania