Poprzednie częściUśpieni: Prolog - Dziennik

Uśpieni: Rozdział 3 - Początek końca

"Ouroboros - Czy koniec jest początkiem, czy początek końcem?"

 

"Utopia - nasz świat sprawiał wrażenie idealnego, pozbawionego wszelkich wad. Jak bardzo się myliliśmy. Nic nie było takie, jak nam się wydawało, ani Wielka Rada, ani Uczuciowcy, ani samo lekarstwo. Wszystko było kłamstwem. Nawet My.

Cudowna tabletka, okazała się być ułudą, mistyfikacją, która miała ukryć prawdziwą naturę leku - nieuchwytną mgiełkę zapomnienia.

 

Jak mieliśmy walczyć z wrogiem, którego nie widać?

 

Lek był wszędzie, stał się częścią nas zaraz po tym, jak pierwszy raz nabraliśmy powietrza swoje małe płuca. Wniknął do każdej naszej komórki. Byliśmy narkomanami, nawet o tym nie wiedząc. Zatruł nasze ciało i myśli. Pozbywając się go, zniszczyliśmy część siebie."

 

Mannix zamknął książkę i odłożył do torby. Który to już raz czytał te kilka zdań, sam nie wiedział. Właśnie one sprawiły, że nie potrafił dalej brnąć w tę historię. Po raz kolejny zastanawiał się jakie jeszcze tajemnice skrywa Utopia. Czemu tyle trudu zadali sobie, aby ukryć fakt, jak naprawdę podawany był lek Uśpionym. Co jeszcze odkryje na tych pożółkłych kartkach papieru. No i sama Moira niepokoiła go. Kobieta była dla niego zagadką. Miał wrażenie, że wie więcej niż mówi, a zarazem zachowywała się jak mała, naiwna dziewczynka. W co on się wpakował? Jaką cenę przyjdzie mu zapłacić za wiedzę?

Mężczyzna niechętnie wstał z łóżka i kierowany nagłą potrzebą udał się do łazienki. Pomieszczenie było niewielkie i czyste, ale wzbudziło w nim niemy lęk. Zobaczył jakieś ustrojstwa. Kojarzył ich wygląd z książeczek, które od czasu do czasu udało mu się znaleźć. Jednak widzieć a wiedzieć jak z nich korzystać to już inna rzecz. Podszedł do kranu i zacząć bawić się pokrętłami. Na początku nic się nie działo, lecz po chwili coś zazgrzytało i dostał zimnym strumieniem prosto w twarz. Tego już było dla niego za wiele, miał dosyć mocnych wrażeń i to na bardzo długo. Wyszedł wściekły z łazienki i udał się do wyjścia. Nocną ciszę zagłuszył huk zamykanych z impetem drzwi. Mężczyzna już po chwili zaciągnął się orzeźwiającym powietrzem puszczy. Właśnie tego potrzebował - bezkresnej przestrzeni. Jego nogi same poniosły go jak najdalej od tego miejsca. Jednak po chwili przystanął, gdy uświadomił sobie co robi. To nie miało sensu, a poza tym musi wrócić po swoje rzeczy. Właśnie w tym momencie, gdy odzyskał rozsądek, nieprzyjemny ból w dolnych partiach brzucha przypomniał mu po co w ogóle wstał z łóżka. Gdy w końcu miał sobie ulżyć…

- Co ty wyprawiasz?! - usłyszał za sobą pełen pretensji szept. - Zwariowałeś, chcesz ich na nas sprowadzić. - Niespodziewanie jak na zawołanie odezwał się ni to ryg ni to zawodzenie. Po plecach Mannixa przeszły ciarki, kiedy przypomniał jaki potwór skrywa się za tym odgłosem.

- Po prostu musiałem… - Zaczął nerwowo zapinać spodnie, niestety kilka nieszczęsnych kropel spadło na czarną ziemię. Gdy w końcu odwrócił się do Moiry, patrzyła na niego z wyrzutem, jednakże dostrzegł w nich również strach. Poczuł się jak złoczyńca, ale przecież nie zrobił nic złego. Niespodziewanie wezbrała w nim złość na nią. - Czemu histeryzujesz, przecież są daleko - odwarknął.

- Obyś miał rację - białowłosa odpowiedziała z wahaniem. - Czemu nie skorzystałeś z toalety? - Spojrzała na niego badawczym wzrokiem, od którego mężczyzna zaczerwienił się zakłopotany.

- Bo nie wiem, jak z niej korzystać.

- Rozumiem. - Uśmiechnęła się delikatnie. - Wracajmy... Po zmierzchu lepiej nie kręcić się na zewnątrz - zawiesiła głos i nerwowo się rozejrzała, jakby usłyszała coś czego on nie miał szans. - Oni polują w nocy. Zaraz ci pokażę co i jak.

Po godzinie obydwoje byli już umyci i najedzeni.

- Poczekamy jak tylko wzejdzie słońce i zmienimy lokum - stwierdziła głosem nieznoszącym sprzeciwu. Chłopak, pomimo że bardzo zdziwiła jej decyzja, o nic nie zapytał. - Nigdy nic nie wiadomo, a jakby pojawili się tutaj, nie mielibyśmy z nimi żadnych szans. - Spojrzała na niego smutnym wzrokiem, a on wiedział że to jego wina. W tej chwili miał ochotę zapaść się pod ziemię. - Może przez ten czas poczytasz nam? - Gdyby potrafił, odmówiłby tej błękitnookiej dziewczynie, ale wstyd nie pozwalał mu na to.

 

"Pozbywając się go, zniszczyliśmy część siebie.

Tyle przed nami zataili, całe życie karmili nas kłamstwami i to dosłownie. Lek był wszędzie, tylko nie tam gdzie myśleliśmy. Złapany członek rady zdradził nam, że musieli tak zrobić, bo jego działanie jest krótkotrwałe i nigdy nie udało im się rozwiązać tego problemu. Pojęliśmy wówczas czemu jak wracaliśmy z miasta większość z nas była zagubiona, jakby nieobecna. Zrozumieliśmy, że zakłócając ciągłość dostaw, zniwelujemy działanie leku. Właśnie wtedy zrodził się plan zniszczenia fabryki, a my uwierzyliśmy, że mamy szansę wygrać. Poczuliśmy się jakbyśmy nabrali wiatru w skrzydła i znieśli się aż do słońca. Po wielu tygodniach przygotowań w końcu byliśmy gotowi na akcję “Przebudzenie”."

 

- Czemu jeszcze nie wybuchła? - Kalvin się denerwował. - Już dawno minął czas.

- Uspokój się. - Aurola próbowała go uciszyć, ale marnie jej szło. - Nerwy nic tu nie pomogą.

- Aleś ty mądra - odparował ze złością. - Jeślisz taka cwana, to co powinniśmy teraz zrobić? Czy wolisz poczekać na M, żeby rozwiązał problem za ciebie... - powiedział to z jawną nutką satysfakcji.

- Odwal się. On przynajmniej wie co robić - fuknęła na niego wzburzona.

- Uciszcie się - odezwała się w końcu Mori. - Kłótnie teraz nam w niczym nie pomogą. Sądzę, że ktoś powinien tam pójść.

- Oszalałaś, a jak wybuchnie w tym czasie? - Rudowłosa wykrzyknęła zaszokowana.

- Mori ma rację, coś jest nie tak. - Nieoczekiwanie poparł ją Kalvin. - Tylko które z nas? - Spojrzał wyczekująco na pozostałą dwójkę.

- Ja pójdę - powiedziała cicho białowłosa. - To był mój pomysł.

- Nie możesz, a jak coś się stanie? - Aurola nadal nie była przekonana co do pomysłu.

- Co ma być to będzie… - zawiesiła nagle głos, jakby bała się słów które wypowiedziała. - Przed przeznaczeniem nie uciekniesz. Każdy z nas urodził się w określonym celu, a ja właśnie dla tej chwili. - Spojrzała smutno na ognistowłosą i skierowała się do dziury w siatce, przez którą dostali się na teren fabryki.

Kobieta chciała ją zatrzymać, ale Kalvin złapał ją mocno i nie potrafiła się wyrwać.

- Proszę nie rób tego - jeszcze zdążyła krzyknąć za nią, ale ta już była przy budynku i zniknęła w jego środku.

- Co tutaj się dzieje? - usłyszeli za sobą wściekły głos M. - Czemu ją trzymasz? - Chłopak od razu wypuścił przerażoną kobietę z objęć i odwrócił się pośpiesznie do nowoprzybyłych.

- Gdzie jest Mori? - zapytał się zaniepokojony Peeta rozglądając się nerwowo. Aurola skierowała swój wzrok w stronę fabryki, która w tym samym momencie wyleciała w powietrze.

Podmuch eksplozji odrzucił ich z ogromną siłą na pobliskie budynki. Gdy odzyskali świadomość, przed czwórką osób szalała burza płomieni. Szatyn momentalnie zerwał się z ziemi nie zważając na ból barku i chciał pobiec do fabryki, lecz w ostatniej chwili czarnowłosy mężczyzna go złapał i z całej siły przycisnął do ściany.

- Peeta, to nie ma sensu - M krzyknął tuż koło jego ucha. - Jest już za późno. Może udało jej się wydostać przed wybuchem - powiedział już spokojnie, ale Aurola wyczuła, że nie wierzy w to. - A teraz puszczę cię. Powinniśmy już wracać do bazy, bo zaraz zaroi się tutaj od egzekutorów. - Mężczyzna rozluźnił uścisk, ale jeszcze nie uwolnił przyjaciela, bojąc się, że rzuci się on w stronę zniszczonego budynku trawionego przez ogień.

- Uspokój się mięczaku. Zachowujesz się jak Uczuciowiec. - Pogarda w głosie Kalvina uderzyła zebranych, jakby każdy z nich dostał od niego w twarz.

- Co powiedziałeś? - Zszokowana Aurola zapytała przez zaciśnięte gardło.

Jednak mężczyzna nie zdążył odpowiedzieć, bo Peeta wyrwał się M i rzucił się na niego. Zaczął okładać go na oślep pięściami.

- A ty niby kim jesteś?! - wrzeszczał na niego zajadle waląc na oślep. W końcu pozostałej dwójce udało się odciągnąć go od blondyna. Szatyn zawył z bólu, bo dopiero teraz poczuł ból z wybitego barku, a może było to innego rodzaju cierpienie. Aurola podbiegła do niego wystraszona.

- Co ci jest? - Delikatnie dotknęła zbolałego miejsca. M przez dłuższą chwilę obserwował tę dwójkę.

- Koniec tego. Pogadamy w bazie. - Brunet skierował wymowne spojrzenie na Kalvina, który nadal leżał na ziemi. Jego twarz była cała zakrwawiona. - Nie mamy teraz na to czasu. - Wyciągnął rękę ku pobitemu człowiekowi i pomógł mu wstać.

- Dziękuje. - M ignorując podziękowanie odwrócił się do niego plecami, który burknął pod nosem wycierając krew z twarzy rękawem. - Nigdy nie zrozumiem tych Uczuciowców - Jak tylko usłyszał to brunet, jego dłoń sama zacisnęła się i walnęła niczego niespodziewającego się mężczyznę w nos, niechybnie go łamiąc. Ten ponownie wylądowała na twardym bruku.

- Zwariowałeś - wykrzyknął dusząc się własną krwią.

- A ty kim jesteś? - wrzasnął na niego. - No odpowiedz…

Lecz tamten milczał. Całe życie mu powtarzali, że Uczuciowcy to zło, a teraz oni chcą to zmienić, chcą wyplewić z ich świadomości wszystko w co wierzyli. Kalvin już nie wiedział co jest dobre, a co złe. Był z nimi, bo nie miał wyboru. W mieście czekała na niego jedynie śmierć…

 

"Mori odeszła… A wraz z nią część mojego serca. Peeta zaczął od nas uciekać. Czułam się jakbym straciła ich obydwoje. I jeszcze Kalvin. Nie rozumiałam go, przecież postąpiliśmy właściwie. A on zachowuje się jakby to była zbrodnia. Czy inni Uśpieni też będą tak uważać?"

 

Mannix zamilkł. Moira długo na niego patrzyła zamyślona tak samo jak i on. Tyle się już dowiedzieli, a teraz znowu kolejny cios. Każdy z nich zastanawiał się, co jeszcze skrywa ten dziennik, ale wiedzieli jedno, nie ma już odwrotu. Musieli poznać prawdę, jaka by ona nie była.

- Powinniśmy ruszać - w końcu przerwała tą smutną ciszę. - Mamy mało czasu, a do następnej kryjówki jest daleko. - Mężczyzna popatrzył na nią zaskoczony. - Musimy odejść od tego miejsca jak najdalej.

- Rozumiem. - Mężczyzna schował książkę do torby i ruszył do wyjścia.

Moira zanim pożegnała się na zawsze z tym miejscem, jeszcze raz powiodła tęsknie po pomieszczeniu, który od tak dawna był jej domem. Wkrótce i ona zniknęła za stalowymi drzwiami bunkra.

 

Dawno, dawno temu… odebrane wspomnienia.

 

W mieście panowała martwa cisza, którą od czasu do czasu przerywał turkot nocnych patroli. Ich zadaniem nie było pilnowanie porządku, ponieważ w świecie pozbawionym uczuć nie istniało bezprawie. Przynajmniej tak powszechnie się uważało. Największą i jedyną zbrodnią było odczuwanie. Właśnie na takich polowali egzekutorzy.

Niespodziewanie wśród pustych uliczek pojawiły się dwa cienie. Skradały się w ciemnościach, unikając groźnych świateł reflektorów.

- Chodź. - Ciemnoskóry chłopak, który mógł mieć zaledwie 11 lat, nerwowo ponaglał niewiele młodszą od siebie rudowłosą dziewczynkę. - Zaraz tutaj będę.

- Nie mogę - zaszlochała żałośnie. - Nie mam siły. A jak ich nie znajdziemy?

- Na pewno nam się uda - odpowiedział łagodnie, aby choć trochę dodać otuchy swojej towarzyszce. - Podsłuchałem, że są w tej dzielnicy.

- Mogli ich już odnaleźć. - Dziewczyna pociągnęła smutno nosem. - Czemu nie mogliśmy zabrać ze sobą innych?

- Bo nie są tacy jak my. - Chłopak przewrócił oczami, ile razy już jej to tłumaczył. - Gdyby odkryli kim jesteśmy, to by nas zabili.

- Ale 7 jest, więc czemu…

- Bo to było zbyt niebezpieczne. - Wyczuła w jego głosie żal. - Nie mieliśmy czasu iść po niego. Na pewno by nas wtedy złapali.

Dziewczyna wiedziała, że ma rację, ale i tak było jej szkoda 7. On i 12 to przecież jej przyjaciele. Co teraz z nim będzie? Może uda się po niego wrócić, jak już odnajdą bazę Uczuciowców.

Nagle usłyszeli za sobą zgrzyt przeładowywanej broni i mechaniczny głos.

- Stać, nie ruszać się. - Momentalnie odwrócili się wystraszeni ku źródle niepokojących dźwięków. Przed nimi stało dwóch ubranych w czarne kombinezony egzekutorów. Wiedzieli, że wszystko przepadło. - Mamy ich. Wracamy do bazy. Ruszajcie do samochodu. - Rozkazał im wskazując nieznacznie lufą karabinu kierunek w którym mają się udać.

Chłopak nerwowo rozglądał się na boki szukając jakiejś drogi ucieczki, ale niestety nie była takiej. Dziewczyna, która szła obok niego ponownie zaczęła płakać przerażona. Gdy dotarli do samochodu, zrobił jedyną rzecz jaka wpadła mu do głowy. Gwałtownie odwrócił się do jednego z mężczyzn i wyrwał mu broń, ale zanim zdążył jej użyć został uderzony kolbą w głowę przez mężczyznę, który wyłonił się znikąd. Chłopak upadł ciężko na twardą powierzchnię.

- Zabierzcie go do bazy - rozkazał pozostałej dwójce. - To chyba twoje? - podał karabin jednemu z nich. - Na pewno zostanie to zgłoszone w raporcie. - Dziewczynie przeszły ciarki od tonu głosu owego strasznego człowieka. Był zimny i pozbawiony wszelkich emocji. Wiedziała kim jest. Jego strój mówił za niego. Czarny garnitur skrojony na miarę i płaszcz w tym samym kolorze oraz dwa insygniowane pistolety nie pozostawiały wątpliwości. I ciemna kreska przecinająca lewe oko… Sędzia. Elita wśród egzekutorów. Nie było nikogo nad nimi, tylko Wielka Rada. - Dziewczyna idzie ze mną. - Złapał ją za ramię i pociągnął do swojego samochodu.

Wkrótce zatrzymali się przy szklanej wieży. Rudowłosa pierwszy raz tutaj była, ale nieraz słyszała o tym miejscu. Była to siedziba egzekutorów, w której mieszkali i ćwiczyli. Wkrótce dziewczyna miała się przekonać, że nie tylko tym zajmowali się tutaj…

 

Aurola obudziła się cała zlana potem, jej serce kołatało oszalałe.

- Co się dzieje kochanie? - Ciemnowłosy mężczyzna podniósł się zaspany. - Znowu ten zły sen. - Patrzył na nią smutnym, pełnym współczucia wzrokiem.

- Tak - odpowiedziała. - Ciągle to samo. Dojeżdżamy do siedziby i potem pustka. To ona mnie przeraża, bo nie wiem co się stało. I jeszcze ten chłopak. Nie pamiętam go.

- Przykro mi. - Przyciągnął ją do siebie. Kobieta wtuliła się w silne ramiona i zaciągnęła się znajomym zapachem człowieka, którego kochała nad życie. Od razu poczuła się lepiej. - Kiedyś sobie przypomnisz.

- Ale ja nawet nie jestem pewna, czy tego chce. Czuję, że stało się coś bardzo złego...

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania