Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Uwięziony

O szóstej rano w niedzielę wsiadam do windy, targając z piwnicy dziesięciolitrowy balon czerwonego wina własnej roboty. W domu w piekarniku piecze się sernik. Przygotowuję obiad z deserem dla dwojga, przewidziany na trzynastą. Za około siedem minut mam wyłączyć piekarnik i wyjąć ciasto. Nie boję się, że przypalę; przywiezienie wina z piwnicy zajmie mi góra trzy minuty – tak myślałem, wychodząc po wino do komórki…

 

Na parterze, w drodze powrotnej do mieszkania, do windy wraz ze mną wsiada sąsiad alkoholik. Widzę, że jest w stanie koniecznego upicia się. Czuję zapach sfermentowanego alkoholu i zatęchłego ubrania. W ręku trzyma opróżnioną butelkę po piwie. Znalazłem ją przed klatką i zamierzam odzyskać za nią kaucję – mamrocze. Widząc, że do piersi tulę dziesięciolitrowy balon wina, ożywia się, wietrząc okazję do darmowego napicia. Drzwi zamykają się z cichym szumem. Winda rusza wioząc nas na ósme piętro.

 

– No to napijmy się – mówi. – Nie mogę, to wino przeznaczone na romantyczne spotkanie z drugą połówką – odpieram asertywnie – mam nadzieję, że nie myśli o wódzie – dodaję sobie w duchu. Widzę, że nie jest z tego powodu zadowolony.

 

No i stało się: winda zacina się. Oczywiście sąsiadowi nie przeszkadza to w coraz nachalniejszym wyłudzaniu ode mnie wina. Słysząc moje asertywne odmowy, w desperacji tłucze butelkę o ścianę, robiąc z niej przysłowiowego tulipana. Odłamki szkła sypią się z głuchym łoskotem. Poszarpane ostrze zbitego szkła błyska złowieszczo.

 

– Kurwa mać! – przeszywa mnie zachrypnięty, przepity baryton sąsiada – ze mną się kurwa nie napijesz?! – krzyczy wymachując tulipanem.

 

Winda stoi nieruchomo, jak upalne powietrze w bezwietrzny dzień. Chyba właśnie zaczynam rozumieć, czym jest mieszkanie z alkoholikiem pod jednym dachem. Bojąc się o własne życie i zdrowie, ulegam sugestywnym prośbom i tulipanowym argumentom. Piecze mnie myśl o włączonym piekarniku i serniku, który chyba właśnie powinienem wyjmować.

 

- No dobra, ale tylko trochę - mówię, siląc się na spokój i zdobywając pierwsze i, mam nadzieję, ostatnie doświadczenia w byciu negocjatorem. – No, to to ja rozumiem – chrapie pod nosem sąsiad, odkładając tulipana na podłogę. Na podłogę stawiam też balon z winem.

 

Patrzę z zażenowaniem, jak mój windowy towarzysz wyjmuje z wewnętrznej kieszeni starego, znoszonego garnituru kieliszek od wódki.

 

– To musi być chyba jakiś niezbędnik alkoholika – myślę sobie – tak, jak narkomani noszą z sobą lufki, łyżki, strzykawki i Bóg wie, co jeszcze, tak alkoholicy noszą ze sobą kieliszki. W sumie co mnie to obchodzi? Ciekawe co z sernikiem? Czy kiedyś ktoś wypuści mnie z tej windy? Wciskam kilkakrotnie guzik alarmu.

 

Jak na mój zmysł tkwię na tej pijackiej imprezie z dobre piętnaście minut. Jak dla mojego, pewnie już zjaranego sernika, to stanowczo za długo. Z zamyślenia wyrywa mnie brzęk tłuczonego z wielkim hukiem szkła. Zapach wina rozlewa się po malutkiej windzie, mój biały dres pokrywa się czerwonymi kropkami krwistego trunku.

 

- Kurwa! – klnę bez wyrzutów sumienia – tego tylko brakowało. Pół roku czekania i doglądania poszło się… Sąsiad też się wkurzył, chwycił butelkowego tulipana trzęsącymi się dłońmi i cisnął nim we mnie co sił, obwiniając mnie za swoje delirium słowami bardziej siarczystymi, niż siarka. Rzucam się na podłogę prosto w rozlane wino wymieszane z białym szkłem rozbitego balonu, tym samym unikając miażdżącego ciosu prosto w oko. Kuląc się w pozycji embrionalnej, słysząc huk rozbijanej butelki i czując na plecach kawałki spadającego na mnie szkła, słyszę metaliczny szczęk otwieranych drzwi windy. W drzwiach, jakieś pół piętra nade mną, stoi pracownik działu technicznego mieszkaniowej spółdzielni. Nie wiem, co podsuwa mu wyobraźnia, kiedy patrzy na rozbite szkło, rozlane po podłodze czerwone wino i moją osobę w pozycji embrionalnej po środku tej krwawej kałuży. Nie wiem, w jaki sposób, bełkoczący coś sąsiad alkoholik dopełnia mu tę wizję ale, jeśli chodzi o mnie, dla mnie pracownik spółdzielni jest Jezusem, zmaterializowanym cudem. Zabrakło tylko magicznej sekwencji SEZAMIE OTWÓRZ SIĘ, wypowiedzianej tuż przed jego magicznym objawieniem.

 

Panie! – krzyczę do mojego Jezusa, podnosząc się z podłogi – nikomu nic się nie stało, wszyscy żyją, to tylko czerwone wino, a mnie się sernik przypala o pół godziny za długo, więc przepraszam, ale muszę pędzić wyłączyć piekarnik! Odbijając się z podłogi, wskakując na błogosławioną beton czwartego piętra, wybiegam z windy niczym pies gnany myślą o wędzonej kiełbasie...

 

Otwieram w panice drzwi od chaty, przygotowany na kłęby gryzącego dymu, wpadam do kuchni…

 

- Cześć skarbie – mówi Ania, uspokajając nerwową atmosferę całusem na dzień dobry… - Cześć – odpowiadam odwzajemniając buziaka - co ty tu robisz? Przecież miałaś być na trzynastą. Moje zdziwienie właśnie przekracza nieprzekraczalne granice zdziwienia

– Wiem, ale postanowiłam zrobić Ci niespodziankę. A jakbym nie postanowiła miło cię zaskoczyć, pewnie ten ładny sernik byłby teraz murzynkiem – powiedziała, wskazując wzrokiem na apetyczny, złocistobrązowy sernik stygnący na blasze przy otwartym oknie. – Tak, masz rację, ale… jak otworzyłaś mieszkanie? – pytam się jeszcze zdyszany ostatnimi przeżyciami, czując wlewającą się w serce ulgę.

 

– Głuptasie, czy zapomniałeś, że dałeś mi drugi zestaw kluczy, mówiąc, żebym przychodziła tutaj zawsze, kiedy będę miała na to ochotę? Właśnie taką ochotę poczułam. Zdaje się, że chyba mam doskonałe wyczucie chwili – roześmiała się, jeżdżąc wzrokiem po moim ubraniu naznaczonym winem. – A tak w ogóle to co Ci się stało? Wyglądasz jakbyś z horroru się urwał. I dlaczego tutaj tak pachnie winem? – Ach, tak, to dłuższa historia – odpowiadam – ale to ci już przy serniku i herbatce opowiem…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania