Valide Kösem Sultan - Rozdział Czwarty - Obiad
Niestety na miejscu okazało się, że jadalnia jest chyba w najgorszym stanie ze wszystkich wykorzystanych wczoraj pomieszczeń - czyli całego pałacu. Haci zasłabł.
- Spokojnie - na szczęście złapał go Murad - To się posprząta.
- Posprząta? - jęknął Haci - Miesiąc minie, zanim doprowadzę to miejsce do porządku.
- Nie martw się - Yusuf poklepał go po plecach - Wszyscy ci pomożemy.
- No właśnie - Kösem dramatycznie zamachała rękami - Siadać! Obiad! Podawać! Kłaniać się! Przyszłam!
Na chwilę wszyscy znieruchomieli. Sułtanka pokręciła głową, nieprzytomnie patrząc na podłogę. Z trudem usiadła na poduszce przy jednym ze stolików, przy okazji strącając dzbanek z wodą.
- Co oni teraz za naczynia... robią - mruknęła, niezgrabnie biorąc w dłoń daktyla.
- Smacznego - wyjąkał Haci, siadając obok.
Lekko zszokowani mieszkańcy pałacu zajęli miejsca i powoli zabrali się za jedzenie. Nie podano obiadu, na stolikach leżało przygotowane śniadanie. Właściwie i tak każdy ledwo mógł cokolwiek przełknąć. Poza tym jadalnia była w opłakanym stanie. Na ścianach, a nawet suficie, były resztki jedzenia, podłoga błyszczała i była dziwnie lepka. Na oknach zostały smugi sosów, framugi drzwi były brudne od tłuszczu, a ogólnie to wszędzie walały się tony jedzenia różnego rodzaju. Całkiem nieźle to wyglądało.
- Nie mogę w to uwierzyć - jęczał Haci - Co tu się dzieje?
- Bałagan i tyle - Murad wzruszył ramionami, choć sam był przerażony.
- Bałagan? - Haci aż się podniósł - Bałagan?! Ten kolosalny syf nazywasz po prostu bałaganem?! Przecież to wygląda jak obora!
- Posprzątamy - Murad głośno przełknął kawałek daktyla - Spokojnie.
- Faktycznie - Haci opadł na poduszkę - Nie mam dzisiaj siły się z nikim kłócić. Boże! Łeb mi pęknie!
Zapadła chwilowa cisza. Każdy jadł, a przynajmniej się starał. Kösem już kilka minut żuła jeden kawałek daktyla. Kemankes raz po raz popijał wodę, Yusuf podejrzliwe patrzył na zawartość swojej szklanki, a Murad próbował zmusić się do spożycia owoców ze stolika. Nikt nic nie mówił.
- Nie chce mi się jeść - Kösem z trudem połknęła daktyla i chwiejnie wstała - Idę na dwór.
- Chodźmy wszyscy - zaproponował Kemankes.
***
Po chwili (trwającej prawie 20 minut) doszli do ogrodu. Kösem usiadła na brzegu małej fontanny i spojrzała na dwa ptaszki kąpiące się w wodzie.
- Ja też chcę wody... - jęknęła.
- Może to by nas obudziło - mruknął Murad z trawy, na której leżał wyciągnięty jak pies na słońcu.
- Wiesz, chyba nie byliśmy wczoraj w ogródku - Kösem zsunęła się na ziemię i oparła o fontannę.
- Skąd wiesz?
Zapadła cisza. Po kilku minutach Yusuf, Murad, Kösem, Kemankes i Haci słodko spali.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania