Veni, vidi, sed non vici
Grać ze światem w karty otwarte
jak to okno, na jego poddaszu nędznym.
Owiane strachem, biedne, nie z braku pieniędzy,
a z winy człowieka
Dla którego syn własny był żartem.
Z sinego gara czerpaliśmy bez chwili wytchnienia,
podziwiałem twoje oczy, koloru starego cementu
i modliłem się, czy do Boga? Nie ma znaczenia.
Nie chciałem być nigdy jednak
częścią twego testamentu.
Pamiętasz jak dawno temu byliśmy jeszcze dziećmi?
Jestem pewien, że tak - ty przecież nigdy nie zapominałeś.
Ostatni raz więc błagam, dłonie swe splećmy,
i chociaż drgnij, powiedz coś, proszę
i pocałuj mnie, jak zawsze zrobić to chciałeś.
Wojna, wojna, co mi po wojnie?
Gdy rozścierwiło się piekło w mej głowie,
A ty leżysz, królewsko, dostojnie…
Tylko nie tutaj, ni koło mnie,
tylko w tym zimnym, morowym grobie.
Komentarze (7)
Odrzucanie przez późnego syna dumnego 'vici' - bo przecież po Rubikonie i tak Cezara alea icta est.
Wzorce pożądane - miłość a nie pruski dryl, itd, itd.
Dobre!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania