Poprzednie częściVigor cz1

Vigor cz9

Było około w pół do dziewiąte wieczorem , kiedy Igor wysiadał z taksówki obok pól Mokotowskich . Dzień toczył się swoim życiem, bez względu na to jakie Igor miał plany. Do domu miał tylko kilka kroków postanowił więc się przejść. Wieczorne słońce zachodziło już za horyzont, rzucając resztki pomarańczowego światła na korony drzew pobliskiego parku.

„ Zachód słońca” pomyślał Igor „ Może nie aż tak spektakularny jak na Oru, ale całkiem uroczy. Chyba usiądę sobie na chwilę. Kto wie kiedy znowu nadarzy się okazja”

Przerzucając swój płaszcz przez oparcie ławki , Vigor usiadł w pobliskimi parku, podziwiając zachód słońca.

- Czy ja jestem tą osobą ? – mówił do siebie półgłosem. – Czy ja to ja ? Czy może jestem kimś innym ? Który z nich mówił prawdę ?

Jego rozmyślania przerwał kobiecy krzyk , który spłoszył grupę ptaków . Dochodził z gęsto zalesionej część parku , tuż za miejscem do grillowania . Dało się również słyszeć odgłosy szamotaniny. Ktoś był w nie lada opałach. Kolejna grupa ptaków poderwała się do lotu, szarpiąc skrzydłami korony drzew.

- Nie ! – dobiegł go kolejny okrzyk – Nie dotykaj tego !

Rozglądając się dookoła , Vigor złapał za swój płaszcz, teczkę i ruszył biegiem w stronę dochodzącego krzyku. Dźwięki wydawały się oddalać , coraz bardziej w głąb parku.

- Halo , czy jest tu kto ? zawołał, przedzierając się przez wysokiej trawy i gęste krzaki.

- Nie ! – znowu usłyszał ten sam kobiecy głos, kilka metrów na wprost siebie.

Będąc już poza zasięgiem wzroku przypadkowego przechodnia, kompletnie zakryty drzewami, Vigor użył kosmicznej energii aby przeskoczyć do miejsca , w którym znajdowała się poszkodowana kobieta. Jej energia była bardzo silna. W rzeczy samej ten potencjał energetyczny należał albo do bardzo dużej kobiety albo do bardzo dużego mężczyzny.

Pojawiając się na małej polanie tuż za stojąca przed nim postacią, Vigor zrozumiał gdzie się znalazł.

Kobieta, stojąca przed nim , wykrzykiwała półgłosem „Nie” , żując gumę, zajęta przeglądaniem zawartości telefonu. Za nią , stało trzech przyczajonych mężczyzn, ubranych w dżinsowe spodnie i czarne kurtki. W rękach trzymali metalowe rurki gotowi do szybkiego ataku. Mężczyzna stojący na przedzie był z całej trojki największy. Duża głowa, prawie bez włosów. Szerokie barki, duże ramiona, lekko przygarbiony. Mniejszy mężczyzna po jego prawej stronie, stal wyprostowany. Wpatrywał się w gęste zarośla drzew , trzymając rurkę luźno skierowaną ku ziemi. Był szczupłej budowy ciała z długimi włosami spiętymi w kitkę. Trzeci mężczyzna stojący zaraz obok dziewczyny , był lekko otyły . Miał krótkie włosy i nalaną buzie. Jego wzrok skupiony był na dziewczynie. Nie był zainteresowany zasadzką. Pożerał ją wzrokiem , centymetr po centymetrze. Od butów po same włosy. Równie dobrze mogła wybuchnąć obok niego bomb . Niczego by nie zauważył. Był w siódmym niebie. Stal jak zahipnotyzowany, bujając w obłokach. Dziewczynie z drugiej strony nie zależało. Stała, z jedna noga wyciągniętą do przodu, żując gumę. Miała na sobie prostą , żółtą sukienkę do kolan, zakończoną falbaną. Kurtkę po biodra z kapturem , zdobioną ciemnym misiem oraz czarne półbuty po kostkę. Była szczuplej budy ciała, o smukłej twarzy i długich czarnych włosach ,swobodnie opadających do kaptura kurtki. W jej piwnych oczach , odbijał się blask rzucany przez ekran telefonu.

- Nie – powiedziała jeszcze ciszej niż za pierwszym razem. – Nie , puszczaj !

- Przepraszam , czy nie przeszkadzam ? zapytał znienacka Vigor.

Cała czwórka , podskoczyła jak rażona gromem.

- Ahh! – krzyknęła dziewczyna, odskakując do tyłu jednocześnie upuszczając telefon na trawę.

- Co to ? Stękał mężczyzna, na którego wpadła przestraszona dziewczyna.

- Ten zdawał się być prawdziwy – powiedział Vigor.

- Choć muszę przyznać, że na te wcześniejsze dałem się nabrać.

- Dyka ! krzyknął mężczyzna z włosami spiętymi w kitkę – To ten laluś. Jest tam , z tamtej strony.

- Tak to on ! powtórzył Dyka, obracając się we wskazanym kierunku, stukając przy tym zębami.

Mężczyzna, ruszył do przodu w stronę Vigora. Szedł powoli ,lekko zgarbiony, trzymając metalową rurkę prosto skierowaną w stronę Vigora.

- To ten ! – powtórzył.

- Tak to ja. Odpowiedział Vigor.

- Choć w sumie to nie wiem czy to ja ? Dlaczego ja ? zapytał

- To ty jesteś ten prawnik , co ma biuro na starej Pradze. Nieźle nadziany. Renia tutaj mówi, że zawsze masz mnóstwo kasy przy sobie, że nosisz ją do swojego kolesia na Saskiej.

Dyka uśmiechnął się w stronę dziewczyny pokazując przy tym swoje zepsute czarne zęby. Jego nos był lekko przekrzywiony, oczy podkrążone a czoło zadrapane.

- Chodzimy za tobą już od tygodnia. Dużo wiemy, hmhm – zamruczał szyderczo pewny siebie.

- Więc wyskakuj z kasy i tego płaszczyka . Teczkę też weźmiemy – jego głos był niski i szorstki.

- Nie chcesz chyba nabić sobie guza! – dodał , śmiejąc się pod nosem.

Mężczyźni stojący za nim również zaczęli się śmiać.

- Taka ładna buźka. Szkoda by było – wykrzyknął mężczyzna z kitką - Co w pracy powiedzą ?

Stojąc obok drzewa, zamachnął się rurką, którą trzymał w ręce łamiąc przy tym kilka gałęzi.

- Uffff – wykrzyknął – I nie ma rączki !

– CIACH ! – prosto w głowę – krzyczał , łamiąc kolejne gałęzie.

- Nie, nie , to nie będzie potrzebne ! – rzucił Vigor – udając przerażonego.

- Nie chce mieć problemów. Na pewno się dogadamy. Tu jest mój płaszcz , tu zegarek .

Vigor rzucił na trawę płaszcz i zegarek, który wylądował przed Dyką. Kucając przy swojej teczce otworzył ją.

- W teczce mam trochę rzeczy. Proszę zobaczcie. Nie chcę kłopotów. Weźcie wszystko tylko nie róbcie mi krzywdy – przeciągał spanikowanym głosem.

- Mam tutaj pakiet banknotów, 20 tyś zł, Mały woreczek a w środku kilka diamentów. To miał być prezent, ale weźcie to weźcie ! Mam tutaj jeszcze jedną rzecz.

Ślamazarnie drżącymi rękoma, Vigor wydobył z teczki sztabkę złota. Długa na pół łokcia , szeroka na pięć palców.

- To wszystko co mam . Proszę nie róbcie mi krzywdy ! Wkładając wszystko z powrotem do środka, Vigor zamknął teczkę i odsunął się do tyłu.

- Pewnie że weźmiemy ! warknął Dyka, ściskając w dłoni metalową rurkę.

- Rafi ! krzyknął - Pozbieraj te graty ! Spadamy stąd !

Mężczyzna stojący za dziewczyną ruszył do przodu żeby podnieść teczkę. Łapiąc ją za górną rączkę , odwrócił się w kierunku z którego przyszedł i ruszył do przodu. Teczka jednak ani drgnęła a on zaskoczony całą sytuacją, poślizgnął się upadając na plecy.

- Co jest ? Huknął. – Co to ma być !

Podnosząc się z kolan, ponownie chwycił za rączkę, tym razem dwoma rękoma. Stojąc obrócony do swojej bandy plecami, siłował się z teczką. Jego twarz zaczęła robić się czerwona a na szyi wybrzuszyły się grube żyły.

- Nie mogę....- stękał z wysiłku – Nie mogę jej podnieść!

Zaparty na ugiętych kolanach , dyszał wygięty do przodu.

- Co ty tam robisz ? krzyknął Dyka –Przestań się brendzlować z tą teczką. !

- Kiedy nie mogę ! rzucił przez ramię Rafi.

- Co nie możesz ? spytał brzmiącym głosem Dyka.

- No nie mogę podnieść tej cholernej teczki. Jest chyba przyklejona.

- Co ty jaja sobie robisz Rafi? –warknął Dyka w stronę Rafiego.

- Zdzielę cię przez łeb jak ściemniasz . Odsuń się cieniasie – powiedział, odpychając go na bok.

Łapiąc za rączkę teczki , napotkał na taki sam opór jak Rafi.

- Co to za numery ? zacharczał.

- Co to ma znaczyć ?! krzyknął w stronę Vigora, - Co zrobiłeś z teczką ?

- Teczka i cała jej zawartość , płaszcz oraz zegarek jest wasza . Jeżeli tylko zdołacie je podnieść. – Vigor zrobił krok do przodu.

- Jesteście tacy silni i przebiegli. Tak zwinnie wymachujecie tymi rurkami, łamiąc grube gałęzie i krzewy, że taka mała teczka nie powinna stanowić żadnego problemu.

- Tyka – krzyknął Dyka – łap się za płaszcz i zegarek. Szybko !

Posłusznie , Tyka podszedł do leżącego na ziemi płaszcza i zegarka.

- Niewiarygodne – mamrotał pod nosem.

Łapiąc za skórzany pasek zegarka, napotkał opór.

- A to co ? rzucił w powietrze , zaskoczony.

Próbując obydwoma rękoma, przechylił się do tyłu , uginając kolana.

- Więc ciągnie zegarek Rafi niebożę, ciągnie i ciągnie , wyciągnąć nie może ! – wyrecytował Vigor.

- Co to za sztuczki ! wrzasnął Dyka .

- Masz natychmiast przestać ! krzyknął w stronę Vigora – Bo inaczej .......

W jego dłoni pojawił się niedużych rozmiarów rewolwer. Wycelowany prosto w Vigora , Dyka odciągnął kciukiem zagięty cyngiel.

Zapanowała krępująca cisza.

Zawiał mocniejszy wiatr.

- No dobra , starczy już tej zabawy - powiedział Vigor.

- Teraz przyszedł czas na poważną lekcję.

- Lekcję ? Spytała Renia - Jaką lekcję ?

Podnosząc ręce do góry, Vigor dokończył.

- Na jedną z tych życiowych, moja droga.

Pstrykając palcami, Vigor przeniósł się wraz z całą czwórką na planetę Uru. Wylądowali na środku okręgu , wielkości szkolnego boiska, ogrodzonego metrowym murem.

Było bardzo jasno i bezchmurnie choć na niebie nie było widać żadnego słońca. Powietrze było lekko kwaśne i zdawało się stać w miejscu.

Celując pustą dłonią w stronę Vigora, Dyka zamrugał kilkanaście razy oczami.

- Dostaniesz tak po ry....ry...ry....sylabizując, Dyka rozglądnął się dookoła.

- Ahh ! krzyknęła Renia , wybudzając się z podróżnego transu.

- Kolejny prawdziwy – powiedział Vigor, zwracając się w kierunku dziewczyny.

- Gdzie my jesteśmy ? Spytała Renia – Co to za miejsce ?

- Ach !

Spokój i ciszę przerwał Tyka, który, przewrócił się na ziemię . - Co za cholerny zegarek. Nie można go podnieść. Dyka ! – krzyczał - Dyka!

- Zamknij się baranie – odezwał się Dyka – zobacz gdzie jesteś !

- Kiedy nic nie widzę – odpowiedział Tyka.

- Nic nie widzę ?- powtórzył - Jestem ślepy ! wykrzyknął.

- Ja również nic nie widzę – powiedział Rafi.- Dyka ? Gdzie jesteś Dyka ? – spytał

- Jestem tutaj – odpowiedział - Wszyscy tu jesteśmy. Dyka spojrzał na Vigora.

- Tylko gdzie dokładnie jest tu ? spytał – Co im zrobiłeś ?

- Nic im nie będzie – odparł Vigor, unosząc się kilka metrów nad powierzchnią ziemi – To tylko przejściowe efekty podróży międzygalaktycznej. Za chwilę im przejdzie.

- Między jakiej ? – zapytał Dyka – O czym ty mówisz , człowieku ?

- Jesteśmy na planecie Uru. Nie ma na niej nic innego jak tylko ten zamknięty , okrągłym murem plac. Widzicie tamten mały domek ?

Vigor wskazał palcem , znajdujący się w oddali czarny punkt .

- Tam mieszka pan PinPon. Absolutny pan i władca tego okręgu.

- Gdzie my jesteśmy ? – odezwał się Rafi.

- Zamknij się ! – krzyknął Dyka.

- Na pewno, nie jesteśmy już w parku –odezwał się Tyka – siedzę na czymś twardym a powinna być trawa.

– Nie, to nie jest park – stwierdził stanowczo Rafi. - Jak twoje oczy Tyka ? – zapytał po chwili - Masz jeszcze mgiełkę przed oczami ? Wiesz co się stało ?

- Nie mam pojęcia. Pamiętam tylko szybko migające światło . Potem była ciemność i cisza aż wreszcie ocknąłem się tutaj – odparł Tyka.

- Migające światło – powtórzyła Renia – Też je pamiętam.

- Te światło, to gwiazdy, planety czy też mgławice, które mijaliśmy podczas podróży. Umysł żadnego z was nie jest w stanie wytrzymać przeciążeń związanych z podróżą, dlatego też, każdy z was po prostu się wyłączył. Zemdlał, jeśli wolicie – tłumaczył Vigor.

- A to miejsce ? Dlaczego tutaj, co to za miejsce ? spytała Renia.

- Planeta Uru – kontynuował Vigor - natknąłem się na nią właściwie przez przypadek . Planeta Uru i jej jedyny mieszkaniec pan PinPon. A w zasadzie książę PinPon. Królewska krew.

- Książę ? A gdzie jego zamek ? Co to za książę, bez zamku ! - szyderczo krzyknął Dyka – O czym ty w ogóle mówisz ? Czego od nas chcesz koleżko ?

Vigor spojrzał na całą czwórkę. Dyka stał zgarbiony , wpatrując się zmarszczonymi oczami w Vigora. Renia stała, prosto, wpatrujący się w domek na horyzoncie. Jej ukryta pod kurtką , żółta sukienka, rzucała się w oczy na tle tej wyblakłej równiny. Tyka i Rafi siedzieli na ziemi wpatrując się w pustą przestrzeń ponad ich głowami.

-Od was nie chcę niczego. Tak na prawdę to chciałbym wam coś dać. Tak długo byliście poza granicami przyzwoitego zachowania ,że zapomnieliście jak to jest być normalnym człowiekiem. Jak to jest być normalną osobą. Napady z bronią w ręku, kradzieże, wymuszenia - Vigor podniósł swój głos.

- Żałosne ! Ale nic straconego . Pan PinPon pomoże wam to sobie przypomnieć. Tutaj wszystko jest możliwe. Musicie tylko na to zapracować.

- Zapracować ? rzucił Dyka – Jak tylko go zobaczę ,powybijam mu wszystkie zęby. Hehe – zaśmiał się Dyka.

- To raczej nie będzie możliwe – odpowiedział Vigor.

- Pan PinPon, nie ma zębów. Poza tym nie stosował bym wobec niego żadnej przemocy.

- Dlaczego nie ?Rafi zapytał zaciekawiony .

- Ponieważ, wróci ona do właściciela ze zdwojoną siłą. Są tylko dwie rzeczy które musicie wiedzieć o tym miejscu. Po pierwsze, musicie robić dokładnie to samo co robi pan PinPon, po drugie , nie próbujcie wydostać się poza ten mur. Wrócę po was jutro , więc bawcie się dobrze.

- Co takiego ? wykrzyknął Dyka – Masz zamiar nas tutaj zostawić ?

- O nie ! powiedziała do siebie Renia.

- Zaraz złapie cię za gardło i .... krzyczał Dyka.

- O proszę cię – przerwał mu stanowczo Vigor - Dobrze wiemy, że nic takiego się nie wydarzy. Na twoim miejscu zachował bym energię na zabawę z Panem PinPon. Chłopak ma niespożyte pokłady energii.

- Chłopak ? zapytał Rafi.

- Pan PinPon ,jest małym dzieckiem. To znaczy jest fizyczne w pełni rozwinięty, ma kilka tysięcy lat ale jego umysł jest na poziomie pięciolatka. To na tyle. Nie robicie niczego głupiego. Dyka postaraj się. Uwierz mi, opłaca się. Do jutra.

Po czym Vigor zniknął

 

C.D.N

Następne częściVigor cz10 Vigor cz11 Vigor cz12

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Bezu ponad rok temu
    Dziękuję

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania