Virgil i skutek braku kary śmierci
— Virgil, spowiadaj się jak u księdza, co z Betty?
— Bob, jestem ateistą, a na dodatek Żydem i spowiedź u księdza nie wchodzi w rachubę. To byłoby złamanie doktryny, jak chrzest w kościele.
— Ale skoro jesteś żydowskim ateistą, to co ci szkodzi spowiedź u księdza, albo teoretyczny chrzest w kościele, skoro w to nie wierzysz? — zastanawiał się Bob.
— Nie wierzę, ale lepiej być ubezpieczonym, tak mówią bankierzy żydowskiego pochodzenia z Wall Street.
— Co z Betty? Przyszła?
— Nie, ja miałem przyjść do niej tydzień temu... – Virgil westchnął niemrawo. — Tylko miałem dużo zajęć…
— No i?
— No i przyszedłem do niej dopiero wczoraj.
— I?
— I nie żyła.
— Jak to?! — Bob wrzasnął.
— Zmarła z głodu, bo mieliśmy jeść kolację.
— Dlaczego sama jej nie zjadła? — Bob nie mógł uwierzyć.
— Bo nie lubi jeść w samotności. Zresztą, już się umówiłem na pogrzebie z jej siostrą.
— Jesteś draniem, Virgil, jak mogłeś dopuścić do śmierci Betty, by później na pogrzebie umawiać się z jej siostrą?! Przecież mogłeś najpierw zjeść kolację z Betty, zabić ją, a dopiero później umówić się z siostrą… Zjadłbyś też kolację.
— Wiesz, że to ma sens... — Virgil zaczął drapać się w głowę. — Teraz oskarżą mnie o nieumyślne zabójstwo z powodu zaniedbania i musiałbym grabić liście, a gdybym ją zamordował z premedytacją dostałbym dożywocie i już nigdy w życiu nie musiałbym pracować!
Komentarze (18)
I'm the best, I'm know :)
5
Nie ma za co.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania