Poprzednie częściW cELI, zwanej życiem - wstęp

W cELI, zwanej życiem - Rozdział 1

"Zajebiście" - tak brzmiała moja pierwsza myśl, gdy stanęłam przed moją nową szkołą. Nie chciałam tam iść, nie chciałam poznawać nowych znajomych, a tym bardziej nie zamierzałam "spróbować czegoś nowego" - właśnie tak rodzice nazwali powód, dla którego przeprowadziliśmy się z Bostonu do miasteczka Red Bank. Tłumaczyli mi i mojej siostrze, że tak będzie lepiej dla nas wszystkich. I nie sądziłam, że kiedykolwiek to zrobię, ale w tej sprawie musiałam przyznać im rację, bo bardziej niż  "próbować nowych rzeczy" nie chciałam pozostawać przy starych. To za bardzo bolało. Cieszyłam się, że wyjechaliśmy z Bostonu przed rozpoczęciem roku szkolnego. Nie dałabym radę wysłuchiwać tych wszystkich słów współczucia i pocieszenia, a następnie uśmiechać się i dziękować - To nie dla mnie.

 

Jeszcze raz spojrzałam na szkołę i ruszyłam do wejścia. Już na podwórku czuję na sobie spojrzenia. Zapowiada się ciekawie. Nie dość, że jestem nowa, to na dodatek przychodzę miesiąc po rozpoczęciu roku. Jestem ciekawa czy to właśnie to sprawia, że wszyscy się na mnie gapią, a może spowodowane to jest moją zniewalającą urodą (jestem zajebista i nie zamierzam tego ukrywać). Istnieje też trzecia opcja - mój ubiór, który kompletnie różni się od stylu mojej siostry. Nie wstydzę się swojego ciała i lubię to podkreślać, jednocześnie jednak utrzymuję jakieś granicę, nie tak jak te blond zdziry, które właśnie mijam. Przyglądam się im krótkim sukienkom, które bardziej przypominają bluzki - już męskie koszulki są dłuższe! 

 

W pewnym momencie usłyszałam gwizd. Nie było to pierwszy raz, jednak za każdym razem brzmi coraz gorzej. Wiem, że niektórym dziewczynom to imponuje, ale ja na pewno nie jestem jedną z nich. Nie lubię kiedy faceci tak robią, w końcu nie jestem jakimś walonym psem, żeby na mnie gwizdać. Odwróciłam się do niego powoli, chcą wyjaśnić mu tą kwestię. 

 

- No, no. Ale się odstawiłaś. - mrukną z chytrym uśmieszkiem. Odpowiedziałam mu ciszą przyglądając mu się bez skrępowania. Miał jasne blond włosy - lekko postawione na żel i niebieskie oczy. Na ostro zarysowanej szczęce igrał cwany uśmieszek, którego mógłby pozazdrościć ośmiolatek, a na umięśnione ramiona zarzucił bluzę w barwach szkoły - biel i fiolet. Z postawy jaką przybrał, domyśliłam się, że jest w tej szkole czymś na wzór gwiazdy numer jeden. Zauważyłam jak przestępuje z nogi na nogę. Uśmiechnęłam się widząc, że krępuje go mój wzrok i milczenie. 

 

- Naprawdę myślisz, że parę ładnych ciuszków wystarczy, żeby jakiś chłopak zwrócił na ciebie uwagę? - I o to przede mną stanęła moja lalka, którą mama wywaliła parę lat temu - a nie, przepraszam pomyłka. Moja, w odróżnieniu od tej tu, miała przynajmniej odrobinę stylu. Blondynka podeszła do nas i dosłownie uwiesiła się na ramieniu chłopaka. Posłałam jej lekki uśmiech.

 

- Nie myślałam, ale najwidoczniej tak - tyle wystarczy. - spojrzałam na blondyna, który puścił mi oczko. Blondi to zauważyła i od razu jej twarz przybrała odcień buraka. Zaczęła krzyczeć coś w moją stronę i naprawdę starałam się ją zrozumieć (naprawdę!), ale się nie dało. Jej głos przypominał piszczącą zabawkę dla psa. Nie umknęło mi jednak parę Kurw czy pierdolnięć. Z braku ciekawszego zajęcia, zaczęłam uważnie przyglądać się podłodze, ale ile można? W pewnym momencie nie wytrzymałam.

 

- O kurwa! - krzyknęłam zaskoczona i zakryłam usta dłonią. Teraz już wszystkie oczy były skierowane na moją skromną (ekh) osobę. I dobrze, niech patrzą i słuchają - Popatrzcie! - skazałam na miejsce, które chwilę temu oglądałam - Tyle szmat na świecie, a podłoga nadal brudna. - powiedziałam zdegustowana i uniosłam wzrok na blondynkę - Może się tym zajmiesz?

 

Z satysfakcją obserwowałam jak twarz dziewczyny wykrzywia szok i niedowierzanie (zadziwiające, że jestem w stanie to dostrzec mimo tony tapety na jej twarzy). Usłyszałam prychnięcie powstrzymywanego śmiech. Spojrzałam na blondyna, który z szerokim uśmiechem puścił mi oczko. Właśnie otwierałam usta, żeby mu również powiedzieć parę słów (nadal nie wyjaśniłam mu kwestii gwizdania), kiedy zostałam odciągnięta przez silne ramiona. Odwróciłam głowę w stronę mojego oprawcy. A mogłam posłuchać tych wszystkich reklam: "Zjedz ciastko - grubych ciężej porwać", teraz przynajmniej nie byłabym w takiej sytuacji. Mój porywacz był ciemnym brunetem  o pełnych ustach i niesamowitych zielonych oczach. Muszę przyznać, że tamten dupek, chociaż przystojny, przy tym tu, wygląda jak brzydkie kaczątko. 

 

- Co to miało być? - zapytał - I w co ty się ubrałaś? - głos miał równie seksowny co resztę ciała.

 

- A co, nie podobam ci się? - zapytam słodziutkim głosem.

 

- Co?.... Nie... Znaczy, tak...em. Po prostu to nie w twoim stylu.- zaczął się jąkać i uciekać wzrokiem. Uśmiechnęłam się.

 

- Słuchaj słonko, chyba wiem lepiej co jest w moim stylu. Zresztą nieważne. Zapamiętaj sobie na przyszłość: Nie-rób-tak-więcej. - zaczęłam stukać go paznokciem w pierś.

 

- No przepraszam, że chciałem cię uchronić przed gniewem Bree. - a więc tak nazywa się ta blond sucz. 

 

- Słuchaj, ja naprawdę nie potrzebuję księcia w białych trampkach. Jestem dużą dziewczynką i potrafię poradzić sobie z komentarzami laski która ma więcej cyfr w rozmiarze stanika niż w IQ, - na ustach chłopaka pojawił się uśmiech, szybko jednak zniknął. Przewróciłam oczami i odwróciłam się gotowa odejść. 

 

- Jesteś dziś jakaś dziwna, Laura. - zatrzymałam się w pół kroku, słysząc te słowa. Dopiero teraz zrozumiałam dlaczego wszyscy odnoszą się do mnie jakby mnie już znali. Odwróciłam się z powrotem w stronę chłopaka, gotowa wytłumaczyć mu, że nie jestem tym za kogo mnie uważa. W tamtym jednak momencie do naszych uszu dobiegł pisk, a po chwili zostałam powalona przez rudą armatę. 

 

- Eli! - wydarła się tuż przy moim uchu. Odsunęłam ją na wyciągnięcie ramienia i przyjrzałam. Burza kręconych, rudych włosów, piwne oczy i szeroki uśmiech na twarzy, w skrócie - moje odbicie.

 

- Co tam siostrzyczko? - również się uśmiechnęłam. 

 

- Czemu mi nie powiedziałaś, że przyjeżdżasz wcześniej. - zapytała z groźną miną (ciekawe czy ja też tak wyglądam kiedy jestem zła? Głupie pytanie - jasne, że tak. W końcu jesteśmy identyczne). 

 

- Niespodzianka! - uniosłam do góry ręce i zaczęłam wkręcać "żaróweczki" - moja przedszkolanka byłaby ze mnie dumna. Dlaczego w liceum nauczyciele nie potrafią doceniać takich zdolności?

 

- Ty.... i Ty.... - obie spojrzałyśmy na bruneta, który teraz przyglądał się nam z szeroko otworzoną buzią - Wy...

 

- Nie powiedziałaś mu? - zapytałam szeptem siostrę.

 

- Tak właściwie, to nikomu nie powiedziałam. - spuściła wzrok i zaczęła miętosić bransoletkę, którą miała na ręku. 

 

- Dlaczego? - spytałam podejrzliwie.

 

- Po prostu... prawie z nikim tu nie rozmawiam....

 

- Porozmawiamy o tym później, okey? - Laura skinęła lekko głową, a ja spojrzałam na chłopaka. - Chyba jeszcze nie mieliśmy okazji się poznać. Jestem Elizabeth. Siostra Laury.

 

- Nie do się nie zauważyć. - mruknął, pokręcił głową i spojrzał na mnie z uśmiechem - Zac. 

 

- Dobra, to skoro już się znacie... to prawda? - siostra zaczęła podskakiwać jak piłeczka.

 

- Ale co? - zaśmiałam się. 

 

- No to co ludzie gadają. - szepnęła konspiracyjnie. 

 

- Konkretniej, proszę. 

 

- Że miałaś starcie z Bree, a Alan ci podrywał. Znaczy mnie...znaczy ludzie myślą, że mnie... ta znaczy...yyyy życie bliźniaczki jest takie ciężkie. - teraz zaczęłam się śmiać na całego.

 

- Co do Bree to prawda, ale Alana nie znam. 

 

- To ten blondyn. - wtrącił się Zac, przyglądając się mi jakby czekała na moją odpowiedź. 

 

- W takim razie... jeśli to był podryw to współczuję jego dziewczynom. 

 

- Ej, ale Bree nadal żyje, co nie? - spytała przejęta Laura - Powoli kończą mi się pomysły gdzie ukryć ciało. - obie zaczęłyśmy się śmiać, a Zac patrzył na nas z niedowierzaniem.

 

- Śmiejcie się, śmiejcie. Przez moment naprawdę miałem wrażenie, że trzeba będzie składać się na wiązankę. 

 

*****

 

- Okey, a teraz ładnie mi wytłumacz dlaczego nikt nie wie, o czymś tak istotnym jak ja.

 

Po pierwszej lekcji, na której zobaczyłam milion zdziwionych spojrzeń, kiedy pani Moor mnie przedstawiała, zaciągnęłam siostrę do łazienki. 

 

- Dobra, a dlaczego z nikim nie rozmawiasz? - kontynuowałam wywiad, nie usłyszawszy odpowiedzi. 

 

- Chyba nie przypadłam im do gustu. - powiedziała cicho, spuszczając wzrok. 

 

- Co za nietolerancyjne chuje...! - zaczęłam krzyczeć, ale Laura zakryła mi usta dłonią. Rozejrzała się przestraszona po pomieszczeniu. 

 

- Ciii. To nie o to chodzi. Nikt nie wie, że ja... - przełknęła głośno ślinę. Zabawne, że nie umie tego nawet powiedzieć - I wolałabym, żeby na razie tak zostało. 

 

- Laura wiesz, że nie powinnaś tego ukrywać, a tym bardziej się tego wstydzić. - boziu, zaczynam gadać jak swoja matka. Spojrzałam na swoją niewinną siostrzyczkę. Patrząc na nią nikt by nie pomyślał, co tak naprawdę siedzi jej w głowie. Otóż zdradzę wam pewien sekret (o ile jeszcze się nie domyśliliście). Laura jest Lesbijką. Odkryła to jakieś 2 lata temu, kiedy jako piętnastolatka pocałowała dziewczynę w grę w butelkę. Nasza rodzina owszem była zaskoczona, ale zaakceptowała jej seksualność bez żadnego problemu. - Przecież w poprzedniej szkole tego nie ukrywałaś i nic się nie stało. 

 

- Ale tu jest inaczej. Jestem nieśmiała i przez to stałam się kozłem ofiarnym. Nie chciałam dawać im kolejnego powodu do śmiechu, oznajmiając, że podniecają mnie dziewczyny. - dalej siostro, wykrzycz to. 

 

- Mo proszę cię...nigdy nie byłaś nieśmiała. - zaprotestowałam.

 

- Nie, kiedy miałam was w pobliżu: ciebie Nicholasa. - poczułam jak na dźwięk tego imienia po raz kolejny pęka mi serce. I nie ważne jak mocno zarzekałabym się, że go nie mam, to na jego wspomnienie ono i tak wraca tylko po to, aby rozpaść się po raz kolejny. Po minie siostry zauważyłam, że to nie tylko dla mnie ciężki temat. Westchnęłam ciężko, chcąc odgonić pojawiające się myśli.

 

- Dlaczego się im nie postawiłaś?

 

- To nie moja działka. - Laura uśmiechnęła się smutno. - Nigdy tego nie robiłam. To była wasza rola. Zawsze to wy pyskowaliście i odgryzaliście się na wszystkich kto chociaż krzywo spojrzał. Ja tak nie potrafię. Nie jestem ani nim, ani tobą. 

 

- I się z tego ciesz. Przynajmniej nie wylądujesz za kratami. - puściłam do niej oczko i w tej samej chwili zabrzmiał dzwonek na lekcję. Laura zaśmiała się lekko.

 

- Dobra muszę lecieć, bo inaczej babka od matmy mnie uziemi. - jęknęła dziewczyna.

 

- Idź nie czekaj na mnie. - Laura skinęła lekko głową i zaczęła się wycofywać. - Naprawdę nikt nie wie? - zapytałam, kiedy była już przy drzwiach. Zastanowiła się i powiedziała cicho.

 

- Zac. Ale on nic nie powie. To naprawdę fajny chłopak. - skinęłam głową, nawet nie wiem dlaczego, a Laura zniknęła z drzwiami. 

 

Odwróciłam się w stronę lustra. Spojrzałam w piwne oczy, które niegdyś miały w sobie niebezpieczny błysk. Teraz były puste. Nicholas... wystarczy imię, tylko tyle, a mój cały świat się rozpada. Znowu widzę denerwujące, pulsujące, niebiesko-czerwone światła i słyszę dźwięk karetki, a potem nic - tylko nieskazitelna biel. Wkładam ręce pod zimną wodę, aby choć trochę się ocucić. Nie tylko dla mnie jest ciężko. Każdy z mojej rodziny przeżywa to inaczej, ale jedno nas łączy - ból i strach przed wspomnieniami. Dlatego się przeprowadziliśmy - aby uciec przed własnymi myślami. Ostatni raz spoglądam w lustro, zakręcam wodę i wychodzę z łazienki. Nie robię nawet drugiego kroku, gdy słyszę za sobą ten irytujący gwizd. Tym razem nie ma kto mnie powstrzymać, a i ja sama nie słynę z cierpliwości.

 

- Zrób tak jeszcze raz, a przyrzekam, że obetnę ci ten język, albo nie. Upierdolę całą głowę. - warknęłam i odwróciłam się do zarozumiałego dupka (czytaj: Alan).

 

- Spokojnie malutka, chciałem tylko wyjaśnić to nieporozumienie z rana. - uniósł ręce nad głową. Jak widać w tej szkole plotki szybko się rozchodzą. Wygląda na to, że już wszyscy wiedzą o moim istnieniu. 

 

- Wyjaśniłeś. Misia spełniona Jedi, a więc na razie. - chciałam odejść, jednak jego ręka mnie powstrzymała. Boże, co wy macie z tym łapaniem? - Zabieraj tą łapę, albo za minutkę nie będziesz już miał czym walić konia. - warknęłam i zmrużyłam groźnie oczy. Zaraz jednak przypomniałam sobie jak wygląda Laura, kiedy to robi i po prostu się na niego gapiłam dopóki nie zabrał ręki. 

 

- A jeśli jestem leworęczny?

 

- Żaden problem. Odrąbię dwie, żeby nie było żadnych niedomówień. 

 

Przez chwilę wpatrywał się we mnie, po czym zaczął się śmiać.

 

- Lubie takie zadziorne. - stwierdził, przyglądając mi się uważnie.

 

- Szkoda, że ja nie przepadam za idiotami i dupkami. Przykro mi, ale chyba się nie dogadamy. 

 

- A co do problemu z waleniem... - całkowicie zignorował moją wypowiedź - Jestem pewny, że znalazłaby się niejedna chętna, która zrobiłaby to za mnie. - zrobił krok w moją stronę.

 

- To lepiej idź jej poszukać. - zadarłam głowę do góry, by móc na niego spojrzeć.

 

- Już ją znalazłem. - uśmiechnął się bezczelnie i pociągnął mnie do siebie, łapiąc za tyłek.

 

- Lepiej się odsuń. - wyszeptałam mu do ucha, siłą powstrzymując gwałtowny odruch ręki. - Jeśli się nie odsuniesz, to w przeciągu kilku sekund, nie będzie już co walić. - na potwierdzenie moich słów uniosłam do góry kolano. Alan odsunął się jak oparzony. 

 

- Jeszcze wrócimy do tej rozmowy. - powiedział i zaczął się wycofywać.

 

- Bardzo chętnie! Ale dam ci dobrą radę: następnym razem nie podchodź do mnie bez ochraniaczy i dodatkowej krwi do transfuzji! - krzyczałam za nim. 

 

Za moimi plecami ktoś zaczął klaskać i się śmiać. Odwróciłam się w tamtą stronę a moim oczom ukazał się mój porywacz. 

 

- Długo już tu stoisz?

 

- Na tyle długo, żeby pożałować, że nie wziąłem ze sobą popcornu. - otarł sztuczną łzę z policzka.

 

- Śledzisz mnie? 

 

- Nie odważyłbym się. W przyszłości chciałbym mieć dzieci. Tak na marginesie: czy wszystkie twoje groźby mają jakiś podtekst seksualny? 

 

Przewróciłam oczami i ruszyłam przed siebie, nie wiedząc dokąd mam iść. Wiedziałam, że chłopak pobiegnie za mną. 

 

- I jak ci się podoba nasz kapitan drużyny futbolowej? - zadrwił. 

 

- Mam ochotę przypierdolić mu tak mocno, że nawet Google by go nie wyszukało. - oboje zaczęliśmy się śmiać, a ja poczułam jak napięcie z ramion powoli ustępuję. Teraz mogłam podziwiać brązowe plamki w jego oczach, których wcześniej nie zauważyłam. 

 

- I pomyśleć, że to mój brat...

 

- CO?! - zatrzymałam się gwałtownie - Jak to? Przecież wy nawet nie jesteście podobni.

 

- Wierz, może jeszcze nie miałaś tego na biologi, ale ciężko o podobieństwo gdy ma się innych ojców. Matki zresztą też.

 

- Jak to? - zapytałam, nic nie rozumiejąc. Chłopak zaśmiał się i popchnął lekko, nakazując abym szła dalej. 

 

- Normalnie. Jesteśmy przyrodnim rodzeństwem. Moja matka wyszła za jego ojca. 

 

Zatrzymaliśmy się przed jakąś klasą. Popatrzyłam zdziwiona na bruneta, który uśmiechnął się do mnie i popchnął drzwi. 

 

- Przyprowadziłem zgubę, sorze. - zawołał do mężczyzny, który właśnie pisał coś na tablicy. 

 

- Panna Jankins, jak sądzę.

 

- We własnej osobie. - odpowiedział z uśmiechem, za co dostałam od Zaca w ramię. 

 

- Proszę jej wybaczyć. Pierwszy dzień. Zgubiła się. Na szczęście byłem w pobliżu i pomogłem znaleźć jej klasę. - prychnęłam, nie wierząc że nauczyciel mu uwierzy. A jednak:

 

- Dobrze. Dziękuję panie Cooper. Możesz już wracać do swoich zajęć. 

 

Chłopak skinął głową i wycofał się za drzwi. Za nim jednak je zamknął puścił do mnie oczko.

 

- A więc, co pani pamięta z "Lalki", panno Jankins?

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania