W cELI, zwanej życiem - wstęp

Nazywam się Elizbeth Jankins i mam 17 lat. Życie nie raz skopało mi dupę, ale ja zawsze wstawałam i oddawałam dwa razy mocniej. Jak to mówiął: "Co mnie nie zabije, lepiej niech zacznie uciekać." Pewnego razu życie jednak zmieniło taktykę i przywaliło mi w twarz. Mocno. Tym razem się już nie podniosłam. Nie mogłam, ponieważ leżałam już martwa. A przynajmniej tak mi się wydawało dopóki "miła" pani doktor nie wybudziła mnie z narkozy i nie powiedziała, że już wszystko dobrze. Chiałam jej się zaśmiać w twarz. Dobrze?! W tedy jednak zrozumiałam, że chodziło jej o moje ciało - pustą skorupę, która niegdyś skrywała duszę, a teraz zionie pustkami. Może i faktycznie moje ciało nie poniosło żadnych poważnych obrażeń, ale moja dusza umarła i na bank właśnie zdycha w piekle - bo właśnie tam jej miejsce i nie dajcie sobie wmówić, mojej słodkiej siostrze, że jest inaczej, bo ja widzę to czego ona nie potrafi dostrzec - że to moja wina.

Ale koniec o przeszłości. Czas na teraźniejszość. Chciałabym powiedzieć wam coś o sobie. Długo zastanawiałam się nad tą kwestią i ostatecznie doszłam do wniosku, że najlepszy będzie cytat z jednej z moich ulubionych książek: "Niebezpieczne istoty" Kami Garcia i Margaret Stonl: "Ustalmy jedno: pisane mi jest być czarnym charakterem. Zawsze sprawie wam zawód. Wasi rodzice mnie znienawidzą. Nie powinniście na mnie stawiać. Na wzór do naśladowania przez waz się nie nadaję"

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania