Caprorbis - W imię Honoru

Dwóch mężczyzn siedziało w szklistej altanie. Popijali herbatę ziołową i rozmawiali o wielu wzniosłych sprawach. Każde słowo, które wychodziło z ich ust było przepełnione gracją i powagą. Zdawało się, że to rozmowa Adama i Boga, a nie dwu wąsatych dżentelmenów. Okoliczne ptaki, zwabione anielskimi, a zarazem twardymi dźwiękami, osiadały na okolicznych ogrodowych ławkach i palisadach. Wsłuchiwały się w kolejne wyrazy uciekające z altany i wesoło ćwierkały, żeby dorównać kunsztowi ludzkich ust. Słońce też zdawało się skupiać na tej konwersacji. Świeciło ono mocniej niż zazwyczaj, a jego promienie odbijały się od szklanych ścian. Sprawiało to, że ogród napełniał się blaskiem, a okolica jaśniała z każdą chwilą przypominając baśniowe Pola Elizejskie.

Sam ogród wyglądał równie baśniowo. Wypełniały go głównie białe róże tak czyste jak pierwszy śnieg. Były ulubionymi kwiatami pana Donarisa i to one dominowały w jego ogrodzie. Gdzieniegdzie można było dostrzec czerwone maki i błękitne chabry. Nad kwiatami dominowały młode jabłonie całe obsiane w śnieżnobiałych płatkach. Całość dopełniały pomniki Famy, Discordii i Westy. Były one marmurowe i emanowała z nich dziwna energia. Zdawało się, że są żywe, jednak z bliska traciły swe właściwości. Ogród sprawiał wrażenie niebiańskiego i aż dziw, że to wszystko dzieło jednego człowieka.

Rozmowa zaś trwała w najlepsze. Wydawało się, że nic jej nie zakłóci, jednak Vuersowi przypomniała się pewna pilna sprawa.

– Posłuchaj mnie Donarisie – rozpoczął zmieniając dotychczasowy temat.

– Słucham całym sercem towarzyszu – odpowiedział drugi zwracając swe zielone oczy na jego twarz.

– Twoja żona, Hildegarda, nie jest godna twego nazwiska.

– A to czemóż? ¬– odrzekł Donaris podnosząc jedną brew.

– Słaba z niej partnerka łóżkowa, ot to.

¬– A skąd to wiesz Veursie!? Czyżbyś!? – Donaris wstał z krzesła i pochylił się nad Vuersem mając na twarzy grymas gniewu. Po chwili odetchnął i powrócił na miejsce. Otrzepał rękawy i wydawał się spokojny – Nie, to niemożliwe. To na pewno jeden z tych twoich żartów. Przyznaj się huncwocie!

– Ależ to nie żart Donarisie. To szczera, przyjacielska porada sprawdzona w praktyce ¬– odpowiedział spokojnie Vuers.

– Arrgh!!! – zakrzyknął Donaris i rzucił się na Vuersa. Powalił go na marmurową podłogę i dusił ile sił w rękach. Zdawało się, że Vuers jest bliski śmierci, jednak ich krzątaninę przerwał oślepiający blask. Nagle niebo wypełniły ciemne chmury. Zebrało się ich tak dużo, że nie było widać ani skrawka błękitu. Wtedy też zaczął padać lekki deszcz. Zaprzestali walki i zwrócili swe oczy na dach altany. Po chwili pękł pod naporem stóp jakiegoś mężczyzny. Lewitując, zniżył się na poziom szklanego stołu i na nim ustał. Tym mężczyzną był Honor. W jednej ręce trzymał złote berło przyozdobione rubinami, a w drugiej Virtusa pod postacią dziecka. Spojrzał na dwóch towarzyszy ostrym wzrokiem. Ci zaś poczuli zawroty głowy i okropny ból. Nie byli w stanie się podnieść ani nawet ruszyć. Ich mózgi wypełniły obrazy piekła. Krzątali się i wiercili, jednak nie byli w stanie przerwać strasznych wizji. Wtedy to bóg upuścił Virtusa na ich bezwładne ciała. Chodził po nich i szeptał im do uszu różne szatańskie przekazy. Donaris i Vuers jęczeli z bólu i błagali o zakończenie tortur. Honor się nad nimi zlitował i opuścił swój wzrok. Virtus zaś zmienił się w węża i uciekł w głąb ogrodu. Towarzysze poczuli ulgę, ale wiedzieli, że to nie koniec nieprzyjemnych rzeczy. Honor tym razem spojrzał na nich wzrokiem władczym. Wbrew swojej woli musieli patrzeć w jego oczy.

– Słuchajcie śmiertelnicy – wybrzmiał donośny głos boga – Wyście dwaj złamali zasady Honoru. Jeden zdradził drugiego, a drugi uczynił to samo. Wasz spór powinna rozstrzygnąć honorowa walka!

Po tych słowach po prawej i lewej stronie Honoru zjawiły się dwa fauny. Miały kozie nogi i głowy. Ręce zaś i tułów należał do ludzi. Stwory wyglądały szkaradnie. Z ich oczu sączyła się czarna krew, a piersi były oplątane rozgrzanymi łańcuchami. Zdawało się, że to nie sprawia im bólu, jednak w głębi duszy cierpiały gorzej niż niejeden mieszkaniec piekieł. Trzymały dwie złote szkatuły zamknięte szczelnie kłódkami. Błyszczały straszliwie i przyciągały wzrok niczym syreny. Zdawało się, że nie są ze złota, a ze światła słonecznego utkanego w piękne kształty.

– Widzicie te dwie szkatuły? Są wypełnione najznamienitszymi boskimi broniami. One posłużą za wasze oręże podczas walki.

Honor przyciągnął Donarisa i Vuersa przed obliczy faunów. Szkatuły się wtedy otworzyły. Wśród oślepiającego blasku dostrzegli tam najróżniejsze bronie. Trójzęby, rapiery, szable, piki, berdysze – wszystko co mógł sobie wyobrazić ludzki umysł. Aż dziw, że wszystkie się tam pomieściły.

– Wybierajcie śmiertelnicy! – powiedział donośnie Honor.

Obydwaj wyciągnęli ręce i zaczęli grzebać w skrzyniach. Po chwili Donaris wyciągnął rapier, a Vuers złotą szablę. Wojownicy już byli gotowi, więc Honor odesłał faunów. Pozostał po nich tylko złoty pył, który wyparował po paru sekundach. Towarzysze ustali przed obliczem boga i czekali na jego rozkazy.

– Potrzeba wam areny. Pozwólcie, iż usunę tą szklaną puszkę – po tych słowach Honor wyprostował ramiona, a altana rozbiła się na milion kawałków. Dwaj mężczyźni stali wśród białych róż i byli już gotowi do walki. Trzymali dumnie swe bronie i wpatrywali się w siebie ostrymi wzrokami. W ich oczach było widać pogardę, ale również niepewność. Jeszcze kilka godzin temu byli przyjaciółmi, a teraz stoją naprzeciw siebie jak Parys i Menelaos.

– Jesteście już gotów. Walczcie! Walczcie w imię Honoru! – zakrzyknął bóg i usunął się z areny. Zmienił się w pumę i wskoczył na pobliską jabłoń, żeby obserwować pojedynek.

Donaris i Vuers przyjęli pozy bojowe. Unieśli swe bronie i czekali. Żaden nie chciał wyprowadzić ataku. Stali dumnie i wyczekiwali ruchu przeciwnika. Pierwszy uderzył Vuers. Wykonał zamach szablą. Donaris odskoczył w tył i uniknął ciosu. Od razu wyszedł z ripostą. Końcówka rapiera drasnęła twarz oponenta. Na twarzy pojawiła się czerwona linia, a z niej wypływała cieniutka stróżka krwi. Vuers odchylił się w tył i upadł na białe róże. Donaris się odsunął i poczekał aż przeciwnik wstanie. Ten po chwili się podniósł i był gotów walczyć dalej. Złapał mocniej szablę i ponownie wykonał zamach. I tym razem Donaris zdążył go uniknąć. Kolejny zamach – unik! Kolejny – unik! Vuers był już zmęczony i pełen gniewu. Tym razem uderzył wprost. Donaris uskoczył w bok. Wykonał szybki ruch i przebił swym rapierem zdziwionego Vuersa. Ten splunął krwią plamiąc jego białą koszulę. Donaris wyjął ostrze z jego ciała, a on upadł na kolana. Patrzył gasnącym wzrokiem na twarz Donarisa. Była wyprana z emocji. Jedyne co się na niej malowało to gniew. Nie zwykły gniew, ale coś gorszego. Coś diabelskiego, nieludzkiego.

Po paru chwilach Vuers wyzionął ducha i upadł na ziemię. Donaris wziął jego szablę i wyrzucił ją gdzieś daleko. Odszedł od ciała i zbliżył się do jabłoni. Co dziwne deszcz unikał tamtego miejsca. Była tam całkowicie sucho. Honor pod postacią pumy spoglądał na niego z wysoka. Gdy był już blisko z powrotem zmienił się w człowieka i ustał przed nim. Podał mu dłoń w ramach gratulacji. Donaris spojrzał na niego z pogardą. Honor schował rękę.

– Dobrze, że wygrałeś Donarisie. Twój honor został uratowany. Ten nędzny zdrajca zapłacił za swoją zuchwałość – rzekł bóg otulając się wokół zwycięzcy.

– Zastanawia mnie tylko jedno…

– Mianowicie? – zapytał ze zaciekawieniem Honor

– Moja żona jest martwa. Od dawna. Przecież Vuers nie mógł spać z trupem, prawda?

– Mógł. Taki pomiot jak on jest zdolny do wszystkiego. Pewnie twoja żona nie była jedyna. Mógł to robić częściej! – powiedział Honor zbliżając swe usta do ucha Donarisa.

– Przestań! Kłamiesz. On nie był zły – odrzekł Donaris odpychając boga.

– Nie wiesz w co wierzyć Donarisie. Nie wszystko jest takie rzeczywiste jak ci się wydaje. Ten świat skrywa wiele tajemnic, a ty wierzysz w tylko to co widzisz – powiedział Honor znikając powoli we mgle. Razem z nim zniknął rapier, który mężczyzna trzymał w ręce. Donaris został sam wśród deszczu i białych róż. Dzisiejsze wydarzenia nie były dla niego zwyczajne. Jego świat zniknął. Zdawało się, że to dopiero początek nowego świata.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • Pasja 10.07.2017
    Pogmatwane historia. Ogród z białymi różami niczym raj. Donaris uratował swój honor, honor martwej żony. Ale czy musiał zabić Vuersa? Znowu Adam został kuszony, a winna była kobieta. Kobiety to dopiero mają moc, nawet po śmierci :-) 5
  • Pan Buczybór 11.07.2017
    Według mitologii greckiej kobiety były karą bogów. Pewnie jest w tym ziarenko prawdy.
  • Karawan 11.07.2017
    Pięknie Panie BB 5! Abyś jednak nie wpadł w samouwielbienie zapodam skrycie iż razi mnie używanie słowa "ustał" znaczy ono tyle, że ruch przestał mieć miejsce - ustał. Osoby zaś stają jak konie dęba, raz inne rzeczy, które stoją a nie ustają choć i drzewo ruszać się może. Nie winię Cię za używanie formy rustkalno-prymitywnej a uzasadniam jeno swoją do niej niechęć.Pozdrawiam. ;)) zostawiając ślad w *****
  • Pan Buczybór 11.07.2017
    Rację masz jak najbardziej. Słówko jednak zostanie, bo zbyt szkodliwe nie jest. Dzięki za przeczytanie.
  • wioskowy 11.07.2017
    Błędy każdego rodzaju. Ortograficzne, rzecz jasna, też. Już za "szklistą altanę" należy się dziesięć punktów. Wprowadza w znakomity humor do końca dnia. A tu jeszcze osiadające ptaki, palisady... Marzenie!
  • Ritha 11.07.2017
    Podoba mi się Bicz. Plus za opisy, bynajmniej nie nudne. Drugi plus za wartką scenę walki. Trzeci za zaskoczenie pod koniec. No i ma fajny klimat. W zasadzie nie mam się do czego przyczepić. Klikam 5 i pozdrawiam :)
  • Ritha 11.07.2017
    Bucz* (xd)
  • Pan Buczybór 11.07.2017
    Ritha I'm bitch :) Thanks
  • Szudracz 11.07.2017
    Panie stworzyłeś nietypowy ogród, pełny ukrytych symboli. Takich jak biała róża i pokój, szacunek i nie tylko. Można się zagłębić w przekaz. 5
  • Pan Buczybór 11.07.2017
    Tylko nie za bardzo, żeby jeszcze wyjść.
  • riggs 17.07.2017
    Ponieważ jestem lekko porąbany, to mało że mi się podobało - dla mnie idealna fabuła na komiks. Dobry rysownik miałby używanie. Chętnie bym to zobaczył w takiej właśnie formie. To nie jest zaniżenie wartości opowiadania - wręcz przeciwnie. Wyobraźnia, aż szaleje
  • Pan Buczybór 17.07.2017
    Dużo moich tekstów nadawało by się na komiksy. Tylko gdzie tu rysownika znaleźć...
    Niemniej, dzięki za przeczytanie i komentarz. Pozdro
  • riggs 17.07.2017
    oczywiście piona w związku z powyższym
  • riggs 17.07.2017
    Niestety sam jestem antytalentem plastycznym, chociaż raz w życiu ładnie narysowałem kaczkę ołówkiem (ale byłem pijany fest). Gdybym miał taką rękę jak wyobraźnię to Thorgal u największych fanów poszedłby w siatce do piwnicy. Szukaj - internet może wszystko. A nuż mój syn za 10 lat będzie kupował Buczybórowe Marvele
  • Wszystko to to jakaś komedia? Smutne coś? Rzyciowe? No bo kurwa usiłuję zrozumieć czy to opowiadanie ma jakikolwiek sens. Osadzone w klimatach Rzymu - nie bardzo.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania