w księżyca blasku.

Opowiadanie zainspirowane opowiadaniem (!)

użytkownika opowi. Tak mnie wkręciło, że musiałem je skończyć. Wybaczcie błędy. Jest 4 rano ( o matko!!!)

 

 Obudziło mnie wrażenie, że ktoś właśnie delikatnie przesunął palec po moim policzku. Niesamowite uczucie. Leżąc pod ciepła kołdrą wyraźnie czułam jeszcze chłodny dotyk czyjegoś palca. Instynktownie dotknęłam twarzy w obawie, że łazi po mnie jakieś małe paskudztwo z wieloma nogami. Nic takiego nie znalazłam. Pomyślałam, że to moja wyobraźnia i przede wszystkim zmęczenie. Pocieszona tymi słowami, wtuliłam się w poduszkę. 

 

  Pierwsza noc w nowym domu. Ostatnie dwa miesiące dały mi w kość. Uparłam się, że wszystko zrobię sama. Trochę żeby pokazać temu dupkowi, że doskonale radzę sobie bez niego, ale też przede wszystkim żeby o nim zapomnieć. Zmęczona, ale szczęśliwa zasypiam w swoim łóżku, przytulona do swojej poduszki. 

 

  Do pokoju dostawało się delikatne światło księżyca. Pełnia sprawiła, że noc była jasna. Nieliczne chmury ospale wędrowały po obsypanym gwiazdami niebie. Za wielkimi oknami mojego nowego domu malował się przepiękny widok, który swoim spokojem hipnotyzował mnie i kołysał do snu. Walcząc z opadającymi powiekami w końcu poddałam się.  Zamknięte oczy przywoływały sen. Powoli zaczęły tworzyć się niewyraźne jeszcze obrazy. Zasypiałam.

 

   Poczułam jednak, że coś jest nie tak. Nagle to uczucie błogości zniknęło. Pojawiło się inne. Nie wiem skąd i dlaczego, ale byłam niemal pewna, że nie jestem sama. Natychmiast otworzyłam oczy.   

 

 Widok zza okna, mimo tego, że taki sam, nie dawał już poczucia bezpieczeństwa. Blask księżyca zasłaniały co chwilę chmury.  Leżałam nieruchomo wsłuchując się w ciszę. Z salonu za ścianą dochodził jedynie cichy, miarowy dźwięk starego zegara. Słyszałam jak w kuchennym zlewie rozbija się kropla wody wydostając się z kranu, ale nic poza tym.  Czułam jednak, że nie jestem w tym domu sama. Moja wyobraźnia podparta tym uczuciem zaczęła działać na zmysły z wielką siłą. Cienie, które do tej pory spokojnie rozbijały się o ściany domu i meble, zaczęły tworzyć przerażające kształty, które w wijąc się po całym pokoju wyglądały jak płomienie czarnego ognia. Wielka szafa stojąca w rogu spoglądała na mnie groźnie, a jej otwarte drzwi jakby się poruszyły

 

 - Nie no, Janka...nie wariuj - powiedziałam na głos sama do siebie. Głos rozbiegł się po pokoju. Usiadłam na łóżku, przyglądając się niepewnie szafie...

 

 - Tak. Na pewno zaraz coś z tych drzwi wyskoczy i cię zabije - po raz kolejny mówiłam sama do siebie.

 

  Przesunęłam się trochę do tyłu, żeby oprzeć się o ścianę i spróbować uspokoić swoją rozszalałą wyobraźnię. Na nocnej szafce, stonowaną czerwienią, zegarek pokazywał godzinę. Była 23.17

 

   Nie mogłam wyprzeć z siebie jednak uczucia czyjejś obecności. Czułam to. Wyraźnie i mocno. Może ktoś się włamał? Jakiś miejscowy. Widział, że ktoś się tu wprowadza, ale nie widział, że już mieszka. Licząc na łatwy łup, wkradł mi się do domu. Ale jak? Chyba bym słyszała... 

 

  Blask księżyca przysłoniła właśnie jakaś większa chmura. Nagle zrobiło się kompletnie ciemno. Jedynie spod zamkniętych drzwi mojej sypialni wydobywało się delikatne światło. 

 

  W jednej chwili przez całe ciało przeszły mi dreszcze. Serce momentalnie zaczęło odbijać się z łomotem o klatkę piersiową, a włosy na rękach uniosły się z przerażenia ku górze. 

 

 - Co się tu do cholery dzieje. Ej tam! - krzyknęłam - wiem, że tu jesteś. Dzwonię po Policję!

 

  Odpowiedziała mi głucha cisza. Tymczasem światło spod drzwi zniknęło razem z powracającym blaskiem księżyca. 

 

 - Idź sobie! Słyszysz? Nie rób mi krzywdy... to nie zadzwonię - krzyknęłam starając się wyjść z łóżka bezszelestnie. 

 

  Tam ktoś jest. Bezczelnie grzebie po moich rzeczach. Przecież wyraźnie widziałam światło latarki. 

 

 Dygotałam ze strachu stojąc obok łóżka. Co ja mam teraz zrobić? 

 

 Telefon! 

 

  Cień nadziei, że telefon leży na nocnej szafce obok łóżka, dał mi siłę by w ogóle ruszyć się z miejsca. Postanowiłam obejść je dookoła, żeby nie hałasować. Stare łóżko trochę skrzypiało. Po pierwszych dwóch krokach zrozumiałam bezsens swojej decyzji. Przecież on wie, że tu jesteś idiotko, pomyślałam. Proszę, proszę żeby ten telefon tam był....

 

  Komórki jednak tam nie było. Przerażenie wróciło ze zdwojoną siłą. Wszystko działo się tak szybko, a mi wydawało się, że siedzę zamknięta w tym pokoju całe wieki. Stałam wpatrzona w drzwi z przerażeniem czekając na moment w którym klamka opadnie, a w drzwiach pojawi się mój oprawca. Byłam bezbronna. 

 

 Kolejny raz księżyc przykryły chmury. Mój wzrok natychmiast skierowałem ku podłodze...ten same delikatne światło próbowało opanować pokój w którym byłam. Wstrzymałam oddech i po cichu podeszłam do drzwi. Chciałam usłyszeć jakikolwiek dźwięk, ruch. Cokolwiek. Nic, poza starym tykającym zegarem, który był prezentem od babci. 

 

  Dziwne światło wciąż przedostawało się przez szparę między drzwiami, a podłogą, a ja oparta o ścianę, próbując opanować ciężki oddech i przerażający lęk czułam jak zaczynają pocić mi się dłonie na samą tylko myśl o tym co muszę zrobić.  

 

  A może to tylko światło lampy ulicznej? Na siłę próbowałam sobie wmówić, że na przeciwko mojego domu stoi lampa. Jednak wiedziałam, że muszę wyjść z tego pokoju i to sprawdzić. 

 

 - Janka. Weź się w garść babo - oparta wciąż o ścianę, w myślach chciałam siebie uspokoić - pomyśl racjonalnie. Od czasu kiedy tak przemyślnie poinformowałaś kogoś po drugiej stronie drzwi o twojej obecności minęło może dwie, trzy minuty - natychmiast spojrzałam na zegarek. 23.19.

 

Ten ktoś już by tu był, a ty leżała byś na dywanie w kałuży krwi... poza tym nie słychać tam nic poza zegarem... A jeśli on to robi specjalnie? Bawi się mną? ... nie, nie, nie mogę tak myśleć. To nie jest możliwe... niemożliwe jest to, że ktoś obcy jest w twoim domu!!! 

 

  Odchodziłam od zmysłów. Byłam przerażona. Jednak myśl, że tam nikogo nie ma, dawała mi nadzieje. Nie wiedziałam co się dzieje za drzwiami, ale wiedziałam, że muszę to sprawdzić. Potrzebowałam tylko jakiejś obrony.  Cokolwiek czym mogłabym chociaż próbować się bronić. Zauważyłam, że myśl o posiadaniu czegoś do obrony trochę mnie uspokoiła. 

 

  Rozejrzałam się wokół. Księżyc jakby znając moje myśli otulił sypialnie lekkim zimnawym światłem. Niestety, nic tam nie było. Spojrzałam na szafę...Parasol! Prawie podskoczyłam z radości. Natychmiast ruszyłam w stronę szafy zaklinając Boga na wszystko co się da, żeby ten cholerny parasol tam był!

 

  Jest! Oparty o tył szafy, bezpieczny, ukryty za płaszczami. Dotykając go poczułam jak wraca mi siła i przede wszystkim odwaga. Złapałam go pewnie dłonią wycelowałam przed siebie i mocno pchnęłam do przodu. 

 

  Jeśli mnie choć dotkniesz bydlaku, wbiję ci ten szpic prosto w serce. Ta myśl dała mi tyle odwagi, że bez zastanowienia ruszyłam w stronę drzwi. 

 

  Odwaga skończyła mi się tuż nad klamką. Głęboki, nieregularny oddech którego nie mogłam uspokoić, zagłuszał próby zorientowania się w sytuacji. Trzęsłam się cała ze strachu ściskając w dłoni parasol którego bezwzględnie byłam gotowa użyć. Krople potu spływające z czoła łączyły się ze łzami, i cicho spływały wzdłuż twarzy. 

 

 Dotknęłam dłonią klamki i bardzo powoli przyciskałam. Drzwi jakby wyrwane że snu delikatnie zaskrzypiały w proteście przeciwko otwarciu. Przycisnęłam klamkę mocniej. Zobaczyłam jak między futrynę, a drzwi wciska się to samo delikatne światło... przestałam się już bać. Zaciskając mocniej dłoń na rękojeści parasola drugą ręką uchyliłam drzwi. 

 

  W pokoju przy stole, tuż obok babcinego zegara, siedziała kobieta. Z opartą o blat stołu ręką, podtrzymywała głowę. Wyglądała przez okno. Wiedziałam jednak, że przez nie nie patrzy.  Była bardzo zamyślona i jakby zmartwiona. Jej długie włosy, niczym wodospad spadały na ramiona, by potem kaskadami rozchodzić się dalej, aż do oparcia krzesła. Tam znikały. Były srebrzysto - siwe. Pokryte jakby brokatem. Księżyc, rzucał na nie swoje światło,  a one jakby w podziękowaniu iskrzyły, mieniły się... Na jej twarzy malowała się zaduma. Była okryta zmarszczkami, które świadczyły o jej wieku. Jednak mimo tego, twarz kobiety rozświetlał jakiś tajemniczy blask, który roztaczał się wokół. 

 

  To był ten sam blask który widziałam pod drzwiami sypialni. 

 

   Osłupiała i zdezorientowana stałam dokładnie na przeciwko staruszki. Chciałam się jej dokładnie przyjrzeć. Zrobiłam krok w jej kierunku gdy przez moje ciało przeszedł dziwny dreszcz. Jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Przez chwilę wydawało mi się, że blask wokół staruszki jakby przygasł. Kiedy cofnęłam się krok do tyłu uczucie odrętwienia minęło, a wokół kobiety na nowo zabłysnęło to dziwne światło. 

 

 Słysząc własny niemiarowy oddech i czując walące w piersiach serce, nie umiałam wykrztusić z siebie słowa. Parasol wysunął mi się z ręki, przez sekundę znieruchomiał, a potem runął na ziemię jakby raniony pociskiem prosto w serce. 

 

  Kobieta odwróciła głowę i spojrzała na mnie. Jej spojrzenie przenikało mnie. Szeroko otwartymi oczami patrzyła na mnie przez chwile. W końcu w kącikach jej ust pojawił się słaby uśmiech.

 

 - Masz bardzo delikatną skórę na twarzy drogie dziecko - powiedziała staruszka - kiedyś też taką miałam

 

  Jedyne co mogłam teraz zrobić to dotknąć swój policzek przypominając sobie wydarzenia sprzed kilkunastu minut... 

 

 - To dobry dom. Będziesz w nim szczęśliwa. Jak ja...

 

  Teraz dopiero do mnie doszło, że kobieta mówi do mnie szeptem. Jej głos choć ledwo słyszalny jest bardzo wyraźny...wciąż nie mogąc się ruszyć z miejsca zdobyłam się jedynie na coś w rodzaju uśmiechu.  

 

 - Chciałam tylko wiedzieć, kto będzie opiekować się moim domem. 

 

   Już wiem. 

 

 Spoglądając na mnie staruszka odgarnęła dłonią pukiel włosów, który wpadał jej do oczu. Z jej twarzy zniknęło zamyślenie. Po zadumie nie było śladu...Wyglądała teraz na spokojną. 

 

 - No co tak stoisz dziecko. Idź do kuchni. Zrób babce herbaty - powiedziała kobieta wesoło 

 

 Na te słowa jakby mnie odblokowało. Uśmiechnęłam się do niej i  wyraźnie zawstydzona niegościnnością odpowiedziałam 

 

 - No tak, faktycznie. A ja nawet Pani herbaty nie zrobiłam... po czym jakby nigdy nic poszłam do kuchni. Postawiłam czajnik na kuchni. Czekając, aż woda się zagotuje, usłyszałam nagle taki jednostajny dźwięk....coraz mocniejszy....i mocniejszy

 

pi pi pi pi pi pi pi pi pi 

 

 Jednostajny sygnał budzika rozchodził się echem po całym pokoju. Leżąc z zamkniętymi oczami. Co za sen - pomyślałam -  próbując złapać jeszcze jego resztki. Niestety, właśnie roztapiał się pod moimi powiekami. Stojący na straży budzik, wyłączyłam leniwie. Spoglądam w stronę okna. Przez wielkie okiennice mojego nowego domu lipcowe, poranne Słońce, wybudzone dopiero śpiewem ptaków, zagląda do mojej sypialni. Pierwszymi, leniwymi jeszcze promieniami wita się ze mną łaskocząc delikatnie po twarzy. Pierwszy poranek w moim nowym domu. Przeciągam się jeszcze w łóżku i wstaje. Postanowiłam, że zrobię sobie kawę i wypiję ją na werandzie przed domem. Zadowolona i po raz pierwszy od dawna szczęśliwa zamykam za sobą drzwi do sypialni.

 

  W salonie nagle zatrzymuje się nie wierząc samej sobie. Z szeroko otwartymi oczami, oraz opadniętą do samej ziemi szczęką, patrzę na leżący w środkowej części pokoju, trafiony pociskiem prosto w serce - parasol! 

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • NataliaO 28.03.2015
    Powtarzam milion miliony razy na błędach się nie znam ale Twoja treść przypada jak zawsze do gustu. Świetne opisy. 5:)
  • wolfie 28.03.2015
    Jestem pod wrażeniem :) Natalia ma rację, świetnie opisujesz. Masz bardzo ciekawy zasób porównań. Świetne! :)
  • KarolaKorman 28.03.2015
    Czyżby Wena Cię zainspirował?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania