W małym kinie

Przeprowadziwszy się do K. i urządziwszy już na nowym miejscu, począłem stopniowo poznawać okolicę. Wtedy też, zwrócił moją uwagę niewielki, murowany budyneczek ze sfalowaną facjatką nad wejściem, zagubiony pośród alejek zarośniętego parku. Jak się wkrótce dowiedziałem, było to kino. Mieściło się tutaj już od wielu lat, nabierając rangi ulubionego miejsca rozrywki mieszkańców miasteczka. Teraz jednak, po zbudowaniu większego i bardziej nowoczesnego na nowym osiedlu, to kino straciło na znaczeniu i niemal całkiem popadło w zapomnienie. Nadal jednak odbywały się tam seanse.

Interesującym było dla mnie, iż regularne pokazywano tam stare, nigdzie indziej już nie dostępne filmy dawnych mistrzów. Zawsze bowiem czułem specyficzny sentyment do takich staroci, do zamkniętych w lamusie wytworów minionych czasów, które najchętniej pozostawiałoby się w dalekiej przeszłości, gdzieś daleko. Szczególniejszym zaś zainteresowaniem spośród tych ech lat minionych, darzyłem dawną kinematografię, a zwłaszcza dzieła mało dziś już niestety znanego Włocha Piazzioriego. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności kilka spośród nich, miało być ostatnimi czasy pokazywanych w tymże właśnie miejscu.

Zarezerwowałem zawczasu miejsce w środkowym rzędzie. Kasjer z pewnym zainteresowaniem przyglądał mi się, gdy kupowałem bilet; nowi goście musieli być widocznie dosyć rzadkim widokiem. Odniosłem wrażenie, iż był on równie stary jak to kino, w równym bowiem stopniu pokrywać się zdawał kurzem i pajęczynami, jak i otaczające go półki pełne pożółkłych afiszy.

 

Pokaz nastąpił kilka dni później, wieczorem, gdy dzienny upał przechodził już niepostrzeżenie w parność nocy lipcowej. Ten sam, na pozór wciąż zakurzony bileter wskazał mi miejsce. Sala kina była dość niewielka, już zaciemniona choć seans się jeszcze nie rozpoczął. W świetle lamp przy wejściu dostrzec można było kilka rzędów foteli obitych nieco wytartym, czerwonym pluszem, i rozdzielonych pośrodku śliską rampą przejścia, na której pojawiały się nieregularnych odstępach małe, zdradliwe stopnie. Ściany pokryte były pociemniałą, drewnianą boazerią o sfalowanym deseniu. Ekran okalała ciemna draperia, naddarta w kilku miejscach. Ktoś palił. Dym wyczuwało się już w wejściu. Niewiele miejsc było zajętych, spostrzegłem po kilka starszych osób po każdej stronie. Siadłem więc w nieco skrzypiącym przy poruszeniach fotelu, w piątym miejscu po lewej stronie, uznawszy iż tutaj nie będę nikomu zasłaniał. Ekran rozświetlił się, film rozpocząć miał się lada moment.

– Przepraszam najmocniej, ale chyba usiadł pan w złym miejscu – usłyszałem nagle gdzieś z boku. Rzekł to drobny, siwy pan, dotąd niezauważalny w mroku między fotelami. Myśląc, iż nieświadomie zająłem jego miejsce, przesunąłem się dwa fotele w bok. Tymczasem zaczęły się już pokazywać napisy początkowe, obwieszczające film „Pułkownik i Dama”. Znałem go i lubiłem. I byłbym z chęcią oglądał przez najbliższą godzinę zmagania z niesprzyjającym losem młodego wojskowego zakochanego w arystokratce z wielkiego rodu, ich smutki, radości i rozczarowania; lecz w chwili gdy na rozświetlonym ekranie ukazało się łagodnie stonowane w odcieniach szarości wnętrze sali balowej, i gdy delikatna muzyka popłynęła z głośników a zaś ja zaczynałem się odprężać zapominając o świecie dookoła; ten sam co poprzednio staruszek poklepał mnie po ramieniu wybijając z toru myśli i zaszeptał wprost do ucha:

– Ależ nie! Chodziło mi o inną stronę sali. Pan tu zapewne nowy, i nie orientuje się jeszcze za dobrze. Proszę tam usiąść. – Wskazał na fotel po drugiej stronie przejścia. Nie widziałem jakiejkolwiek przyczyny, abym miał się przesiadać, lecz nie zamierzałem się wdawać w dyskusje wobec rozpoczynającej się fabuły, toteż wstałem i cicho przesiadłem się gdzie proponował. Tam jednak po chwili, pomimo pewności, iż tu siedząc nikomu nie zawadzam, gdy zagłębiłem się już ponownie w akcję, przysunął się do mnie inny pan, również starszawy, i podobnież jak jego poprzednik zaszeptał mi do ucha:

– Chyba usiadł pan w złym miejscu. – Oderwałem wzrok od ekranu, zostawiwszy na boku moment gdy pułkownik, towarzysząc generałowi dostaje się na oszałamiający dlań bal, i zapytałem z rosnącą w szepcie irytacją:

– Właśnie przed chwilą proszono mnie o to samo po drugiej stronie sali. Dlaczego niby siedzenie tu czy tam miałoby być niewłaściwe?

– Najmocniej szanownego przepraszam. Sądziłem, iż pan, będąc tutaj, jest poinformowany o zwyczajach tu panujących.

– Tutaj? Na widowni?

– Ach, więc pan nie wie! – I tu, ze wzrastającym zdumieniem, wysłuchałem szeptanej relacji starszego pana. Oto bowiem, w najdawniejszym okresie funkcjonowania kina ustalił się wyraźny podział dotyczący zarówno kina samego, jak i filmów w ogólności. Wokoło niejakiego Aureliusza zebrała się grupka dyskutantów, którzy o sztuce filmowej mieli zawsze jak najlepsze mniemanie, uważając za tę najwierniejszą życiu i najgodniej je odwzorowującą ze sztuk. Antagonistami byli dla nich zebrani wokół osoby Lechisława; oni to zawsze w filmie doszukiwali się wszelkiego fałszu, przekłamania i zniekształcenia rzeczywistości, uważając iż właśnie film przez swe złudne podobieństwo, najdoskonalej potrafi widza omamić i wprowadzić w błąd, łacno wpajając mu z gruntu szkodliwe i nieprawdziwe przekonania. Obie te grupy, utwierdzone w swych twierdzeniach ustaliły wkrótce, iż członkowie każdej z nich siadać będą zawsze po jednej, dla nich z góry przeznaczonej strony sali kinowej. Miało to podobno zapobiec kłótniom w czasie pokazów, gdy szeptana opinia jakiegoś Aureliana trafiała do ucha Lechianina, który oczywiście zaraz musiał się z nią szeptanie nie zgodzić.

Z początku zróżnicowanie grupek dotyczyło jedynie kina, z czasem jednak zaczęło się ono pogłębiać, sięgając coraz dalszych dziedzin życia. W końcu doszło do tego, iż poza salą kinową antagoniści nie widywali się ze sobą, unikali lokali lubianych przez przeciwników, nie kupowali gazet które zdawały się im propagować głoszone przez przeciwników poglądy, unikali oglądania w telewizji filmów, które wzbudzały szczególny zachwyt tych z drugiej grupy itd. etc.

Oczywiście nie w taki jasny sposób sprawy zostały mi przedstawione, powyższego musiałem się sam domyśleć na podstawie chaotycznej opowieści snutej przez starszego pana, którą przerywałem niekiedy zapytaniami. Domyśliłem się również, iż w okresie swej popularności kino działać musiało normalnie, toteż działalność grupek ograniczała się do ich własnych interesów, zaś dopiero teraz, z braku ograniczeń rozszerzyły swe wpływy na całość widowni. To również objaśniało, dlaczego każda osoba uważała, iż siedzę w złym miejscu.

Najwyraźniej z cech im tylko znanego światopoglądu, członkom każdej z grup zdawało się, iż przynależny jestem do tej drugiej, a jedynie krótkością mego tu bywania tłumaczyli sobie nieznajomość wszystkich zasad, które automatycznie miały mnie tu obowiązywać. Kiedy rozważałem te szczegóły, ów staruszek objaśniający mi wcześniej wszystko jął mnie namawiać ażebym przyłączył się do którejś z grup, co miało by wedle niego zakończyć takie problemy. Wyjaśniłem mu jednak grzecznie jak to wielce mnie one obydwie obchodzą, oraz że przyszedłem tu li-tylko dla tego, co stanowi istotę kinowego pokazu – dla filmu. I to rzekłszy, odsunąłem się od niego, i nie zwracając uwagi na jego dalsze usiłowania, skupiłem się na filmie; uświadomiłem sobie bowiem z gniewem, iż pół godziny minęło w czasie szeptanej rozmowy. Oglądałem do końca, mając z tego wielką przyjemność.

 

Zdecydowanie nie podobała mi się taka absurdalna sytuacja, w której zawiłości próbowano mnie wciągnąć. Niemniej jednak umiłowanie do starego kina skłoniło mnie do tego, iż jeszcze kilkakrotnie się tam udawałem. Jak się przekonałem, mój ściśle nieokreślony status na widowni, był nie w smak panującym tam grupom. Raz po raz namolnie składano mi rozmaite propozycje; podczas każdej projekcji słychać było rozliczne szeptania, i domyślać się mogłem jedynie, że znaczna ich część dotyczyła mojej osoby. Nie poddając się ich ustaleniom i dowodząc ich absurdalności, byłem solą w ich oku.

Muszę jednak przyznać, iż subtelna gra ideologii kinowych poczęła mnie niepostrzeżenie wciągać, tak iż mniej już skupiałem się na ekranie, a częściej zerkałem na salę; zaciekawiało mnie wręcz już po wyjściu, co też będzie się działo w trakcie następnej projekcji. A działo się tam wbrew pozorom bardzo wiele.

Przekonałem się, że nawet w najcichszych momentach toczą się gorące spory dotyczące pokazywanych właśnie wydarzeń. Raz po raz spoglądał któryś na przeciwległy kraniec salki, i zauważywszy na czyjejś twarzy grymas niezadowolenia, sam antagonistycznie przybierał wyraz anielskiej wprost szczęśliwości. Z owych drgnięć brwi czy ust wyczytać można było równie wyraziście jak na kartach książki, zdanie jakie ma akurat dany osobnik. Podejrzewam zresztą, iż mimika celowo była wyolbrzymiana właśnie dla możności prowadzenia tej gry nie już półsłówek a min znaczących i treściwych, tworzących swoisty język dla cichego sporu. Zauważyłem wszelako grupkę siadającą zazwyczaj na górnych rzędach, palącą namiętnie mocne cygara, których dym snuł się nieustannie po sali uwidoczniając smugę światła z projektora; zdawało się, że całkiem nie biorą udziału w tych grach i gierkach, lecz równocześnie ta oddzielność w jakiś sposób była przynależna do systemu wewnątrz-kinowego. Ich zajęciem było już nie oglądanie filmu jako takiego lecz widzów, co dawać im musiało nie lada rozrywką.

Z każdym kolejnym seansem coraz drażliwsze było dla nich moje ciągłe nieskonkretyzowanie. Porównywałem siebie w myśli do ziarenka piasku w trzewiach małża, którego ten nie może obtoczyć gładkością perły. Napięcie wywoływane moją obecnością, wydawało mi się rosnąć z każdym pokazem. Nagle jednak, niespodziewanie, przydarzyły mi się dwa seanse całkiem spokojne, zupełnie jak gdyby sprawa ta zeszła na plan dalszy i przestała ich obchodzić. Cieszyło mnie to, bowiem mogłem w spokoju wysiedzieć do końca, nie będąc nagabywanym ani obgadywanym tak, iż uszy poczynały mnie lekko świerzbić w ciemnościach. W owym czasie pokazywano całą serię dzieł mało znanego Holendra, zafascynowanego późnym ekspresjonizmem. W jednym z owych filmów, gdzie nowy lokator będąc osaczonym przez międzysąsiedzkie konwenanse stwarza niemałe zamieszanie w całej kamienicy, zachowując się całkiem swobodnie i wbrew niepiśmiennie ustalonym zasadom zachowywania i bycia, które niemało utrudniały mieszkańcom im na ich własne życzenie życie - tamże więc znalazłem zakamuflowane ale jakże prawdziwe odbicie własnej sytuacji, w wizjonerski sposób przewidzianej przez reżysera ( jakkolwiek w dziele tego ostatniego bohater wiesza się w łazience, czego ja czynić nie zamierzałem ). Zastanawiająca mnie spokojność na widowni, objaśniła się wreszcie pewnego wieczoru, gdy jak zwykle starałem się oglądać.

W pewnym momencie, nie pamiętam dokładnie kiedy, ukazała się na ekranie scena, która mimo całego mojego szacunku dla twórcy wzbudziła we mnie niesmak. Nie będę się wdawał w szczegóły owej sceny dotyczące, dość wspomnieć, że na mojej twarzy ów niesmak odbił się dosyć wyraźnie. Zaraz jednak fabuła powróciła do uprzedniego toru, któremu nie miałem nic do zarzucenia, stąd też musiałem się zaraz wypogodzić. Te właśnie momenty nieuświadomionej mimiki musiały, jak się później domyśliłem, być w całkowitym przeciwieństwie do odczuć innych oglądających, zaraz bowiem po nich sala rozszeptała się na wszystkie strony.

Rozproszyło to mnie; uznawszy jednak, iż staruszkowie rozpoczynają kolejną dyskusję, starałem się na to co mówiono nie zwracać uwagi. Dobiegły mnie jednak mimo to urywki : „Sądziłem, że…; Ależ on…; A więc nie jest…”. Dyskusje poczęły się stawać coraz głośniejsze, tak iż nie musiałem się specjalnie starać aby słuchać, najwyraźniej dotyczyły one mojej osoby. ‘Cóż takiego się nagle stało‘ – zastanawiałem się, rozglądając niespokojnie. Nagle zrozumiałem. Najwyraźniej już jakiś czas temu ustalono między sobą jaka jest moja rola w ich układzie, ustalono jakąś jednolitą kategorię do której należało mnie przypasować. Teraz zaś, nie wiedząc w jaki sposób, wyłamałem się spod roli mi przypisywanej. Wzburzenie na sali rosło, gwarność głosów wzmagała się dążąc jakby do jakiegoś crescendo, zapalono nawet światła. Wobec takiej sytuacji niemożliwe było to, co powinno być istotą kinowego pokazu – oglądanie.

Wreszcie wstałem. Głosy z nagła ucichły, a zebrani przypatrywali mi się ze zdumieniem, jak gdyby zapomnieli kto zapoczątkował spór. Spokojnie, zupełnie nie zwracając uwagi na to co działo się wokół, zacząłem równym i dostojnym krokiem zmierzać w kierunku wyjścia, będąc śledzony przez ich napięte spojrzenia. Już na progu zatrzymałem się, odwróciłem, i ze stoickim spokojem przemierzyłem wzrokiem salę, popatrzywszy stamtąd na tę gromadę. Najwyraźniej oczekiwali, że coś przemówię.

Rzekłem jedynie:

– Żegnam panów. – I opuściłem to miejsce ścigany wybuchłą nagle, wspólną już teraz wrzawą. Bileter przy wyjściu mrugnął do mnie jednym okiem gdy obok przechodziłem, i jak sądzę, nie był to jedynie taki sobie tik.

 

Nie pojawiłem się tam więcej. Nawet z rzadka widziane afisze, ogłaszające dalsze projekcje moich ulubionych filmów nie skusiły mnie do tego. Czasem jedynie zaglądam do tego nowego, wielkiego i pachnącego plastikiem kina w innej części miasta, gdzie nikogo nie obchodziło kto, po co i jak często przychodzi. Nie spodobało mi się jednak ono, Czyżbym był zbytnio staroświecki, mimo dość młodego wieku, ażeby kolejna supergwiazda rozbłysła nagle jak złudny meteor, mogła mnie zachwycić bardziej od młodej, uroczej aktorki, wpatrującej się we mnie przez dekady z czarno-białej płaszczyzny ekranu w małym, starym kinie? Nie mam pojęcia.

 

[opowiadanie z 2007 roku, ale nadal dobre]

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • kalaallisut 10.06.2018
    Biorąc pod uwagę zamiłowania do dobrze wykrojonych przez Ciebie pasztilowych ubrań, kto wie może troszkę jesteś ;)
    A opowiadanie fajne i ładne zakończenie.
  • oldakowski2013 10.06.2018
    ..."nie dostępne"... - niedostępne...
  • Krtawy 10.06.2018
    Moje przemyślenia: "Wtedy też, zwrócił moją uwagę niewielki(...) [ Przecinek po "też" uważam za zbędny ]
    "(... ),nigdzie indziej już nie dostępne filmy dawnych mistrzów." [ Już abstrahując od "nie dostępne", ta część zdania
    jest nieszczęśliwie sformułowana. Proponowałbym tak: ", niedostępne już gdzie indziej filmy dawnych mistrzów."]
    "Szczególniejszym zaś zainteresowaniem spośród tych ech lat minionych,(...) [ Stopniowanie zbędne: wystarczy
    "Szczególnym" ]
    "(...)zapominając o świecie dookoła; ten sam co poprzednio staruszek(...)" [ optowałbym za przecinkiem zamiast
    średnika ]

    Znalazłem i inne miejsca wymagające "kosmetyki", jednak nie chcę się wymądrzać więcej niż to konieczne.
    Samo opowiadanie jest istotnie zabawne i trąci nutką retro.
  • Zaciekawiony 10.06.2018
    obadam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania