Poprzednie częściW środku gangu - część 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

W środku gangu - część 2

Siedział na kamiennych schodkach. W dłoni trzymał palącego się papierosa, z którego co jakiś czas brał mocnego bucha. Spojrzał na okrągły zegarek zawieszony na szyji. Czekał już tu szesnaście minut. Podniósł głowę. Jego przyjaciel już przechodził przez ulicę, był szybki. Był nim średniego wzrostu Afroamerykanin, z ciemnymi dredami do szyji oraz ogoloną twarzą. Miał nieduże oczy i odstające uszy. On za to był wysokim, czarnoskórym, krótko ostrzyżonym dwudziestosześciolatkiem z mocnym zarostem. Na głowie miał granatową czapkę z daszkiem, na szyji niebieską chustę, koszulkę i szorty też miał tego koloru. Wygląd sugerował przynależność do gangu Crips. Czekał właśnie na przyjaciela, który również był jego członkiem.

- Siema, Lil. - przywitał się podając wytatuowaną w węże dłoń.

- Yo, Ed. - odpowiedział z uśmiechem jego przyjaciel.

- Jak było w kanciapie gliniarzy? - zaśmiał się.

- Świetnie. Stary, skąd ty miałeś dwa kafle na moją kaucję? - zainteresował się Lil.

- Zostały mi z tej ostatniej roboty u Kane'a. Wiesz, z włamania do sklepu. - szepnął - Przez ciebie mam puste kieszenie. Na dodatek dupa mi odmarzła od tych schodów. - wstał uśmiechnięty. Oboje zaczęli wolnym tempem zmierzać w kierunku ich ulicy.

- Oddam ci jak będę miał. Na razie jestem spłukany, muszę się jeszcze zgadać z tym dilerem, przy którym mnie złapali, żeby mi towar oddał. - obiecał Lil, przed chwilą opuszczający komisariat.

- Nie ma problemu. Ziomkom zawsze pożyczę. - uśmiechnął się Edward, podając zapalniczkę przyjacielowi.

- Powiem ci, cztery dni lałem na ścianę. Nie chcieli mnie nawet do kibla wypuścić. - zarechotał, nie wyciągawszy papierosa od kolegi z ust.

- Będą mieli co sprzątać. Policyjne ścierwa. Słyszałeś o tej krzywej akcji z Josephem?

- Słyszałem przez kraty... To ten z East Side, ten co nam spluwy załatwiał?

- Tia. Odjebali go.

- Kto? - spytał niemal niezwruszony Lil. W Compton było to codziennością. Joseph był gangsterem handlującym bronią, czasami pomagał Lilowi i Edwardowi, ale nie znali się zbyt dobrze.

- Właściwie to niewiadomo. Na własne oczy widziałem, jak czwórka Bloodsów w nocy wpakowała mu się na chatę. Chciałem skopać im dupę, ale oni mieli gnaty, ja swojego zostawiłem w domu. Przystanąłem, tak jak połowa ludzi na ulicy. Nagle słyszę strzały z jego domu, krzyki. Padł byś ze śmiechu na widok Josepha wyskakującego oknem ze swoją panną, byli całkiem nadzy. Bloodsi dalej ich gonili i za nimi strzelali. Jeden z nich najwyraźniej trafił, bo po czarnuchu została plama krwi na betonie... Potem zjawiły się gliny, więc się zmyłem. Nie chciałem iść na świadka. Ale popytałem trochę na mieście, podobno J zabawiał się z laską tego alfonsa z Watts. Nie pamiętam jak się nazywał...

- Sinjin? - przypomniał sobie Lil.

- No, Sinjin. W chwilę jak się ploty rozeszły to zwołał kumpli z gangu i dał cynk. Za to morderstwo dał podobno cztery tysiaki.

- Koleś jest nieźle obłowiony. Kontroluje wszystkie okoliczne burdele.

- Wiem. Chłopaki z sąsiedztwa, Sam i Marcus planują zesmtę. Chcieli mnie w to wciągnąć.

- Czemu się nie zgodziłeś? Skurwiel odjebał naszego dilera. Skąd ja teraz wezmę dziewiątkę pół darmo?

- Wymyślimy coś. A nie zgodziłem się, bo Kane ma udziały u Sina. Gość załatwia mi pracę, więc nie chcę do niego strzelać.

- Bronić też go nie będziesz?

- Nie. Jest strasznie irytujący. Powinien w końcu gryźć glebę.

- Jak uważasz. Ja bym mu się zwalił na chatę i obu odstrzelił. - uśmiechnął się pod nosem Lil.

- Tia, a potem wpłacałbym za ciebie kaucję? Nie ta droga.

- Yhm.

Dalszą drogę przebyli bez słowa. Rozstali się pod leżącymi obok siebie swoimi domami i rozeszli.

 

Siedział na masce starego samochody należącego do dilera, z którym ostatnia transakcja nie udała się. Teraz, po wyjściu z aresztu nie miał pieniędzy i musiał kombinować. Wiedział, że policja będzie go obserwować, dlategoteż nie mógł pozwolić sobie na żadne napady czy kradzieże. W końcu diler pokazał się pod domem. Było ciemno, okoliczna latarnia nie działała. Najwyraźniej go nie zauważył, bo wsadził klucz do zamka drzwi, chcąc je otworzyć.

- Duck! - zawołał oddalony o około sześć metrów.

- Hej. - diler lekko zakłopotany odszedł od drzwi, próbując wymknąć się ze spotkania.

- Gdzie mój towar? - od razu przeszedł do rzeczy.

- Nooo... Sprzedałem. - opuścił głowę.

- A kasa? Chcę moją forsę.

- Nie mam...

- Jak to kurwa nie masz!?!

- Napadli mnie... - skłamał.

- Duck, kurwa! Chcę moje pieniądze!

- Napadli mnie i pobili! Nie widzisz moich śladów, bo jest ciemno. - próbował uniknąć zapłaty - Mam problemy z gangami!

- I będziesz miał kolejne! Wiem, gdzie mieszka twoja matka. Zaraz moi kumple z Crips zajmą się twoją rodziną. Jeden telefon i wszyscy jesteście martwi. Chcesz tego?

- Nie, al...

- Zamknij pysk i dawaj kasę!

- Nie...

Lil zeskoczył z samochodu dilera. Był wściekły, potrzebował tych pieniędzy. Cofnął się o krok, po czym z całej siły uderzył Ducka w twarz.

- Aaaa... - handlarz upadł na trawę - Złamałeś mi nos!

- Zaraz cię całego złamię. Lawrencce i ekipa już pewnie szukają twojej matki! - odrażał się Lil, mówiąc całkiem na poważnie.

- Błagam!

Ponownie zaatakował dilera. Tym razem kopnął go w brzuch i schylając, uderzył ponownie w twarz.

- Oddam wszystko! Co do centa!

- Masz dwa dni. Później znowu się spotkamy.

Lil odszedł w swoją stronę, zły na Ducka.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Tanaris 31.01.2017
    Opowiadanie idzie do przodu ;D Lubię takie klimaty, więc z chęcią zobaczę, co potoczy się dalej *,* Zostawiam jednak 4.
  • Waldellano 31.01.2017
    Thx
  • Mam Amnezję 02.02.2017
    Lil' jest rasta?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania