Poprzednie częściW Szponach Władzy - Prolog

W Szponach Władzy - 2

Niski, szczupły chłopak przemierzył szybkim krokiem wagon i wszedł do kabiny maszynisty, zostawiając otwarte drzwi. Stanął za plecami siedzącego za kierownicą rudzielca i objął go lekko, kładąc brodę na jego ramieniu.

- Chcesz coś z automatu? – zapytał.

- Jeśli da się tam kupić kilka przespanych godzin… – niski głos Mata był bardziej zachrypnięty niż zazwyczaj.

- Wezmę ci energetyka – zadecydował Sean.

Poklepał chłopaka po ramieniu, po czym skierował się do wyjścia z pociągu, uśmiechając się promiennie do Maeve i jej dzieci przed zejściem na peron.

Drobny chłopiec zeskoczył z siedzenia i pobiegł do przysypiającego rudzielca. Gdy tylko zobaczył, jak ten na niego spojrzał, zrobił teatralnie smutną minę.

- Znów zapomniałeś? – zapytał zawiedziony.

- Przepraszam, Carter, obiecuję, że następnym razem na pewno będę pamiętał – chłopak rozłożył bezradnie ręce.

- Mamo – chłopczyk odwrócił się do Maeve. – Mat znowu zapomniał o samochodziku dla mnie.

Kobieta już miała odezwać się w obronie znajomego, lecz wyręczył ją wracający do pociągu Sean.

- Lubisz spać przez pół podróży, prawda? – zapytał malca, rzucając przy okazji Matowi puszkę.

Carter pokiwał głową.

- A wiesz, że my prawie nie mamy czasu na spanie? – Sean wziął chłopca na ręce i spojrzał mu w oczy. – Jesteśmy bardzo zmęczeni – mówił powoli i łagodnie. – Jak tylko będziemy mieć czas na coś innego niż jazda, obiecuję, że przypilnuję, aby Mat zrobił ci najładniejszy samochodzik w krainie. Zgoda?

- No dobra… – chłopczyk przygryzł dolną wargę.

- Chcesz batonika? – zapytała jego siostra, Avery, wyciągając z torby ich matki słodycze.

Carter prawie skoczył, ale Sean zdążył go w porę odstawić na ziemię. Czterolatek miał po ojcu zamiłowanie do słodyczy i był zdolny zrobić dla nich wszystko.

Pociąg ruszył, a Sean usiadł na siedzeniu naprzeciw trójki pasażerów i zamknął oczy. Miał za chwilę sprawdzać bilety i zupełnie nie wyglądał na kogoś, kto był do tego uprawniony; miał na sobie bluzę zespołu As I Lay Dying, która prawdopodobnie straszyłaby Cartera i Avery, gdyby nie byli przyzwyczajeni do wszystkich obywateli ich państwa noszących koszulki i bluzy metalowych zespołów. Maeve patrzyła na pseudokonduktora ze współczuciem, bo wiedziała, że przechodził przez ciężki czas w życiu i nic poza uwolnieniem wszystkich z tego miejsca nie mogło mu pomóc.

Gdy pierwsi ludzie z nadnaturalnymi zdolnościami pojawili się na świecie, równo z ich mocami zostały odkryte trzy magiczne krainy, a władze państw całego świata podpisały porozumienie, aby wysyłać ich wszystkich do tych trzech miejsc, aby nie mieszali się z „normalnymi” ludźmi, lub nie mogli zrobić im przypadkiem krzywdy. Nikt nie wierzył w to, że nie będą używać swoich zdolności, nikt już nie traktował ich jak ludzi. Nie byli darzeni żadnym zaufaniem, dlatego w momentach, gdy zostawali nakryci na posiadaniu magicznych mocy, byli łapani i wsadzani do więzienia, z którego mogli wyciągnąć ich tylko Vin, Seth lub Kungen – co i tak nie dawało szansy na powrót do domu. Stawali się obywatelami nowych państw, stworzonych przez niedoświadczonych ludzi, utrzymywanych z brutalnych walk smoków. A jeśli przez miesiąc nikt ich nie wybierał, trafiali do laboratorium, aby zostać przedmiotem badań. O nikim, kto takie badania przeszedł, nie słyszano, aby wyszedł z tego w pełni władz umysłowych.

Najgorsze dla Seana, Mata i ich przyjaciół było to, że rząd i naukowcy próbowali im wszystko wytłumaczyć. Ich zdaniem cała przyjaźń, którą zawiązali przed trafieniem do tego miejsca, pojawiła się właśnie dlatego, że ich magiczne zdolności instynktownie się wyczuły i nakazały im się zakolegować. I to było dla nich o wiele gorsze niż przydzielanie im kiepskich prac, czy mówienie im, co mają robić.

Sean westchnął teatralnie, podnosząc się z miejsca.

- Nienawidzę tej roboty – poskarżył się, po czym nieuważnie sprawdził bilety Maeve i jej dzieci, wiedząc, że i tak zawsze cała ich rodzina, łącznie z Kasparem, była uczciwa jak tylko się dało.

Kobieta lubiła swoich dwóch młodszych o prawie dziesięć lat kolegów, tak samo resztę ich paczki, mimo, że tamtych zdecydowanie mniej znała. Nie rozumieli się jednak na jednej podstawowej płaszczyźnie – oni przez cały czas tęsknili za domem, podczas gdy ona nigdy nie uznawała miejsca, z którego ją tu sprowadzono, za dom. Nie trafiła wcześniej na przyjaznych jej ludzi, więc gdy rząd odizolował ją od większości świata, nie miała temu nic przeciwko, bo mogła poznać kogoś innego. W życiu najbardziej marzyła o założeniu rodziny i gdy jej się to udało, czuła się, jakby wszędzie mogła być szczęśliwa, byle tylko z Kasparem i dziećmi.

Oczywiście ledwo po poznaniu Kaspara przesiąkła do reszty jego poglądami. Zgadzała się z nim, uważała, że byli dyskryminowani i pozbawiani wielu praw. Wspierała swojego chłopaka we wszystkich jego działaniach, była gotowa zgodzić się na wszelkie jego plany, ale zwyczajnie nie czuła całej tej frustracji związanej z tym, jak byli traktowani przez rząd. To, jak obecnie żyła, było o wiele lepsze niż jej wyobrażenia o przyszłości, które snuła będąc na wolności.

- Mamo, chcę misia – Carter rozłożył bezradnie brudne od czekolady rączki.

Maeve bez słowa wytarła ręce synka chusteczką, po czym wyciągnęła pluszaka z torby i podała mu go. Miś był stary, chropowaty i już dwa razy szyty, ale chłopiec nie miał innego, bo nikt z rządu nie mógł się dowiedzieć o tym, że Maeve i Kaspar mieli dzieci – a nie mieli jak inaczej wytłumaczyć sprowadzania kilku zabawek do ich państwa. Mimo tego, czterolatek zasypiał w okamgnieniu jak tylko przytulił swoją ledwo trzymającą się w całości zabawkę.

Sean wrócił do przedziału i niemal od razu położył się na siedzeniu jak na łóżku. Naciągnął kaptur na głowę i skulił się najbardziej jak potrafił; już czuł, jak zaczynało mu się robić ciepło i wygodnie, gdy nagle zdał sobie sprawę, jak bardzo przeszkadzał mu szum, który sam spowodował, nie zamykając drzwi do wagonu.

Otworzył oczy i wyciągnął przed siebie rękę. Drzwi najpierw głośno zaskrzypiały, a po chwili zasunęły się z hukiem.

- Co tam u ciebie? – zagaiła Maeve.

- Nadal żyję – odpowiedział bez entuzjazmu Sean.

Podniósł się do pozycji siedzącej i w tym momencie kobieta poczuła się winna, że zabrała mu okoliczność do odpoczynku, ale znała go na tyle, aby wiedzieć, że gdyby nie chciał z nią rozmawiać, po prostu by nie kontynuował.

- Nie mamy od nich żadnych informacji od prawie dwóch tygodni – powiedział, poprawiając wpadającą mu do oczu grzywkę.

Maeve zacisnęła usta w cienką linię i wbiła wzrok w podłogę.

- To, że coraz rzadziej ich widujemy, wcale nie sprawia, że przyzwyczajamy się do tego, że są gdzie indziej – przyznał chłopak, tonem, jakby wyjawiał sekret. – Ale jeśli o mnie chodzi, chciałbym po prostu teraz wiedzieć, czy żyją.

- Może zostali ostatnio przyłapani przy jakichś kontrolach? – zasugerowała Maeve. – Mogę spróbować zapytać króla, jak będzie okazja.

Spojrzał na nią z taką nadzieją w oczach, że aż zrobiło jej się ciepło na sercu na myśl, że mogłaby mu pomóc.

- Dzisiaj jest okazja – zameldował. – Ogłaszali koncert na ostatnią chwilę.

Kobieta spojrzała na swoją córkę, która już podejrzewała, co się święci.

- Wysiadamy o jeden przystanek wcześniej – oznajmiła.

 

Wszędzie wokół zrobiło się ciemno, a chwilę później jeden snop światła padł na siedzącego na tronie króla. Zapadła cisza. Kungen zagrał jeden akord, po czym uniósł prawą rękę w geście powitania. Reszta zespołu została oświetlona dopiero wtedy, gdy ich instrumenty dołączyły się do piosenki.

Alex zrobił wielkie oczy, gdy zobaczył wskakującego na scenę długowłosego mężczyznę w kapeluszu. Jego makijaż wyglądał, jakby właśnie uciekł z cyrku, ruchy sceniczne momentami również. Johannes wziął ze statywu mikrofon i wzbudził podziw już pierwszymi wyśpiewanymi dźwiękami.

Nowicjusz stał na tyłach i przyglądał się wszystkiemu z niedowierzaniem. Zasiadający na tronie samozwańczy władca rzeczywiście zebrał wszystkich słuchaczy metalu, których się dało, do swojego państwa. To nie były plotki. To miejsce istniało naprawdę.

Muzyka zespołu króla jednak nie była niepodważalnym metalem. Brzmiała bardziej jak power metal zmieszany z country, ale była dobra. Tak dobra, że Alex przez moment zapomniał o tym, w jak beznadziejnej sytuacji się znajdował, ale fragment tekstu przerwał to uczucie.

To twoje ostateczne odrodzenie.

„Błagam, nie”, pomyślał chłopak, „nie ostateczne. Chcę jeszcze jedno”.

- Jesteś nowy? – usłyszał czyjś głos.

Spojrzał na tego, kto zaczął do niego mówić. Nie pasował do reszty publiczności – miał zwyczajne, krótkie włosy, czarną koszulkę bez rękawów, dżinsy i trampki. Przez okulary, które miał na nosie, wyglądał na pilnego studenta jakiegoś ścisłego kierunku, a nie na człowieka-hybrydę, który władał magiczną mocą i słuchał metalu.

Alex pokiwał głową.

- Z doświadczenia mogę ci powiedzieć, że szybko przestaniesz się ich bać. Da się do nich przyzwyczaić. A wokalista jest w rzeczywistości całkiem mądrym człowiekiem, tylko działa jak współczesna dziewczyna – im więcej makijażu, tym mniej rozsądku.

Nowicjusz zamrugał oczami, nie wiedząc, co mówić. Poza tym, obawiał się, że był zbyt nieśmiały, aby przekrzykiwać piosenkę.

- Jestem Dan – powiedział „student”.

Uścisnęli dłonie i w momencie, kiedy się przedstawił, Alex przypomniał sobie o rozcięciu na swojej ręce.

- Nie wiem, co mam robić – przyznał, gdy brawa po pierwszej piosence ucichły.

- Znaleźć kogoś, z kim możesz mieszkać, spróbować się tu zaklimatyzować – zasugerował Dan. – I może dać sobie zabandażować tą rękę, bo trochę kiepsko wygląda.

Czarnowłosy wbił wzrok w podłogę, jakby został za coś zganiony.

- Chodź – „student” wskazał palcem lewą stronę publiczności. – Znam kogoś, kto zawsze ma apteczkę przy sobie.

Następna piosenka po kilku wstępnych dźwiękach rozbrzmiała hucznie, sprawiając, że nowicjusz wpadł w lekką panikę, próbując dogonić nowego znajomego. Wymijał ludzi w skórzanych kurtkach i koszulkach z zespołami, próbując nie zgubić człowieka, za którym podążał. Wciąż nie mógł uwierzyć w to, że to działo się naprawdę. Jeszcze dwa dni temu jechał sobie spokojnie tramwajem do dziewczyny, kiedy nagle przez przypadek zamroził swój telefon. Kamery to zarejestrowały. Nie miał jak się tego wyprzeć.

Nie był zorientowany w tym świecie – nie podejrzewał, że kiedykolwiek do niego trafi. Odkąd będąc małym dzieckiem usłyszał w telewizji o piątce chłopców ze Szwecji, którzy używali dziwnych mocy i przez to zostali wysłani do innego świata, uznał to za absurd, z którym na pewno nie będzie miał nic wspólnego. I tak oto gonił wyluzowanego nowego kolegę wśród dźwięków całkiem dobrej, lecz w obecnym momencie przerażającej dla niego piosenki, skomponowanej przez piątkę już dorosłych mężczyzn ze Szwecji, którzy najwyraźniej czuli się w tym miejscu jak w domu.

Nie wiem, dokąd idziemy

Lepiej iść, nie wiedząc

W tym momencie Alex zaczął ich tak postrzegać. Gdy ich tu sprowadzono, nie mieli szans na ucieczkę – więc postanowili urządzić się w tym miejscu najlepiej, jak potrafili. Udawali, że wszystko było dobrze, ale może właśnie to udawanie utrzymywało ich przy życiu.

Dopiero po chwili, gdy się zatrzymali, chłopak zorientował się, że młoda kobieta siedząca na schodach z dwójką dzieci, była tą, o której mówił Dan. Nie chciał z nią rozmawiać, ale musieli się sobie przedstawić, a lekarka była skora do rozmowy i jakimś trafem postawiła sobie za cel uspokojenie go jako nowego obywatela.

- Grasz na czymś? – zapytała.

- Perkusji – przyznał nieśmiało Alex.

- O – Maeve założyła opatrunek na ręce chłopaka i schowała apteczkę do plecaka. – Mój ulubiony pacjent ma zespół, który cały czas szuka perkusisty.

Alex nie wiedział, co odpowiedzieć, więc ucieszył się ogromnie, gdy Dan zaczął mówić.

- Nic nie wiesz o Chaosie?

Maeve zrobiła wielkie oczy.

- Nie. Co się stało?

- Wczoraj w Dolinie Niebieskich Mgieł potwór pogryzł go do wnętrzności. Chłopaki w szpitalu zeszyli mu wszystko, ale nie odzyskał przytomności. Podobno równie dobrze może się obudzić, jak i nie.

- Nie – lekarka ukryła twarz w dłoniach, po czym nerwowo odgarnęła włosy. – Muszę tam iść.

- Uważajcie na siebie – powiedział Dan, widząc z jakim zdezorientowaniem Avery i Carter zaczęli podnosić się z miejsc.

Gdy tylko kobieta pożegnała się z nimi i pognała przed siebie, Alex poczuł, jakby coś wbiło go w grunt. Przez cały czas powtarzał sobie, że przynajmniej trafił do tego państwa, w którym zdarzało się najmniej wypadków, w którym była największa szansa, że nic poważnego mu się nie stanie. I to jedno pocieszenie, którego trzymał się jak ostatniej deski ratunku, momentalnie runęło.

Następne częściW Szponach Władzy - 3

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania