Wadliwa partia 3/3
POTWÓR BEZ ZĘBÓW
Nie chciałem i nie umiałem już zostawić jej samej choćby na chwilę. Byłem jednocześnie przerażony i w jakiś sposób… dumny. Nie do końca potrafiłem to wszystko pojąć, ale ostatecznie, mimo sprzeciwów Rosy, ustaliliśmy, że pójdziemy do hotelu dziś w nocy, tuż przed Godziną Wilka. Jeśli dopisze nam szczęście może odnajdziemy to, po co przyszliśmy, zanim Dentysta się zorientuje. Jeśli nie… cóż, musieliśmy być gotowi na wszystko. Przez cały czas martwiłem się o Rosę, więc nie puszczałem jej ręki. Jednym uchem słuchałem, jak Nox ostrzega przed pustym szybem po windzie, gruzem na podłodze, uszkodzonymi schodami czy basenem bez wody, ale jakoś nie mogłem się skupić. Teraz wiem, że powinienem był być ostrożniejszy i że ten jeden raz zaufałem za bardzo. Rosa dawała mi znaki niemal bezustannie, a ja postanowiłem je ignorować.
Nie pytaj mnie, co tak naprawdę planował Nox. Nie pytaj, czy go rozumiem, ale nie mam wątpliwości, że kiedy niespodziewanie skończyłem sam na dnie tego pustego szybu, to właśnie jego ręka się do tego przyczyniła. Nie wiem, jak długo leżałem nieprzytomny, ale do świadomości przywołał mnie krzyk – natychmiast zrodziło się we mnie przekonanie, że to głos Rosy, choć ona była przecież niema. A jednak krzyczała, długo i przeraźliwie, gdzieś na granicy przytomności, a może tylko w mojej głowie. Próbowałem wstać, ale lewa noga natychmiast eksplodowała bólem. Było mi wszystko jedno, chciałem czym prędzej znaleźć Rosę i przeprosić, że jej nie posłuchałem. Musiałem mieć pewność, że jest dla nas jeszcze nadzieja. Musiałem…
Nie potrafiłbym określić, jak długo tam błądziłem, w niemal całkowitej ciszy. W pewnym momencie podłoże zrobiło się dziwnie lepkie, doczołgałem się do czegoś, co uznałem za nogę od stołu i spróbowałem wstać. Na blacie znalazłem jakieś dziwne dłuto i młotek, a obok nich… cóż, wyglądało na to, że to tu Dentysta tworzył te swoje sztuczne szczęki, bo jedną z nich z obrzydzeniem zrzuciłem na podłogę. Chwilę później sam także upadłem, potknąwszy się o coś dużego, leżącego obok.
Tak dobrze znałem jej dłonie, że rozpoznałbym je wszędzie. Zbyt dobrze. Podobnie jak policzki i czoło, teraz zimne i wilgotne, jak w dniu, w którym pierwszy raz się spotkaliśmy. Nie, to nie jej skóra była wilgotna, tylko moje usta, gdy ją całowałem – słone od łez. Oto nadszedł ten dzień, w którym umarła moja ziemia, a ja żegnałem ją szlochem.
Dopiero po chwili odkryłem, że jedna z tych doskonale znanych mi dłoni mocno zaciskała się na jakimś niedużym, gładkim pudełku. Choć wyczułem na nim wypukłe oznaczenia i tak nic mi one nie mówiły. Po kilku próbach zdołałem je otworzyć, by odkryć, że w środku kryją się dwa niewielkie, podłużne przedmioty. Po dokładniejszym zbadaniu rozpoznałem w nich zabezpieczone strzykawki. Nie miałem pojęcia, czy cokolwiek było w środku, nie mogłem tego sprawdzić, ale serce automatycznie podeszło mi do gardła. Zrozumiałem, że przecież po to tu przyszedłem, a te dwie strzykawki prawdopodobnie mogłyby zapewnić mnie i Rosie nowy dom i nowe, lepsze życie. Gdyby tylko Rosa miała jeszcze szansę…
Przez chwilę rozważałem, czy nie powinienem odszukać Noxa i spróbować odkryć, co naprawdę się wydarzyło. A potem, sam nie wiedząc czemu, wyjąłem ostrożnie jedną ze strzykawek. Gdybym chociaż wiedział, jak to działa, gdybym miał choć strzęp nadziei, że mogę ją uratować… Gdybym mógł ocalić nas, nic innego nie miałoby znaczenia.
Zostałem sam w miejscu, z którego nie znałem wyjścia. Sam z myślą, że wszystko zniszczyłem i nikt nigdy po mnie nie przyjdzie. Z myślą, że wraz z nocą skończy się moja ostatnia warta, tak czy inaczej.
Może tak będzie lepiej? Może…?
***
– Doktorze Ganzberg? – odezwała się samotna głowa w drzwiach gabinetu. – Właśnie ich przywieźli.
– Ilu? – Ganzberg odchylił się lekko na krześle.
– Troje… jak sądzę.
– Sądzisz czy wiesz?
– Mamy się nimi zająć?
– Byłbym wdzięczny. – Twarz wykrzywił mu kwaśny uśmiech. – A co z Dentystą?
– Chyba go jeszcze nie znaleźli. Ferguson twierdzi…
– Nieważne. – Ezra Ganzberg wzruszył ramionami. – Sam pomówię z Fergusonem. Bądź łaskaw zająć się swoją robotą i niczego nie spierdolić, LaRocca. Proszę.
– Może powinienem powiadomić dyrektora Trappa?
– Nie ma potrzeby go niepokoić, póki nie dowiemy się czegoś naprawdę przydatnego. Na tłuste okazy potrzeba porządnej przynęty. Idź już, za chwilę do was dołączę.
– Ma się rozumieć, szefie.
LaRocca był prawdopodobnie jedyną osobą na świecie, która potrafiła potknąć się o próg zamykając drzwi. Właściwie potrafił potknąć się nawet o własne nogi, ale od dawna nikogo to już nie dziwiło.
Ezra Ganzberg z uśmiechem pokręcił głową. Czuł się już tym wszystkim zmęczony, a z każdą kolejną chwilą coraz trudniej było mu to ukryć. Powoli wysunął szufladę z biurka i sięgnął po leżącą w środku zabezpieczoną strzykawkę. Przez kilka długich chwil obracał ją w palcach, wpatrując się w lśniący wewnątrz płyn, nim ostatecznie odłożył z powrotem na miejsce. Opuścił podwinięte rękawy koszuli i z cichym westchnieniem wstał z krzesła.
*
Wiesz, jak smakuje raj?
Jak czekolada, której nigdy nie pozwolono ci skosztować w dzieciństwie.
Komentarze (9)
Szkoda, że tak szybko się skończyło→Pozdrawiam:)→5
Raz jeszcze dziękuję i pozdrawiam! ;)
Na szczęście jest jeszcze ostatnie zdanie. Bardzo ładna sentencja, która kryje w sobie pułapkę. Otóż niektórzy mieli dzieciństwo w latach osiemdziesiątych, gdy zamiast czekolady były tzw. wyroby czekoladopodobne. Jeśli raj miałby smakować jak ta peerelowaska czekolada, to byłbym zadowolony, że nie pozwolono mi go/jej skosztować ?
A jednak krzyczała, długo i przeraźliwie, gdzieś na granicy przytomności, a może tylko w mojej głowie... czyżby na chwilę odzyskała głos?
Czy Nox to wszystko zaplanował? - to właśnie jego ręka się do tego przyczyniła. I gdzie on jest?
Nox, samozwańczy lekarz wszystkich możliwych specjalności, zaczytujący się w niezliczonych poradnikach choćby częściowo powiązanych z medycyną, starał się oczywiście dokonać natychmiastowej diagnozy problemu i wziął sobie za punkt honoru znalezienie rozwiązania... zagadkowe teraz się wydaje.
Koncowa scena nasuwa różne skojarzenia. Dlaczego doktor Ganzberg zrezygnował z wstrzyknięcia sobie srebra? Bo chyba tak? Kto to jest Ferguson i LaRocca.
Wiemy, że nigdy nie poznaliśmy prawdziwych imion. Muszę jeszcze raz wrocić do ciebie i dokładnie spojrzeć. Niedomówienia i skojarzenia.
Wiesz, jak smakuje raj?
Jak czekolada, której nigdy nie pozwolono ci skosztować w dzieciństwie... cudne.
Pozdrawiam
Bardzo dziękuję za dzielne przebrnięcie przez całość i pozdrawiam serdecznie. ;)
Kiedyś, dawno temu, było tu na opowi takie opowiadanie, w którym cała trójka - Trapp, jego żona i Ganzberg mieli całkiem sporo miejsca, więc coś tam można było się o nich dowiedzieć - odesłałabym Cię teraz do niego, ale nie zostało skończone i usunęłam je stąd.
Ta Twoja dodatkowo interpretacja, uwzględniająca zmianę płci faktycznie trzymałaby się kupy i byłaby fajnym smaczkiem, choć zupełnie inną strategię miałam w głowie. :D A jeszcze wracając do tej czekolady - faktycznie jest w tym pewna pułapka, aczkolwiek tu bym to bardziej rozpatrywała pod kątem wyobrażenia dziecka o czekoladzie, której nie skosztowało - mogą wszakże przewyższać znacznie jej faktyczny smak. ;)
Cóż, może się kiedyś wezmę faktycznie za jakąś kontynuację i coś tam jeszcze powyjaśniam... Zobaczy się. Dzięki wielkie za przebrnięcie przez wersję obecną. ;)
Bardzo dziękuję za poświęcony czas i podzielenie się opinią i odczuciami - jest to dla mnie bardzo pomocne. Pozdrawiam serdecznie. ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania