Poprzednie częściWarcraft - Krucjata - Prolog

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Warcraft - Krucjata - Rozdział 2

Rozdział 2

Pogrom

3 miesiące później

 

Kingsdown było miasteczkiem portowym, leżącym u wybrzeży lasu Silverpine. Nie wyróżniało się ono niczym niezwykłym. Dominowały szare jednopiętrowe domki, czasem można było dostrzec kościół czy kilka karczm. W miasteczku były właściwie tylko dwa miejsca warte zobaczenia: siedziba rajców, oraz port, który od czasów nawiązania kontaktów z Nocnymi Elfami przynosił coraz większe dochody. Oczywiście do czasu zerwania stosunków dyplomatycznych z Lordaeronem. Mimo wyraźnego spadku handlu w porcie, Kaldorei i tak zawijali do portu, gdyż dla wielu właścicieli statków wschodnie królestwa dalej były świetnym rynkiem zbytu, gdyż był tam duży popyt na towary pochodzące z Kalimdoru.

 

Był już wieczór. W karczmie zaczeli zbierać się marynarze. Dominowali ludzie, lecz bez problemu można było dostrzec kilku elfów. Bywalcy siedzieli przy stołach,głośno rozmawiając i opróżniając kolejne kufle. Pracownicy doków byli znani ze swojego temperamentu, oraz hałaśliwego sposobu życia. Dla nich siła fizyczna była najprostrzym i najlepszym sposobem rozwiązywania problemów.

 

Przy jednym z dużych stołów pośrodku izby siedzieli zarówno ludzie jak i nocne elfy. Kaldorei nosili proste stroje, jakie w Kalimdorze można było kojarzyć z marynarzem. Ludzie byli natomiast ubrani w krótkie spodnie i białe koszulki, choć niektórzy chodzili bez nich, odsłaniając swe tatuaże. Przedstawiciele obu ras głośno się wykłócali. Mieszkańcy portowego miasteczka, wyraźnie pijani, żywo gestykulując, próbowali wyprowadzić Kaldorei z równowagi.

 

- Co wy możecie wiedzieć o morzu? - zapytał się tęgi marynarz z czerwoną bandaną. Założe się, że po jednym rejsie dostajecie świra, bo nie ma wokół was żadnych drzewek, by się za nimi schować!

- Kaldorei czują się pewnie i swobodnie zarówno w lesie, na palących piaskach pustyni, a także na morzu. Cały świat stoi przed nami otworem.

- No i właśnie szkoda, gdyż jak na razie to ten świat nie ma z was pożytku. Chwalicie się swoim wiekiem, ale tak naprawde

jesteście miękkimi cipkami. Pozwalacie, by baby wami rządziły!

- Nasze kobiety są silne i mężne, i nie widzę powodu, dla którego nie miałyby one sprawować władzy. Założe się, że niektóre z nich są mocniejsze od was.

- Odszczekaj to, kurwa! - warknął doker z bujną, siwą brodą.

- Nie mam najmniejszego zamiaru.

- No to wydaje mi się, że mamy problem. - odparł ktoś z końca stołu. Właśnie nas obraziliście, a my nie odpuszczamy takich zniewag.

- No i co zamierzacie z tym zrobić?

- Mogę obić ci mordę tak bardzo, że rodzona matka cię nie pozna!

- Możesz spróbować.

 

Gdyby marynarz wiedział, do czego on i jego koledzy przyczynią się, atakując elfy w karczmie, ugryzłby się w język i wyszedłby z sali w pośpiechu. Jednak nie mógł on przewidzieć przyszłości, a alkohol i plotki podbudzały w nim wrogość do Kaldorei. Tak samo było z wieloma innymi poddanymi króla. Nocne elfy były niepopularne na wschodzie. Bano się tam ich imperialnych ambicji, z pogardą patrzono na ich odmienna kulturę, a także religie.

 

W karczmie wybuchła bójka. Ludzie rzuciły się na elfy. Próbowały one stawiać im opór, lecz ludzi było co najmniej trzykrotnie więcej. Kaldorei powoli cofali się w kierunku wyjścia. Jako że po drodze udało im się ogłuszyć kilku napastników. marynarze byli już podwójnie wściekli. Wszyscy wybiegli na ulice. Nocne Elfy ruszyły do swych statków i noclegowni, a ludzie do swych znajomych w domkach. Podburzyli oni mieszkańców miasteczka, a ci zbici w większą grupę ruszyli w kierunku portu, głośno krzycząc i skandując. Uzbrojeni byli w widły, haki, siekiery i noże, słowem wszystko, co mogło posłużyć do zabijania. Dotarli oni do części portu, w której było najwięcej elfów. Wtedy zaczął się pogrom. Mieszczanie zaczeli w morderczym szale zabijać nocne elfy. Podrzynano im gardła, miażdżono głowy, zakłuwano na śmierć. Ulice stały się piekłem. Tłuszcza wchodziła także do pokoi elfickich kapitanów,i zabijała ich w łóżkach, gdy ci jeszcze budzili się ze swojego dziennego snu. Ci którzy mogli, uciekali na swe statki, i pośpiesznie odpływali, ratując swe życia.

 

Kilka tygodni później, w Imperium Kaldorei, niedaleko Drzewa Świata.

 

Sala narad w Świątyni Elune została zbudowana w razie, gdyby głowa imperium musiała naradzić się ze swymi najwyższymi podwładnymi. Tej nocy był ku temu idealny moment, gdyż od powrotu marynarzy do Kalimdoru w elfickim państwie wrzało. Elfy nie mogły sobie wyobrazić jak ludzie mogli dopuścić się takiego bestialstwa. W porcie w Kingsdown zgineło 113 marynarzy, w tym kapitanowie statków, bardzo utytułowane i poważane w imperium persony. Zostali oni obwołani męczennikami bogini. Nietrudno się domysleć, że lud chciał krwi. Napięcie sięgało zenitu.

 

Pośrodku stołu siedziała arcykapłanka Tyrande. Dalej była ona ubrana w swoją bogato zdobioną białą suknie. Siedziała zamyślona, ze złączonymi dłońmi, zastanawiając się, co należy w tej sytuacji zrobić. Wokół niej siedzieli przedstawiciele jej władzy, czyli kapłanki, urzędnicy, generałowie, oraz drudzi, reprezentowani przez jej męża, który siedział tuż obok niej.

 

- Ci ludzie w końcu zdjeli swoje maski - odparł jakiś generał. Udowodnili oni, że są prostakami i mordercami. Powinniśmy zrobić z nimi porządek. Wystarczy jeden kopniak w ich drzwi, aby ten ich zgniły Lordaeron rozpadł się zupełnie!

- Przede wszystkim nie możemy ulegać emocjom - odpowiedział mu elf w czarnym płaszczu. One nigdy nie są dobrym doradcą. Musimy objaśnić tą sprawę z oficjalnymi przedstawicielami ich królestwa, szkoda tylko, że w marcu odprawiliśmy ich z kwitkiem.

- Panowie, zaczekajcie z przemyśleniami do czasu powrotu naszej minister - oznajmiła Arcykapłanka.

 

Elfem w czarnym płaszczu był Jarod Shadowsong, jedna z najważniejszych person w Imperium Kaldorei. W czasie wojny Starożytnych służył on w armii lorda Ravencresta, głównego organizatora obrony przeciwko demonom. Gdy lord poniósł śmierć, to właśnie Jarod zmobilizował elfy do dalszego oporu, a w konsekwencji do zwycięstwa. Został on obwołany bohaterem narodowym, jednak elf zawsze zachowywał dystans wobec Tyrande. Tak jak jego siostra Maiev, obawiali się jej żądzy władzy i umiejętności kontrolowania mas. Służył on w armii dla swej rasy, a nie dla grupy wpływowych kapłanek.

 

Drzwi do sali narad otworzyły się i do pomieszczenia weszła Arystyda Leanstar, wysoka kapłanka w służbie Tyrande. Była ona ministrem spraw zagranicznych.

 

- Trochę ci to zajęło - powiedziała Tyrande obojętnym głosem. Mam nadzieje, że dobrze wykorzystałaś ten czas.

- Właśnie rozmawiałam z ambasadorami Gilneas i Kul’Tiras. Oba państwa potępiają pogrom w Lordaeronie i odcinają się od niego. Życzą sobie, by ten występek nie wpłynął na nasze relacje.

- Przejdź do rzeczy. Dobrze wiesz, o co nam chodzi.

- Obojga ambasadorów zadeklarowało, że w razie ewentualnego konfliktu zbrojnego, te, jak zawsze, zachowają neutralność.

 

Pośród uczestników narady można było słyszeć szepty. Malfurion zaczął odczuwać lęk. Jako przywódca Kręgu Cenariusa, umiał on docenić wartość życia. Tym bardziej obawiał się on wojny ze wschodem. Przywódcy zawsze mówią o walce za ojczyznę, lecz nigdy o umieraniu za nią, pomyślał. Arcydruid ujął dłoń swojej żony i powiedział do niej:

 

- Tyrande, prosze, zastanów się nad całą tą sytuacją. Rozmawiamy w tej sali o konfliktach tak swobodnie, jakby były one dla nas codziennością. A przecież tak nie może być. Jeżeli wypowiemy ludziom wojne, to nie przyniesie ona nic dobrego. Zginą tysiące, nie, setki tysięcy niewinnych ludzi, a w całym Azeroth będą postrzegać nas jako najeźców i tyranów.

- Arcydruid ma rację - dodał Jarod. Nasz wizerunek i tak nie jest już najlepszy. Poza tym, wojna to wątpliwy pomysł także ze względów strategicznych. Od Lordaeronu dzielą nas tysiące mil morskich, więc nie będziemy mogli wysyłać tam regularnych posiłków i zapasów. Sam Lordaeron jest w sojuszu obronnym ze swoimi sąsiadami. Wojna z nim oznacza wojne z większością wschodu. Poza tym, mamy do ochrony nasze własne granice. Jeżeli wyślemy większość naszych legionów na wschód, to jak obronimy nasz lud na południu przed najeźcami?

- Ty tchórzu! - warknął do Jaroda jakiś generał, W każdej chwili możemy wystawić dwa razy więcej żołnierzy niż ten ich zasrany sojusz! Boisz się walczyć? Gdzie podział się twój honor?

- Mylisz tchórzostwo z rozsądnym wybieraniem walk, generale. Prosze mi powiedzieć: gdzie można znaleźć honor w porażce?

- Prosze skończyć tą dziecinną kłótnie. - stanowczo przerwała wojskowym Tyrande. Chciałam tylko przypomnieć, że to ja zostałam wybrana na wieczną przywódczynie Imperium Kaldorei, i to do mnie należy ostateczna decyzja. A to dobrze się składa, gdyż doskonale wiem, co muszę zrobić.

 

- Od kiedy odkryliśmy wschodnie królestwa, wszyscy wiedzieliśmy, że prędzej czy później, będziemy musieli stoczyć z nimi wojnę. Może niektórzy dalej nie chcą się do tego przyznać, ale myślę, że każda osoba w tej sali, w duszy zgodzi się ze mną. Ze wschodem dzieli nas praktycznie wszystko. Oni dalej utrzymują swego gnuśnego i despotycznego monarchę, my swojej pozbyliśmy się już dawno temu. My zakazaliśmy używania magii arkanicznej, oni wręcz przeciwnie, chłepią się nią. W Lordaeronie musiała powstać nawet specjalna organizacja, która zajmuje się tropieniem i zabijaniem demonów i ich kultystów. Gdy wygnaliśmy Quel’Dorei z naszego imperium, ludzie ich przygarneli, i pozwolili, by sączyli im jad w swe uszy. Podczas gdy my czcimy naszą boginię Elune, której misje codziennie wypełniamy, oni powierzyli swe życie bezosobowemu Światłu.

- Lordaeron sam wybrał tą ścieżkę. To oni chcą zdestabilizować nasze imperium. Pogrom na wschodzie nie był jakąś tragedią. Była to próba dla naszej rasy. Ludzie rzucili nam wyzwanie, mówiąc prosto w oczy: no i co z tym zrobicie? Oczekują, że nie zrobimy nic. To pokaże reszcie Azeroth, że jesteśmy słabi. Że nie potrafimy bronić swych własnych obywateli. Od tego może zacząć się początek końca naszego imperium. Dzikie ludy na południu, zachęcone naszą wrażliwością, zaczną najeżdżać nasze przygraniczne ziemie ze zdwojoną siłą. Nasze prowincje zaczną ogłaszać niepodległość, wprowadzając monarchie, lub co gorsza, tą nową ideologie, socjalizm. Władza w rękach chłopów i mieszczan, toż to herezja. To prawa naszej bogini doprowadziły nas do wielkości.

- Panowie, panie, dopóki żyje, a zamierzam żyć wiecznie, nie pozwolę, żeby nasza dumna rasa Kaldorei ugieła się przed aktem terroru jakiś barbarzyńców. Jesteśmy przecież dziećmi gwiazd, i to one są nam pisane. Tylko jak mamy ich dosięgnąć, skoro nie potrafimy przyjąć wyzwania bandy prostaczków? Na mocy prawa nadanego mi przez Elune, ogłaszam Wielką Krucjatę przeciwko królestwu Lordaeronu, i wszystkim jego sojusznikom, którzy ośmielą się mu pomóc. Od teraz, obowiązkiem każdego nocnego elfa jest wspomożenie wysiłków wojennych, czy to przez służbę w armii, lub wzmożonych wysiłkach w rolnictwie i przemyśle. Generałowie, macie miesiąc na zmobilizowanie legionów i ruszenie na wschód. Malfurionie, wysyłam cię do Księżycowej Polany. Skontaktuj się z Cenariusem i przekonaj go do wsparcia naszej sprawy.

 

- Tyrande - odpowiedział jej Malfurion, zrozum, że wypowiadanie wojen to jedno, ale wciąganie w nią półbogów to już inna sprawa. Ta krucjata go nie dotyczy. On jest strażnikiem przyrody, a nie naszych interesów.

- Potrzebujemy jego sług to wygrania tej wojny. Musimy mieć pomoc driad, chimer i drzewców. Dlatego właśnie wysyłam tam ciebie. Kiedyś byłeś jego uczniem, w czasach, gdy druidzi byli sektą chowającą się w lasach przed zbirami królowej Azshary. Przekonaj go. Powiedz mu, że wschód zagraża całemu Kalimdorowi, i podkreśl, co nasze imperium zrobiła dla druidów. Dobrze wiesz, że zawsze jego największą wadą było to, że miał do nas słabość.

- Dobrze, kochana. Uczynie, jak każesz.

 

- Skontaktuje się jeszcze z naszą minister propagandy - dodała arcykapłanka. W całym imperium nasz lud musi wiedzieć o nadchodzącej wojnie totalnej. Muszą uwierzyć, że mamy do wypełnienia wole bogini. Lecz teraz skończył się czas na rozmowy. Chce, aby wszyscy zajęli się ich wyznaczonymi zadaniami.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • DragoDam 06.10.2018
    "Nasze prowincje zaczną ogłaszać niepodległość, wprowadzając monarchie, lub co gorsza, tą nową ideologie, socjalizm."
    Po prostu świetne

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania