Wątły kwiat

Leżę w łóżku już od ponad roku. Gdy zaczęłam gorączkować, doktor kazał mi odpoczywać. Powiedział, że po paru dniach poczuję się lepiej, jednak od tamtego czasu jest tylko gorzej. Słabnę. Najpierw przestałam chodzić. Nie stało się to momentalnie, ale stopniowo moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Czasami po paru krokach padałam na ziemię, bo nie mogłam iść dalej. Ciągle mnie coś boli: zęby, żołądek, plecy. Zioła, które przynosi mi pan Saisegne, nie działają. Nie ma dla mnie lekarstwa. Wypadły mi włosy, więc mama zakłada mi chustkę na głowę. Mówi, że to po to, bym nie złapała kataru. Ja sądzę, że się mnie brzydzi. Ciągle odwraca wzrok, nie chce patrzeć na takiego potwora. Papa tak samo. Rzadko przychodzi do mojego pokoju. Podobno ma dużo pracy, ale ja znam prawdę. Moi rodzice już mnie nie kochają.

Nikt nie przenosi mnie do innego pomieszczenia od pięciu miesięcy. Boją się mnie ruszać, bo podobno mam kruche kości. Pokojówki co dwa tygodnie zmieniają mi pościel, ale starają się robić to jak najdelikatniej. Każdego poranka myją mnie miękkimi ściereczkami. Zmieniają pieluchę, jakbym była dzieckiem. Czuję się z tym bardzo źle. Co innego, gdy byłam zdrowa i pomagały mi przy kąpieli oraz zmianie odzienia. Kiedy człowiek nie może sam o siebie zadbać, właśnie tego pragnie najbardziej. Samodzielność stała się moim marzeniem. Jako że całymi dniami nie mam żadnego zajęcia, modlę się do Boga. Żarliwie wypowiadam każde słowo modlitwy. Czasem tracę głos, ale nadal proszę Go o cud. Gdy przychodzi do mnie ksiądz, pytam się, czy Pan Bóg mnie kocha. Wszyscy głęboko zarzekają się, że tak, oczywiście, przecież jestem jego dzieckiem. Kolejne kłamstwo. Opuścił mnie tak jak inni. On też już mnie nienawidzi, bo jestem chora, brzydka, obrzydliwa.

Jestem niszczona od środka. Ta choroba jest głęboko we mnie. To nie zwykły kaszel, lecz coś, co chce mnie zabić. Choroba odbiera mi wszystko, co ważne. Zdolność ruchu i decydowania o sobie. Rodzinę oraz przyjaciół – osoby, które były mi tak bliskie, ale uciekły ze strachu. Wiem, że Jacqueline i Myriam na pewno o mnie plotkują na piątkowych przyjęciach. Przecież nie mam już pięknych, złotych włosów, których mi tak zazdrościły, ani cudownych sukienek, które podziwiały. Może wygląd nie jest ważny, ale gdy człowiek staje się potworem, ludzie od niego odchodzą. Po co zadawać się z kimś takim? Jestem przecież tylko kłopotem. Trzeba się mną zajmować, pielęgnować, troszczyć. A i tak to wszystko na nic. Przecież umieram.

Nie, to nie wymysł obłąkanego umysłu. Moje życie się kończy jak dzisiejszy dzień. Słońce właśnie chowa się za horyzontem. Mimo że wzejdzie za parę godzin, ja już nie otworzę oczu. Skąd to przeświadczenie? Słyszałam, co mówił doktor Saisegne podczas rozmowy z maman. Nie da się mnie ocalić. Medycyna nie potrafi wyrwać mnie szponom Śmierci. Nie pogodziłam się z tym. Nie potrafię. Chcę żyć! Gdybym tylko miała siłę, łapczywie łapałabym każdy okruch życia, który mi pozostał. Dlaczego nikt mnie nie słucha, gdy szepcę, że nie chcę umierać? Czasem patrzą na mnie smutno, ale nie potrafią mi pomóc. Oddają mnie Śmierci bez walki.

Robi się już ciemno. Służąca chyba przyszła zapalić świece. Niech otworzy okno. Duszno mi. Gdzie powietrze? Czy ono też ode mnie uciekło? Jakiś krzyk, kroki, więcej krzyku. Proszę, oddajcie mi tlen! Rozpalone żelazo w moich płucach. Pali mnie. Czy… to… już?

— Cuspide! Cuspide, kochanie!

Kto to? Ma taki smutny głos. Nie chcę, by ktoś się martwił. Dlaczego mnie woła? Przecież tu jestem. O, już mogę oddychać. Ciężko łapię powietrze, słysząc, jak bardzo świszczący mam oddech. Ale w sercu nadal mnie boli. Gdybym tylko mogła powiedzieć, że już nie chcę cierpieć. Próbuję poruszyć wargami. To naprawdę trudne. Jestem taka zmęczona. Mamo, mogę iść spać?

— Cuspide!

Szloch. Dlaczego ta osoba płacze? Musi być bardzo słaba. Choć ja też nie mam siły, nie płaczę. Nie chcę nigdy smucić mamy i papy. Tak bardzo ich kocham! Chciałabym się z nimi pożegnać. Powieki mi ciążą. Obraz już nie jest taki wyraźny. Chyba widzę doktora, ale może mi się wydawać. Tato, mogę iść spać?

Znowu szybkie kroki. Coraz więcej głosów przy moim łóżku. Rozmawiają. Tak… to koniec…

— Przykro mi…

Dlaczego? Coś złego się stało? Dlaczego tak bardzo mnie boli?! Tu, w klatce piersiowej. Krzyczę. Proszę, niech przestanie… Łzy płyną mi po policzkach. Zamykam oczy, składam się z samego bólu. Mamo, tato, proszę, pozwólcie mi usnąć.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Neurotyk 14.05.2017
    W opowiadaniu nie ma nic, co juz nie zostaloby napisane milony razy - a w takim wypadu jedynie podejście do tematu dałoby różnicę - podejście nednak znów standardowe.

    Jedynym plusem jest poprawność językowa, z czym jest teraz różnie.

    3,5 to bardzo dobra ocena.

    Baj
  • Melqua 14.05.2017
    Nie twierdzę, że jest bardzo wyjątkowe. Ale lubię pisać o takich rzeczach. Zwyczajnych, można powiedzieć. :D
  • Neurotyk 14.05.2017
    Melqua :)
  • Antoni 14.05.2017
    Noworoczne
  • Melqua 14.05.2017
    Co masz na myśli?
  • Neurotyk 14.05.2017
    Melqua, Antoni jest pod wpływem :)
  • Melqua 14.05.2017
    Neurotyk Okej :b

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania