"Wędrówka dusz"-Rozdział III-Tom III-Rozłąka,walka dwóch kultur..

– Mogłabyś już ze mnie zejść? Odczuwam pewną dozę przyjemności, lecz moja głowa, tak wygodnie nie ma – Kratos ze śmiechem zwrócił się do dziewczyny. Ta upuściła z głośnym hukiem nóż i rzuciła mu się na szyje.

– Ej mała, spokojnie, bo mnie udusisz

– Choć przez chwile siedź cicho i daj mi się cieszyć chwilą... A tak w ogóle co ty tu robisz?

– Próbuje, by twoi pobratymcy nie pozabijali moich. Szary wilku, nic mi nie jest, idź sprawdzić, czy w okolicy nie czają się jacyś inni intruzi – zwrócił się do czającego się w drzwiach Indianina, gotowego w każdej chwili pomóc przyjacielskiej bladej twarzy.

– No to, co u cieb... – Nie dokończył, Sara pociągnęła go w kierunku pokoju z łóżkiem.

– Później pogadamy, nie wiem ile mamy czasu, a jest jedno wyjście, by nacieszyć się tobą, jak najwięcej w jak najkrótszym czasie – Pchnęła go przez drzwi i wchodząc, zamknęła je za sobą.

Zapatrzeni w siebie i własne ciała, nie wychodzili z pokoju aż do ranka następnego dnia. Słysząc jęki zza drzwi, przybyli pozostali mieszkańcy chaty, chcieli mu pomóc, myśląc, iż jest w tarapatach. Szary wilk jednak natychmiast ich przystopował, mówiąc, by nie przeszkadzali dwóm zmęczonym duszą, które spotkały się po długim czasie rozłąki. Żaden z obecnych czerwonoskórych nie rozumieli słów ich brata. Jednak był on szamanem, słuchał, co mówią duchy, dlatego zostawili Kratosa i wrócili do swoich zajęć. Rankiem, gdy już emocje opadły, mogli już porozmawiać na spokojnie:

– Słyszałam, że padłeś w obronie jakieś oblężonej twierdzy?

– Taaa, zastrzelili mnie z pistoletu, gdy nacierałem z odsieczą – odpowiedział chłopak, odwracając się na bok w kierunku Sary.

– Ja za to zostałam zmuszona wyjść za mąż....

– Robisz sobie ze mnie żarty – Usiadł z szoku na łóżku

– Nie, naprawdę, ale już się tak nie denerwuj, król po tej naszej włoskiej eskapadzie, mianował mnie szlachcianką za zasługi. Oczywiście sprawa miała podwójne dno, od razu odbył się również ślub. Jakiegoś starszego markiza zmuszono do ożenku. Ponoć każdy się martwił o niego, że ma już tyle lat, a nadal jest sam. Z braku wyboru musiałam zostać jego żoną. I tu chyba niebiosa pokazały, że nadal mnie chronią. Markiz okazał się naprawdę w porządku. Ani razu mnie nie dotknął, oprócz oczywiście pocałunku w rękę przy przywitaniu. Był sympatycznym, starszym człowiekiem, opowiedział mi, że był samotny, ponieważ od młodości kochał się w pewnej służce, która także podzielała jego uczucia. Niestety z powodu różnicy w stanach społecznych nie mogli wziąć ślubu i żyć razem. Nadal się spotykali, aż nie zginęła z powodu ciężkiej choroby w wieku czterdziestu czterech lat. Rodzice nakłaniali go aż do swojej śmierci, by znalazł żonę. On jednak jedną miał w sercu, innych nawet nie chciał znać. Nie sprzeciwiał się naszemu ślubowi, ponieważ chciał mi pomóc. Tak czy inaczej, mi to groziło, a w moich oczach widział, że kocham innego. Zaproponował układ, trochę mu potowarzyszę w końcówce jego życia, a zamian on będzie miał spokój z namawianiem przez wszystkich wokół, by znalazł wreszcie żonę, a ja będę wierna temu jednemu. I tak właśnie zleciało moje tamtejsze życie, po jego śmierci zostałam jedyną właścicielką posiadłości i oddałam się jej zarządzaniu. Zaraz oczywiście zleciało się stado sępów chcących się ze mną ożenić, by przejąć majątek.

Każdy został odprawiony z kwitkiem. Adoptowałam jednego chłopaczka, gdy czułam, że mój czas nadszedł i to właśnie on został następnym markizem.

– Ja dostałem kulkę, a ty dożyłaś starości w luksusie, gdzie tu sprawiedliwość?

– Mogę ci to sowicie wynagrodzić, ale potrzebowalibyśmy kolejnego dnia w łóżku.

– Brzmi kusząco, jednak muszę odmówić, na ciebie pewnie czeka ojciec albo ktoś inny, byś złożyła mu raport o bladej twarzy, a ja muszę nie dopuścić do masakry na swoich ludziach, a w tej sprawie liczy się każdy dzień.

– Ale z ciebie nudziarz, gdzie się podział ten krzepki młodzieniec, który nie bał się ze mną zabawiać na dachu domu, podczas gdy moi rodzice spali piętro niżej – Wstała, ubrała się i dając mu całusa w policzek, wyszła.

– Ile ty jeszcze razy o tym wspomnisz? Ach te kobiety, jeśli ty czegoś chcesz, musisz namawiać długo, jeśli one czegoś chcą, namówią w kilka chwil, dzięki odpowiednim swoimi sposobami, a potem nie puszczą, póki z ciebie nie wycisną albo wszystkich sił, albo wszystkich pieniędzy... – pod nosem szeptał, ubierając się Kratos. Po żwawej znajomej indiańce nie było śladu. Czas na chwile zapomnieć o przyjemnościach serca i skupić się na misji. Następne miesiące spędzili, na poprawianiu wizerunku człowieka białego. Co jakiś czas wpadała Sara, jednak już nie szaleli tak jak na początku, gdzie na rozkoszach cielesnych zleciał im kawałek dnia i nocy. Nadszedł jednak list od kapitan Jamestown, w którym piszę, że musi użyć szybszych środków, ponieważ dzicy lada moment mogą uderzyć na nich. Kratos również to widział, miewał o wiele więcej gości do handlu niż kiedykolwiek. Musiał użyć czegoś, czego nigdy nie chciał, od kiedy to dostał. Zwrócił się do Szarego Wilka i Odważnego Orła:

– Bracia, widzimy, że nie mamy czasu, by dalej tylko handlować.

– Tak, Irokezi już prawie, się zebrali i lada moment ruszą na polowanie, by zebrać skalpy wrogów – rzucił Odważny Orzeł.

– Musimy zastosować radykalne środki, których nigdy nie chciałem użyć wobec czerwonych braci

– Pokaż nam tę straszną broń – Poszli w kierunku dalszej części magazynu.

– W tych beczkach jest pewien napój, którzy biali lubią pić, jednak dla kogoś, kto nigdy go nie pił, może na niego działać bardzo mocno...

– Odważny Orzeł nie rozumie, jak woda, może być niebezpieczna?

– Odważny Orzeł się myli, Szary Wilk już z daleka czuje obrzydliwy zapach śmierci z tej beczki.

– Moi bracia, musicie wiedzieć jedno, waszym wojownikom, po spróbowaniu tego napoju może wydawać się wspaniały. Niestety im więcej pijesz, tym silniej złe duchy nawiedzają twoje ciało.

– Odważny Orzeł zaraz ostrzeże swoi braci, by nie pili tego – Wyszedł, by porozmawiać ze swoimi ludźmi.

– Szybka śmierć wie, że te beczki sprowadzą wielkie kłopoty w jego sercu? – zaczął Szary Wilk. Szybką śmiercią nazywali Kratosa, gdy zobaczyli, jak rozprawiał się z paroma Indianami, jak go osaczyli.

– Dlaczego tak mówisz Szary Wilku?

– Może i twoja ukochana duszą nie jest Indianką, to jednak na pewno zżyła się z tym plemieniem. Jak myślisz, co się stanie, jak ich skrzywdzisz?

– Szary Wilku, wiesz o tym, że każde kanoe można naprawić, jeśli nie jest w pełni zniszczone. Tak samo jest z miłością, póki jest ona szczera i prawdziwa, pokona wszelkie przeszkody.

– Mądrę słowa padają z ust białego przyjaciela – dołączyli do Odważnego Orła. Wystawili wszystkie beczki na zewnątrz i wysłali wiadomość do wodza konfederacji Chytrego Lisa.

Zjawił się on następnego dnia. Kratos wręczył mu jako prezent beczki z mocnym alkoholem. Mówiąc, by lepiej uważał, aby żaden z jego braci nie wypił za jednym razem zbyt wielkiej ilości tej ognistej wody. Po jego odejściu i zabraniu prezentu Apacze zasypali go pytaniami, dlaczego przestrzegł swoich wrogów przed zawartością beczek. On odpowiedział:

– Nie martwcie się, nasz plan zadziała, my jesteśmy czyści, powiedzieliśmy, że niebezpieczne jest picie tego w większej ilości. Jednak po spróbowaniu, nie oprą się, by wypić jeszcze jednego. – Apacze umilkli, wprawdzie słowa brzmiały logicznie, jednak nie ufali im w pełni. Teraz wystarczyło tylko czekać na efekty.

Do wioski zbliżała się Sara po spacerze z przyjaciółkami do strumienia. To, co zobaczyły, przeraziło je. Ziemia wokół była czerwona od krwi, a współplemieńcy zabijali się miedzy sobą. Drudzy chcąc się napić wody z rzeki, wpadali do niej i topili się, jeszcze inni skakali z wysokich drzew, łamiąc sobie karki. Biała Lilia szybko pobiegła w kierunku wigwamu wodza. Zobaczyła tam swojego ojca i innych wodzów:

– Ojcze co się stało?

– Dostaliśmy prezent od bladej twarzy, przepyszną wodę ognistą. Wiedzieliśmy, że złe duchy nas opętają, gdy będziemy więcej pić. Jednak to było silniejsze od nas – Sara spojrzała w kierunku ogniska, gdzie stały w pół opróżnione beczki.

Podbiegła do nich i zajrzała. Poczuła to, czego się najbardziej obawiała-alkohol i to mocny. Wściekłość napełniła ją od stóp do głów. Gdy reszta nie widziała, wywróciła je na ziemie, wylewając wszystko na ziemie. Sprawdzając, czy wodzowie są bezpieczni, skierowała się do pewnej chaty.

Kratos, siedział przed drzwiami swojego domu i strugał coś z drewnianego kołka, wtem z gęstwiny wyszła Sara, najpierw się uśmiechnął, że przyszła, potem zauważył u niej wielki gniew.

– Coś ty, u diabła narobił?

– Nie wiem, o co ci chodzi...

– Dałeś Indianom alkohol? Czy tobie mózg odjęło? Oni nigdy nie pili czegoś tak mocnego, wiedziałeś jakie konsekwencje będą, gdy to wypiją – Robiła mu wyrzuty Sara.

– A żebyś wiedziała, to był jedyny sposób, by uratować Jamestown – Zdenerwował się Kratos.

– Czy ty się siebie słuchasz? Doprowadziłeś do rzeźni w wiosce.

– Jak bym tego nie zrobił, rzeź byłaby w naszej osadzie.

– Więc lepiej by to indiańska krew płynęła niż europejska co?

– Gdybyście nas nie atakowali, nic, by płynąć, nie musiało. Od czasu naszego przybycia ciągle nas napadacie, podczas gdy my nic nigdy wam nie zrobiliśmy!

– To nasza ziemia i mamy prawo jej bronić!!

– Jakim prawem uzurpujecie sobie do tego prawo?

– A takim prawem, że tu mieszkamy, tu polujemy i tu umieramy.

– Jesteście tylko i wyłącznie dzikusami, którzy lubują się skalpowaniu niewinnych, uważacie się za lepszych, a boicie się naszych dział i muszkietów. Dodatkowo cenne futra marnujecie na wymianę jakiś bzdurnych świecidełek.

– Wielcy odkrywcy się znaleźli, odkryć nowy ląd, na którym ktoś już mieszka. Wy tylko pragniecie coraz więcej i więcej, kosztem innych. Byle posiadać więcej złota... – ironizowała dziewczyna.

– Jesteś taka sama, a w Egipcie co było? Seth (Kratos), kup mi to, kup mi tamto, a dzisiejszej nocy nie pożałujesz.

– Tak??? Ty jakoś nie protestowałeś, żołnierzyk od siedmiu boleści.

– Skoro już nawet twoja dusza jest Irokeska, to będę cię traktować jak jedną z nich, jesteś od teraz moim wrogiem.

– A ty dla mnie jesteś nikim – wykrzyczała mu w twarz.

– Idź się puszczać z jakimś czerwonoskórym durniem, skoro tak ich kochasz. Zobaczymy, co zrobisz, jak ojciec cię przehandluje za dwa jelenie albo za jakiegoś wojownika. Ty za to będziesz żoną jakiegoś brzydala, któremu będziesz musiała dać się dotykać.

– Będzie i tak sto razy lepszy niż ty, przy następnym spotkaniu poderznę ci gardło.

– Widzisz, ty nawet mówisz jak oni, a idź do diabła, z pewnością się dogadacie – I każde z nich ruszyło w przeciwną stronę. Serca ich były zatwardziałe od gniewu i nienawiści. Jednak każdy z nich wewnątrz duszy rozpaczał nad wypowiedzianymi słowami, niestety nadal były wielkie emocje, które przytłaczały smutek, zostawiając tylko wściekłość.

Dawniej dwa nierozerwalne serca, teraz zaczęły się od siebie oddalać, jednak mała nitka je łącząca nadal pozostała. A nadzieja na ponowne połączenie pozostała. Bowiem tam, gdzie jest szczere i prawdziwe uczucie, tam ogień, nie zgaśnie, może jedynie chwilowo przygasnąć.....

 

– Tymczasem niedaleko miejsca aktualnych wydarzeń, znajdował się jeszcze jeden obóz. Hiszpanie, bo to o nich mowa zacierali ręce po ostatnich raportach szpiegów.

– Senior Dorian, jak tam nasze sprawy? – spytał jeden z żołnierzy.

– Lada dzień Irokezi zniszczą tę Angielską osadę. Wykrwawią się pewnie przy ataku, obrońcy mają działa i muszkiety, ale i tak polegną w końcu pod naporem liczby. Nie będzie to jednak łatwe i bez ofiar zwycięstwo. – odpowiedział jeden z towarzyszy Doriana.

– Co ty tak senior siedzisz cicho? Przyszły administrator nowej osady nie może być taki cichy, ale nie powiem, gubernator miał perfekcyjny pomysł, by oszukać Indian, że ci obcy chcą porwać ich córki i zabrać im wszystko... Łyknęli to jak marynarz flachę rumu.

– Oby, nie zwróciło się to przeciwko nam, oby – wtrącił cicho Dorian, grzejąc się przy ognisku.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania