"Wędrówka dusz"-Tom II-Rozdział XII-Skrzynia wspomnień powoli się otwiera....

Kratos po ostatniej sprawie zdobył duże uznanie od ojca. Nie dość, że załatwił za korzystną cenę dobre wino, to jeszcze zacieśnił współprace między Kantorem Loretzi a winnicą Morteli. Jednak dochodziły go słuchy, że młody dziedzic planuje na nim zemstę. Cóż może mu zrobić taki laluś jak on? Jak zwykle załatwiał sprawy dla ojca, choć głównie chodził po mieście i sprawdzał, czy nie ma opóźnień, co do planowanej dostawy na ucztę do Borgiów. Przechodząc koło pewnej uliczki, nie zauważył planowanej zasadzki.

Najpierw ktoś uderzył go od tyłu, powodując oszołomienie, a inni wepchnęli go w głąb zaułku. Upadł po ścianę, a cała zgraja go otoczyła, wśród nich zauważył owych trzech pobitych przez niego w karczmie oraz Fillipia Morteli. Zwrócił się więc do niego:

– Mały szczurek nie mógł zagrozić lwu, dlatego urządził na niego pułapkę co? Tchórz, który nie potrafi sam załatwić sprawy.

– Honorowi ludzie nie żyją zbyt długo. Jak dla mnie każdy cel uświęca środki, a ja zrobię wszystko, co trzeba by osiągnąć swój. Ale koniec tej paplaniny, chłopcy załatwcie go! – wataha ruszyła w kierunku Kratosa uzbrojona w krótkie noże. Jeszcze w pełni nie odzyskał sił po tym ciosie w głowę. W tym wypadku marne były jego szanse na przeżycie. Chyba znów będzie musiał przenieść się w inne czasy, a jeszcze nie spotkał tej dziewczyny. Nagle w jego stronę poleciały kamienie, parę z nich porozcinały mu czoło, tak, że kapiąca krew zalała mu oczy. Na to czekali oprawcy, już jeden z nich podnosił broń do zabójczego ciosu...

Padł strzał zabijąjący niedoszłego napastnika, a ze strony ulicy dobiegł ich głos:

– Tak myślałem Kratosie, że to dziwne byś nagle wszedł do tej alejki. Nie jesteś takim człowiekiem, aby, korzystać z usług ladacznic, szczególnie tak blisko rynku.

– No wiesz Cesare, myślałem, że czeka tu na mnie mały tłumek fanek, a tu tylko sami chłopcy, a ja w nich nie gustuje – Próbowała zażartować niedawna ofiara. Do zaułku wszedł nie kto inny, jak syn papieża wraz z nim weszła jego straż, popatrzył na pobojowisko i powolnym, choć stanowczym głosem spytał Filipio:

– Dlaczego syn właściciela winnicy, który sprzedał nam naprawdę dobre wino, wiem, bo sam sprawdzałem, podnosi rękę na partnera w interesach?

– Ja...

– Milcz, i tak nic ciekawego mi nie powiesz – Fillipio stracił całą swoją dotychczasową werwę i całkiem zbladł.

– Za dużo razy się wychyliłeś. Doszły mnie słuchy o wielu twoich wyczynach, od łamiania serc córkom wysoko postawionych kupców, po pobicia i kręcenia lewych interesów. Mogę na wiele rzeczy przymknąć oko, ale dzisiejszy twój wybryk sprawił, że moja bierność się skończyła. Straże zabrać całą tą chołote do Castello di S. Angelo. Muszę pomyśleć co z nimi zrobić, a ty, choć ze mną, bo żadna na ciebie nie spojrzy, nawet ślepa – wyszli obaj, by skierować się do najbliższego medyka. Ten spojrzał na rannego, przewiązał mu czoło tkaniną, wsadzając za nią grubszy kawałek czystego materiału, chciał mu jeszcze upuścić krew, tak profilaktycznie, lecz zapłacił mu za leczenie i się ulotnili.

– Jak tam podboje?

– Idzie dobrze, choć powoli. Najgorzej, że tę nędzne psy poprosiły o pomoc Francuzów i teraz jeszcze ich mamy na głowie.

– Czyli co, wojna?

– Nie mamy ani pieniędzy, ani czasu na to. Ojciec wysyła mnie z misją poselską do nich.

– Jechać z tobą? Potrafię całkiem nieźle po francusku, nauczyłem się tego, by poderwać urocze dziewczęta.

– Też coś tam rozumiem, ale nie władam biegle. Jak ci się chcę, to jedź, przynajmniej w drodze nie będę się nudzić...

– To, z jakim starym dziadkiem będziesz gadał? Bo raczej nikogo innego nie wysyłają na rozmowy dyplomatyczne.

– A się zdziwisz, wysyłają do nas szlachciankę wraz ze świtą, od tego spotkania zależą dalsze nasze losy na półwyspie

– Skoro to takie ważne, to się czasami nie boisz takiej żeńskiej niepewnej dyplomacji?

– Ja tam bab się nie boje.

– Nie o to mi chodzi, droga z Paryża daleka, na ich ziemiach nic poselstwu nie grozi, ale na naszej? Będą łakomym kąskiem dla najemników, bo kto by z okazji nie skorzystał, by pofiglować z możną panią.

– Merde, masz rację, pewnie jeszcze pojadą wielką zdobioną karocą. Chodź ze mną, wezmę swoich ludzi i pojedziemy ich poszukać, pojadą jedyną znaną drogą – szybko poszli w kierunku koszar, gdzie wzięli trzydziestu ludzi wraz z prowiantem na drogę i pojechali na poszukiwania.

Dwa dni drogi od Rzymu, natknęli się na najemników, jak powoli okrążali karetę bez koni. Wokół leżały ciała zabitej eskorty. Nie zastanawiając się dłużej, popędzając konie, natarli na nieświadomych agresorów. W mgnieniu oka wycieli wszystkich. Jedyny ocalały próbował ratować się ucieczkom do środka karocy, jednak prawie natychmiast upadł ze sterczącym z piersi pięknie zdobionym sztyletem. Cesare zawołał:

– Drogie panie, możecie wychodzić, jestem Cesare Borgia, mieliśmy się spotkać w małej wsi niedaleko Rzymu – jednak nadal nic się nie działo,Kratos postanowił przetłumaczyć to na ich język. Poskutkowało to wyjściem dwóch dam. Ta bardziej szykowana zapytała po francusku:

– Czy będą państwo tak mili, by wezwać drugi taki sam pojazd jak ten, byśmy mogli w spokoju dojechać na miejsce? – Przyjaciel Cesare przetłumaczył mu prośbę damulki, ten spojrzał na nie i krótko się zaśmiał, kazał przetłumaczyć:

– Niestety inna kareta dostępna jest dopiero w Rzymie, musielibyśmy panie tutaj zostawić, by takie coś zorganizować. Równałoby się to z pewnym gwałtem, a nawet śmiercią. Dlatego ja i mój przyjaciel weźmiemy nasze drogie poselstwo na nasze konie i tak dojedziemy na miejsce – Nie bardzo spodobało się to szlachciance, ale perspektywa rychłego wielokrotnego gwałtu przez nędznych bandytów, skłoniła ją do zmiany decyzji. Cesare wziął damulkę, a jej towarzyszka wsiadła na konia Kratosa. Przy tej czynności dopiero się zorientował, że ta dziewczyna kogoś mu przypomina. Odwróciła się do niego i cicho w języku wikingów powiedziała:

– Miło cię znów widzieć, mam nadzieję, że woda nie była zbyt zimna?

– Cóż mogłaby być trochę cieplejsza. Wiesz w mojej głowie mam dość pikatne obrazy z tobą w rolii głównej i nie są to te z czasów normandzkich. – Już więcej się nie odezwała, jednak mały uśmiech na jej pięknych ustach zawitał. Myślała:

– Skoro, tyle sobie przypomniał, to jest nadzieja.

Na miejsce dojechali po kilku dniach, dłuższa zwłoka spowodowana była ciągłymi postojami z powodu narzekań młodej szlachcianki. Jej towarzyszka cieszyła się z przedłużającej się drogi, mogła trochę dłużej porozmawiać z Kratosem, zanim znów stanie się milczącą osobą towarzyszącej posłowi. Cesare ulokował obie panie w jednej z gospód, zostawił Kratosowi dziesięciu ludzi i kazał pilnować, by nic im się nie stało. Rozstawiwszy straże, usiadł na schodach w środku i zasnął:

– Śnił o pięknym domu, od razu przypomniał sobie, co taki sen może oznaczać, by się upewnić, wyszedł z budynku i skierował się w kierunku ogrodu. Gdzie znalazł osobę, którą szukał:

– Widzę Boże, że ty nadal w tym samym miejscu mimo upływu ziemskich lat.

– A gdzież bym miał być, jeśli nie blisko mych zbiorów i owieczek.

– Jeszcze nie wszystko pamiętam dobrze, wiem, gdzie żyłem i co mniej więcej robiłem. Powiem jednak, że tym kolejne czasy tym dziwniej.

– Mówisz o renesansowych włochach?

– Rene... co?

– Tak będą nazywać ten okres – mówił, nie przerywając sprawdzania, czy nie ma chwastów na jego polu.

– Twój przedstawiciel na ziemi, który w teorii ma żyć w celibacie, żyje w rozwiązłości, nie powinien mieć potomków, a ma. Na poświęconej ziemi dzieją się takie ekscesy, że nawet diabeł by się zaczerwienił. Wiem, bo sami widziałem. Nawet księża biorą w tym udział...

– Wiem o tym i nad tym boleję, że zostali tak skuszeni. Powinni być przykładem, a nie tym, kim teraz są. Bycie pasterzem nie sprowadza się do karania czy nagradzania, jest to wielkie powołanie, wymagające wiele wyrzeczeń i ciągłej pracy. A przede wszystkim potrzeba być człowiekiem wielkiej wiary, by nie utracić natchnienia i ducha. Być może obecna sytuacja jest spowodowana zbytnim uciskaniem ludu w średniowieczu i warunkami bytowymi. Nadal tak łatwo zginąć lub zostać skrzywdzonym, dlatego wielu przyjęło tezę, korzystaj z życia póki czas. Destrukcyjna idea.

– Nie możesz nic z tym zrobić?

– Dodaj, przecież jesteś najwyższym. Już ci mówiłem, póki człowiek mej pomocy nie chcę póty, ja mu nie pomogę. Tylko modlitwa z głębi duszy może sprawić, iż pomogę. Nie jestem wróżką, która spełnia każde życzenie, a potem oni znowu będą to samo robić. A jak się by coś złego to znowu do mnie, błędne koło, które nie uratuję duszy przed potępieniem. Najsmutniejsze jest to, że oni potem pytają, gdzie jest ten Bóg, gdy go potrzebowałem. Ja mogę jedynie im odpowiedzieć, jakoś przedtem moje obecności nie zauważyliście? Dlaczego ja waszą ma zauważać?.

Jeśli chcesz dostawać, to najpierw sam daj coś od ciebie, przyjaciel nie przyjdzie z pomocą, by wam pomóc, jeśli do tej pory go ignorowaliście. Co innego, gdy tę przyjaźń pielęgnowaliście, wtedy poruszy niebo i ziemię, by o was dbać. Jak łatwo ludzkie dusze narzekają na brak pomocy, nie widząc, że to z ich winy jej nie ma.

– Trochę w tym racji, rolnik nie będzie miał plonów, jeśli o nie nie zadba.

– Otóż to. A wracając do ciebie, znów spotkały się dwa przypisane do siebie serca.

– Nie rozumiem.

– Sam musisz to rozgryźć. Powiem tylko, że ona jest kluczem do przywrócenia w pełni twoich wspomnień. – Nim Kratos zdążył odpowiedzieć, poczuł, że staję się bardzo senny, oczy mu się zamknęły. Obudził się obolały na schodach, niestety zasnął w dość niewygodnej pozycji, sprawdził, czy nikt ze straży nie zasnął i przyrzekł sobie, iż musi porządnie porozmawiać z czarnowłosą.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania