"Wędrówka dusz"-Tom IV-Rozdział XVI- Czas naprawienia błędów z przeszłości

Pobyt w szpitalu przedłużył się, póki rany na tyle się zagoiły, by mógł wrócić do służby wojskowej. Łóżek mało, a pacjentów dużo, więc personel stara się jak może, by wyleczyć każdego jak najszybciej. Kratos nie miał nawet czasu, by porozmawiać z Sarą, a co dopiero by się do niej zbliżyć. Cały czas była w ruchu, nawet siedząc przy jego łóżku, zasypiała z wymęczenia. Ograniczył do obserwowania jej pięknej twarzy, na którą mógł patrzeć codziennie. Nadszedł czas wypisu i od razu nowego przydziału, pożegnanie musieli ograniczyć do krótkiego pocałunku.

Nowy przydział drużyna snajperska, ktoś doniósł szefostwu, że dość dobrze radzi sobie w strzelaniu na odległość, z braku ludzi dostał się tutaj. Na szczęście, walki w tym mieście się skończyły, ale Rosjanie musieli zapłacić wysoką cenę za wypędzenie Niemców. Tysiące zabitych, jeszcze więcej rannych i zaginionych, masa straconego ekwipunku, cóż w sztabie głównym nie zrobiły te wyniki jakiegoś większego niepokoju, stały się tylko statystyką, wartą rezultatu. Ale wróćmy do Kratosa, zabrał się znów z jakimś oficerem zaopatrzeniowym i ruszył na miejsce zbiórki, miał zgłosić się do oficera Szustakowicza, dowódcy oddziałów snajperskim na tym froncie. Była to dziwna postać, wysportowany, stroniący od wódki i nielubiący pracy w sztabie, siedzący zawsze na czele walk. Przyprawiał tym o ból głowy swoich dowódców, ze świecą szukać lepszego człowieka na to miejsce, a on, zamiast siedzieć i pisać raporty, biega z karabinem jak jakiś szeregowiec.

Minął dzień jazdy i po półgodziny poszukiwań Szustakowicza, znalazł go obserwującego teren. Zameldował się przed nim:

– Towarzysz Kratos Zajcew, melduję się na służbie u snajperów.

– Więc to ty jesteś naszym nowym nabytkiem. Nie mam czasu, więc odpowiadaj krótko na moje pytania. Wiesz jak strzelać?

– Tak jest.

– Dobrze, to najważniejsze, reszty dowiesz się od swojej partnerki, Ludmiły Waszelenko. Tak jest kobietą i chwilowo musicie schować swoje wielkie jaja i ją słuchać. Straciłem najlepszych ludzi na czystce oraz w początkowej fazie wojny, muszę więc oszczędzać nawet takich żółtodziobów jak ty. Choć bez przeszkolenia to może być bardzo trudne, zważywszy na to, ile niepotrzebnych błędów ono oszczędzało. Teraz zmykaj do sikorki.

– Sikorki?

– No do swojej nowej partnerki. Siedzi przy namiocie i czyści swojego Mausera. Nie wiem, co ona widzi w tym szkopskim karabinie. Jeszcze tutaj jesteś? Zmiataj do niej, ona wie, co musicie zrobić i niezbyt chętnie przyjęła oświadczenie o partnerze świeżaku, ale z rozkazem kłócić się nie będzie. – Machnął ręką, by odszedł, Kratos dość szybko znalazł Ludmiłe, stanął przed nią i zapytał:

– Sikorka? – Podniosła głowę i obserwując go, dość szorstko powiedziała:

– Tylko Szustak tak na mnie mówi, więc wnioskuję, że jesteś moją nową kulą u nogi. Jaką masz broń?

– Mosin Nagant ze standardowym celownikiem optycznym.

– Niezawodna broń, ale wole swojego Mausera. Przynajmniej nie muszę dzielić się amunicją z tobą. Na szczęście również mundur masz właściwy, a nie ten super zielony, co go z kilometra widać. Masz wszystko, co potrzeba?

– Tak, prawię półgodziny, spędziłem w namiocie zaopatrzenia, niestety tamtejszy oficer nie był z tego zbyt zadowolony...

– Tamten skąpy dziad najchętniej, by nic nie dał. Skoro wszystko masz, to choć ruszamy.

– Cel?

– Opowiem ci po drodze – Podążał za nią w ciszy, przeszli około kilometra nim się znów odezwała:

– Nasz cel to wsparcie jednostek atakujących to miasto. Nie jest może tak duże i zniszczone jak Stalingrad, ale nadal ma mnóstwo kryjówek dla dział ppanc. oraz ckm-ów. Likwidujemy tych drugich i nękamy tych pierwszych. Staraj się tak strzelać, by zsynchronizować strzały z jakimiś hałasami, jak uderzenie pocisku artyleryjskiego czy przelot bombowców. Pytania?

– Tylko aby jedno. Trasa?

– Poruszamy się po mieście przez budynki, unikamy ulic i po każdym strzale zmiana pozycji. Zachowujemy odległości, by uniknąć złapania nas obu. Według Szustaka zaczniemy od wejścia do budynku z jakimś zakładem na parterze. Widzisz taki?

– Ta, coś na wzór szewca lub fryzjera.

– Da, to jest to. – Weszli do środka, nie spiesząc się, zaczęli wędrówkę po budynkach. Przeszli jeden, później drugi. W tym zdecydowali się o rozglądnięciu się po okolicy. Każdy z innej strony, potem spotykają się w pomieszczeniu na środku.

Kratos położył się na podłodze i przez dziurę zrobioną przez jakiś duży pocisk, zlustrował okolicę, przykładając oko do lunety karabinu. Plac wydawał się czysty, na środku sterczał złamany anonimowy pomnik, a wokół niego znajdowały się resztki zieleni i ławek. Skierował swój wzrok na budynki, ten po prawej zajęty cały zajęty był ogniem, w środku nic ciekawego nie znalazł, staranie oglądnął wszystkie pietra. Dopiero w lewym odkrył jakiś ruch.Ich pozycja była silnie zamaskowana, niemal nie do zauważenia, gdyby nie jeden dureń palący papierosa przy dziale. Była to osławiona osiemdziesiątka ósemka, teoretycznie plot, a w praktyce służyła również do niszczenia czołgów, przebijała przeważnie wszystkie radzieckie czołgi, T-34 dziurawiła ser. Odczołgał się do tyłu, by nie wzbudzić ich podejrzeń, pewnie mieli przy sobie pociski odłamkowe, którymi mogli ich załatwić raz, dwa. Spotkał się z Ludmiłą, by omówić sytuację, zaczął:

– Coś widziałaś?

– Tylko trupy naszych i cywili pod ścianą, chyba jakaś egzekucja była, ale tak to żadnego ruchu, a jak u ciebie?

– Flak na dole.

– Poważnie? Który budynek? – podczołgała się do maleńkiego balkonu i przy celowała.

– Budynek z wielką dziurą na parterze, między dziewiątą a ósmą, bardzo dobrze zakamuflowana, przeoczyłbym, gdyby nie pewien amator palenia.

– Ta rzeczywiście jest tam ta cholerna osiemdziesiątka ósemka. Nie dobrze, jest naprzeciwko drogi, którą mają jechać nasze czołgi. Jak zacznie strzelać, to będzie po kolumnie. Zauważyłeś jakąś eskortę?

– Pusto, ale mogę się mylić.

– Ta, po tym czasie szwaby nabrały trochę wprawy w miejskich zasadzkach. Trzeba być ostrożnym.

– Likwidujemy?

– Tylko przy zmianie pozycji. Z tej to możemy strzelać na oślep – Zachowując ostrożność, powoli zmienili pozycję. Rozstawili się w budynku obok tego ognistego. Jego żar aż tutaj czuli. Tutaj nie mieli tak komfortowo, musieli kucać przy oknie, żadna inna pozycja nie pasowała. Ludmiła narzekała:

– Do diabła z tym żarem. Rozebrałabym się, ale po pierwsze nie dla psa kiełbasa, nie będę ci tu przedstawienia robiła, nie mamy takiego komfortu, by się rozpraszać, a po drugie szybciej zabiłoby mnie wyziębienie, podczas przechodzenia na inne miejsce. Trzeba wytrzymać. Co widzisz?

– Oficera i celowniczego. Pozostałych nie widzę.

– Zasłania ich ta kolubryna, jasna cholera, nie teraz.

– Co jest? Sraczki dostałaś?

– Z tym nie byłoby problemu. Jestem snajperem i ponosimy wiele wyrzeczeń, zmieniam tylko mundur u kwatermistrza i tyle. A stary spalam. Wszystko by zamarzło i nic by nie śmierdziało.

– Serio?

– Tak, jestem w stu procentach poważna, w czasie służby nie ma miejsca na kobiecość, szczególnie będąc snajperem. Ale tym razem, nie o taką sytuację chodzi. Słysze czołgi, a mówiłam temu kretynowi Wasiliemu, by zaczekał parę godzin przed atakiem. Widział, jak wyruszamy, a ten dureń po godzinie rusza. Jego ambicja, kiedyś go zgubi, zamiast zabłysnąć, to straci ludzi i sprzęt. Musimy działać, ty masz większe pole widzenia, strzelam po tobie, brak wiatru, pójdzie szybko, jeśli będziemy celnie strzelać – Kratos zwolnił oddech i skupił się na lunecie. Wyszukał nią pierwszy cel, nakierował krzyżyk na jego głowę i delikatnie pociągnął za spust. Huk wystrzału rozniósł się na całą okolicę, płosząc ptaki. Po drugiej stronie krwawy ślad na ścianie znaczył celny strzał. Kilka sekund później zabrzmiał drugi, tym razem Sikorka trafiła wroga, który przyczesywał teren w ich poszukiwaniu. Dostał tuż nad przyrządem optycznym.

Nasi snajperzy już szukali nowych celów, gdy na ich pozycję poleciał deszcz ołowiu, zmuszając do ukrycia się. Kratos zawołał:

– Czterdziestka dwójka?

– Zdecydowanie. Nic tak nie pruje, jak ona. Powoli czołgamy się w kierunku przejścia. O cholera.

– Co jest?

– Fryce przestawiają działo i mierzą w nasz gmach – odparła dziewczyna, przyspieszyli czołganie, a nad ich głowami latały kule. Kontynuowali, czekając na nadchodzący wybuch. Usłyszeli go po paru minutach, instynktownie schowali jak najniżej głowy. Jednak nic ich nie trafiło, a piła przestała już w ich stronę ujadać. Kratos rozejrzał się jako pierwszy, na placyk wjeżdżały T-34 oraz parę niszczycieli SU, Ich eskorta była w tarapatach, zostali przyszpileni przez MG. Nim snajperzy zdążyli im pomóc, czołgi uciszyły obsługę. Do ich uszu doszło wołanie:

– I co, znów ci ptaszyno twą piękna dupę uratowałem – Ludmiła wstała i odkrzyknęła:

– Gdybyś miał coś w głowie, to byś mnie posłuchał, a tak to musieliśmy się ujawnić szybciej, niż chcieliśmy i to improwizując.

– Dobra przestańmy się drzeć, bo mi się nie chce gardła używać, złaź na dwór, musimy obgadać dalsze kroki – Około dziesięć minut zeszło im, na pokonanie przeszkód schodząc na dół. Zastali Wasiliego palącego skręta przy czołgu:

– Wyglądacie, jakbyście byli świętymi mikołajami, którzy dopiero co opuścili komin – zaczął czołgista.

– Jakby w was przez parę minut pruł ckm, to też byście tak wyglądali.

– Dobra, dobra, skupmy się na misji.

– Chociaż jeden dobry pomysł. Straty?

– Znikome, może parę rys na pancerzach i jeden lekko ranny, który może dalej walczyć.

– Myślałam, że będziesz chciał pruć na przód, aż do Berlina.

– Kuszące, ale nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Właśnie dostaliśmy informacje z radia. W ich ręce wpadł pewny ciekawy dokument. Wynika z niego, że całe to cholerne miasto pełne jest artylerii Pak oraz 88, ponoć przedtem szwaby mieli tutaj magazyn z ciężkim wyposażeniem i nie zdążyli w pełni wszystkiego wynieść. Stąd tego żelastwa pełno.

– Co proponujesz?

– Ty z chłoptasiem pójdziesz prawą stroną i będziecie wkurwiali wroga, cześć moich ludzi pójdzie na lewo i będzie osłoną naszej flanki. Pojazdy pojadą powoli, zachowując, odstęp od siebie, by w razie czego mogli szybko cofnąć. Choćby w uliczkę obok.

– Dobra koniec gadania, ruszamy, w razie czego uważajcie, gdzie strzelacie po naszej stronie.

– No, nie wiem, zawsze może się palec smyknąć na spuście. Ała, przecież żartowałem – powiedział Wasili, masując obolałą piszczel, w którą kopnęła dziewczyna. Rozstawili się, tam gdzie planowali.

By wyprzedzić pojazdy, zaczęli biec, Ludmiła była na przodzie. Nagle po paru metrach, trzask, Kratos zdążył się zatrzymać, za to Sikorka leżała obolała na reszcie podłogi piętro niżej. Zapytał się jej:

– Nic ci nie jest?

– A wygląda, by było?

– No nie...

– To skąd, to głupie pytanie?

– Zaraz zejdę do ciebie.

– Idź dalej, spotkamy się, jak znajdę jakieś schody.

– Jak chcesz – Ona już nie słyszała, już w trakcie odpowiedzi zauważył jak tylko kawałek jej znikającego munduru.

Przeszedł jeden budynek, później drugi. Usłyszał niemieckie głosy i krzyki Ludmiły:

– Popatrzcie jaką ptaszynę tutaj złowiliśmy, Hans nie miałeś zwidów, rzeczywiście ktoś biegł.

– Puszczajcie mnie, skurczysyny...

– Co ona mówi? – spytał inny głos po niemiecku.

– A bo ja wiem. Pewnie coś w rodzaju puście mnie i przekleństwa do tego.

– Nie może nas pani jeszcze opuścić. Tyle zabawy jeszcze zostało, a pani chce już odejść? – głośny wybuch śmiechu zabrzmiał w budynku.

– Dawajcie panowie do tego pomieszczenia, tam stoi drewniane mocne łóżko, idealnie się nada – Kratos momentalnie przypomniał sobie zgwałconą i zastrzeloną żołnierkę w Stalingradzie. Cały zapłonął gniewem. Nie będzie już tchórzem i tym razem uratuję kobietę. Chwycił za karabin za pasek i założył sobie na plecy, tak by nie przeszkadzał. Otwarł kaburę ze swoim nierozłącznym pistoletem, którego zawsze brał, gdy już nie służył w karniakach. Odbezpieczył TT, a do lewej ręki chwycił bagnet. Powoli zszedł na dół, krzyki ofiary i śmiechy oprawców stawały się coraz głośne. Kratos wyważył kopniakiem drzwi, wpadając bez uprzedzenia. Zaczął strzelać, trzech położył niemal na miejscu. Na czwartego, który klęczał nad dziewczyną, próbując odpiąć spodnie, nie starczyło mu amunicji. Rzucił w niego pistoletem, trafiając go w głowę. Ten jęczał z bólu, leżąc obok swej niedoszłej ofiary. Próbował się podnieść, lecz już na niego rzuca się znów Kratos, tak długo dźga go nożem, póki tamten nieprzestał się ruszać. Powstrzymała go Ludmiła, która w międzyczasie zdążyła poprawić ubranie i znaleźć swoją broń. Powiedziała:

– Oszczędziłeś mi kolejnego piekła, dzięki.

– Kole... Kolejnego? – spytał, dysząc z przemęczenia.

– Tak, za pierwszym razem, był to piany ojczym, który zgwałcił mnie, gdy miałam szesnaście lat, matka była zbyt słaba, by się mu przeciwstawić. Po roku przychodzenia do mnie w nocy miałam dość i zadźgałam dziada nożem kuchennym. Po tym pogodziłam się z matką, ale nie miałam spokoju, albo służba wojskowa, albo łagier, gdzie pewnie znowu byłoby to samo. Jak sam widzisz, wybrałam, to co wybrałam. A teraz skoro były ckliwe gadki, to ruszamy. No, chyba że chcesz się ze mną przespać, tyle mogę dla ciebie zrobić w ramach wdzięczności, będzie to dla mnie przyjemność, w porównaniu z tym prawie gwałtem.

– Ty tak na serio? Nie wolisz, no wiesz, robić tego ze swoim ukochanym?

– Co uprawiać, seks? Chłopie, ja tu mogę w każdej chwili zginąć, nie mam czasu na takie miłosne pierdolenie. Na pewno bym chciała wyjść za mąż, mieć dzieci i tak dalej. Ale to perspektywa zupełnie nierealna, już wolę zaznać chwilę przyjemności z przygodnym żołnierzem, niż czekać aż śmierć przyjdzie. Nie myśl, że jestem jakąś typową ladacznicą, co tylko stoi przy latarni, czekając, by przed kimś rozłożyć nogi. Oj nie, korzystam tylko póki mogę, nim umrę. Nie znaczy to, że gwałt sprawi mi przyjemność, szczególnie z Niemcem.

– Jesteś pesymistką, wiesz?

– Raczej realistką korzystającą z życia, zanim kula lub inne dziadostwo je zakończą. To co, skorzystasz z propozycji? Zarówno ty, jak i ja na tym skorzystamy?

– Kuszące, ale nie skorzystam.

– Na kochającego inaczej mi nie wyglądasz, ja brzydka nie jestem, więc chodzi tu o inną co?

– Możliwe.

– Ma szczęście dziewczyna, nie powiem, jestem naprawdę zazdrosna – Końcówkę zdania powiedziała szeptem, tak by nikt oprócz niej nie usłyszał, smutek na chwilę pojawił się na jej twarzy. Pozbierali swój porzucony ekwipunek i ruszyli w dalszą drogę.

Kontynuując misje, nie napotkali większych trudności. Zlikwidowali masę celów, wspomagając jednostki pancerne. Nocą wrócili do obozu, gdzie się rozdzielili, znajdując dla siebie swój kąt do spania. Rankiem ruszyli dalej, front się przesuwał, a oni wraz z nim. Powoli zbliżali się do Warszawy, gdzie trwały już walki...

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania