Weirdstern

Pomimo wielu starań Krzysztofa Kolumba i reszty wielkich odkrywców żadnemu z nich nie udało się dotrzeć do wybrzeży Ameryki, gdyż wszyscy zniknęli w bezdennej przepaści, która rozciągała się od Antarktydy po Grenlandię. Na kolejne kilkaset lat zaprzestano prób pokonania anomalii, aż do momentu, gdy zaobserwowano błyski na niebie, a na syberyjskiej tajdze rozbiły się tajemnicze maszyny. Po zbadaniu ich przez szalonych naukowców stwierdzono, że mogły służyć do tworzenia anomalii na Atlantyku. Wysłano więc jak najszybciej kilka okrętów w celu przeprowadzenia rekonesansu. Okazało się, iż faktycznie przejście się otworzyło, a Nowy Świat czekał na zdobywców.

Po przybiciu do brzegu, odkryto jednak z trwogą, że ktoś już tam wcześniej dotarł i nie jest to bynajmniej kraina mlekiem i miodem płynąca, tylko sucha i bezdrzewna. Przebywali tam też czerwonoskórzy ludzie.

- Komuniści! - stwierdził od razu dowódca zespołu rekonesansowego, Bradley.

- Gadają też w jakimś dziwnym języku - oznajmił Cooper, wysłany na zwiad zaraz po przybyciu na nieznany ląd.

- Na pewno po rusku!

- Bardzo możliwe, a do tego mają Grzmiące Kije.

- Co to takiego?

- Kije, które grzmią.

- Rozumiem. Na pewno jakaś potworna pozaziemska technologia.

- Zobaczyli Waltersa i zamienili go w kebab.

- Mamy więc duże kłopoty.

Problemy jeszcze się powiększyły, gdy Bradleya wraz z całą kompanią napadli nieznani bandyci. Odkrywcy nazwali ich komuchami, gdyż myśleli, że okrążyli Ziemię i dopłynęli do Rosji. Zabrali oni kompanów do obozu pełnego mrugających maszyn i metalowych przewodów, a dokładnie do wnętrza stojącego na środku namiotu, w którym siedział wódz plemienia. Jego głowę przyozdabiał pióropusz z piór jakiegoś egzotycznych ptaków. Bradley spoglądał na wszystkie te dziwy i czuł się mocno wyobcowany. Po chwili podsunięto mu pod twarz urządzenie z tubą.

- Odczepcie się ode mnie! - warknął, a jego głos przeleciał przez przewód, aż do uszu wodza. Obóz wypełnił się okrzykami zdumienia.

- To angielski - stwierdził wódz. - Zielone Twarze nas ostrzegały by nie ufać przybyszom zza morza.

Bradley był pewien, że dotarł na rosyjską, a w każdym razie jakąś azjatycką wyspę. Zielone Twarze to musiał być jakiś kryptonim komunistycznych szpiegów. Już szykował nazwę na wypadek, gdyby nikt jeszcze nie nazwał wyspy. Bradleymeryka najbardziej mu odpowiadała.

Wcześniej jednak, nim mógł się pochwalić przed kimkolwiek odkryciem, dzicy ludzie ich oskalpowali, a ze skalpów zrobili peruki do obozowego teatru. Bo to byli bardzo dziwni Indianie.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Nuncjusz 08.10.2018
    Fajne to, ale tak zamącone, że w sumie pogubiłem się :)
  • fanthomas 08.10.2018
    No może troszeczkę za bardzo namieszałem ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania