Weneckie Lustro na Biegunie cz. 1

PROLOG

 

Czy na biegunie święta Bożego Narodzenia obchodzi się tak samo?

 

Czy w tym okresie i tam czuć w powietrzu zapach świerku i cynamonowych pierników?

 

Czy można tam dostać mandarynki i pozwolić by intensywny zapach szczypał w nosie przypominając historię o świętym Mikołaju?

 

Nie wiem.

 

Wiem, że tutaj jest to magiczny okres. Mawiają o nim, że potrafi zdziałać cuda. Nie tylko fizycznie, ale w szczególności uczuciowe. Nie wierzyłem, aż do momentu, gdy moje serce nie zaczęło szybciej bić, aż źrenice nie powiększyły się widząc jej uśmiech oraz te skrzywdzone oczy... aż do momentu pierwszego dotyku wywołującego dreszcze i stan zapomnienia.

 

Od tamtej pory, gdy tylko usłyszałem na ulicy imię Marysia, automatycznie unosiłem się nad ziemią.

Doszukiwałem się jej wszędzie. Chciałem, żeby cały czas była... I została moją obsesją...

 

Każda minuta spędzona z nią dawała mi ukojenie i powodowała błogość. Uwielbiałem jej słuchać, pomimo że mogła mówić tylko o kłodach, które musiała przejść by być blisko mnie.

Czułem błogość, bo byłem pewny, że to wszystko już za nią, ma teraz mnie... Już żadna kłoda nie będzie przeszkodą.

 

***

// MARYSIA//

Pamiętam o pierwszym upadku.

Mając dwa lata niewiele się wie o świecie, o życiu, ale ma się pewność, że rodzice są wszystkim czego na daną chwilę potrzebujemy. Nikt nie ma prawa tego przerywać ani zakłócać. Tym bardziej mechaniczne konie, które są zbyt odważne i nie boją się totalnie oddać w Twoje ręce. Szybka zmiana otoczenia, zmiana wartości - w tym miejscu, tych którzy potrzebują miłości jest zdecydowanie więcej, od tych, którzy mogą ją dać. Tutaj uczę się zasad panujących tylko i wyłącznie w tym miejscu, nie tam za murami, gdzie dzieci mają matki. Tutaj jedyne panuje wewnętrzne poczucie bezsensowności i silna potrzeba uzewnętrznienia swoich ran. Ale i nawet w takim miejscu zdarzają się cuda. Dostałam nową rodzinę. Mam sporo rodzeństwa, ale też sporo miłości. Chce tu być, chce, aby ten świat zawsze tak wyglądał. Nigdy bym nie przypuszczała, że w dzień 18 urodzin zamiast prezentów, zobaczę spakowane torby. Wzięłam je pod pachę, czeka mnie widok pomarańczowego światła, w którym odbijają się krople anielskiego płaczu. Siedzę tak na schodach jednego z domów mieszkalnych. Był z czerwonej cegły, dość postawny i pamiętam te wielkie drewniane drzwi. Siedząc na schodach myślami wchodziłam do tego domu. Słyszałam śmiech dzieci, w powietrzu czułam radość, czułam miłość. I to nic, że było zimno, to nic, że padał deszcz – wtedy, siedząc na tych schodach, myślami byłam w prawdziwym domu. Konie mechaniczne nie tylko mi zabrały rodziców. Miałam rodzeństwo- w chwili śmierci rodziców byli zbędnymi płaczkami - pomimo to, oni znaleźli dom u cioci. Teraz wiem, że gdyby nie oni - a konkretnie, gdyby nie mój brat - nie mogłabym tego napisać...

W tym całym bezsensie, w tym całym deszczowym, zimnym mieście usłyszałam pogodny głos - to brat, poczułam delikatny dotyk - jego pomocną dłoń. To on pozwolił mi stanąć na nogi, dzięki niemu mogłam wynająć mieszkanie - i pomimo że był setki kilometrów ode mnie, czułam jego obecność.

W końcu wyszło słońce.

Zaczęłam wychodzić do ludzi, poznałam przyjaciół, masę pozytywnych ludzi - poznałam też Jadzię- kobietę, która została moją matką. Cieszyłam się, że mogłam przygotować dla nas wspólne śniadanie, że mogłam się do niej przytulić słowami "Kocham Cię Mamo!" Kurwa! W końcu moje życie mogę nazwać życiem!

Nie wiedziałam, jak mogę się odpłacić za tę miłość. Budżet, który wypełniał mój brat pozwalał mi na masę szaleństw i mogłyśmy godnie żyć. Do czasu ... do czasu, aż przelewy od brata ucichły. W tej ciszy usłyszałam tylko " NIGDY NIE BYŁAM TWOJA MATKĄ! WYPIERDALAJ".

Znowu jestem zbitym, mokrym burkiem, na szczęście poznałam go. Widziałam jak jego serce zaczęło szybciej bić, a jego źrenice drastycznie się powiększyły, uśmiecham się, pomimo że oczy zdradzały całą przeszłość. To on był dla mnie oparciem, to z nim chciałam spędzić sylwestra, to z nim chciałam spędzić życie. Nie myślałam, że to życie będzie trwało tak krótko. Jechaliśmy na imprezę sylwestrową- jednak fajerwerki wystrzeliły za szybko... zaraz, zaraz... to nie fajerwerki- to lampa samochodu zbliżająca się w zastraszającym tempie. Przy prędkości zbliżającego się światła, świat zwolnił- słyszałam każdą nutę w piosence z radia, czułam dokładniej swój puls - widziałam jak bardzo Dawid stara się zmienić los. Udało się! Żyjemy! Od teraz zapominam o przeszłości! Rodzę się na nowo! Koniec przeciwności- od teraz nie ma mnie - jesteśmy My!

Przeszłość

Suma wszystkich dotychczasowych przeżyć składająca się na JA

 

Wierzysz może w to, że dla każdego z nas jest stworzony drugi człowiek? Wiesz... Tak jak te połówki jabłka...

Ja w to nigdy nie wierzyłam. Miłość była dla mnie tak odległa, że nawet przez myśl mi nie przeszła wizja białej sukni, czy nawet wieczorów przy zachodzie słońca. Życie od najmłodszych lat nie oszczędzało mi cierpienia. W wieku dwóch lat straciłam rodziców w wypadku samochodowym, potem wychowywałam się w bidulu. Już pewnie w głowie masz miliony myśli, co? Pewnie jest jakąś patolą, ćpa, chleje na potęgę, a ciało uznaje za miejsce publiczne. Nie przejmuj się, wiele osób przypisuje mi taką łatkę. Ja już się do tego przyzwyczaiłam. Nie będę Cię teraz przekonywać do tego, że to nie moja wina, że trafiłam do domu dziecka. Chcę po prostu podzielić się swoją historią, chcę ją z siebie wyrzucić, chcę dać upust emocją i pokazać Ci jak wygląda ten świat.

 

Jak to jest być wychowankiem bidula? Czujesz się jak kolejny ciężar, jak kolejna "rzecz" z którą pracownicy muszą sobie poradzić. Pomimo tego, że poznając świat, poznawałam go już w nowym "domu", nie było mi źle- prawdopodobnie dlatego że innego nie znałam i zawsze wiedziałam, że nie mam na wyłączność żadnej "cioci". Od małego myślałam, że to całkowicie normalne, że tak właśnie wygląda życie. Ale gdy już podrosłam, zazdrościłam koleżankom, które trafiły tu w wieku 8-9 lat. Opowiadały mi czasem o wigilii, prezentach, o babci i o ojcu. Teraz wiem, że one poznały ten inny świat, ale przez to były słabsze. Ja zawsze miałam więcej siły od nich, więcej uporu, odwagi, mogłam marzyć. I wymarzyłam! Ktoś mnie zechciał, ktoś chciał mnie pokochać! W tym całym szarym i brudnym jak ściany w moim pokoju życiu, ktoś pokazał mi tęczę. Pamiętam doskonale swoje myśli, swoje uczucia - tą ekscytację, radość "BOŻE DZIĘKUJĘ CI, ZA TO, ŻE JESTEM PO PROSTU CHCIANA"

I stało się! Miałam rodzinę! Poznałam to o czym mówiły koleżanki! Usiadłam do wigilijnego stołu! Dla Ciebie to może być normalne, ale na pewno, gdy wspominasz ten świąteczny okres ze swojego dzieciństwa to na Twojej twarzy pojawia się uśmiech.

Ja zaznałam tego znacznie później, ale dzięki temu doceniam go jeszcze bardziej. Pamiętam te wigilijne przygotowania. Ciocię w kuchni, która nucąc kolędy przygotowywała ciasto do pierników. Wujka, który z pełnymi torbami zakupów wchodził z uśmiechem do domu krzycząc: "Komu mandarynkę?". Po raz pierwszy w moich oczach pojawiły się łzy szczęścia. Z pełnym zaangażowaniem myłam wszystkie okna w domu, za którymi powoli padał śnieg na tle pomarańczowej żarówki z lampy drogowej. Pamiętam jak przyrodni brat Karol przyciął sobie kciuka, gdy kroił marchewkę. Śmieliśmy się wtedy, że pomylił palca z marchewką. Pamiętam, jak nagle w całym domu zapadł mrok, po tym jak Natalka chciała podłączyć choinkowe lampki... też zawsze mieliście problem z rozplątaniem tych kabli? Mnie w bidulu nie nauczyli, że trzeba to robić delikatnie, szarpałam aż przerwałam kable, które zrobiły zwarcie. Z tego też się śmieliśmy. W tym okresie nie było czasu ani miejsca na smutki, żale czy kłótnie.

Gdy siedzieliśmy przy wigilijnym stole zastanawiałam się po co Ciocia nakrywa do miejsca, gdzie nikt nie siedzi. Wujek wytłumaczył mi o co chodzi z tą tradycją. Marzyłam wtedy, aby przyszła moja przyjaciółka Kinga, z która wspólnie bawiłam się w domu dziecka. Chciałam, aby ona też zaznała tych niewiarygodnych emocji. Pamiętam prezent, który dostałam pod choinkę, kasetę VHS z bajką "Pszczółka Maja - Narodziny; Maja uczy się fruwać " gdzie Klementynę dubbingowała Teresa Lipowska.

Wiedziałam, że ten magiczny okres to początek nowego życia, nie mogłam doczekać się sylwestra i nowego wspaniałego roku. Nowi rodzice byli wspaniałymi wychowawcami - nie zabraniali niczego - za każdym razem mówili "Wiesz, że Ci ufamy". Mijały kolejne lata i koleje wigilijne kolacje. Poznawałam na nowo życie. Wieczory spędzałam nad Ukielem, tam poznałam ludzi, którzy stali się moimi przyjaciółmi. Godzinami rozmawialiśmy przy zachodzącym słońcu, które odbijało się na tafli jeziora, na wszystkie tematy. Od sposobów na szybkie chudnięcie do sensu istnienia. Moje życie w końcu wyglądało jak życie. Miałam wsparcie, wspólnie ze znajomymi dzieliliśmy się swoimi problemami jaki i sukcesami.

Byłam lubiana i to nie tylko dlatego, że pozwalałam ściągać na matematyce. Mogłam robić wszystko, ale ze świadomością, że rodzice mi ufają i muszę wracać przed 22.

Ciocia Ania i Wujek Marek nie pracowali, utrzymywali się z tego, że stworzyli dom dla takich dzieci jak ja. Dzięki temu mieli więcej czasu dla nas wszystkich. Mieli więcej czasu na to, żeby nas kochać i nauczyć nas miłości. Dorastałam przy cieple rodzinnego domu. Byłam dobrą uczennicą, wygrałam nawet kilka konkursów polonistycznych. Dostałam się do dobrego liceum, po którym miałam iść na studia ekonomiczne, ale trach...

Pewnego dnia, gdy wracałam ze swojej osiemnastkowej imprezy urodzinowej u znajomych, w moim pokoju znalazłam spakowane rzeczy z karteczką "To już czas". Ale jak to tak? To żart, w tej torbie na pewno jest prezent! Niestety, pomyliłam się, to nie był żart, dostałam 3 tysiące na start i kopniaka na szczęście. Na początku byłam przekonana, że zrobiłam coś nie tak. Może to przez to, że spróbowałam marihuany na imprezie urodzinowej? Może za rzadko mówiłam Cioci, że ją kocham? A może oni nigdy mnie nie kochali? Może mieli mnie tylko dla pieniędzy? To nie czas by się nad tym zastanawiać! Znowu jestem jebanym burym psem na ulicy. Zamiast poznawać historię polski, włóczyłam się po galerii handlowej i zastanawiałam się o co chodzi Edycie Geppert... Nie rozumiałam, za to odnalazłam sens w innej muzyce, poznałam innych ludzi i inną kulturę. Świat po dawce THC, nie był już taki paskudny. Mogłam sobie pozwolić na to, aby usiąść gdzieś na schodach czyjegoś domu i marzyć o tym, że tam mieszkam, że tam mam rodzinę. Potrzeba bliskości, potrzeba świadomości, że się kogoś ma była tak silna, że odnalazłam ją wśród ludzi, którzy codziennie wieczorem stoją w ciemnej uliczce czekając, aż ktoś przybije im piątkę. Poznałam masę dziewczyn, których życie również skrzywdziło. Czułam z nimi więź. Coś nas łączyło. Nazywaliśmy się siostrami i wspólnie spędzaliśmy czas.

Pierwsza impreza z nowymi koleżankami.

W takim klubie jeszcze nie byłam - rzadko bywałam w jakimkolwiek. Jest cudownie, czuję jak basy z głośników przenikają przez moje ciało, pobudzając je do ruchów. Jest pięknie, dookoła siebie widzę uśmiechniętych ludzi, z każdego przedziału wiekowego. Ręce poszły w ruch, kolana uginają się w rytm muzyki. Uśmiecham się. Piękne uczucie, zastanawiałam się tylko czemu moje przyjaciółki się nie bawią. Jebać to! Wbijam do baru - wściekłego psa poproszę - chlus, chlus, chlust. Teraz cały parkiet jest mój, Obroty, zmysłowe ruchy, skakanie po sufit - ta noc jest moja, moja i moich przyjaciółek, których nie mogę znaleźć. Znalazłam je po półgodzinie... w toalecie... Już wiem skąd mają na markowe ubrania. Brzydzę się nimi... Czas zamienić klub na wygodne łóżko w domu.

Nazajutrz wiedziałam, że coś straciłam, ŻE ZNOWU KOGOŚ STRACIŁAM. Nie mogłam sobie na to pozwolić, zadzwoniłam do Karoliny a wieczorem już odzyskałam swoje przyjaciółki. Cieszyłam się, że udało mi się je odzyskać. Musiałam tylko opierdolić pałę pierwszemu lepszemu chłopakowi na imprezie - tak aby zapieczętować przyjaźń, która będzie trwała aż po śmierć.

Druga impreza z przyjaciółkami.

Mam Déjà vu, byłam już w takim klubie. Jest cudownie, czuję jak basy z głośników przenikają przez moje ciało, pobudzając je do ruchów. Jest pięknie, dookoła siebie widzę uśmiechniętych ludzi, z każdego przedziału wiekowego. Ręce poszły w ruch, kolana uginają się w rytm muzyki. Uśmiecham się. Piękne uczucie, Czuję pożądliwe spojrzenia facetów. Jebać to! Wbijam do baru "Cześć przystojniaczku, napiłabym się wściekłego psa - chlus, chlus, chlust. Teraz cały jest mój, Obroty, zmysłowe ruchy, skakanie po sufit - ta noc jest moja, moja i moich przyjaciółek, które będą po grobową deskę. Były w kabinie obok... w toalecie... Kocham je! Ale już czas zamienić klub na wygodne łóżko w domu. Tak się jednak nie stało, Karolina z Basią postanowiły pokazać mi coś więcej. Mówiłyśmy już do siebie siostry i razem połykałyśmy białe tabletki.

Pewnego dnia odezwał się do mnie mój brat. Ten biologiczny. Powiedział, że czuje, że coś jest nie tak, rozkleiłam się, bo w głębi siebie, nie chciałam takiego życia. Obiecał mi pomóc. I tak się stało. Mogłam liczyć na jego wsparcie finansowe. Mimo, to do szkoły już nie wróciłam. Przeprowadziłam się do Gdańska. W wolnym czasie (czasie, w którym muzyka w klubie wydawała mi się za głośna) rozprowadzałam towar, z którego zawsze mogłam wziąć coś dla siebie. Czy zostałam ćpunką? Tak i nie. Lubiłam to, była to moja odskocznia, ale nigdy nie czułam, że muszę coś wciągnąć czy połknąć. Robiłam to tylko po to by lepiej się bawić, a towar, który rozprowadzałam to pozostałości z czasów, gdy mój brat jeszcze milczał.

Niby wszystko już okej, mam mieszkanie, stać mnie na ubrania - kupuję za pieniądze, nie za lody, mogę wyjść do restauracji zjeść, ale nadal brakowało mi kogoś, kto po prostu by był dla mnie. Bardzo lubiłam chodzić do marketu, który był nieopodal mojego mieszkania. Chodziłam zawsze do jednej i tej samej kasjerki - do Pani Jadzi. Przez te klika minut przy kasie rozmawiałyśmy ze sobą i chyba obie czułyśmy, że nadajemy na tych samych falach. Od słowa do słowa umówiłyśmy się na pierwszą kawę. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów, wylałam z siebie wszystko. Opowiedziałam swoją historię. To co już wiecie i klika zatajonych przed wami opowieści. Na przykład opowieść o mojej pierwszej miłości.

Było to za czasów Licealnych, gdy jeszcze miałam rodzinę. Do równoległej klasy 3C, chodził Paweł. Był lubiany przez wszystkich. Dzięki swojemu poczuciu humoru oraz wysokiej aparycji zdawał wszystkie egzaminy. Uwielbiałam na niego patrzeć na szkolnych przerwach. Siadałam zawsze na ławce i w milczeniu obserwowałam każdy jego ruch. W wyobraźni widziałam, jak siedzimy w parku trzymając się za ręce i patrząc głęboko w oczy wypowiadamy te dwa trudne słowa. Stan ten utrzymywał się przez całe półrocze. Opowiadałam swoim przyjaciółkom o tym jak bardzo mi się podoba, że wyobrażam sobie z nim swój pierwszy raz. Tydzień przed feriami podszedł do mnie i zapytał, czy mam jakieś plany na drugi tydzień ferii. Zaczęłam się jąkać i czułam jak zamieniłam się w buraka - i to na pewno nie cukrowego - bo w wyrazie mojej twarzy nie można było dostrzec nic słodkiego. Wyglądałam jak podczas udaru i wykrztusiłam tylko z siebie: znaczy się... yyy... mówisz o tym tygodniu? Mam zamiar wydepilować nogi. Shit! Serio? Marysia co z Tobą! Na szczęście Paweł uznał to za żart i zaprosił mnie na kawę i obiad. Cały pierwszy tydzień ferii siedziałam w domu i stresowałam się tym dniem. Byłam podekscytowana, byłam tak szczęśliwa, że wyjeżdżam i to poza wszelką skalę.

I nadszedł ten dzień. Ubrałam specjalnie kupiona na ta okazję czerwoną suknię po kostki i szpilki. Weszłam do restauracji, kelner podszedł i powiedział, że stolik numer 6 jest zarezerwowany dla mnie oraz że jest tam dla mnie list. Czułam się wyjątkowo, szłam jak diva, jak modelka na wybiegu. Usiadłam, otworzyłam kopertę i czytam. Droga Marysiu, cieszę się, że tu jesteś, bo możesz przeczytać to co mam Ci do powiedzenia: spierdalaj do budy bezpański psie. Pod stołem masz karmę. Pozdrawiamy 3C.

W tym momencie umarłam. Nie chciałem żyć. Do tej pory gdzieś w sieci krąży filmik jak zapłakana wybieram z restauracji a w tle słychać śmiechy- w tym moich "przyjaciółek".

Wcześniej pominęłam wiele przykrych epizodów z mojego życia. Pominęłam fakt pierwszych zarobionych pieniędzy swoim ciałem. Po imprezie, gdy już odzyskałam przyjaciółki Nie miałam gdzie pójść... Chodziłam więc po ulicach bez celu. Byłam głodna i zmarznięta. Skierowałam się w stronę dworca. Usiadłam na ławce w pobliżu bezdomnych i starałam się ignorować burczenie w brzuchu. Próbowałam zasnąć. Nad ranem zbudził mnie jakiś menel, który bez słowa podał mi bułkę. Przyjęłam ją z wdzięcznością. Odrobinę zaspokoiwszy głód siedziałam na ławce i obserwowałam ludzi, ale nie bezdomnych, tylko tych eleganckich, spieszących się gdzieś. Każdy z nich miał jakiś cel, każdy gdzieś zmierzał. Po raz kolejny zazdrościłam innym tego normalnego życia...

Z zamyślenia wyrwał mnie starszy pan, który usiadł obok mnie. Nie bezdomny, tylko czysty, elegancko ubrany mężczyzna. Nie chciałam obcemu facetowi opowiadać swojej historii, która pewnie i tak by to nie poruszyła, więc szybko skłamałam, że czekam na kogoś. Wiedziałam, że mi nie uwierzył, ale nie skomentował tego. Zapytał, czy nie chciałabym zarobić trochę forsy, robiąc mu przyjemność. Poszłam z nim. W tym momencie głód wziął górę nad dumą. Miałam wyrzuty sumienia, gdy było już po wszystkim, ale zagłuszyłam je, fundując sobie w dworcowym barze obiad. Obiad, schabowy z ziemniaczkami i sosem z kurek. Pomyślałam, że zarobienie forsy na dworcu nie jest wcale takie trudne i gdy wydałam ostatni grosz, postanowiłam sama złapać klienta. Prowokowałam mężczyzn spojrzeniem, uśmiechem, no i w końcu się udało! Za drugim razem obrzydzenie do siebie było znacznie mniejsze. Liczyły się pieniądze. Od tej pory sprzedawanie swojego ciała stało się moim sposobem na życie. Czasem udało się zarobić więcej, czasem mniej, a bywało tak, że nie zarobiłam nic. Jezu, jak dobrze, że wtedy pojawił się brat i to wszystko się skończyło.

Ale ja jestem chaotyczna. Więc tak, Jadzia była osoba, która poznała całą moją historię i mimo to przytuliła mnie i powiedziała: już będzie dobrze dziecko. Chodź, prześpisz się dzisiaj u mnie. Zgodziłam się a rano, gdy wstałam na stole zobaczyłam śniadanie i list - Smacznego, kochana córeczko! - ten list był dużo przyjemniejszy. Zostałam kolejną noc i kolejną. Z czasem czułam się już jak u siebie. Dzięki mojemu bratu, mogłam kupować jedzenie i robić śniadania, obiady i kolacje mamie. Byłam w stanie opłacać wszystkie rachunki. żyło nam się bardzo dobrze. Pewnego dnia Jadzia powiedziała, że musimy się przeprowadzić. Mnie to już nie robiło różnicy, kolejne nowe miejsce, najpierw rodzinny Olsztyn, później obrzydliwy Gdańsk - i nie pod względem miasta, tylko przeżyć - dałam dupy za pieniądze - te miasto nie może się kojarzyć dobrze. Nowym miastem okazał się Lębork. Małe miasteczko na pomorzu. Czułam się tam wspaniale. Urokliwa starówka, ciche i spokojne miejsce na ziemi. Tam też poznałam Dawida.

Tam po raz drugi się zakochałam, z tym, że tym razem z pewnością, że to się uda. Dawida poznałam przez Internet. Napisałam na Facebookowej stronie, że jestem nowa w mieście i chętnie kogoś poznam. Pamiętam, tą małą pizzerię w grudniowy dzień. Zamówiliśmy pizzę z bananami i kurczakiem - genialne połączenie. Rozmawialiśmy przez cały czas, lecz nie rozmawialiśmy o naszej przeszłości. Dzieliliśmy się wspólnym hobby o marzeniach i ulubionych kolorach. Spotykaliśmy się coraz częściej i uwielbiałam z nim spędzać czas, leżeć w jego ramionach i obserwować grudniowe gwiazdy w aucie przy otwartym dachu. Postanowiliśmy wspólnie spędzić sylwestra. Kolejne magiczne święta i magiczny nowy rok.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Bożena Joanna 07.03.2019
    Wciągnęła mnie Twoja opowieść. Chętnie poznam ciąg dalszy losów "biednej" Marysi. Po tytule spodziewam się, że zdarzy się coś niezwykłego. Serdecznie pozdrawiam!
  • Bez_rak 14.03.2019
    Bardzo się cieszę, że udało Ci się wejść w świat Marysi i Dawida :) już są dwie kolejne części :)
  • Wrotycz 07.03.2019
    Przyznam, że najbardziej ciśnienie mi skoczyło, gdy bohaterka zobaczyła swoje spakowane rzeczy w dniu osiemnastych urodzin.
    Tu chyba zakończyłabym opowieść.

    Generalnie bardzo 'literacką", mnożenie przypadłości odrealnia świat Marysi.
    Pozdrawiam.
    Temat ważki, dobrze że podjęłaś.
  • Bez_rak 14.03.2019
    Cześć :) Jest to historia oparta na faktach, dlatego też nie mogłem jeszcze kończyć tej historii :) Mam nadzieję, że Marysia i jej losy jeszcze nie raz wywałają u ciebie żywe reakcje i emocje :)
  • Canulas 14.03.2019
    Zajebiste. Cyfry, poza datami, można zapisać słownie, ale od strony treści - poruszajace. Idę dalej.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania