Poprzednie częściWeneckie Lustro na Biegunie cz. 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Weneckie Lustro na Biegunie cz. IV

Przyszłość

Czas powalczyć o przyszłość, nie ważne, ile będzie trwała.

 

//Marcin//

Życie to taka linia, prosta linia, lecz w dowolnym momencie możemy skręcić w dowolnym kierunku, podejmując jakąś decyzję. Za to ta decyzja tworzy nową linię, odnogę i biegnie dalej prosto do czasu podjęcia kolejnej decyzji. Pewnie widzisz teraz taką długą prostą linię, którą płyniemy, aż w naszym życiu nie wydarzy się jakaś konkretna sytuacja, konkretna decyzja. Błąd, tak na prawdę tych linii nie jesteśmy w stanie nawet przejrzeć pod Mikroskopem, jest tak mała, że tworzy tylko prawie niewidoczną kropeczkę.

Bo przecież w każdej sekundzie, w każdym ułamku sekundy podejmujemy decyzję. Nawet teraz, podjąłeś decyzję, że siedzisz, lub leżysz i czytasz to co napisałem. Wiesz jaki to ma ogromny wpływ na Twoją przyszłość? Przecież mogłeś w tym momencie podciąć inna decyzję i na przykład wyjść na spacer, podczas którego mógł Cię potrącić samochód, albo mógłbyś znaleźć wygrany kupon lotto. Ale są też takie zmiany czy decyzję, które są w pełni świadome, są wielkie, np. decyzja o zmianie pracy, decyzja o zmianie miejsca zamieszkania, ślubie, rozwodzie… Całe nasze życie jest sumą decyzji…

Więc na co mamy wpływ? Co jesteśmy w stanie zaplanować, jakich decyzji w życiu możemy być pewni? Możemy być czegoś pewni? Możemy być przez to szczęśliwi?

 

Tego jestem akurat pewny – co by się nie działo, możemy i zasługujemy na szczęście. Nie musimy być przyparci do muru, nie musi grozić nam wizja nagłej śmierci czy kończącego się czasu by być szczęśliwym. Po prostu bądźmy, póki możemy cokolwiek czuć.

//Dawid//

To co teraz czuję to niewyobrażalny smutek, żal do świata, mam HIV - to pewne. Jestem jeszcze taki młody, dopiero co zaczynałem widzieć szczęście i przyszłość. Przyszłość w miłości i szczęściu u boku kobiety, którą kocham. A jak to wygląda obecnie? Siedzę w kuchni pod zmywarką, wpatrując się w białą szafkę naprzeciwko i milczę, nawet nie myślę, po prostu trwam w melancholii. Nagle podchodzi do mnie mój przyjaciel, który był u mnie na urodzinach. Prawdziwy przyjaciel, taki co nie musisz nic mówić, a on już wie że coś jest nie tak. Siada obok mnie, również podziwia, normalna białą szafkę kuchenną.

//Andrzej//

Dawid, widzę, że dzieje się coś poważnego, błagam powiedz, co jest, już wiesz?

//Dawid//

Mam HIV, a Marysia jest kurwą. Najgorsze jest to, że to nie jej wina – jest chora.

//Andrzej//

Kurwa, stary! Aaaaarr!! Wiem, że to nie odpowiedni moment, ale muszę Ci to powiedzieć. Na Twoich urodzinach zostałem zgwałcony, byłem nieprzytomny, nie wiedziałem co robię. Marysia wszystko sprowokowała a ja się temu poddałem, przepraszam stary.

//Dawid//

„Wiesz, że musisz się ze mną wybrać na badania?”

Nic więcej nie chciałem mówić, nie czułem nawet do niego złości, przeciwnie, współczułem mu, mało tego, czułem się winny, tak jakbym to ja go zaraził.

Co za pojebana akcja, w tak krótkim czasie spierdoliło się dosłownie wszystko, wszystko…

Chodzimy do specjalisty z Marysia. Przede mną cały czas badania, na które nie miałem odwagi pójść. Ale chyba mi się nie dziwisz. Najlepsze jest to, że uznałem to wszystko za żart i nie brałem tego na poważnie - było wręcz POZYTWYNIE, wszystko na PLUS. Temat mojej choroby gdzieś uciekł, przejmowałem się bardziej tym, jak bardzo nienawidzę kobiety, która jeszcze kilka dni temu, była dla mnie najważniejsza. Z dnia na dzień coraz trudniej było mi uciszyć negatywne uczucia myślami, że przecież jest chora psychicznie. Wydaje mi się, że zawiodła gdzieś edukacja. Ja nigdy wcześniej nie miałem styczności z osobami chorymi psychicznie, przecież oni wyglądają tak jak my, podobnie się zachowują, co ich upoważnia do tego, że mogą mnie krzywdzić? Pomału gubiłem empatie, coraz bardziej miałem tego dość. Kropkę nad „i" postawiła moja mama, która jak się dowiedziała o mojej sytuacji, pożegnała mnie słowami „Przestań Nas zarażać”. Nie mieliśmy już wyboru, nie mieliśmy już dachu nad głowa. Ja nocowałem u Andrzeja, a Marysia wróciła do Karoliny do Gdańska. Leząc sam w łóżku przyjaciela, czułem spokój, po raz od dłuższego czasu. Mogłem się położyć sam, nie przejmując się tym, co robi, co myśli i jak się czuje Marysia. Któregoś kwietniowego poranka, Andrzej powiedział, że już czas, minęły 3 miesiące i możemy udać się na badania. Serce przyspieszyło, tak jakby brało udział w wyścigach F1. Ale wiedziałem, że odwrotu nie mam. Zgodziłem się i nazajutrz siedzieliśmy w milczeniu w aucie. Rejestracja i oczekiwanie. Najdłuższe kurwa oczekiwanie w moim życiu – na tamten moment, bo jak się okazało, dziś tylko pobierają krew, a wyniki za 3 dni. Wracaliśmy również w milczeniu. Kolejne dni również spędziliśmy w milczeniu. Az do momentu, gdy czekaliśmy na wyniki. Wyobrażałem sobie wtedy swoje szczęście, gdy dowiem się, że wynik jest negatywny. Miałem wizje tego co zmienię w tym nowym życiu. Czułem ze właśnie dostaje druga szanse. Ale też po drugiej stronie miałem wizje wyniku pozytywnego. Te 30 minut nagle się wydłużyły. Zdałem sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie jestem już u kresu swojego życia.

Ej, kurwa jakie poranki są piękne, gdy wschodzi słonce!

Jakie to cudowne ze zimą mamy śnieg!

Jak pięknie jest usiąść po dniu w pracy i odpoczywać.

Jak pięknie jest wziąć pierwszy łyk kawy po przebudzeniu.

Jak pięknie jest chodzić po górach.

Jak pięknie jest podziwiać bezkres morza.

Jak pięknie jest po prostu rozmawiać ze znajomymi.

Jak pięknie jest moc się uśmiechać.

Jak pięknie jest moc wziąć głęboki wdech.

Jak pięknie jest się napierdolić w weekend.

Jak pięknie jest być trzeźwym.

Jak pięknie jest ściągnąć buty po całym dniu gonitwy.

Jak pięknie coś komuś dać.

Jak pięknie wrócić do domu po dłuższej nieobecności.

Jak pięknie jest położyć się pod świeżo wyprana pościelą.

Jak pięknie usiąść w parku chowając się w cieniu pod wielkim dębem.

Jak pięknie jest wyjść na spacer.

Jak pięknie jest żyć!

//Andrzej//

Ja już mam wyniki, twoja kolej, poczekam na Ciebie

//Dawid//

Widziałem, jak trzęsą mu się ręce, słyszałem, jak trzęsie się mu glos, ja w miarę spokojnie wstałem, klepnąłem Andrzeja w ramie, wziąłem głęboki wdech i złapałem za klamkę. Dawid Płotka, powiedziałem, powiedziałem? Wypłakałem – spokój opuścił mnie w kilka sekund. Jest biała koperta z moim nazwiskiem. Dziękuje i „wszystko będzie dobrze, powodzenia!” Usłyszałem zamykając drzwi. Na korytarzu siedział Andrzej wpatrując się w napis na swojej kopercie. To zaczynaj! Powiedziałem zaciągając nosem i wycierając łzy z policzka. Andrzej automatycznie po tych słowach zaczął nerwowo rwać kopertę, przerwał na pól, kawałek wyniku spadł na ziemie, upadł z napisem NEGATYWNY.

„Kurwa, negatywny! Stary mamy drugie życie! Drugą szansę, nie spierdolmy tego, błagam Cię! Kurwa, ale jestem szczęśliwy.” Rzuciliśmy się w sobie w ramiona plącząc, tym razem z radości. Nie jestem pewny czy cieszyłbym się tak przy wygranej w LOTTO! Idziemy to opić! Prześpimy się u Karoliny i Marysi. Usiedliśmy w małym barze, zamówiliśmy po piwie, jednym, drugim, trzecim, czwartym – planując przy tym wspólny wyjazd gdzieś w cieple kraje, gdzie woda jest lazurowa a zamiast drzew są palmy. Poszliśmy już chwiejnym krokiem do mieszkania Karoliny. Dziewczyny przygotowały wspaniałą kolację. W dobrych humorach spędziliśmy wieczór.

Marysiu wiem, że przechodzisz trudny okres, ale też musisz się przebadać... tym bardziej, ze teraz mamy pewność, ze wszystko jest ok.

//Marysia//

Zrobię. Zrobię to dla Ciebie Dawid. Ale najpierw spalmy Twoje wyniki – tak na szczęście.

//Dawid//

W sumie do niczego mi nie były potrzebne, wyszliśmy na balkon, Marysia odpaliła zapalniczkę, a ja ostentacyjnie wyciągam wynik z koperty, prostuje kartkę i przykładam róg do ognia. Mimochodem rzucił mi się w oczy napis POZYTYWNY. Kurwa, to nie możliwe, przybliżam, czytam, mam HIV. Coś we mnie pękło.

„Ty jebana szmato, ty kurwo! Nienawidzę Cię dziwko! Zniszczyłaś mi życie, zabrałaś mi widok wnuków, zabrałaś mi tyle wschodów słońca. Nienawidzę Cię, słyszysz, NIENAWIDZĘ CIĘ JEBANA KURWO. Dla mnie już nie istniejesz.

Nie sądziłem ze te słowa spowodują, że Marysia będzie chciała skoczyć z balkonu.

Skoczyła, zdążyłem ja tylko dotknąć za dłoń. Później już widziałem rozlewająca się czerwona plamę. Spadla na śmietnik. Nie przeżyła.

Czy ktoś mi uwierzył? Podziwiam jedne z moich ostatnich wschodów słońca zza krat.

Następne częściWeneckie Lustro na Biegunie cz. V

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Freya 15.03.2019
    Ten ci nie wszedł na główną stronę, ponieważ program dopuszcza 2/24h – to tak dla wiedzy na przyszłość. Pzdr
  • Canulas 15.03.2019
    Literówek tym razem dużo więcej, ale i część piekielnie mocna.
    Wstrząsnęło

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania